Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

tworki, pętla czasu, odklejnie, lęk, strach i odraza - grzyby ape, bad trip? i pierwsza śmierć ego

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Grzyb zebrany na mokro ważył 40g, w momencie zażywania waga spadła do 10g - około 4g suchych po przeliczeniu, zostało potem jeszcze dojedzone 6g czyli ok. 1,5g - łącznie zażyte po przeliczeniu wychodzi koło 5.5g suchych APE + około 3g jarania cały dzień przed, 1 spliff na końcu
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Dom, więc przyjazne miejsce na psychodeliczną jazdę. Chciałem osiągnąć śmierć ego, było to już co najmniej 4 podejście. Zrelaksowany, podekscytowany, dobry nastrój.
Wiek:
24 lat
Doświadczenie:
-marihuana od 16 roku życia, od 18 nałogowo, obecnie ciąg ponad roczny, sam palę średnio 2g dziennie
-grzyby psylocybinowe od 24 roku życia, przeżyłem może około 10 tripów, zazwyczaj jem 4-5g suszonych
-lsd 1 raz 200ug

Reszta:
-3cmc - około raz na 2 tygodnie, imprezowo
-benzodiazepiny wszelakie - doraźnie, na sen
-z opio to tramal 1 raz w życiu
-w wieku 17-21 dużo amfetminy oraz MDMA, potem zmienione na okazyjne 3cmc. 4cmc i 4mmc
-alkoholik w latach 2019-2023, obecnie po odwyku nie pije ponad półtora roku
-synth kana parę razy
-kokaina raz

tworki, pętla czasu, odklejnie, lęk, strach i odraza - grzyby ape, bad trip? i pierwsza śmierć ego

Pierwszy raport, napisany na kolejny dzień po doświadczeniu około godziny 17, starałem się jak najlepiej opisać przeżycia oraz napisać to tak, żeby oczy nie bolały od czytania ;)

 

Start: około 21:00

 

Zarzuciłem pierwszą dawkę (+-4g suchych grzybów APE) przepalając ich podły smak pysznym spliffem. Siedziałem ze znajomym (dalej - pan G), spaliliśmy tego wąsa i sobie siedzieliśmy jak to nowocześni, poważni ludzie - z mordami w telefonach pokazując sobie co chwila śmieszne memy.

 

T+10 minut - grzyby były półmokre więc zaczęły działać o wiele szybciej niż suszone. Dłonie zalały się potem, poczułem pierwsze nudności, odechciało mi się wszystkiego - ten potężny bodyload zwiastował, że czeka mnie dziś doświadczenie jakiego jeszcze nie znałem. Pan G potwierdził, że moje źrenice się powiększają.

 

T+20 minut - szok, już pierwsze wizuale, na szarej betonowej podłodze w moim garażu zaczynają pojawiać się geometryczne wzory. I nie tylko na niej. Wszędzie. Norma, przyzwyczaiłem się do tego, standardowe wizuale na grzybach, jedyne co mnie zaszokowało to czas po jakim poczułem pierwsze efekty.

 

T+30 minut - zrobiło się troche przytłaczająco, żegnam się z Panem G, wchodząc do domu zauważam, że betonowe kostki przed moim domem zaczynają lekko świecić. Pojawiają się też lekkie CEV'y. Trafiam do łóżka, gdzie zapalam papierosa.

 

T+1h - weszła pełna faza z grzybów, oprócz wizuali doświadczam również euforii i lekkich introspekcji. Znów zastanawiam się nad sensem życia, czemu się toczy tak jak toczy, co mogę zrobić w nim lepiej i czego się pozbyć aby być lepszym człowiekiem. Stety-niestety grzyby odejmują mi kontrolę. Włączył się ćpuński mechanizm chęci dojebania się na maksa - stwierdzam, że ja to jestem szaman i się w tańcu nie pierdolę, dojadam jeszcze 6g półmokrych grzybów (ok. 2-2,5 suchych). Nie omieszkam się tym pochwalić nagrywając swoją mordę rozsyłając to znajomym. Co poeta miał na myśli? Nie wiem, to już były pierwsze momenty kiedy traciłem kontakt z rzeczywistością.

 

T+1h15m - w tym momencie czas się zatrzymał, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie więc dalsze znaczniki czasowe będą na oko. Czułem się jakbym wpadł w pętle czasu, jakby się zatrzymał, na zegarku zniknęły wskazówki, nie mogłem też odczytać godziny z telefonu. Próbowałem odpalić papierosa, jednak zrobiłem to tak nieporadnie, że od razu zgasł. Po tym gdy zgasł gdy trzymałem go w dłoni zrobił się przeraźliwy, ciężki, emitowała od niego jakaś zła energia. Lekko mnie to przestraszyło, odłożyłem popielniczkę z tym niedopałkiem poza łóżko. Idę też do toalety, samo dotykanie klamek i tak prozaiczne czynności jak zamykanie/otwieranie drzwi są przerażające. Wracam do łóżka. Próbuję napić się Pepsi która stoi w 2-litrowej butelce koło łóżka, ale moje palce zmieniają się w mini-butelki tej Pepsi. Horror. Strach i odraza.

 

T+1h30m - 3h - to koniec... Ego odkleiło się od ciała. Leżę teraz w łóżku, zwinięty w kulkę, przerażony, mokry jakbym wjechał do wody w ubraniach. Jedyne co czuję fizycznego to to, że cały czas mam okropne mdłości. Czuję wymioty już na końcu języka ale twardo się trzymam i nie daje im ze mnie wyjść. Uświadamiam sobie, że straciłem kontakt z rzeczywistością. Mam wrażenie, że byłem u mojej mamy, obudziłem ją i przeprosiłem za to jakim jestem zawodem. Nie wiem czy to prawda. Od tego momentu też nie mam pojęcia, czy rzeczy które myślałem były tylko w mojej głowie, czy każdą myśl głośno wypowiadałem. A myśleć było cholernie ciężko - takiej gonitwy myśli i zagubienia nie doświadczałem nawet po końskich dawkach MDMA. Odkleiło mi się, odjebało mi totalnie pomyślałem. Wiedziałem, że moja dusza i ciało zgubiło połączenie. Wiedziałem też, że mogą się dziać różne rzeczy na zewnątrz.

 

Zastanawiałem się, czy może już jestem w karetce, może w Tworkach w tym zakładzie dla psychicznie chorych a może już umarłem? Czy tak wygląda śmierć? Jeśli tak to jest straszna, okrutna, bolesna - szczególnie psychicznie. 

 

Zaczynam więc robić rachunek sumienia, moje myśli/słowa skupiają się na przepraszaniu bliskich - mamy, babci, dziewczyny - za to, że straciłem dziś kontrolę i jeśli nie umrę to co najmniej będę w tej krzywej fazie do końca życia.

 

Momentami pytam się czy możecie mi dać coś na uspokojenie - to pewnie wzięło się z tego, iż podejrzewałem, że mogę znajdować się w karetce. W jednym momencie poprosiłem o wkłucie relanium, ale nic się nie zadziało.

 

Dochodząc do kulminacyjnego momentu strachu, depersonalizacji i derealizacji pojawiła mi się w głowie myśl, żeby wyjść po nóż i się odjebać, żeby ten stan się skończył. Na szczęście doświadczenie psychonauty pozwoliło mi ogarnąć, że jestem na srogiej piździe i to przejdzie. Wtedy też wkręciłem sobie, że śpię i to po prostu bardzo straszny koszmar, potrzebuję czasu i to minie. Mam również wrażenie, że byłem w toalecie - nawet jeśli tak było to moje ego zostało w pokoju, a ciało samo się tam skierowało.

 

Oczywiście rozszczepiony umysł co chwila o tym zapominał i sobie przypominał - w momentach zapomnienia zastanawiałem się czy jestem w jakimś zakładzie dla obłąkanych przypięty do łóżka, może nade mną stoi mama z dziewczyną, a może jestem niczym Popek w śpiączce i gdy się obudze będzie na przykład czerwiec 2025.

 

Tutaj jeszcze wrócę do warsty wizualnej, mając zamknięte oczy widziałem wszystko jakbym miał otwarte - bardzo dziwne, nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. I mój mózg sam sobie decydował kiedy jest pora to odciąć, a kiedy jest pora żebym "przejrzał na oczy". Łóżko zmieniło się w nie wiem co, było straszne, nie chciałem w nim przebywać, ale nie byłem w stanie zrobić nic innego niż znów się zwinąć w kulkę i czekać aż się to skończy.

 

T+3h - oho, słyszałem babcię jak kaszle. To dobry znak, pomyślałem że ten koszmar się kończy, że jeszcze trochę i wrócę do tego świata.

 

T+3h30m - przebudzenie. Obłęd. Cały trip się skończył praktycznie jak ręką odjął. Jedynie wizuale lekkie pozostały i schodziły. Otworzyłem oczy, zaciągnąłem potężny haust powietrza, podniosłem się i popatrzyłem w lustro nie dowierzając, że żyję. Myślałem, że już umarłem i się teraz toczy życie po śmierci. Telefon leżał koło głowy z odblokowanym ekranem na konwersacji z Panem G, ostatnia wiadomość ponad 3 godziny temu, piszę do niego czy żyję, on mnie uświadamia, że przeżyłem, zaczynam się zwierzać z tripa i poskładać do kupy. 

 

Wysyłam mu filmy i głosówki, mówię bełkotliwie, gubie się. W zasadzie to pierdole bez sensu, ale w mojej głowie opowiadam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Bełkot z czasem zamienia się w pełne zdania, dzieje się to dość szybko, myślenie wraca do normy. Zaczynam płakać uświadamiając sobie jak bardzo kocham moich bliskich, jak wiele dla mnie znaczą i jaką wartość ma życie które miałem za nic.

 

T+4h30m - zeszły wizuale, zeszło wszystko, czuję się znów trzeźwy, skręcam spliffa i wychodzę do garażu aby go spożyć na sen. Praktycznie go nie poczułem ani trochę.

 

T+7h - około godziny 5 w końcu udaje mi się zasnąć.

 

DZIEŃ KOLEJNY - EPILOG

 

Budzę się koło godziny 10, zastanawiam się czy matka mnie widziała wczoraj w tym stanie. Na szczęście okazuje się, że nie. 

 

Każdy normalny człowiek po takim przeżyciu by to wszystko jebnął, ale nie ja. Ja widzę w tym jakiś sposób na uratowanie swojej zrujnowenej syutacją życiową psychiki.

 

Jaka jest puenta tego tripa? Taka, że kocham życie. Kocham bliskich. Uwierzyłem, że wszystko co robię w swoim życiu ma sens i się czemuś/komuś przysłuży. W dniu dzisiejszym zeszło ze mnie rozdrażnienie, które towarzyszyło mi ostatnimi tygodniami. Mam nadzieję, że to permanentne, a nie tylko chwilowe "afterglow".

 

Dla ludzi którzy chcą to osiągnąć - miejcie nańkę, ja gdybym nie skontrolował tego stanu to albo bym się zarzygał albo odjebał nożem we własnym domu. Kochajcie życie, bo jest bardzo kruche, całe szczęście może się zmienić w tragiczny odjazd w krótkiej chwili. Ale nie ma upadku po którym nie da się wstać. Zależy tylko jak silny jesteś.

 

"Życie choć piękne to kruche jest,

zrozumie każdy kto otarł się o śmierć"

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
24 lat
Set and setting: 
Dom, więc przyjazne miejsce na psychodeliczną jazdę. Chciałem osiągnąć śmierć ego, było to już co najmniej 4 podejście. Zrelaksowany, podekscytowany, dobry nastrój.
Ocena: 
Doświadczenie: 
-marihuana od 16 roku życia, od 18 nałogowo, obecnie ciąg ponad roczny, sam palę średnio 2g dziennie -grzyby psylocybinowe od 24 roku życia, przeżyłem może około 10 tripów, zazwyczaj jem 4-5g suszonych -lsd 1 raz 200ug Reszta: -3cmc - około raz na 2 tygodnie, imprezowo -benzodiazepiny wszelakie - doraźnie, na sen -z opio to tramal 1 raz w życiu -w wieku 17-21 dużo amfetminy oraz MDMA, potem zmienione na okazyjne 3cmc. 4cmc i 4mmc -alkoholik w latach 2019-2023, obecnie po odwyku nie pije ponad półtora roku -synth kana parę razy -kokaina raz
Dawkowanie: 
Grzyb zebrany na mokro ważył 40g, w momencie zażywania waga spadła do 10g - około 4g suchych po przeliczeniu, zostało potem jeszcze dojedzone 6g czyli ok. 1,5g - łącznie zażyte po przeliczeniu wychodzi koło 5.5g suchych APE + około 3g jarania cały dzień przed, 1 spliff na końcu
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media