tworki, pętla czasu, odklejnie, lęk, strach i odraza - grzyby ape, bad trip? i pierwsza śmierć ego
detale
-grzyby psylocybinowe od 24 roku życia, przeżyłem może około 10 tripów, zazwyczaj jem 4-5g suszonych
-lsd 1 raz 200ug
Reszta:
-3cmc - około raz na 2 tygodnie, imprezowo
-benzodiazepiny wszelakie - doraźnie, na sen
-z opio to tramal 1 raz w życiu
-w wieku 17-21 dużo amfetminy oraz MDMA, potem zmienione na okazyjne 3cmc. 4cmc i 4mmc
-alkoholik w latach 2019-2023, obecnie po odwyku nie pije ponad półtora roku
-synth kana parę razy
-kokaina raz
raporty psychodelikowamator
tworki, pętla czasu, odklejnie, lęk, strach i odraza - grzyby ape, bad trip? i pierwsza śmierć ego
podobne
Pierwszy raport, napisany na kolejny dzień po doświadczeniu około godziny 17, starałem się jak najlepiej opisać przeżycia oraz napisać to tak, żeby oczy nie bolały od czytania ;)
Start: około 21:00
Zarzuciłem pierwszą dawkę (+-4g suchych grzybów APE) przepalając ich podły smak pysznym spliffem. Siedziałem ze znajomym (dalej - pan G), spaliliśmy tego wąsa i sobie siedzieliśmy jak to nowocześni, poważni ludzie - z mordami w telefonach pokazując sobie co chwila śmieszne memy.
T+10 minut - grzyby były półmokre więc zaczęły działać o wiele szybciej niż suszone. Dłonie zalały się potem, poczułem pierwsze nudności, odechciało mi się wszystkiego - ten potężny bodyload zwiastował, że czeka mnie dziś doświadczenie jakiego jeszcze nie znałem. Pan G potwierdził, że moje źrenice się powiększają.
T+20 minut - szok, już pierwsze wizuale, na szarej betonowej podłodze w moim garażu zaczynają pojawiać się geometryczne wzory. I nie tylko na niej. Wszędzie. Norma, przyzwyczaiłem się do tego, standardowe wizuale na grzybach, jedyne co mnie zaszokowało to czas po jakim poczułem pierwsze efekty.
T+30 minut - zrobiło się troche przytłaczająco, żegnam się z Panem G, wchodząc do domu zauważam, że betonowe kostki przed moim domem zaczynają lekko świecić. Pojawiają się też lekkie CEV'y. Trafiam do łóżka, gdzie zapalam papierosa.
T+1h - weszła pełna faza z grzybów, oprócz wizuali doświadczam również euforii i lekkich introspekcji. Znów zastanawiam się nad sensem życia, czemu się toczy tak jak toczy, co mogę zrobić w nim lepiej i czego się pozbyć aby być lepszym człowiekiem. Stety-niestety grzyby odejmują mi kontrolę. Włączył się ćpuński mechanizm chęci dojebania się na maksa - stwierdzam, że ja to jestem szaman i się w tańcu nie pierdolę, dojadam jeszcze 6g półmokrych grzybów (ok. 2-2,5 suchych). Nie omieszkam się tym pochwalić nagrywając swoją mordę rozsyłając to znajomym. Co poeta miał na myśli? Nie wiem, to już były pierwsze momenty kiedy traciłem kontakt z rzeczywistością.
T+1h15m - w tym momencie czas się zatrzymał, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie więc dalsze znaczniki czasowe będą na oko. Czułem się jakbym wpadł w pętle czasu, jakby się zatrzymał, na zegarku zniknęły wskazówki, nie mogłem też odczytać godziny z telefonu. Próbowałem odpalić papierosa, jednak zrobiłem to tak nieporadnie, że od razu zgasł. Po tym gdy zgasł gdy trzymałem go w dłoni zrobił się przeraźliwy, ciężki, emitowała od niego jakaś zła energia. Lekko mnie to przestraszyło, odłożyłem popielniczkę z tym niedopałkiem poza łóżko. Idę też do toalety, samo dotykanie klamek i tak prozaiczne czynności jak zamykanie/otwieranie drzwi są przerażające. Wracam do łóżka. Próbuję napić się Pepsi która stoi w 2-litrowej butelce koło łóżka, ale moje palce zmieniają się w mini-butelki tej Pepsi. Horror. Strach i odraza.
T+1h30m - 3h - to koniec... Ego odkleiło się od ciała. Leżę teraz w łóżku, zwinięty w kulkę, przerażony, mokry jakbym wjechał do wody w ubraniach. Jedyne co czuję fizycznego to to, że cały czas mam okropne mdłości. Czuję wymioty już na końcu języka ale twardo się trzymam i nie daje im ze mnie wyjść. Uświadamiam sobie, że straciłem kontakt z rzeczywistością. Mam wrażenie, że byłem u mojej mamy, obudziłem ją i przeprosiłem za to jakim jestem zawodem. Nie wiem czy to prawda. Od tego momentu też nie mam pojęcia, czy rzeczy które myślałem były tylko w mojej głowie, czy każdą myśl głośno wypowiadałem. A myśleć było cholernie ciężko - takiej gonitwy myśli i zagubienia nie doświadczałem nawet po końskich dawkach MDMA. Odkleiło mi się, odjebało mi totalnie pomyślałem. Wiedziałem, że moja dusza i ciało zgubiło połączenie. Wiedziałem też, że mogą się dziać różne rzeczy na zewnątrz.
Zastanawiałem się, czy może już jestem w karetce, może w Tworkach w tym zakładzie dla psychicznie chorych a może już umarłem? Czy tak wygląda śmierć? Jeśli tak to jest straszna, okrutna, bolesna - szczególnie psychicznie.
Zaczynam więc robić rachunek sumienia, moje myśli/słowa skupiają się na przepraszaniu bliskich - mamy, babci, dziewczyny - za to, że straciłem dziś kontrolę i jeśli nie umrę to co najmniej będę w tej krzywej fazie do końca życia.
Momentami pytam się czy możecie mi dać coś na uspokojenie - to pewnie wzięło się z tego, iż podejrzewałem, że mogę znajdować się w karetce. W jednym momencie poprosiłem o wkłucie relanium, ale nic się nie zadziało.
Dochodząc do kulminacyjnego momentu strachu, depersonalizacji i derealizacji pojawiła mi się w głowie myśl, żeby wyjść po nóż i się odjebać, żeby ten stan się skończył. Na szczęście doświadczenie psychonauty pozwoliło mi ogarnąć, że jestem na srogiej piździe i to przejdzie. Wtedy też wkręciłem sobie, że śpię i to po prostu bardzo straszny koszmar, potrzebuję czasu i to minie. Mam również wrażenie, że byłem w toalecie - nawet jeśli tak było to moje ego zostało w pokoju, a ciało samo się tam skierowało.
Oczywiście rozszczepiony umysł co chwila o tym zapominał i sobie przypominał - w momentach zapomnienia zastanawiałem się czy jestem w jakimś zakładzie dla obłąkanych przypięty do łóżka, może nade mną stoi mama z dziewczyną, a może jestem niczym Popek w śpiączce i gdy się obudze będzie na przykład czerwiec 2025.
Tutaj jeszcze wrócę do warsty wizualnej, mając zamknięte oczy widziałem wszystko jakbym miał otwarte - bardzo dziwne, nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. I mój mózg sam sobie decydował kiedy jest pora to odciąć, a kiedy jest pora żebym "przejrzał na oczy". Łóżko zmieniło się w nie wiem co, było straszne, nie chciałem w nim przebywać, ale nie byłem w stanie zrobić nic innego niż znów się zwinąć w kulkę i czekać aż się to skończy.
T+3h - oho, słyszałem babcię jak kaszle. To dobry znak, pomyślałem że ten koszmar się kończy, że jeszcze trochę i wrócę do tego świata.
T+3h30m - przebudzenie. Obłęd. Cały trip się skończył praktycznie jak ręką odjął. Jedynie wizuale lekkie pozostały i schodziły. Otworzyłem oczy, zaciągnąłem potężny haust powietrza, podniosłem się i popatrzyłem w lustro nie dowierzając, że żyję. Myślałem, że już umarłem i się teraz toczy życie po śmierci. Telefon leżał koło głowy z odblokowanym ekranem na konwersacji z Panem G, ostatnia wiadomość ponad 3 godziny temu, piszę do niego czy żyję, on mnie uświadamia, że przeżyłem, zaczynam się zwierzać z tripa i poskładać do kupy.
Wysyłam mu filmy i głosówki, mówię bełkotliwie, gubie się. W zasadzie to pierdole bez sensu, ale w mojej głowie opowiadam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Bełkot z czasem zamienia się w pełne zdania, dzieje się to dość szybko, myślenie wraca do normy. Zaczynam płakać uświadamiając sobie jak bardzo kocham moich bliskich, jak wiele dla mnie znaczą i jaką wartość ma życie które miałem za nic.
T+4h30m - zeszły wizuale, zeszło wszystko, czuję się znów trzeźwy, skręcam spliffa i wychodzę do garażu aby go spożyć na sen. Praktycznie go nie poczułem ani trochę.
T+7h - około godziny 5 w końcu udaje mi się zasnąć.
DZIEŃ KOLEJNY - EPILOG
Budzę się koło godziny 10, zastanawiam się czy matka mnie widziała wczoraj w tym stanie. Na szczęście okazuje się, że nie.
Każdy normalny człowiek po takim przeżyciu by to wszystko jebnął, ale nie ja. Ja widzę w tym jakiś sposób na uratowanie swojej zrujnowenej syutacją życiową psychiki.
Jaka jest puenta tego tripa? Taka, że kocham życie. Kocham bliskich. Uwierzyłem, że wszystko co robię w swoim życiu ma sens i się czemuś/komuś przysłuży. W dniu dzisiejszym zeszło ze mnie rozdrażnienie, które towarzyszyło mi ostatnimi tygodniami. Mam nadzieję, że to permanentne, a nie tylko chwilowe "afterglow".
Dla ludzi którzy chcą to osiągnąć - miejcie nańkę, ja gdybym nie skontrolował tego stanu to albo bym się zarzygał albo odjebał nożem we własnym domu. Kochajcie życie, bo jest bardzo kruche, całe szczęście może się zmienić w tragiczny odjazd w krótkiej chwili. Ale nie ma upadku po którym nie da się wstać. Zależy tylko jak silny jesteś.
"Życie choć piękne to kruche jest,
zrozumie każdy kto otarł się o śmierć"
- 191 odsłon