[marihuana]faza nr 5-czyli podróż międzygwiezdna zużytym trabantem
detale
raporty jaruzel23
[marihuana]faza nr 5-czyli podróż międzygwiezdna zużytym trabantem
podobne
Substancja: mieszanina kannabinoli ubrana w susz konopny
Set&settings: nastawienie na poważniejszą fazę, kroki artystyczne
dawkowanie:spora sztuka jakieś 0,7 g
Wiek: niepełne 19 lat
Czas trwania fazy: 1 godzina wstęp, czas całkowity: nie określony
Nigdy nie oczekiwałem, i nigdy nie uzyskiwałem takich efektów po MJ, ale można by to nazwać prawdziwym doświadczeniem psychodelicznym
Popołudnie przełomu listopada i grudnia. Na dworze szaro i brudno, jak zazwyczaj o tej porze roku, zatrzymujące się w korkach auta trąbią, i wyją na siebie, a ja stoję pod osiedlowym pawilonem butików czekając na dila. Zaczyna padać deszcz, zerkam na zegarek, jeszcze minuta, szukam ognia, wyciągam z kieszeni papierosa, i jest....punktualnie.
Palimy ćmika na pół systemem po 3, słucham nużącej gadki o jakimś grubym melanżu, z zajebistymi dupami (jakoś nieszczególnie przepadam za imprezami) potem chwila rozmowy o bitach, samplach, podkładach, nagrywkach, niecierpliwość, koperta w mojej dłoni, sprawia wrażenie całkiem grubej, dziękuje, i radosny wolnością powoli oddalam się w stronę domostwa.
Postanowiłem palić w domu, nie mam zamiaru się przeziębić, poza tym chcę trochę pomyśleć i zająć się rysowaniem, bo mam wykonać sąsiadowi portret jego żony.
Kręcę bata ze sztuki, na czysto...o ile palę dużo papierosów to wprost nienawidzę psuć sobie aromatu konopi tytoniem.
Rozpalam.... robię to dość często, w sumie mógłbym o tym napisać książkę... Po smaku wyczuwam, że staff jest wyjątkowo mocny. Buch, dwa, dziesięć, zimny pot spływa mi po czole, jestem już dość zmęczony tym skrętem, ale dopalam do końca, a osmolony filter wyrzucam przez okno.
Jest mi bardzo ciężko w głowę, ale radośnie.... rozpoczynam szkice węglem i jestem całkiem zadowolony z efektów, czuję jak każda kreska spływa cieniem po wargach malowanej dziewczyny, mój organizm tętni życiem, czuję jak pulsuje mi krew, wyraźnie słyszę rytm serca... w głowie zaczyna mi się robić coraz ciężej, jestem zmęczony.....
Pomyślałem, że jeśli coś zjem to faza się trochę zmniejszy i trochę się ogarnę.
W kuchni czekał na mnie zostawiony od rana przez biologiczną matkę garnek zupy jarzynowej, nalałem sobie talerz, po czym oddałem się konsumpcji... łyżka, dwie, pięć...nie...nie dam rady, jestem pełny, w głowie mi piszczy, w brzuchu bulgota...idę dokończyć rysunek.
Dodałem parę linii, skóra w dość ciemnej tonacji wydawała się trochę brudna, patrzę w oczy mojego szkicu i mam wrażenie, że dziewczyna właśnie skądś wróciła...wyobrażam sobie żniwa na wsi, pamiętam je z dzieciństwa ochoczo spędzanego u ciotki. Słońce praży, ludzie przymykają oczy, ocierają pot z czoła, ciągniki, kurz, krzyki, historie z życia wzięte i trochę narzekania na los....
Żołądek zaczyna się buntować, robi mi się gorąco i czuję jakbym zaraz miał oddać treść żołądkową na pracę, nie panikuję, kładę się na łóżku, zamykam oczy i liczę oddechy.
Jeden-wdech. Dwa-wydech.
Dziesięć-nie pamiętam
Koncentracja coraz większa, przy każdej serii, sygnały z ciała zaczynają cichnąć, czuję jakbym zasypiał, ale zachowuję pełną kontrolę.
Trach! Ucięło mnie...nie umiem już liczyć, ale to nie potrzebne, dokładnie słyszę głosy domowników, którzy właśnie zaczęli krzątać się po mieszkaniu, słyszę wszystko i widzę ciemność, z której można stworzyć dowolny kształt...czuję nicość...przestaję czuć ciało, serce, przestaję czuć, że oddycham w głowie zaczyna mi lecieć jakiś wyimaginowany utwór muzyczny, coś jakby dark ambient, mój umysł zaczyna pulsować i rozrastać się coraz bardziej, tak, że nie czuję już jego końca, zupełnie nie wiem, do którego momentu rzeczywistość jest mną, a od którego całą resztą.
Nie czuję, jakby chciało mi się śmiać, nic mówić, wkręcać nikogo, jakbym w ogóle mógł teraz ruszyć się z miejsca...jakby istniało jakiekolwiek miejsce, jakby cokolwiek jeszcze istniało.
Nicość. Nic jest bardzo podniecające, zawsze zastanawiałem się jak można trafnie uchwycić różnice w zwrotach "nie ma niczego" a "jest nic", zdają się być przeciwstawne, ale zawsze po głębszej analizie wydawało mi się, że więcej je łączy niż dzieli.
Powraca normalny tok odczuwania...znaczy się...zaczynam odczuwać cokolwiek, co da się nazwać „pojawiają się myśli”
-Sens?
Czym jest sens? Jaki ma sens istnienie słowa sens...słyszę, zaczynam drżeć lekko przerażony.
Sens, to dodatek smakowy, którego ludzie dosypują do swojego życia, żeby było smaczniejsze i łatwiej strawne...myślę.
Przed oczami pojawiają mi się obrazy - azteckie malunki, człowiek w samochodzie, kominy, rafinerie, uśmiechy - często znajomych ludzi...zaczynają napływać do mnie z ogromną siłą bliżej nie określone emocje, rozrywają mnie, roznoszą wewnętrznie, choć ciało trwa w bezruchu.
Miłość! Chcę poczuć miłość... I coś na mnie spłynęło...zacząłem czuć ogromne ciepło, poczułem się trochę osłupiały, jakby zatruty opiatami, i ta ogromna euforia...cieszyłem się jak dziecko, starając się nie wypadać z przedstawienia, które się przede mną roztoczyło.
Chwila przerwy - klatka po klatce zaczyna lecieć w głowie film o moim życiu - widzę siebie, obraz tnie się jak Gothic3 na moim komputerze...Scena wydaje się być przykro znajoma, ale to żadne ze zdarzeń z przeszłości, po prostu mój normalny tok zachowań, który trochę mi nie odpowiada.....O kurwa....Nie posłuchałem rozumu, tylko emocji... nie chcę przybliżać, o co chodziło, bo to dość osobista sprawa, ale uznałem to za ogromny błąd.
Przewinąłem, wyciąłem nie pożądany moment, i wstawiłem odpowiednią klatkę... O TAK, TERAZ JEST KOMFORTOWO.
Ponownie witamy w panelu sterowania uczuciami... lęk.... chcę poczuć lęk.
Zamykam się w sobie, czuję jakby wbijały się we mnie kolce, robi mi się chłodno...serce zaczyna walić, a w głowie odtwarza mi się Ongyilkos vasarnap Venetian Snares.... Czuję się taki zamknięty, bezradny....
Gniew! Muszę poczuć się cholernie, okrutnie zły.......Słyszę jak krzyczę wewnątrz siebie jakieś nieartykułowane dźwięki, adrenalina rośnie....kurcze...chyba przez to zaczynam się wybudzać.
JEBS. Poczułem się jakbym dostał kawałkiem żelastwa w mordę... Otwarłem oczy, obraz trząsł się jakby na wietrze....Przez jakiś czas odczuwałem jeszcze przyjemne (Na szczęście...) efekty fizyczne, ale umysł wrócił do normalnego stanu.
Dokończyłem konsumpcje zupy, a potem rysunek.
- 23072 odsłony
Odpowiedzi
Dobra trawa nie jest zła
Kurde nie żebym był skąpy czy coś ale blanty to takie marnotrawstwo! Jak się skuszę na własną produkcję zacznę w ten sposób jarać dopiero.
Ale do rzeczy. Zauważyłem, że NG gardzi Maryjnymi TRami - ja wprost przeciwnie - bliskie są one mojemu sercu. Raport miał potencjał. Jak to mówią dobrze żarło i zdechło...
Marihuana powoduje doświadczenia psychodeliczne ale jest jedno ale. Wiara nawykła do utożsamiania psychodelii z kolorowymi fraktalowymi wizjami nie zawsze potrafi zauważyć/docenić/oraz wyssać soki z bezbarwnych trawiastych doznań. A tam jest głębia i mądrość i ekstaza.
Znam
To samo przeżyłem dzisiaj rano, kumpel mowil ze chodzilem jak mumia i nie kontaktowałem z rzeczywistoscią ale mialem otwarte oczy. W mojej głowie była taka rozkmina, ze ja pierdole. Nie mozna tego opisac. Ale co dziwne, to wszystko po 1 duzym buchu MJ. :) nie mam pojecia jak to mozliwe bo dzien wczesniej palilem tego 3 buchy z tego samego woreczka..
A mnie tak nie robi:(
Kurczę u mnie jest zawsze fajnie ale do takiego stanu nigdy nie doszedłem.