(o-)acetylopsylocynowy supertrip
detale
(o-)acetylopsylocynowy supertrip
podobne
Wiek: 20 lat, ~65kg masy.
Substancja: ~25mg 4-ACO-DMT doustnie.
Doświadczenie: etanol, nikotyna, kofeina, konopie, syntetyczne kanabinoidy, XTC, mefedron, LSD, 2C-E, 4-HO-DIPT, 4-ACO-DMT (20mg).
S&S: Ładny wrześniowy dzionek, słonko świeci.
Drugi trip z 4-ACO-DMT. Tym razem 25mg, znaczna różnica w stosunku do 20mg. Efekty bardzo silne, godne polecenia.
T-0:50(15:10): Wychodzę z domu z dyktafonem, papierem i ołówkiem i długopiasami. Idę na poligon. Nie jestem pewny czy zjem. Idę gadając do dyktafonu (ot taka zabawa, wymienianie rozkminek).
T+0:00: Doszedłem w pamiętne miejsce, w którym kwasiłem, paliłem i załadowałem 2c-e w kabelek. Połykam kapsułkę, popijam. Ciągle gadam do dyktafonu, sprawia mi to ogromną przyjemność. Po chwili pojawia się jakaś para ludzi, ulatniam się w las. Lekki body load, maksymalnie pozytywne nastawienie.
T+0:05: Pierwsze wkrętki i problemy z wysłowieniem się:
"Jest taki huk. No, może nie huk -- takie coś jak huk tyle, że jednostajne. I się ściemniło i tak jakby miał się zacząć bad trip. Jakie plastyczne! Bez kitu! Świat wokół mnie stał się taki plastyczny. [..] Patrzę i wydaje mi się, że jestem zupełnie gdzieś indziej, bo widziałem to miejsce zupełnie gdzie indziej.". Pierwsze zmiany w postrzeganiu kolorów.
T+0:15: Mood lift. Zaczyna się nieogar -- Idę sobie drogą. Duży odcinek dalej jest pokryty ogromną kałużą. Próbuję ją ominąć, zajebałem się w akcji i wróciłem, a ja na to:
"... albo będę kozakiem i przejdę drugą stroną... Tu jest druga droga? O kurwa, ale się zamotałem. Chodzę w kółko, wieżcie mi. Chodzę w kółko i gadam do siebie. Bajeczny widok![..] To tak jak w grze komputerowej, gdzie widzisz możliwość przejścia, ale nie możesz przejść bo twórcy tego nie przewidzieli. Może mój mózg to przewidział, albo właśnie nie przewidział i teraz blokuje mi dojście do tamtej lokacji. Teraz to jest tylko taka tekstura nałożona -- tam nic nie ma! Mówi mi: No dobra, coś tam jest, ale to jest tylko atrapa, ty tam nie dojdziesz! Może życie polega na tym żeby tam wejść?! Nie chce mi się tam wchodzić, no bo po co."
Idę do pobliskiego lasku i siadam. powoli się ładuje. Gadam do mikrofonu. Pierwszy motyw w stylu : wygląda normalnie, ale wygląda nieziemsko. Wyostrzają się zmysły.
T+0:30: Zaczyna działać dużo mocniej. To już nie tylko mood lift, zmiany kolorów, body load i nieogar, ale do tego jeszcze charakterystyczne uczucie na całym ciele. Zwijam się. Wyjście na słońce spowodowało wybuch euforii -- ciepło. Kolory dużo żywsze. Piękna sprawa. Idę na czuja, nawet wychodzi. Widzę człowieka na spacerze. Łapię lekką paranoję, ale szybko się ogarniam i idę dalej. Gadam wciąż normalnie.
T+0:50: Duże zmiany w postrzeganiu. Otoczenie zdaje się być lekko zmienione. Mijam kobietę z psem. Pies wyglądał nieziemsko. Nie będę nawet próbował opisać. Podobnie było z oglądaniem paprotek, które zauważyłem rostnące przy drodze.
"Przechodzenie obok ludzi wydaje mi się już tak odległym elementem tego świata, że w zasadzie nie mam fobii do przechodzienia obok nich, ale wolałbym nie mówić, nie podawać na tależu, że ktoś między nimi nie jest jednym z nich." Następnie zaczynam opisywać rozmowę między moim ego, a moją duszą. Byłem obserwatorem w tym sporze.
T+1:20: Przeszedłem jeszcze trochę i robi się naprawde mocno. Dookoła jest bardzo inaczej.. Zszedłem gdzieś ze ścierzki i położyłem się na ziemii. Powoli przestaje mi się podobać siła doświadczenia. Obserwuję CEVy, a były one wysokiej jakości. Żadne fraktale. Skomplikowane rzeczy w guście jakichś stworzeń o tysiącach macek i gębie w miejscu gdzie powinna być szyja. Nie pamiętam zbytnio ich treści. Były jednak bardzo wyraźne. Wkręciło mi się, że nie ucieknę od tego. Powoli przestaję gadać do mikrofonu. Ciężko mi odczytać godzinę na zegarku w telefonie. Czas zdaje się stać w miejscu.
T+1:40: W międzyczasie przeniosłem się w inne miejsce, usiadłem pod olbrzymim drzewem. Znowu pojawiły się krzywe myśli. Czułem się naprawdę zjebanie. Napadałem na siebie, że psychodela nie jest dla mnie. Że mam żyć normalnie. Poczułem się kurewsko samotny. Było mi kurewsko zimno. Pewnie przez chwytała mnie taka krzywa jazda. Pojawiła się myśl, że po fakcie i tak będę chciał jeszcze raz. Czas zdaje się stać w miejscu.
T+2:20: Postanawiam wrócić do domu. Mimo, że tam będzie brat i rodzice, ze względu na to, że tam będzie przynajmniej ciepło i spokojnie. Nie wiedzieć czemu obrałem drogę okrężną, przez jedno z osiedli zbudowanych przy poligonie. Po drodze się zwyczajnie zgubiłem. To co widziałem zupełnie nie przypominało tego co tam było naprawdę.. Skręciłem w złą ścieżkę o której istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia. Widziałem tam jakieś domki. Wiedziałem które domki mogą to być, ale wyglądały zupełnie inaczej. Jak jakiś pałac wśród lasu. Wróciłem i zszedłem na prawidłową ścieżkę.
Gdzieś po drodze przeleciał nade mną samolot (nie daleko było lotnisko). Wyglądał niesamowicie. Wydawało się, że był jeszcze bliżej niż byl. Wyglądał jakby go narysował zręczny plastyk (chodzi między innymi o grę światła i cienia).
Co ciekawe wejście na teren zabudowany dobrze mi zrobił. Mijanie ludzi nie było wkrętogenne, a budynki osłaniały od wiatru więc zrobiło się cieplej. Osiedle wyglądało inaczej niż zwykle. Budynki wyglądały nieznajomo, jakaś bocznica zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Jak patrzyłem pod nogi, chodnik był zdecydowanie za szeroki. Szedłem dość zdecydowanym krokiem i jakoś udawało mi się omijać przeszkody. Miejscami droga wyglądała nieco inaczej niż zwykle, aczkolwiek im bliżej domu tym normalniej wszystko wyglądało. Po drodze, parę razy przechodziłem przez ulicę. Zaistniał ten sam efekt co po innych psychodelikach. Jak szedłem wzdłuż ulicy, było w chuj samochodów. Gdy stawałem przy przejściu, nagle wszystko wracało do normy i dało się przejść.
Niedaleko mojego domu szedłem za jakąś kobietą i zdawało mi się, że to moja ex z gimnazjum - oczywiście wkrętka, a mózg trochę zmienił jej wygląd. Kawałek dalej jakiś koleś przede mną oglądał się za siebie, jakby moje źrenice go zaciekawiły (w zasadzie nie mam pojęcia czy były rozjebane, ale pewnie tak.
T+3:00: Na luzie wchodzę do domu, rodziców nie ma. Zajebiście -- szybko do pokoju. Opróżniam kieszenie i pach na kanapę. Jestem w miarę ogarniający. Poleżałem sobie trochę. W pewnym momencie wchodzi brat. Ma jakiś problem z kompem. Napierdala do mnie. Wychwyciłem tylko pojedyncze słowa. Wydawało mi się, że słyszałem nie to co trzeba (na drugi dzień się okazało, że dobrze słyszałem). Stwierdziłem, że nic nie powiem, bo jestem zajebany, może pomyśli, że śpię. Po chwili wyciągnął łapę w moją stronę i zastygł w miejscu (podejżewam, że w tym miejscu mi machał przed nosem, żeby sprawdzić czy kontaktuję). Stal tak chwię. Odniosłem wrażenie, że jest halucynacją. Po chwili zaczął się rozpływać. Ciach, chwila niepamięci i widzę go wychodzącego z pokoju. Pomijając to, dużo lepiej się leżało niż w lesie. W pewnym momencie wrócili rodzice i zaczęli hałasować telewizorem.
T+4:00: Postanowiłęm sobie pościelić łóżko. Jak się położyłem w pościeli i byłem w piżamce było zajebiście - cieplutko, po prostu pięknie. Leżałem dalej. Fakt, że miałem więcej miejsca pozwolił na to, żeby się wiercić. Zaobserwowałem coś takiego, że co chwila czas stawał w miejscu. Trudno mi to opisać. Jak zwykle bawiłem się rękami (to znaczy ruszałem nimi przed oczyma). Co jakiś czas nagle ni z gruchy ni z pietruchy zatrzymywały się i byłem tak w bezruchu przez chwilę. Ot takie zawieszki. Leżałem tak przez dłuższy czas. Na umyśle byłem już zupełnie trzeźwy - tylko percepcja była zmieniona (Choć w porównaniu do 2C-E to cały czas byłem trzeźwy jak dziecko). Obserwowałem wolny upływ czasu. Nie byłem jednak w stanie odczytać SMSów, które do mnie poprzychodziły w międzyczasie.
W pewnym momencie wkręcił mi się serowy trip - miałem bardzo słony posmak w ustach. Jak dobry, żółty ser. Spodobało mi się to. Wywołałem myślami pięknie wyglądające sceny krojenia sera. Beczka z tego była.
Wciąż miałem wyostrzone zmysły. Nie jestem pewny czy wszystkie dźwięki, które mnie dobiegały były prawdziwe.
T+5:00: Zrobiło się ciemno. Robiłem ciągle to samo. Byłem w stanie już przeczytać smsy, widziałem, która jest godzina. Doświadczyłem czegoś dziwnego. Czułem się tak jakbym odczuwał wszystkie bodźce następujące w tym samym czasie po kolei, jeden po drugim, ze zwielokrotnioną siłą. Dźwięki z zewnątrz też zaczęły dochodzić z przerwami. Zacząłem trochę się bawić tym co ukazywało mi się przed oczami.
T+7:00: Byłem już właściwie trzeźwy. Czułem lekkie zachwiania równowagi i trochę się zawieszałem, ale było już OK. Idę spać.
Na drugi dzień miałem lekką zwałę. Nie czułem się tak pięknie jak po 20mg, nie mówiąc już o poranku po zażyciu LSD, choć może to akurat kwestia dawki. W każdym razie czuję, że trip dobrze mi zrobił. Czuję się lepiej.
- 10534 odsłony