[4-ho-dipt] wiosenna wycieczka do lasu.
[4-ho-dipt] wiosenna wycieczka do lasu.
podobne
Wiek, masa: 20lat, 65kg
Dawka: ~13,3mg 4-HO-DIPT doustnie, roztwór alkoholowy
Doświadczenie: alkohol, tytoń, konopie, DXM, kofeina, LSD, ecstasy, 2C-E, mefedron.
S&S: Ładny wiosenny dzień. Koło południa wychodzę z uczelni, zgarniam Kurwika i J. Jakiś czas później jesteśmy na skraju lasu i zażywamy po 13,3mg 4-HO-DIPT. W odwodzie czeka termos pełen czerwonego pu-erha, tabliczka gorzkiej czekolady i flaszka piwa Grand.
W TRze nie bawię się w T+x:xx, bo nie kontrolowałem czasu.
Generalnie substancja jest fajna. Ostro mnie walnęła. Mało efektów wizualnych. WYDAJE MI SIĘ, że naprawdę wywołuje halucynacje słuchowe. Coś ptaki ostro śpiewały i takie tam. I chyba ludzi nie było aż tylu w tym lesie. Cholera wie. Na pewno nie było żadnych bardzo chamskich omamów. :D
Trip generalnie bardzo przyjemny. Trochę nas zdziwiła siła doznań, bo po takie dawce powinno być słabiej. Z drugiej strony nie ma co narzekać. Bardzo na plus sposób myślenia. Po 2C-E byłem bardzo otumaniony. Może po tym 4-HO-DIPTcie nie czułem czystości umysłu jak po kwasie, ale było bardzo OK. Fajnie się myślało, fajnie się gadało. Ogólnie bardzo bogaty trip.
Nieco zaniepokoił mnie czas działania, ale w sumie na siłę można przyjąć, że działał na mnie w górnych granicach -- główne efekty utrzymywały się 4 godziny (jakoś tak do momentu gdy wyszliśmy z lasu), a resztę zaliczyć jako zejście. Never mind. ;p
Siedzimy sobie na skraju lasu, na ławce. Gadamy sobie w najlepsze. Ostatnie przygotowania. Nastaje godzina zero. Ja pierwszy, otwieram szeroko usta, Kurwik nalewa mi moją porcję. Ochyda. Nie dość że rozpuszczone w jakimś perfumie (nie lubię takich trunków) to jeszcze strasznie gorzki posmak tryptaminy. Popijamy herbatą, nie wiele to daje, ale idzie znieść. Jeszcze chwilę siedzimy, właczają się pierwsze, bardzo lekkie jeszcze efekty. Kurwik i J. zarzucają od razu 2C-E doustnie.
Idziemy w las. Są lekkie mdłości. Idziemy. W pewnym momencie, pierwszy postój. Na moje życzenie. Pomysł postoju wydawał mi się bardzo absurdalny (jak zwykle w tym stanie), ale wydawało mi się, że układ pokarmowy będzie mi mniej dokuczał jeśli usiądę. Jestem już zdecydowanie porobiony. Wizualnie bardzo lekko, lekkie różnice w postrzeganiu barw. Tylko widok rozbitego szkła mieniącego się w promieniach słońca mnie powalił. No i psychodeliczne rysunki J.
Body load wciąż nieco dokuczał, ale było to jak najbardziej do zniesienia. Tylko Kurwik trochę wymiękał. Padła nawet idea żeby poszedł do kościoła obok którego siedzieliśmy. Wydało mi się głupie. Z drugiej strony nie było. Nie poszedł. Też bym nie chciał w tym stanie spotykać księży. ;p Potem jeszcze trochę opowiadał jakąś historię rodzinną. W mojej głowie był niezły rozpierdol już, więc totalnie jej nie ogarnąłem i myślałem, że to jakiś dziwny wkręt. ^^ Napiliśmy się też herbaty, po raz pierwszy już na w miarę pełnych efektach. To było po prostu mega. Polecam gorąco.
Poszliśmy dalej. Ciągle się rozkręca. W około widziałem sporo ludzi. Odnoszę wrażenie, że zarówno oni, jak i ich głosy byli w jakimś stopniu halucynacją. Mało mnie to obchodziło. Po jakimś czasie zaczął mi się włączać zez. Nie jestem pewny czy to na pewno zez, ale wiem, że mam zeza i po psychodelikach mam dość poważne problemy z przestrzennym widzeniem.
Zeszliśmy ze ścieżki. Śmieszne było to, że szliśmy wzdłuż ścieżki, tyle, że wyżej i po mniej przyjemnej nawierzchni. Głupie i fajne za razem. Jeszcze trochę później kolejny postój. Jesteśmy porobieni już naprawdę porządnie. Ja i J. siedzimy i przyjemnie sobie gadamy, a Kurwik biega gdzieś dookoła, niszczy, wspina się na drzewa i takie tam. Dochodzimy do wniosku, że coś nas łączy w opozycji do wspomnianego. Poza tym zgodnie stwierdziliśmy, że Bad tripy z Kurwikiem nie wchodzą w grę. ;p
J. zaczyna rysować. Wyglądało to tak jakby rysowała coś zajebistego. Rysunek pojawiał się przed moimi oczami tak jakby przeskokami. Zdziwiło mnie to, gdy przypomniała mi, że zawsze najpierw rysuje, a potem zauważa co. :)
Wyciągnąłem moje poie. Ciekawiło mnie jak będzie się kręcić poiami w takim stanie. Nie było to łatwe, ale w sumie to co miałem już opanowane wychodziło. Czyli całkiem dobrze. Nawet fajnie się kręciło, ale szybko przestałem. Po prostu jakoś mi to nie leżało. Ot tak tylko sobie sprawdziłem. :D
Jakiś czas później, pod naciskiem Kurwika idziemy dalej. Wizualnie zrobiło się nieco ciekawiej, ale wciąż właściwie nic się nie działo. Tylko zez narastał. Świat był poprzestawiany w przestrzeni. Od czasu do czasu zauważało się coś bardzo fajnie wyglądającego. Znowu mijaliśmy jakichś ludzi. Znów ich wygląd sprawiał, że miałem nieodparte wrażenie, że są halucynacją. Zwłaszcza, że wcześniej nie widziałem nikogo na tej ścieżce.
Tą część tripa "trzymałem" z Kurwikiem, nawet fajnie się chodziło, choć było to nieco trudne. Z drugiej strony gdy tylko zobaczyłem, że J. się zbiesiła i chce znów postój i zeszła ze ścieżki, od razu dołączyłem i stanąłem po jej stronie. :p
Tutaj zdaje się siedzieliśmy trochę dłużej. Choć może tylko mi się tylko tak zdawało, bo tu mnie już pizgnęło do reszty, miał tu miejsce szczyt działania substancji. Zez nasilił się do tego stopnia, że zdawało mi się, że powoli odpływam do innego świata, że to co mnie otacza jest już tylko wkrętem i tylko moi towarzysze są tu rzeczywiści. Może nawet oni nie... Było to lekko nieprzyjemne, co chwilę widziałem jakichś łażących ludzi. Myślę, że albo czas stanął w miejscu, albo byli halucynacją. Nie ważne. Szybko odrzuciłem wkręt, że muśmy wyglądać strasznie dziwnie. Jak głębiej się nad tym zastanowić, może wpadłem w stan zbliżony do snu, w wyniku czego moje gały się rozbiegały, a czas zaczął płynąć jeszcze inaczej. To by miało sens, bo jak wstaliśmy, było już lepiej, ale trochę wyprzedzam fakty.
Wyciągnąłem czekoladę i piwo. Pomimo, że oni zjedli trochę czekolady, a ja wypiłem trochę piwa, ja generalnie zjadłem, a oni wypili. :) Czekolada była bardzo smaczna. Podobnie jak w przypadku piwa. Nie polegało to raczej na odczuwaniu smaku który normalnie odczuwam, ale na ogólnej rozkoszy . Może od zmysłu dotyku, może od działania substancji zawartych w tych produktach.
Działy też się inne rzeczy. Ogólnie trudno to uporządkować chronologicznie. Pamiętam, że puściłem trochę muzyki. Przez chwilę słuchałem Sensienta. Wprawdzie nie było to nieprzyjemne, ale nie chciałem odpływać, a odczuwałem, że oderwanie od ciała było na wyciągnięcie ręki gdybym nie przestał. Co dziwne, prawie w ogóle nie miałem CEVów (z drugiej strony to jedna z cech tej substancji -- rzuca na uszy, mniej na oczy). Pamiętam też że się przytulałem z J. , a potem J. z Kurwikiem. Gdy wstaliśmy, po prostu nie mogłem zostawić śmieci. Zabrałem zarówno opakowanie po czekoladzie, jak i butelkę. Butelkę zwłaszcza dlatego, że mam w pokoju wystawkę butelek po piwie, a tej akurat jeszcze nie mam. Jednakże to zauważyłem dopiero później. ;D
Gdy poszliśmy dalej, byłem jeszcze bardzo spizgany. Szliśmy dalej w las. Tylko Kurwik jakoś tam ogarniał drogę. Mnie to z resztą nie robiło, bo miałem czas, nie miałem ochoty wychodzić na miasto na pełnym spizganiu. Po jakimś czasie przysiedliśmy na środku drogi. Chyba dlatego, że wynikła mała sprzeczka o to czy iść dalej, a ja rzuciłem, że może już jesteśmy w środku lasu i każdy krok w dowolną stronę przybliżyłby nas do cywilizacji. Nie jestem pewny czy to było przed czy po tym jak rozmowa zeszła na temat forum talk.hyperreal.info ^^.
Poszliśmy dalej. W tym momencie, mi zaczęła czapa schodzić, a im 2C-E wchodzić. ^^ W zasadzie byłem szczęśliwy, bo zez dał mi do wiwatu. Jeszcze tego nie znałem. W pewnym momencie przysiedliśmy na powalonym drzewie w przepięknej dolince.
Gdy wstaliśmy trochę później, zaczęliśmy wracać. Tutaj miałem nieodparte wrażenie, że miałem naprawdę halucynacje. Mianowicie wydawało mi się, że idzie za nami para z wózkiem, w odległości paru metrów. W połączeniu z nierówną drogą śmierdziało mi się to wkrętem. Jeśli nie, totalnym wkrętem na pewno było to, że rozmawiali o Acodinie. %-D Jak teraz o tym myślę, może to J. i Kurwik gadali o Acodinie, a mi się wkręciło, że to tamci ludzie. ;p
Po jakimś czasie nie było parki z wózkiem, my zbliżaliśmy się do cywilizacji. Tutaj nie ma zbytnio co się rozpisywać miasto jak miasto. Ludzie nie przeszkadzali. Tylko zez jakoś bardziej dokuczał. Pewnie dlatego, że dużo ludzi na wąskim chodniku, a ulice brutalnie proste. Ludzie nie robili, bo po prostu ich olewałem. Z resztą nigdy nie byli dla mnie problemem na psychodelikach. Jedyna rzecz która była nieprzyjemna to wkręt na zdewastowane mienie. Nie wiem czemu, ale wszędzie widziałem powybijane okna, porozwalane płoty i takie tam. To się zaczęło jak przechodziliśmy jeszcze koło ogródków działkowych. Skończyło się gdy doszliśmy do Galerii Bałtyckiej (właściwie może po prostu te widoki przykuwały moją uwagę..). Tam gdzieś nieopdal miał mieszkać znajomy u którego mieli przeczekać spizganie 2C-E.
W tym momencie jakoś lepiej mi się zrobiło. Może dlatego że byłem gdzieś, gdzie bywam relatywnie często. Oczy mogły się wyłączyć, a mózg jechać z pamięci. xD Jedyne czego żałuję głosowałem przeciw wejściu do galerii (pomysł Kurwika xD). Teraz sobie myślę, że muszę kiedyś się przejść po takim miejscu na psychodeliku. Po chwili byliśmy już u rzeczonego człowieka (którego jak okazało się znam ;p). Okazało się, że możemy zostać tylko chwilę. Posiedzieliśmy sobie w korytarzu. To było dziwne. Moja percepcja wracała do normy. Gdy wyszliśmy jakieś pół godziny później, zrobiło się już ciemno, a moje zmysły przestały wariować. Rozdzieliliśmy się.
Szybko polubiłem stan w którym wtedy byłem. Takie uderzenie trzeźwości. Zero zaspania. Mózg lekko skołowany. Bardzo fajny sposób myślenia. Wciąż psychodeliczny, ale dużo bardziej zwięzły, logiczny i trzeźwy. Wróciłem do domu. Po raz pierwszy już po zejściu głównego działania.
Szybko zjadłem kolację i poszedłem lulu. O dziwo przez jakiś czas nie mogłem zasnąć i miałem coś na kształt omamów słuchowych. Miałem coś takiego też po kwasie. Słyszałem rzeczy których normalnie nie usłyszał, ale były jak najbardziej realne. Nie wiem, może naprawdę wyostrza mi się słuch po psychodelikach. ;p
Również w tym przypadku mam wrażenie, że ta sesja miała na mnie zbawienny wpływ. Chodzi, między innymi, o uczucie na drugi dzień -- wprawdzie nie było tak fajnie jak po kwasie, ale wyjście na wiosenne słoneczko było mega. No i uczucie oczyszczenia. Poza tym parę rzeczy mi się poukładało w głowie. Wracając, już będąc pod domem, wręcz czułem się, jakby wyprało mi mózg -- w pozytywnym sensie -- wyjęło poszczególne podzespoły, umyło, wyszorowało, wypolerowało i włożyło na miejsce. :D
- 18469 odsłon
Odpowiedzi
Oj działo sie dużo wtedy w
Oj działo sie dużo wtedy w Twoim umyśle, he, he. Długi opis przygody składającej sie z wielu elementów, które mogły by być nawet fundamentem od oddzielnych trip raportów. Dodatkowo opis przyprawiony szczyptą humory. Ogólnie spoko!
Byli.
Tam NAPRAWDĘ byli ludzie i naprawdę było ich sporo. Jeden z pierwszych ciepłych dni, spacerowa okolica blisko Osiedla Młodych, nic zatem dziwnego.
Nic nie niszczyłem. Miałem niemożliwą (możliwą, tak ale nie chciałem jej odpierać) do odparcia misję wejścia na pewne drzewo. Miało idealnie ułożone do tego gałęzie ale ta pierwsza była za wysoko więc ukladałem z kłód i drągów konstrukcję, żeby się do niej dostać. Pozdzierałem o korę dłoń do krwi, dało mi to wtedy masę satysfakcji.
A 4-ho-dipt był rozpuszczony w burbonie :P Jezi nie musisz maskować, sama tu zakłąda konto jak napisze trip raporty ze wszystkich grzybień, ma plan wrzucić je na raz.
Re: Byli
Hehe. Czyli jak zwykle jakaś zajebista wkrętka z tymi ludźmi. xD
Co do niszczenia, pewnie tak jak mówisz. Tak czy inaczej, becznie to wyglądało. :D
Jezi zamaskowałem, bo ta ksywa i tak nikomu chyba tutaj nie mówi (chyba, że jest twoim fanem %-D). Fajnie, że wrzuci parę raportów. Jestem ciekaw jak mogę takowe wyglądać. :D