Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

ładnie mnie porobiło :)

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Powiedzmy, że 4 buchy zioła, do tego jeszcze trochę fusów z tytoniu.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Cisza, spokój, własny pokój... czyli S&S dobre.
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
Mirystycyna, dekstrometorfan, kodeina, THC

ładnie mnie porobiło :)

Witam wszystkich. Postanowiłem znowu napisać trip raport o swoim przeżyciu z czystą marihuaną. Powtórzę: czystą. Nie wiem jak, nie wiem czemu, ale znowu zadziałała na mnie po prostu cudownie. Być może to kwestia tego, że zjadłem uprzednio dwa banany ze skórką :D A może dlatego, że wziąłem (sam nie wiem, po co) średnią dawkę l-argininy? A może to już tylko siła psychiki? Pół dnia przeznaczyłem na czytanie o ayahuasce ze względu na to, że niebawem (jeżeli wszystko pójdzie z planem) jej skosztuję. I mam nadzieję na coś pozytywnego. Ba, mam nadzieję na euforię poznania. W każdym razie byłem mocno podekscytowany. Przypomniałem sobie, że dziś wypada „beltaine” czyli takie święto celtyckie. Nie wiem dokładnie, na czym polega, ale w nocy z soboty na niedzielę miało być wysokie natężenie „pozytywnej energii” na Ziemi. No dobra, to pewnie skoro owe siły są tak sprzyjające, to faza powinna mieć przyjemny obrót, prawda? No to jedziemy z ziołem.

W mojej głowie wciąż krążyły myśli o tripach na ayahuasce i szczerze mówiąc, prosiłem w duchu, aby zioło dało mi namiastkę tego. Wiedziałem, że w pewnych warunkach moc MJ przekracza wszelkie wyobrażenia. Wiedziałem, że samą myślą można sobie jakby programować fazę. Ale za cholerę bym się nie spodziewał, że stanie się to, co się stanie....

Problem pojawił się taki, że nie miałem lufki. Skołowałem więc od mamy papierosa, aby wyrzucić z niego tytoń i napchać MJ. Bardzo nieekonomicznie mi to wyszło, bo się trochę połamał, trochę dymu uleciało w powietrze no i nawet trochę mi poszło do oczu (cholernie piecze). W każdym razie jeden papieros nie wystarczył, bo nieumiejętnie go napchałem. Wyszło może dwa buchy. I to takiego mieszańca z tytoniem. Miałem nawet wrażenie, że palę sam papierek, bo bardzo słabo czułem dym, no i bałem się strasznie, że zmarnuję świętą roślinkę. Jej zapas był na wykończeniu. Poszedłem po drugiego papieroska, a mama się trochę wkurzyła, że jej marnuję. Powiedziała też, żebym samemu nie jarał, bo „coś mi się może stać”. Tak, moja mama wie i akceptuje moje palenie, bo oprócz tego to ja jestem całkiem porządnym obywatelem =D Żart! Dobra, drugi papieros nabity i 3 słabe, mieszane z tytem zaciągnięcia wzięte dopłucnie. Pomyślałem: Kiedy kopnie?! Zacząłem po chwili czuć dreszcze i pulsowanie na głowie. To bardzo dobry znak. Przy braniu ostatniej dawki już kompletnie nie wiedziałem, jak wsadzić peta do ust, bo mi się tak odległości zmieniły, że wydawało mi się, że tego papierosa trzymam koło szyi, a tak naprawdę miałem go koło nosa :D Gdy udało mi się pociągnąć bucha, troszkę się poparzyłem kopcąc filtr no i szybko wyrzuciłem go do popielniczki. Dymu nie udało mi się potrzymać za długo, bo nie był zbyt apetyczny. Ja jako człowiek przyzwyczajony do lufkowego albo bongowego palenia, zupełnie się pogubiłem w paleniu „prawie jointowym”. I powiem szczerze, że jointy są dla bogaczy albo desperatów- marnuje się dwa razy więcej zioła! Przepraszam Marry za takie nieposzanowanie. Jej okruchy leżały na biurku, a ja siedząc przy komputerze, o godzinie 00:20 byłem urobiony po łokcie. Jeszcze zrozumiem, jak ktoś umie zrobić ładnego jointa- wtedy to palenie nawet wygląda dostojnie :D Ale dla takich amatorów jak ja, jointy są zbyt skomplikowane. Jedynie bongo albo lufa, bo najłatwiejsze :D W każdym razie, mimo początkowego strachu, udało mi się ładnie upierdolić, mimo iż technika palenia pozostawiała wieele do życzenia.

Pisałem z jakimś ciekawym typkiem na 6obcy, ale już po pewnym czasie nie byłem w stanie kontynuować rozmowy. Resztkami sił woli napisałem, że idę korzystać z fazy, bo „co to się odjebało, to ja nie wiem!” i się kulturalnie pożegnałem. Wyłączyłem kompa i wskoczyłem do łóżka. Zamulenie wręcz skrajne, skołowanie i derealizacja nie mniejsza. 

Senny obłęd i zmieszanie

Patrzę na swój pokój, a jego „znaczenie” miesza się nagle ze znaczeniem dziewięciu moich poprzednich snów na raz. Czyli tak, jakbym został wrzucony do kontekstu snów. Istotne jest, że sny te były koszmarami, więc raczej negatywnie się czułem. Starałem się kontrolować strach, włączyłem pozytywną muzykę, jednak szybko mnie poirytowała, to postawiłem na autohipnozę.

Cały czas miałem wrażenie, że jestem jakoś „odrywany” od rzeczywistości i świat jest puzzlami a ja niepasującym elementem. Albo, że nadaję teraz na zupełnie innej częstotliwości. Skoro więc świat jest mi obcy, a ja nie potrafię się w nim określić, warto zamknąć oczy i zgłębić się w rewiry własnego umysłu. Może to fizyka zaczęła być dla mnie obca, bo zioło unosi nas na rewir ducha? Nie ważne jak to zwiemy- dusza, umysł, moje „ja”- czułem się tam dobrze. Zamykając oczy, skupiałem się tylko na wnętrzu.

Wybór nagrania autohipnotycznego sprawił mi niemały kłopot, jak i sama czynność założenia słuchawek. Zapomniałem, że leżę w skarpetach. Leżało mi się bardzo dobrze i milutko. Włączyłem na YT „Spotkanie z przewodnikiem” i postarałem się skupić na słowach, które miały mnie ponieść.

Dezorientacja i przyjemności cielesne

Takiego wała. Nie dało się skupić. Nie dość, że czułem narastający mętlik myśli, rozproszenie i dezorientację, to w moim umyśle zaczęły dziać się rzeczy niewyobrażalnie piękne, więc nie mogłem, po prostu nie mogłem oddać się hipnozie. Przede wszystkim czułem nieokreślonego pochodzenia strach. Tak jakby wydziałem momentami straszne cienie albo postaci przyglądające się mi zza szkła w drzwiach. Niemiłe. Powiedziałem w myślach "Kochana konopio, jeżeli ten strach ma być nauczką za nieposzanowanie, to przepraszam i pro...." - chciałem poprosić o pozytywną fazę. Nawet nie dokończyłem wyrażać myśli, a już moje ciało zalała fala rozluźnienia. Dodatkowo poczułem coś takiego, że nasz świat składa się z kilkuset warstw i one momentalnie się rozdzielają, aż zostaje tylko moje ciało. Zostałem zawieszony w pięknej, miłej próżni, a moje ciało było jakby masowane energią nicości. Dziwny stan- to tak, jakby ktoś mnie bezdotykowo przytulił. Jakbym nie miał ciała i wpadł w jakieś energetyczne pole zagęszczenia przyjemności. Wspaniałe, wręcz ekstatyczne uniesienie, niemające o dziwo nic wspólnego z seksualnością. Tak, jakby ciało nagle zaczęło czuć więcej. Jakby zielona substancja otwarła kanał przepływu dobrej energii. Faza była od tej pory milutka. Nawet nie zdążyłem pomyśleć o pięknie, a już czułem je dosadnie. Nawet nie zdążyłem podziękować MJ, a już widziałem ją uśmiechniętą. Roślina ta zazwyczaj ukazuje mi się pod postacią cienistej kobiety, co zapewne zostało zainspirowane piosenką mojego ulubionego rapera- Oxona. Piosenka ta nosi tytuł „Marry Jane” i jest chyba jedynym tekstem o ziole, na który nie poleci gimbaza, ze względu na jego głęboki odbiór i niedosłowność.

Wszystko staje się inne. Wydarzenia, o których pomyślałem, zaczynały nawiązywać do innych. Sny, które mi się przypominały, widziałem z zupełnie innej perspektywy. Samego siebie widziałem jakby z perspektywy innego samego siebie. Przeszłość jawiła się jako odmienny stan niż ten, który znałem. Ta „inność” wszystkiego na marihuanowym tripie zawsze mnie pociąga. Może przybierać wieeele form, a kiedy wydaje mi się, że je wszystkie poznałem, faza pokazuje mi, że da się jeszcze tyle poczuć... da się jeszcze tyle doświadczyć... da się jeszcze tyle szczęścia wydobyć z każdej chwili! Pomyślcie- dlaczegóż by nie zacząć go wydobywać? Z początku robi się to na siłę, trzeba się zmuszać, a potem to staje się nawykiem. Szczęście wbrew pozorom jest trudne, ale możliwe do złapania. Wszak to ty decydujesz, jako pan/pani swojego umysłu, co się dzieje wewnątrz.

Odseparowanie i wzmocnienie plastyczności

Doznałem jakby rozłączania się warstw mojego ciała od reszty i pomyślałem, że można to wykorzystać do doświadczenia OOBE. Raz w życiu mi się udało na trzeźwo i raz po DXM. Nie były to jednak typowe wyjścia, że widziałem pokój i latałem pod sufitem- zwyczajne uniesienie się ponad ciało i specyficzne, wręcz schematyczne uczucie czystej separacji. Na trzeźwo widziałem gwiazdy i kosmos- leciałem po prostu do góry i tak jakby... czułem chłód tego kosmosu, jednocześnie jarając się próżnią i przestrzenią otwartą. Ten przypadek na DXM z kolei pojawił się spontanicznie podczas bardzo głębokiego odprężenia i skupienia się na myśleniu o miłości- przestałem czuć ciało i w ogóle zapomniałem, że je mam- zostałem tylko czystą myślą, obłoczkiem. Chciałem to powtórzyć na tej fazie, bo OOBE jest zajebiście ciekawym i przyjemnym stanem. Niestety okazało się, że do jego doświadczenia trzeba skupienia, a ja, jak już mówiłem, nie miałem go wcale. Postanowiłem więc jednak oddać się rozkoszy. Miałem takie odczucie, jakby mój duch w symbiozie z Marry decydował o tym, że świat staje się plastyczny specjalnie dla mnie. Czułem, że wszystko się dostosowało do mnie i obmywało mnie falą cielesnej oraz umysłowej ekstazy. Świat na moje życzenie stawał się ku**a Edenem. Nie potrafię inaczej tego wyrazić. W Edenie jest zupełnie inaczej. Coś nowego na każdym rogu. Albo coś starego przemiana się w coś nowego. Jest nieskończoność możliwości transformacji. Ja doświadczyłem zaledwie namiastki tej transformacji i już czułem się jak młody bóg. Nic w świecie już nie mogło mnie zranić. Leżałem na tym łóżku i po prostu miałem banana na facjacie z faktu, iż udało mi się znowu wejść w coś miłego. Może to moja podświadomość podsyłała mi takie interpretacje wszystkiego, że wydawało mi się, że jest bosko? Nie wiem, ale to bez znaczenia- w każdym razie moja myśl zamazywała całe zło, a dobro mogłem czuć dziesięciokrotnie silniejsze. Każda czynność, jak np. myślenie była napiętnowana dobrymi cechami. Było mi wspaniale. Leżąc z zamkniętymi oczami, czułem, jak łóżko zmienia się raz w fotel do masażu, innym razem się rozciąga. Dosłownie czułem wspaniały dotyk masażu na plecach. Ciało subtelnie zlewało się z pościelą albo spadało. Raz też czułem, jakbym został przypięty kablami do jakiejś maszyny- pewnie wzięło się to stąd, że miałem słuchawki w uszach.

Halucynacje

Takich dźwiękowych obłędów nie miałem jeszcze nigdy. Kiedy wstałem z łóżka, aby udać się do WC, nieustannie towarzyszyła mi wyraźna, piękna muzyka. Były to jednak utwory, które znałem, więc pomyślałem, że lepiej się wykażę, jeśli stworzę coś własnego. I w tym momencie do głowy napłynęły jakieś „skomponowane” na spontana kawałki, przyprawiając mnie o kiwanie głową i kolejnego banana na twarzy. Był to żywy, czysty rock. Potem jakaś muzyka klasyczna. Dziwne, bo nie słucham klasyki. Może warto? Wracając z ubikacji, widziałem jakieś cienie na korytarzu, jednak je ignorowałem, bo gdybym się skupił, pewnie ze strachu zacząłbym płakać :D Kiedy wróciłem na łóżko, słyszałem krążownik kosmiczny. Czułem się momentami jakbym na nim leciał. Z powiekami zamkniętymi wrażenie to stawało się piekielnie realne. Korzystając z plastyczności dotyku, zachciałem być kolejką górską AK rollercoaster. I nią byłem. Potem jeszcze przybierałem formę drzewa, co też o dziwo było ciekawe, formę sufitu i czegoś tam jeszcze, ale nie pamiętam już.

Potem przy otwartych oczach widziałem na ścianach postacie z kreskówek. HEHE. Postanowiłem się trochę rozejrzeć- świat dalej nieprzyjazny, dziwny i jakby wyjęty z filmu grozy. Dużo lepiej mieć zamknięte oczy.

Dostrzegłem jakieś niebieskie dzieci z uśmiechniętymi twarzami. Pod zamkniętymi powiekami. Wszędzie były jakieś postacie. Nabierały wielu znaczeń i wielu cech naraz. Pamiętam, że raz mi się wydawało, że jestem na stole operacyjnym i ktoś mi się przygląda. Niby dziwne, ale jednak cały czas było mi miło. Wiedziałem, że są tylko kreacją umysłu, a jednak czułem z nimi jakieś więzi nieokreślonego pochodzenia. Postacie były nastawione pozytywnie, a niektóre neutralnie.

Pozostałe odczucia

Miałem jakieś mocno dziwne rozkminy, tak jakbym myślał nie swoimi schematami. Nie pamiętam, czego w większości dotyczyły. Faza mijała, a ja robiłem się coraz bardziej senny. Pamiętam jeden szczególny moment, kiedy byłem w fazie półsnu i nagle stwierdziłem, że czuję się jak wszechświat. Dosłownie poczułem się taką wielką przestrzenią. Tak jak ludzie na psychodelikach, a szczególnie na ayahuasce, z tą jednak różnicą, że oni to czuli „całym sobą” i pisali w raportach, że to wspaniałe uczucie, kiedy jest się kompletnie odseparowanym od ciała, a ja czułem tylko namiastkę tego. Nie zostałem totalnie odseparowany, ale jednak czułem się wszechświatem. Nasilenie tegoż uczucia też nie było jakoś specjalnie wysokie, ale jednak robiło wrażenie.

 

Gdybym jakoś ładnie i składnie mówił na nagraniach, to pewnie napisałbym więcej ;) Ale niestety, słuchając własnego głosu zarejestrowanego dyktafonem w komórce, nie jestem w stanie zrozumieć bełkotu. Stawałem się zmęczony i obojętny. Miejsce skrajnych emocji zajęło ludzkie pragnienie snu. W końcu sam nie wiem kiedy, zasnąłem. Faza trwała jakieś 2 godziny, ale gdybym nie zasnął, trzymałoby mnie pewnie jeszcze z 60-90 minut. Była to bardzo oryginalna faza, na moje oko bardziej przypominająca jakiś mocny psychodelik niż marihuanę. Zadziwia mnie ta zielona istota, oj zadziwia. Jak już mówiłem- chyba wszysko zależy od intencji i mocnej wiary. Ciekawe, czy jakby komuś wmówić, że liście jabłoni mają DMT, a liście dębu IMAO, po czym przygotować takiej osobie "ayahuascę" z lipnych składników, jednocześnie mając pewność, że ktoś w to wierzy na sto procent, działo by się coś ciekawego? Sam nie wiem. Granica między wiarą w umysł, a wiarą w substancję nie istnieje. Mogę wierzyć w co chcę- mogę osiągać co chcę. Z każdą fazą lepiej zgrywam się z MJ.

 

Dzięki za czytanie, miłego dnia życzę!

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Cisza, spokój, własny pokój... czyli S&S dobre.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Mirystycyna, dekstrometorfan, kodeina, THC
Dawkowanie: 
Powiedzmy, że 4 buchy zioła, do tego jeszcze trochę fusów z tytoniu.

Odpowiedzi

Jakkolwiek stwierdziłam, że marihuana jest zielem potężnym, tak jednak za fejkowanie ayahuaski spotkałaby Cię zapewne sroga kara, zwłaszcza że mówisz, że zamierzasz jej spróbować (czekam na raport) :). Nigdy nie paliłam "z papierosa" i nie wiem czy chciałabym, w każdym razie cieszę się, że coraz więcej osób odkrywa moc MJ, może w końcu przestanie się ją marnować na bzdury :)

Myślę, że aya i MJ nie działają jak konkurentki- raczej jedna jest starszą siostrą drugiej :D Marry tą bardziej znaną i dostępną, a aya mistyczną i niedostępną ;) Przy zakupie wynikły pewne komplikacje, więc muszę poszukać innych aukcji. Ale mam nadzieję, że wszystko pójdzie miodzio. Trip raporty jak zawsze będę pisał :D

Bardzo przyjemny raport. Też czasami trafiał mi się taki sort, że kładłem się na łóżku i czegokolwiek bym nie rozkminił o swoim życiu, wszystko było takie przyjemne, lekkie, wszystko było na miejscu, albo siedziałem z ziomkami i śmiałem się do łez. :D

Teraz mi przyszło na myśl ile różnych substancji i ziół w życiu spróbowałem kupując temat od tych osiedlowych biznesmanów. ;) Zalegalizujmy ten jazz.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media