umysł skasztaniony, zmielony i zdezorientowany
detale
raporty 2137
- Umysł skasztaniony, zmielony i zdezorientowany
- Pajac
- Uważaj, jak rzygasz
- Szałwia Wieszcza (Salvia Divinorum) - jakie to uczucie?
- Koks, czyli dopamina donosowo
- Świat to marmolada moich myśli i odczuć.
- Schizofrenia? Czy hipochondria?
- Być albo nie być?
- Już koniec ze strachem. Jest sympatycznie!
- Potężny uścisk kostuchy
umysł skasztaniony, zmielony i zdezorientowany
podobne
-Podobno tak się właśnie zaczyna...- stwierdził mój przyjaciel.
- Jak? - zapytałem
- No, od zioła. Zanim się obejrzysz, wkłuwasz sobie igłę i strzykawkę z heroiną. Tak przynajmniej mówi mój ksiądz!
- Okej, zaryzykuję.- odparłem, biorąc od niego szklaną fifkę z ziołem, które sam mi kupił. Nie miałem pojęcia, że za 10 lat faktycznie stanę się ćpunem. Ale nie przez zioło, broń boże. Przez słabość własnego umysłu. Są ludzie, którzy palą trzy razy dziennie i wcale nie są uzależnieni! No, albo przynajmniej tak twierdzą... ale ja uzależniałem się od wszystkiego. Szczególnie zaś od każdej substancji, która zmieniała rzeczywistość na odrobinę lepszą i głębszą. Dziś, gdy odzyskałem kontrolę nad swoim umysłem, poniekąd gardzę tymi, którzy są tak słabi, by dać się czemuś zniewolić. Ale oprócz pogardy, która w istocie jest głęboko wypartą wzgardą do siebie i swoich słabości, nie do bliźnich, odczuwam też współczucie. Chciałbym tym ludziom pomóc. Albo pomóc samemu sobie- nakręcanemu przez samo życie pajacowi na korbkę, który wyskakuje z pudełka i krzyczy:
- Niespodzianka, skurwysynu!
W każdym razie- pierwszy buch na zawsze zmienił moje postrzeganie świata. Pozwolił mi odkryć, że ludzki umysł to nie tylko to, co czujemy i czego doświadczamy każdego dnia. W ludzkim umysłe kryją się jakieś niezgłębione tajemnice. Jakaś jego część, zamknięta dla "zwykłych śmiertelników" posiada zdolność do postrzegania świata na zupełnie innym poziomie. Gdy wypijesz kawę albo zapalisz szluga, nic w Twoim postrzeganiu rzeczywistości się nie zmienia, oprócz zyskania odrobiny energii i motywacji do działania. Gdy zapalisz zioło- zmieniasz się Ty i cały świat. To jest zarazem piękne, jak i bardzo niebezpieczne.
Nie poczułem nic ani po pierwszym zaciągnięciu się oparami dymu, ani po drugim, ani po trzecim. Już myślałem, że żartowniś Greg nabił mi szkło majerankiem, a ja głupiec dałem się wkręcić. Ale nie. Usiadłem na sofie i zapytałem go, "kiedy się zacznie", a gdy kończył mówić, że "powinno wejść za chwilę", poczułem jakby falę miękkości przelewającą się przez moje ciało i cały świat zarazem. W filmach w takiej chwili zaczęłyby grać anielskie harfy, dookoła mnie pojawiłaby się złota poświata, a spasły Putto zstąpiłby z nieba, by podać i odpalić mi szluga. Mimo iż to nie nastało, było klawo. To był moment, który zapamiętam do końca życia.
Czułem, że moje ciało nagle zsynchronizowało się w jakiś sposób z otoczeniem, a ja, zamiast być dziwnym, trzeszczącym, nienaoliwionym trybem wielkiej maszyny, stałem się gładko przesuwającym się w maszynerii rzeczywistości kołem zębatym. Bo wszystko stało się tak miękkie, gładkie i lekkie. To było tak, jakby twarda, stalowa, zimna rzeczywistość nagle zerwała swoją teatralną maskę i ujawniła mi swoją miłą, czułą, miękką, ciepłą... żywą twarz/ osobowość. Świat przestał być martwym, bezdusznym miejscem, w którym tylko my- ludzie- okazujemy jakiekolwiek przejawy świadomości i sensu- a stał się genialnym, sensownym organizmem, w którym wszysyko ma swoją duszę. Świat stał się poezją. I jako że sam czasem pisywałem wiersze (głównie słabe, nieśmieszne satyry na temat nauczycieli lub kolegów z klasy, których nienawidziłem, w którch szkolny woźny pukał panią od geografii, a nauczyciel angielskiego skręcał sobie suty imadłem), pokochałem ten poetycki stan od razu, dostrzegając w nim szansę na zyskanie nowych, cudownych zdolności umysłowych. Ale to był dopiero początek grubej jazdy. Gdy moje zmysły przez 4 godziny były tak potężnie wyostrzone, że nie mogłem jeść orzeszków, bo miałem wrażenie, że każdy najmniejszy odłamek jest tak ostry, że kaleczy mi gardło, a posiadanie przełyku (dziwnej rurki z mięśni, która zwęża się i rozszerza, gdy jesz), było tak dziwne i surrealistyczne, że musiałem się skupić na czymś innym, by tego nie czuć, bo przerażał mnie fakt, że jestem tylko dziwnym zlepkiem mięśni, zrozumiałem, że postrzeganie świata jest całkowicie subiektywne i w gigantycznym, niepojętym stopniu zależy od różnych substancji, które masz w mózgu.
U tych, którzy mieli pecha, w jakiś sposób ten mózg jest lekko zdezelowany i nie potrafi dostrzegać piękna czy szczęścia w świecie, a inni- widzą zarówno zbyt dużo piękna, jak i zbyt dużo cierpienia. Gdzie leży sekret? Co ich odróżnia? Jak inaczej mogę to sprawdzić, niż eksperymentując na samym sobie?- pomyslałem. Taak, bo w końcu to wszystko będzie dla nauki, nie żebym był ćpunem, czy coś... ale zioło to pikuś. Mimo, że jest potężne i radzę wszystkim, by go nie lekceważyć, a może nawet nie używać (chyba, że mieszkacie w kraju, gdzie to jest legalne ;)), nie ma nawet podjazdu do szałwii, która już w ogóle roznosi system na kawałki. Dosłownie. Niszczy wszystko, co znasz. Dosłownie. A spróbowałem jej jakieś 3 lata od pierwszego kontaktu z ziołem. I od tamtej chwili wszystko się zmieniło.
Po wzięciu bucha ekstraktu z szałwii x5, poczułem nagłą, drastyczną, złowieszczą zmianę w tym, co mnie otaczało. Świat przestał być "normalny", a stał się śmieszną, okrutną iluzją. Żartem. W dosłownie pół sekundy zrozumiałem, że moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Nie wiem, jak to lepiej opisać, więc porównam to do sceny z książki, którą przed chwilą czytałem:
Pewien człowiek w postapokaliptycznym świecie, w którym zima trwa wiecznie i jedzenie jest na wagę złota, podróżuje z grupą 4 swoich pracowników, z których dwójka cały czas jest dla niego jak dzieci, a posostała dwójka to tylko "tępi robole". Gdy szef dostaje kulkę i jest sparaliżowany, muszą dostać się do miasta, w którym mają odłożone zapasy jedzenia na najzimneiejsze miesiące, ale jadą zbyt powoli, bo każdy ruch powoduje u głównego bohatera ogromny ból. Robole zaczynają knuć, jak uśmiercić szefa, bo przez niego wszyscy mogą zamarznąć, gdy nie dotrą do miasta przed nadejściem srogiej zimy. Dzieciaki cały czas stoją po jego stronie, karmią go gulaszem z foki i przekonują, że wszystko będzie dobrze i jakoś zdążą na czas. Przekonują, że będą mieli na niego oko i nie pozwolą go skrzywdzić, a w razie czego użyją gnata. Pewnego dnia jednak do namiotu wbiega zapłakana przybrana córka bohatera, nazwijmy ją Lucy. Mówi, że jeden z tych tępaków pobił jej chłopaka i odjechał jednym z psich zaprzęgów w stronę miasta. Szef, majacząc, zdradził hasło do swojego depozytu bankowego z jedzeniem, więc teraz ten prostak planuje przejąć wszystkie ich zapasy. Nie zastanawiając się długo, bohater mówi dziewczynie, by poszła ocucić pobitego chłopaka. Gdy ten, umazany krwią, chwiejąc się, wchodzi do namiotu, szef nakazuje mu wziąć drugi zaprzęg, mniej załadowany zapasami, by był szybszy, jechać do miasta i użyć hasła, by przejąć te zapasy z banku, zanim zrobi to ten drań. A potem wrócić tu po niego i Lucy. Szef podaje im hasło. Lucy i jej chłopak uśmiechają się szyderczo i zbijają piątkę. Okazuje się, że to oni są źli- zabili pozostałą dwójkę współpracowników i wymyślili tę historię, żeby wyciągnąć od swojego szefa hasło, a potem zostawić go, dosłownie, na lodzie.
Wczuwając się w tę historię, poczułem ukłucie zdrady i delikatne rozsypanie się moich przekonań, bo coś, w co wierzyłem, okazało się być tylko grą aktorską dwójki bohaterów. A teraz wyobraź sobie, że czujesz coś takiego, ale w stosunku do swojego całego życia. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale po zapaleniu szałwii dosłownie nabrałem na dwie minuty pewności, absolutnej i niewiarygodnie prawdziwej, że moje życie to iluzja. Sztuka teatralna prowadzona przez szyderczą istotę, w której jestem marionetką. Rzeczywistość rozsypała się. Wszystko, w co wierzyłem- okazało się kpiną.
Ta szydercza istota zaczęła dosłownie, fizycznie "wypełniać" mnie od nóg w górę ciała i usłyszałem jakby w swojej głowie głos, mówiący "Daj im się sobą zająć...". Głos, który nie przejawiał ani empatii, ani ciepła, ani nic podobnego, a jedynie szyderstwo, zimne wyrachowanie i wyższość, jakbym był dla tego czegoś tym, czym dla nas jest mrówka, na której przeprowadzamy jakiś eksperyment. I tak się właśnie poczułem- jak gówniana mrówka, na której jakaś potężna, niewyobrażalnie straszna istota przeprowadza operację. A najgorsze było to, że po zapaleniu zioła wszystko wydaje się tak jakby snem- jest mniej realne, lekko nierzeczywiste, zamglone, półświadome- a tutaj, po szałwii, wręcz przeciwnie- wszystko było niesamowicie realne i prawdziwe, nawet bardziej, niż to, co znamy na codzień. To tak, jakbyś odczuwał codzienność, zwykły stan umysłu jako pieczenie w palcu. Gdy jednak zapalisz szałwię, spoglądasz na palec i dociera do Ciebie, że się skaleczyłeś, więc zaczynasz czuć też ból. Prawdziwy, nie do zanegowania, nie do zaprzeczenia. Szałwia pokazuje prawdę- tak wtedy pomyślałem- a nasz świat to faktycznie jakiś pojebany Matrix. Oprócz tych strasznych uczuć, miałem też cały czas, przez te dwie minuty (najdłuższe dwie minuty w moim życiu) fizyczne uczucie bycia "wycinanym" ze świata, jakby po moim ciele, a raczej jego bocznych krawędziach biegł suwak, który się rozpina, a ja, cokolwiek tam jest w moim ciele, zaczynam się z niego wylewać i wsiąkam w jakąś czelusć, w pustkę. To było przerażające.
Możecie pomyśleć, że po tak pojebanej fazie miałem do szałwii uraz na całe życie, więc nigdy więcej jej nie spróbowałem. Nic bardziej mylnego. Zapaliłem ją ponownie, już na drugi dzień, tym razem z przyjacielem, bo byłem przekonany, że te dziwne uczucia wzięły się z podświadomego strachu i poczucia braku kontroli nad swoim życiem, a teraz, gdy wiem już, czego się spodziewać, to ja mam kontrolę, więc nie dam się zaskoczyć. Taa, mam kontrolę! To trochę jak pijany kierowca, który przekonuje siebie, że przecież potrafi prowadzić, więc nie spowoduje wypadku, nawet po pięciu piwach. A potem ląduje w krzakach. Albo w ogóle jakikolwiek trzeźwy kierowca, który zapierdala 200 km/h i ma się za króla ulicy, bo przecież "ma kontrolę" nad pojazdem, haha. Oj, biedni ludzie! Cały czas wydaje im się, że mają nad wszystkim kontrolę, co? Tymczasem większość z nas umiera na choroby układu krążenia, bo nie mamy nawet kontroli nad swoim ciałem i mózgiem, więc jemy to, co jest smaczne, zamiast tego, co przedłuża życie i poprawia zdrowie. Nad czym Ty, czytelniku, nie masz kontroli? Czy potrafisz to w ogóle przyznać, czy łudzisz się, że masz nad wszystkim?
Druga podróż w dziwny świat szałwii była już trochę mniej przerażająca, bo już wiedziałem, że świat to żart, a jak coś rozumiesz, nie da się tego odzrozumieć. Mimo tego uczucie bycia wycinanym ze swojego ciała nożyczkami albo suwakiem i wtapianie się w otoczenie, w ławkę na której siedziałem, jakby była częścią mojego ciała, było wyjątkowo dziwne, nieprzyjemne i złowieszcze. Trzecia podróż dała praktycznie taki sam skutek. Co tu zrobić? Porzucić badania nad naturą rzeczywistości? Nic z tych rzeczy! Spalę to gówno czwarty raz. Za czwartym razem jednak było w miarę spoko, bo poczułem tylko, jak jakiś pasek energii wypływa ze mnie i robi nacięcie w świecie, a jednocześnie- ja jestem tym paskiem- który "wybiegł" ze mnie, przepłynął po podłodze mojego pokoju, przeszedł przez drzwi, skręcił na korytarz... i zniknął. I tyle. Całość trwała może 5 sekund, może 10. Dziwne. Śmieszne. Zaśmiałem się.
Około 3 lata później spróbowałem szałwii po raz czwarty. Będąc w jednym z najgorszych momentów życia, blisko uświadomienia sobie, że nie mam zbyt wiele do stracenia, bo moje życie było dokładnie gówno warte, a jednak cały czas trzymając się kurczowo nadziei, że będzie dobrze, stwierdziłem, że jak zapalę trochę szałwii, przynajmniej nabiorę dystansu do tej gównianej rzeczywistości, bo przypomnę sobie, że jest iluzją, więc codzienne problemy nie będą się już wydawać takie straszne. I zadziałało.
Tym razem szałwia bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Zamiast strachu, paniki i złowieszczej istoty, poczułem obecność czegoś potężnego, sarkastycznego, ale jednak- miłego. Poczułem, jak wylewa się ze mnie taka energia, jak ostatnio, ale ten pasek nie znikał. Zamiast tego- leciał przez całe moje ciało i przez pogłogę, jakby zszywając mnie ze światem, a potem "zawinął" się do środka i jednocześnie rozszerzył, tak, że powstała ogromna dziura w świecie. I ta dziura była żywa. Czułem, że jest to jakaś dziwna, świadoma istota, ale jednocześnie ja sam też nią byłem, jakby jakiś pasożyt połączył się z moim mózgiem i pozwolił mi czuć, jak to jest być... nim. Albo nią. I kluczowe jest to, że to też nie było zamglone, senne uczucie, jak po zajaraniu bucha, gdy np. wydaje Ci się, że leżysz na miękkiej chmurce, ale jednocześnie wiesz, że to tylko złudzenie, choć intensywne. Na szałwii wszystko jest bardzo, bardzo prawdziwe i fizyczne, więc ten pasek i tę dziurę i samo bycie nią, bycie poza swoim ciałem, a jednocześnie w ciele, czułem tak dokładnie, jak teraz czuję swoje ręce i palce.
Po tej podróży w dziwne rewiry umysłu i szałwiowego świata, zacząłem jeszcze mocniej fascynować się ludzkim umysłem i tajemnicą świadomości. Skoro jedna, malutka substancja może spowodować, że człowiek czuje się tak cholernie dziwnie, muszą też być substancje, które powodują, że człowiek czuje się długofalowo dobrze, co nie?
Kawa nie sprawi, że będziesz szczęśliwy. Szlugi też nie. Chwilowo podnoszą poziom dopaminy, ale dopamina to nie szczęście, a przyjemność. Dopamina jest wręcz konkurencją dla serotoniny, czego dowiedziałem się niedawno. Nic więc dziwnego, że w XXI wieku, gdzie mamy tysiące sposobów na stymulowanie ośrodka nagrody i wyzwolenie dodatkowej dopaminy, tylu ludzi ma depresję. Może nie musielibyśmy stale szukać sposobów na szczęście, gdybyśmy po prostu zrobili dla niego miejsce, skupiając się na swoim własnym umyśle, a nie świecie zewnętrznym? Może mózg, produkujący nieustannie GABA, by uspokoić tę ciągłą stymulację, nie wyrabia, a walka pomiędzy dopaminą a GABA przypomina przeciąganie liny? Może sekretem szczęścia nie jest robienie cały czas więcej, by jeszcze bardziej zajebać mózg bodźcami, a mniej? Odkryję to. Mam nadzieję. Skoro szałwia sprawia, że świat zmienia się tak drastycznie, może i ja mogę go jakoś subiektywnie zmienić samym swoim umysłem?
- 379 odsłon