poznań - miasto doznań cz.2
detale
MDMA - 6 razy
poznań - miasto doznań cz.2
podobne
Ten raport jest w ciągłości zdarzeń z moim poprzednim tekstem. Chętnych do zapoznania się odsyłam do niego. Napisałem ten raport po ponad miesiącu, bo stwierdziłem, że rozkminy które wykreowałem w czasie tripa mogą się bardzo mocno zmienić w czasie ich rewizji po pewnym czasie i na trzeźwo, ale tak się nie stało. I tylko mnie to upewniło w przekonaniu, że LSD to cudowna substancja.
Po mocnych doznaniach dnia poprzedniego, czułem się dziwnie co mnie spotka po zażyciu cudownego kartonika. Intensyfikacja bodźców i psychodeli dnia poprzedniego była obiektywnie ogromna. To co dopiero mój umysł wykreuje po ok. 200 µg LSD.
SET
Trip miał odbyć się w wynajmowanym pokoju przy rynku w Poznaniu. Ścisłe centrum miasta, powoli było czuć zmianę chłodnej jesieni w ciepłą zimę, w związku z dekoracjami jakie stroiły starówkę. Na trip postanowiliśmy nie zabierać nic, poza najpotrzebniejszymi rzeczami. Ja jedynie wziąłem gotówkę oraz telefon. Udając się na starówkę późnym popołudniem przechodziliśmy obok placu wolności. W połowie listopada był już wystrojony w świąteczne dekoracje, był diabelski młyn, choinka i pełno ludzi przy tej całej świątecznej szopce na miesiąc przed świętami. Przechodząc obok tego wydarzenia zastanawialiśmy się z I. jak ciekawie było by wejść w taki tłum ludzi, w takim klimacie po pigule oraz po kwasie. Kiedy wstępnie obejrzeliśmy mieszkanie udaliśmy się do sklepu po ostatnie potrzebne rzeczy na całą noc. Zmierzając do hotelu opowiadaliśmy sobie nawzajem nasze historie po tripach. Do wielu z nas w czasie tripa zadzwonił rodzic, chyba nie ma bardziej stresującej rzeczy, niż rodzic oczekujący czegoś od ciebie kiedy jesteś w innym stanie psychicznym i całą twoja percepcja jest z innego świata.
Mieszkanie było dwupiętrowe, na dole łazienka i łóżka, a potem strome schody prowadzące do góry gdzie były 3 łóżka dwupiętrowe. Imprezę postanowiliśmy spędzić u góry, bardzo kameralne miejsce, a w dodatku z widokiem na dół i możliwością zaglądania przez dach na centrum. Większość z obecnych wzięła ze sobą jakąś małą rzecz z którą mają określone wspomnienia.
ROZPŁYWAJĄCY SIĘ KARTONIK
Równo o 20 wszyscy położyliśmy sobie po kartoniku pod język. Bardziej wprawionym rozpuścił się on po 10 minutach, ja żułem go z 30 min. W czasie oczekiwania poznawaliśmy się coraz bardziej, wymieniając uwagami nt. narkotyków. Inni postanowili brać w czasie tripa gazik - czyli gaz rozweselający, kupili prawie 200 nabojów, które miały być rozdysponowane między innych poza mną. Ja wtedy uznałem, że pierwsze doświadczenie chciałbym przeżyć czysto, zmieniło się to później i to jeszcze jak.
Gazik brałem z raz u siebie w mieście. Przez słabą inhalację nie miałem jakiegoś odlotu, teraz wiedziałem jak to robić. Mimo to postanowiłem w czasie oczekiwania parę razy wziąć go. Wraz z upływem czasu, kiedy coraz bardziej zwiększało się działanie LSD następowała synergia działania gaziku. Trip był dłuższy, intensywniejszy. Kiedy zbliżały się około 2 godziny po położeniu kartonika patrzyłem na przygotowane wcześniej obrazki zaczęły się one coraz bardziej poruszać, przeplatać ze sobą.
PEAK
Ciężko jest określić kiedy zaczęło działać LSD. Było to około godziny 22. Określenie czegokolwiek co nie było widoczne, słyszalne, doświadczalne w tym stanie było niezwykle ciężkie. Pierwszy raz spotkałem się z taką fazą, że nie potrafiłem określić jak wygląda świat normalnie. Nie potrafiłem odtworzyć sobie trzeźwego stanu w tamtym momencie. Mój mózg w tym momencie wskoczył na największe możliwe obroty. Czułem wewnętrznie jak intensywnie pracuje mój mózg. Z minuty na minutę przychodziły i odchodziły nowe wizje, bodźce, rozkminy. Po jakimś czasie zdecydowałem się ostatecznie, że mam wyjątkową okazję wziąć tyle gazu co nigdy i poinformowałem o tym osoby ze mną kwaszące. Wyjaśnienie w tym momencie innym osobom, że 200 nabojów które zostały już podzielone, należy podzielić między kolejną osobę, więc inne osoby musiały oddać po 2 naboje, aby było w miarę równo było dosyć ciężkie. Nie mam pojęcia ile to czasu zajęło, ale było dosyć komiczne. Ja dzieliłem kilkadziesiąt swoich nabojów z I. oraz jego kolegą R. którego już znałem. Zacząłem coraz intensywniej brać gaz, kiedy zacząłem się inhalować czułem jak świat coraz bardziej spowalnia, wręcz każda sekunda inhalacji coraz bardziej spowalnia, tak mocno, że czułem aż poszczególne fale dźwiękowe docierają do moich uszu, a moje ruchy zamiast płynnej animacji spowalniały do pojedynczych ruchów. Czułem jak świat wokół mnie dysocjuje, rozwarstwia się na poszczególne fragmenty. Uczucie to było tak intensywne, że kiedy kończyłem się inhalować czułem jak wypierdala mnie z planszy. Trwałem w jakimś dziwnym transie, w innym świecie. Nawet nie potrafiłem ujrzeć pokoju który znajdował się wokół mnie.
TOTALNY TRIP
Byłem zawieszony pośród dziwnego wymiaru z różnymi obrazami, dźwiękami. Widziałem różne sytuacje które wcześniej przeżyłem z innej perspektywy, oraz takie których nigdy nie widziałem. Nie wiem ile to trwało, w moim odczuciu mogłoby to być nawet około 5 minut, po mniej więcej takim czasie na oko gaz schodził. Wtedy też czułem coraz bardziej jak w mój mózg uderza z coraz większa częstotliwością jakaś nieznana siła. Najlepiej mogę to określić jak odbijające się wahadło, które pierw przechodzi od częstotliwości raz na kilka sekund, aż do kilkuset w ciągu jednej sekundy. Podczas wychodzenia z tego stanu, widziałem pętle deja vu. Coraz dziwniejsze sytuacje z każdym razem brania gazu. Czułem wtedy jakbym wrócił w końcu do właściwego wymiaru. Po kilku razach wychodzenia z gaziku, pętle deja vu zaczęły być tuż za mną. Wyprzedzałem je, wiedziałem co stanie się w tym momencie i tak się działo. Po około 10 razach poczułem, że na tyle prześcignąłem pętle deja vu, że powraca ona znowu po raz drugi. Postanowiłem wtedy zrobić coś czego nie robiłem w tej pętli, a robiłem, jak mi się wydawało w poprzednich pętlach. Było to niezwykle trudne. Chciałem wykonać jakiś inny ruch, powiedzieć w innym momencie, a ja nadal czułem jak nie mogę tego zrobić i robię dokładnie na co mi pętla deja vu pozwala. Złapanie się za głowę, odwrócenie jej, wskazanie na znajdującego się przede mną P. i wypowiedzenie ściśle określonego zdania. Kiedy wszystkie te sekwencje dokładnie ułożyłem sobie je w głowie i jak mi się wydawało je zrobiłem (a były one tylko w mojej głowie), z dumą wygłosiłem “alee pizdaaa”. Nie mam równie dobrego określenia na to czym to było, jedna wielka pizda psychozy.
KWAŚNE OKULARY
Postanowiłem, że na pewien czas odpuszczę sobie gaz. I. wraz z dwoma lub trzema osobami zamierzał wyjść na miasto. Ja stwierdziłem, że nie potrzebuję tego. Wyjście w tym stanie pośród tylu ludzi byłoby stanem zbyt ryjącym banie. I. kilka jak nie kilkanaście razy w ciągu 1,5 godziny (sprawdzaliśmy godzinę) miał zamiar wyjść na dwór, z miernym skutkiem, ale w końcu im się udało. Ja miałem ochotę położyć się, zamknąć oczy, założyć słuchawki i posłuchać transowej muzyki. Zanim to zrobiłem musiałem udać się do toalety, zejście po wcześniej wspomnianych stromych schodach w ciemne dolne piętro nie było łatwe. Nie dość, że musiałem uważać na śliskie i strome schody to bałem się czy mój mózg nie wykreuje czegoś co miałoby się tam znajdować. Na moje szczęście tego nie było. Udałem się do łazienki. Oddając mocz widziałem, jak ceramiczna posadzka z koloru białego zmienia się coraz mocniej w kolor żółty. Taki sam kolor jak mocz. Biały świat płynnie zmieniał się w żółty, tym bardziej im mocniej wpatrywałem się w płynący mocz. Kiedy podszedłem do lustra widziałem, jak wykręca mi twarz. Ile rozkmin miałem w czasie w którym wpatrywałem się w swoją twarz stojąc przed lustrem jest nie do policzenia. Spoglądając na telefon widziałem jak znajdujący się na tapecie przyjaciele wiją się jak zjawy, ich twarze były powykrzywiane. Wróciłem na górę. Spoglądałem na wcześniej przygotowane zdjęcia. Ruszały się teraz coraz szybciej, pojawiały się na nich dodatkowe postacie, przedmioty. Nie był już to statyczny obrazek, było to małe okienko w inny wymiar. Umieszczone poniżej obrazki pozwoliły mi na różne podróże. Wpatrując się w górny prawy róg jednego z nich widziałem jak latam sobie w stacji kosmicznej. Jak wchodzę do jednej z lokacji z serialu “Rick and Morty”. Wtedy też zaczęły się moje rozkminy jak artyści próbują jak najlepiej oddać realia stanu psychodeli. Jak trudne i jak ambitne jest to. Tego nie da się opisać prostymi słowami, co widać po zamieszczonym teraz tekście. Spoglądając na inny obrazek widziałem jak lecę z Polski samodzielnie, jak superman do Indochin. W te piękne dzikie góry, przepiękne gorące plaże, mistyczne zatoki z nutą orientu.
LSD TV
Położyłem się i zamknąłem oczy. Włączyłem muzykę i czułem jak lecę pośród tych gór, jak ląduję i chodzę w ciepłą letnią noc po jednej z plaż. Wchodzę na idealnie czystą trawę i spaceruje pośród pagórków. Czułem jak muska mnie letni chłodny wiatr z lewej strony. Jest to o tyle niezwykłe, że jedyne znajdujące się okno było z mojej prawej strony i było ono wtedy zamknięte. Ja jednak czułem, że wiatr muskający moją skórę był realny jak zwykle. Podczas tego spaceru miałem włączoną muzykę z Far Cry 3. W tej grze został położony pewien nacisk na mistyczną psychodelę, zwłaszcza po grzybkach. Muzyka tylko zintensyfikowała tą podróż.
Przechadzając się po ciepłej letniej nocy pośród tych pagórków przychodziły mi różne rozkminy. Od tego jak wygląda rzeczywistość, której nie potrafiłem w tym momencie sobie przypomnieć, przez co czyni mnie taką, a nie inną osobą. Jak my jako ludzie, najlepszy gatunek, potrafimy się zmanipulować prostymi trickami? Dlaczego jedną porażkę pamiętamy u kogoś na długo, a tysiące dobrych rzeczy które ta osoba zrobi traktujemy jako coś oczywistego? Jak złożoność różnych typów charakterów powoduje, że łatwo wydajemy osądy na innych i trwamy we własnej ignorancji, myśląc, że to właśnie my robimy dobrze, a ktoś źle? Jak coraz szybciej postępujący postęp technologiczny doprowadzi do tego, że nie będzie możliwe odróżnienie prawdy od kłamstwa? Wręcz będziemy faszerowani prostymi, przystępnymi informacjami, tak aby nie wyjść poza swoją bańkę informacyjną i strefę komfortu. Będziemy dostawać tylko same przyjemne informacje, tak aby nikt nie poczuł się urażony, aby każdy był chwalony, że jest jaki jest. To było kilkadziesiąt rozkmin które przychodziły mi wtedy do głowy. Chciałem sam narzucić tor swoim myślom, co nie było łatwe, bo płynnie przechodziły one jedne w drugą. Jedna natomiast która przyszła, a którą definitywnie odrzuciłem był weganizm i prawa zwierząt. Pomimo iż uważam to za ważny problem społeczny w tamtym momencie stwierdziłem, że na tym tripie nie będę sobie zaprzątać tym głowy i pomysł odszedł, jak ręką odjął. Wtedy też czułem jak coraz mniej pracuje mój mózg. Kreacja nowych rozkmin jest cięższa, już nie przychodzą tak łatwo.
EFEKT WĄSKIEGO GARDŁA
Postanowiłem wrócić do “rzeczywistości”. Nie było nadal I. oraz innych osób z którymi wyszedł. Poszedłem posiedzieć z 3 chłopakami którzy już parę razy kwasili i posłuchać ich rozkmin. Próbując wziąć czynny udział w dyskusji było to niezwykle ciężkie. Na język przybywało tyle słów, a jedyne co z nich wychodziło to niezbyt złożone zdania co tylko zwiększało moją frustrację, natomiast obecni rozumieli tą sytuację. Z tego co pamiętam była to godzina 3 w nocy. 7 godzin po wzięciu. Wtedy też zadzwonił I. aby mu otworzyć drzwi, widziałem tylko dobrze mi znanych ludzi którzy są wystrzeleni jak messerschmitty. Kiedy wrócili coraz bardziej mogłem się wysłowić. Dyskutowaliśmy o swoich rozkminach. Miałem na tyle dużo szczęścia, że znalazłem ostatni nabój. Wziąłem go i pojawił się ten dobrze znany mi stan gaziku. Nie był on tak intensywny jak wcześniej, ale kilka razy silniejszy niż na trzeźwo. Pomimo, że znajdowałem się w innym miejscu niż wcześniej pętle deja vu były te same. Około godziny 5 postanowiliśmy się z I. oraz R. zbierać do domu. Pożegnaliśmy się i podziękowaliśmy sobie za spędzony czas i udaliśmy się do akademika. Wychodząc koledzy spalili przed hotelem blanta. Ja widziałem tylko mężczyznę który wydawał mi się na policjanta lub strażnika miejskiego, wtedy też zaczęła wchodzić neurotyczność.
NEUROTYCZNOŚĆ
Wracając do akademika coraz bardziej czułem się znerwicowany. Szliśmy przez już puste stare miasto, widzieliśmy tylko zataczających się ludzi po alkoholu. Mijając plac wolności zauważyłem, że zostawiłem słuchawki w hotelu. I. proponował, że odbierze mi je jutro, ja jednak byłem na tyle zestresowany, że to się nie uda, że coś się stanie, aż dopiąłem swego i zaczęliśmy się wracać. Nie mieliśmy jednak numer telefonu do reszty, więc bez tego byśmy się nie dostali do pokoju. Wtedy też zaczęliśmy szukać sklepu który o 5 nad ranem w niedzielę mógłby być otwarty, aby kupić papierosy. Moi nieogarnięci towarzysze w tym momencie tylko powodowali moją irytację która wynikała z tego, że byłem znerwicowany. W końcu udałem się do hotelu. Otworzono mi drzwi, wszedłem i w całym tym stresie nawet się nie przywitałem i nie pożegnałem. Wracając znowu w kierunku placu wolności, widziałem jak ci sami ludzie co zataczali się kilkanaście minut temu w jednym z barów, teraz są opatrywani przez ZRM, jeden drugiemu po alko musiał najwidoczniej pokazać swoją miłość.
Rozmawialiśmy jak społeczeństwo piętnuje inne substancje psychoaktywne. Jak psychodeliki mają złą opinię, a nikt nie widzi, że najgorsza substancją jest właśnie alkohol. Nie trzeba wiele, aby po alkoholu stać się zwierzęciem, istnym pierwotniakiem, a mimo to jest on legalny i kulturowo akceptowalny. Czekając przed żabką 24h widziałem kolejnych zataczających się ludzi, którzy siłowali się z drzwiami i takich którzy tylko szukali zaczepki. Wtedy była ostatnia prosta, aby udać się do akademika. Moja neurotyczność mnie denerwowała. Bałem się przebywać pośród tylu pijanych ludzi.
Na spokojnie szliśmy do akademika. Była godzina 6, zaczęły kursować już tramwaje. Widziałem jasno, zimno oświetlone wnętrza tramwajów, pełne ludzi zmierzających do pracy w niedziele. Wtedy też naszła mnie rozkmina, że będąc młodym chcę się tak wyszaleć aby wracać nad ranem w niedzielę i za 10, 20 lat wstając rano w weekend przypomnieć sobie, że niedziele to nie był czas odpoczynku, ale srogiego powrotu z imprez. Idąc przez śródmieście można było poczuć świąteczny klimat. Pobudzające chłodne powietrze, wschodzące słońce, gasnące lampy uliczne. W pewnym momencie spostrzegłem, że księżyc jest otoczony pewną poświatą. Rozkminialiśmy czy jest to możliwe zjawisko atmosferyczne, czy wynik gasnącej już psychodeli. Będąc blisko celu postanowiliśmy kupić sobie po browarku na lepszy sen. Wchodząc do akademika postanowiliśmy spalić jeszcze papierosa.
REFLEKSJA
Spoglądając na śródmieście dużego miasta i budzące się miasto w niedziele, coraz większy ruch, zgiełk miasta, poczułem ogromna energię,. Dało mi to ogromnego kopa, pobudziło do działania, mimo że było już po 8 godzinie. Mi jako mieszczuchowi, zatrzymać się na chwilę i tylko obserwować budzące się miasto do życia dało energii większej niż redbull wlany do kawy. Ta rozkmina którą miałem w czasie powrotu. Żyć intensywnie, ale z głową. Tak jak ja - wpatrując się przez kilka minut w Poznań pamiętać o możliwościach jakie mam będąc trzeźwym, ale również jakie możliwości stwarzają mi różne substancje do zmiany postrzegania rzeczywistości.
Clue tej chwili zadumy oraz tripa było to, abym za 20 lat spoglądając w niedzielny poranek w miasto mógł sobie szczerze i bez wyrzutów sumienia powiedzieć: żyłem zajebiście, spełniłem się życiowo. Świat jest cudowny, tylko to piękno trzeba wydobyć. Szczęście samo nie przyjdzie, bo one nie jest proste. Im jest się inteligentniejszym, tym jest ono trudniejsze w osiągnięciu. Należy szukać ludzi, narzędzi, sposobów, które sprawią by było to łatwiej wydobyć. A psychodeliki mogą być mocnym narzędziem które sprawią, że stanie się ono osiągalne.
- 5773 odsłony