poetycko-filozoficzny potencjał marihuany, czyli mój łeb korzystający z thc.
detale
poetycko-filozoficzny potencjał marihuany, czyli mój łeb korzystający z thc.
podobne
Próbowaliście kiedyś wykorzystać MJ do pisania wierszy? Jeżeli nie, serdecznie polecam :) Jest także dobrą towaryszką do filozofowania. Nie wiem czemu tak duży odsetek spoleczności podchodzi do niej jak do zabawki- psychodelik jak każdy inny- też potrafi dać niezapomniane stany. Opisane poniżej doświadczenie wprawdzie nie jest jakieś tam zbyt ciekawe, ale to kwestia małej ilości spalonego kwiatostanu :) Niemniej postanowiłem się tym doświadczeniem podzielić z dwóch względów- lubię pisać reporty, a po drugie, może kogoś to skłoni do przemyśleń czy coś w tym stylu. Myślenie to super sprawa- nie zapominajmy o nim. Zioło można wykorzystać do pośmiania się z ziomkami, albo na imprezach, ale osobiście wolę w domowym zaciszu wyciągnąć z niego "coś więcej". Nie wiem, jak u was sprawa wygląda, ale ja strasznie szanuję tę roślinę. I mam nadzieję, że to podejście się nie zmienii.
Zapraszam do czytania :)
"Może przyjaramy?"
W woreczku leży dosłownie krztyna okruchów Marry Jane. Ostatni raz paliłem 5 dni temu w intencji mocno oczyszczającej z negatywnych myśli i było pięknie. Aż miałem ochotę napisać TR z tego, ale w trakcie fazy pomyślałem, że skoro ma to być oczyszczenie, to lepiej będzie wszystko zapomnieć i usunąłem nagrania :) Przy ostatnim tripie wykorzystałem sporo roślinki, toteż nie wierzyłem, że tym, co zostało, będzie się można ładnie upalić. Tym bardziej w dwójkę. Jednak gdy wujek (24 lata) mi zaproponował kopcenie wieczorem, kiedy mieliśmy wolny dom, powiedziałem: „Noooo... mało mam, ale może starczy.” Okazało się, że lufkę nabiłem nie najgorzej. Wyszło dwa buchy dla niego i dwa dla mnie. Szału nie ma, ale zawsze coś.
Dwa zaciągnięcia też są przyjemne.
Zamułkę odczułem po jakichś 3-4 minutach, kiedy wróciłem do pokoju i usiadłem na łóżku. Po prostu zacząłem się cieszyć, patrząc na podłogę, ot tak, z faktu, że jest mi dobrze. Było mi dobrze z dobrym humorem :D Wujek wbił do mnie na kompa i zaczął oglądać śmieszne filmiki motoryzacyjne. Ja zbyt nie pałam miłością do takowych, a więc postanowiłem po prostu poleżeć i się wyluzować.
Nagle jednak wujek zaczął głośno się śmiać i narzekać, że jest głodny. Przypomniałem sobie, że kupiłem tabliczkę gorzkiej czekolady. Powiedziałem- "Skup się, a zobaczysz, że będzie to najlepsza czekolada, jaką jadłeś!"
Potem jednak musiałem strzelić sobie lepę w czoło, z niedowierzania, jacy ludzie są prymitywni- wujek nawet nie potrafił się skupić na przyjemności. Zrozumiałem, że dla niego zioło to tylko błaha używka służąca temu, by się pośmiać. Dla mnie to święta roślina godna pieśni i opowiadań (z resztą, takie się o niej pisze =D).
Ja uznałem czekoladę za zajebistą, tym bardziej że powodowała u mnie coś takiego, że jakby czułem smak zębami i fala przyjemności rozchodziła się na szczękę- bardzo sympatyczne uczucie.
Kiedy położyłem się ponownie, nagle zerwałem się z pokładem weny- a może by napisać mój pierwszy w życiu wierz na THC? Zwykle piszę wierze od czasu do czasu, ale nie sądziłem, że da się też w stanie upalenia. Wzięło mnie całkiem porządnie.
Oto moje dzieło:
Wznoszę się niczym indiański totem,
Gdzieś na tej osi zwanej obrotem.
Czas mnie przekręca wobec hierarchii.
Niby spokojne, jednak w anarchii?
Myśli nieskładne biją się w środku,
Szok pozytywny, zdobyty schodków
Szczyt, a ten pozytyw we mnie wyryty
Dziś tak jakby bardzo zwiększa gabaryty.
Pokus czas minął, względny ratunek,
Dusza podaje mi opatrunek.
Umiem, co wiem, poczułem całość.
Będąc dziś nocą, zarazem dniem
Poznałem swego widoku małość,
Wiem już jak mało na pewno wiem.
A moje ciało- piękne więzienie
Się dostroiło dzięki konopii.
MIŁOŚĆ jej daje mi nowe spojrzenie:
Jego nie odda najlepszy opis.
Kocham was ludzie- mogę to ziścić,
Niszczyć me kruche ponure myśli.
Listy masz swoje, minus mi wyślij,
Potem zobaczysz, co go oczyści.
Stawiam blokadę- to mój rytuał.
Strach się nie będzie przy nas już tułał.
Nową estradę buduje duma,
Tu w naszych sercach dawny wróg umarł.
W tym miejscu bracia, siostry i inni,
Jako otwarty zdejmuję klątwy.
Po moich słowach będziecie inni-
Nie ma już słabej umysłu mątwy.
Wiara w te puste szeregi znaków,
Nadanie słowom powiązań sumki,
Daje mi czystość, oczami ptaków
Widzę tych, których ostrzelam z dwójki.
Jestem strzykawa- hajem zarażam.
Mnożę, by orzec, że może wy
W lepszym kolorze świat też wyznaczać,
Chcecie, morzem pomysłów tworząc swe sny.
Obudzić się, otworzyć powieki-
Nie łudzić się, że nie ma sensu.
Wystudzić swe demony na wieki,
Wybierać ze świata najlepsze z kęsów.
Poczucie, że poczułem się dobrze,
Mnie wbija w fotel, kołysze do nut.
Ta chwila to mila, kolejny obrzęd,
To mózg mi przygrywa, przykrywa ten brud.
Ogarnia mnie inne prawo fizyki.
Ogarniam je, poddaję się.
Wytwarzam więc minę jak hipis-
Bombowo jest- wysadzam się!
Ha, jeszcze tu jestem wszyscy!
Eksplozja była w zasadzie implozją.
Nie wiem, czy jest takie słowo, kij z tym…
Nawet powietrze dla mnie ambrozją.
Sam fakt istnienia jest rajem dla mnicha,
Każdy nim został w kontakcie z rośliną
Tą mi miłą. Cieszy się prymitywów micha,
A ci skupieni w swych głowach giną.
Wiesz, jest dwa rodzaje ludzi, proste:
Jedni idą tylko schematycznym mostem,
Drudzy ponad komfort nakładają postęp,
A ich parcie naprzód nam kreuje wiosnę.
Wiesz, ci pierwsi zarażają nas chęciami,
Może nim jestem, może lepiej bym już zamilkł…
Ale w co wierzę, to się stanie realiami,
I wolę myślą okryć ducha jak pergamin.
Bo moje losy to piaskownica,
I słyszę glosy, co mówią „zburz
Ten zamek innym dzieciom oblicza
Zniszcz, pobierz z tych energii złóż."
Ale widzę karmę, przyszłość, perspektywy,
Wiem, ze ludzkość jest mi bliską, chcę jej pomóc.
Mam tylko słowa, ale co by było, gdyby?
Czuję empatię, jestem w swoim domu.
Z szacunku do was skończę już pierdolić,
Piszę ten wiersz adresatów piórem,
Choć to telefon, ciul z tym- my do woli
Kreujemy wszystko, soliści, nie chórem.
Idziemy solo drogą słoną po słodkości,
Idziemy dolą programami nakreśloną,
A ludzki polot to po odlot pościg,
Tu szybcy płoną, gdy rozważni chłoną.
Potem znów chwila relaksu, jednak niedługa, gdyż włącza się zmysł "reportera". Zaczyma, na bieżąco zapisywać swoje myśli (To, co dopisałem teraz, oznaczę takim nawiasem- [Przypis...]) Chwytam komórkę i notuję na fazie:
*Ktoś upuścił miotłę w kuchni, a ja słyszałem, jakby ktoś wołał me imię.
*Słuchałem nagrania do medytacji z takimi dźwiękami mnichowymi i poczułem więź z mnichami i że to muszą być zajebiści ziomale!
*Każda literka, którą naciskam wydaje się żywa a słowa w ogóle jakieś kur** kosmicznie uniesione. Jak piszę, to widzę słowa w pozytywnym znaczeniu. Jakby nagle stały się czymś więcej, niż pustymi znakami- jakbym odbierał je jako przesycone emocją.
*Myśli stabilne, świadomość całkiem okey. Ujarałem się na tyle dobrze, by było dobrze, ale w pełni kontroli.
*Brak wizji- za mało grassu! Mimo tego i tak zajebiście- stworzenie dobrej więzi z naturą to jest kurwa to!
*Czuję wielki szacunek do świata. Zawsze musiałem walczyć, a tu się okazuje, że nie z nim, a z sobą samym. Świat mnie wspiera, a kłopoty tworzę sam. Stąd logiczne, że mogę je rozwalić.
*Przemyślenia:
Dobro i zło to właściwie zarazem jedność, jak i przeciwieństwa.
Czas już dawno się dla mnie nie liczy- nie na bata- jest zależny.
Komfort to taka subiektywna sprawa... Jak wszystko. Mój umysł sam sobie wytwarza stan komfortu- potrzebował tylko małego wparcia, małej dawki rośliny.
Prawa rządzące światem to zarazem logika, jak i paradoks. To właśnie czyni je jeszcze lepszym paradoksem.
Wszystko można podzielić umysłem na mniejsze. Nawet paradoksiki sytuacyjno-rzeczowe panujące w naszym uniwersum.
Zauważyliście, że jak dzielimy umysłem to nie ma liczb i formułek? Matma jest dość pożyteczna, ale w pewnych aspektach po prostu ginie. Np w pojęciach abstrakcyjnych. Miłość- jej nie opiszesz i nie ma wzoru. Jej nie zmierzysz i nie zważysz, nie udowodnisz, że jako stan istnieje. Widzisz hormony, ale stanu definiowanego jako miłość już nie. Ale ją znasz i nie wątpisz w nią. [Przypis: ostatnio w ogóle fascynuje mnie stan "uczucia" i często mam rozkminy o tym, czym właściwie on jest. Nie ulega wątpliwości, że zwłaszcza miłość jest potęgą, że jest w pewnym sensie sensem sama w sobie, ale skąd świat wziął pomysł na to, by zaistniała?] Cholernie zawiły temat! Jak dzielić pojęcie abstrakcyjne i czym ono jest? Pod co zaklasyfikować uczucie, które czujemy? Dlaczego każdy może czuć miłość i skąd ludzie mają w sobie taką wielką moc, by żyć stanem, którego nawet nie zdefiniują?
Albo ruch- można podzielić długość i czas na małe odcinki i wtedy ruch powinien nie istnieć. Słyszeliście o paradoksie Achillesa albo o lecącej strzale Zenona z Elei? Chyba to on. Tak, to on. [Przyp: Bo myślałem że mi się pojebie i podam ksywę nie tego filozofa, to sprawdziłem w książce :D]
Właśnie- wedle dzielenia i samej matmy ruch powinien być paradoksem. Pewnie jest. A może też matma się gubi? Wszystko jest zgubne, niepewne. Nawet liczby, bo przecież człowiek je wymyślił. Pewne masz tylko to, ze istniejesz. A to, co z tym zrobisz, to twoja gra.
Heh, słowo "gra" nasuwa wniosek, że wziąłem sobie do serca rozkminę pewnego typka, co opisał przygodę z kwasem ;) [Przypis: Czytałem kiedyś raporty z LSD i jeden człowiek tak fajnie to ujął, że nasze życie jest grą i my je w pewien sposób programujemy. Zgodziłem się z tą myślą, bo sam ostatnio miałem podobne rozkminy, jednakowoż nie tak mocne, jak się ma na kwasie, bo ja myślę o takich rzeczach na trzeźwo. Pod wpływem tak wspaniałej substancji jak kwas, pewnie bym to lepiej ogarnął i zrozumiał sedno.]
Jeżeli to czytasz panie "kwaśny" to pozdro :D A jak nie, to i tak pozdro! Mniejsza- masz rację! Już pisałem, że masz rację, a pod wpływem "czegoś" widać to dosadniej.
Przecież to kurcze na pierwszy rzut oka... No dobra, nie na pierwszy... może na drugi.... można ogarnąć, że żywot ludzki to takie simsy- nie ma bossa i końcówki. Żyjemy tylko i aż po to, by doświadczać, a wspinanie się po szczeblach wymyśliliśmy sami. Jesteśmy tu, by zwyczajnie być. I tak jak simsy, możemy sobie być w nieskończoność. Bo nic nam nie wyznacza mety. Nawet śmierć. Zasada zachowania energii. Jesteśmy nieskończością, a o tym zapominamy. My, wielcy ludzie, tak często lekceważymy swoją grę, albo się jej boimy, a przecież sami ją sobie programujemy.
Teraz chcę jeszcze nadmienić jeszcze o kilku rzeczach, o których myślałem:
Zauważyłyście, ile wszystkiego jest we wszystkim?
A zauważyliście, że nic to nic i cos jednocześnie?
A myśleliście kiedyś o tym ze zmiana jest jedyną stałą?
A rozkminialiście kiedyś skąd się wziął stan czucia uczucia?
A myśleliście kiedyś o sobie jako o orzeczeniu, a nie tylko podmiocie?
[Przyp: Czasem mnie łeb boli od tego filozofowania- jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi... Przestałem więc kminić i posłuchałem trochę muzyki. Do tego męczyło mnie pisanie.]
Chwila muzycznego transu i doceniania piękna dźwięku, by znów powrócić do notatek:
Choćbym układał o tym wiersze, pisał książki
Choćbym poskładał niezalażne w całość wątki,
Będziemy oddzieleni- tacy sami, ale w rządki
Ustawieni- mieni się umysł wizją jedności.
Jasny gwint. Ciemna śruba. Ale mam deja vu!
Byłem tu? Biorąc pod uwagę ze świat to wszystko na raz, że istnieje każda możliwość w oddzielnych alternatywnych strukturach, że "nieskończoność" już została zrobiona, to całkiem możliwe, że poczułem swoje inne ja. [Przyp: Rozkiminy o istnieniu wieloświata, równoległych rzeczywistości i o tym, że czas właściwie nie istnieje poza "mną" mam już od dawna. Być może jest tak, że im mocniej dostrzegasz jego "brak" tym częściej rzeczy z przyszłości lokują się w teraźniejszości, przez do powstaje deja vu? Być może to zjawisko to tylko efekt tego, że wszystko już "było" a zarazem jest i będzie?]
Biorąc pod uwagę to, iż fakty niedokonane są tak na prawdę dokonane i rozpatrując całą przyszłość jako teraźniejszość, stwierdzam, że lepiej żyć chwilą. To nie takie proste, ale fajne. Nie warto ani zbyt martwić się o przyszłość, ani o przeszłość. Skoro to i tak już "gdzieś" istnieje, to nam zostaje tylko brać i się tym cieszyć. Oczywiście w zdrowych dawkach :) mam na myśli cały świat. Dokładnie takie rozkminy przekazał mi w pewnym raporcie pewien użytkownik ayahuaski- znów zbieram plon w postaci nauki od ludzi z neurogroove- zadziwiające, ile ta strona może nas nauczyć :)
[Przyp: Nie wiem, czy wy też tak macie, ale ja często analizuję i rozkminiam rozkminy ludzi na psychodelikach. Zauważyłem, że w znacznej większości ludzie pod wpływem piszą bardzo głębokie i prawdziwie sensowne rzeczy, tylko trzeba je zrozumieć. Możemy uczyć się na opisach bardziej doświadczonych od nas. Z myślą o tym, że świat to "zapisana księga" się musiałem zgodzić, a na MJ poczułem ją dosadnie- zawsze na fazach mogę się lepiej zgłębiać w koncepcje filozofoczne, które uprzednio poznałem. Zgaduję, że jakbym poczytał kiedyś o tym, że światem rządzą kucyki, to też bym wtedy odczuł obecność kucyków :D Taki już mam plastyczny umysł. Pewnie skończę ze schizofrenią :)) W sumie nie ważne, co poczuję, w jakie formy ubiorę świat- ważne, abym miał z tego radochę i nie ześwirował :)]
W tym momencie pisanie na komórce mnie nudzi, więc zmysł reportera wygasa.
Dalej załączyłem nagranie do medytacji i korzystając z tripa wyobraziłem sobie alter mnie, z którym rozmawiałem o wielu istotnych kwestiach. Niby głupie, ale polecam serdecznie tę metodę- gadając z samym sobą, można wiele się o sobie dowiedzieć i zrozumieć, a także poczuć taką koleżeńską miłość do własnej osoby =D Rozmowa kleiła mi się dobrze, dołączało do niej coraz więcej ziomków. Kiedy byłem zmęczony, po prostu ich pożegnałem i poszedłem spać. Spało mi się dobrze.
Trip trwał u mnie nieco ponad 3 godziny. Szału nie było, ale miło skopcić się na tyle lekko, by móc coś ciekawego napisać i to jeszcze z przyjemnością, a jednocześnie na tyle mocno, by wszystko było zajebiste, pozytywne, spokojne i błogie. Wizuali brak, omamów dźwiękowych również, dotykowych bardzo mało i lekkie. Skłonność do śmiania się z byle czego zachowana. Najbardziej rozśmieszyło mnie słowo MIŁOŚĆ- pisząc na telefonie, miałem wrażenie, że każde słowo jest żywe i mocno zabarwione emocjonalnie, a kiedy wpadłem na pomysł, żeby zobaczyć, jak wygląda "MIŁOŚĆ" to z podjarki mało nie wypuściłem telefonu- wygląda wspaniale. Potem właśnie to mnie rozśmieszyło. Widziałem swoje zachowanie z perspektywy trzeźwego- "Co on ku**a patrząc na słowo doznaje lirycznej ekstazy?!" Dziwne, nie? Ale prawdziwe. To, co jest prawdą dla człowieka na fazie, dla trzeźwego często nawet nie wchodzi w sferę wyobrażeń.
Lubię w MJ to, że zawsze wiem, że jestem zjarany i uznaję ten stan za "zdrowy i prawidłowy" jednocześnie wiedząc, że to tylko i aż faza. Żaden głupi pomysł mi nigdy do głowy nie przyszedł po narkotykach, a już na pewno nie po uspokajającej marihuanie ;) Niech ludzie myślą, co chcą (mam na myśli typowego polaczka- przeciwnika strasznej i śmiertelnie niebezpiecznej substancji, jaką jest THC :D), ja się wielokrotnie przekonałem, że MJ jest piękna i miła dla umysłu. Jestem po niej nawet bardziej świadomy, bo widzę siebie okiem fazowicza i okiem trzeźwego- nie da się robić nic ryzykownego, bo krytyk wewnętrzny cały czas się odzywa. Siedzi we mnie "trzeźwy" głos, który, patrząc na tego zjarańca, często śmieje się z niego, doskonale zdając sobie sprawę, że to on sam. Marihuana- nie wiem jakie słowa wyrażą jej możliwości. Chyba tylko- MIŁOŚĆ MIŁOŚĆ MIŁOŚĆ...
Pozdrawiam czytelników i do następnego! :)
- 11542 odsłony
Odpowiedzi
Co tu dużo mówić żelazny -
Co tu dużo mówić żelazny - jak zwykle TR na poziomie :)
Co do pisania po trawie. Ja czasami gram na basidle po grassie i na pewno w tym innym stanie tworzy się inaczej, ale nie można powiedzieć że zawsze po trawie tworzy się wielkie dzieła. Zależy od dnia. Czasami trawa powoduje że nie jest się w stanie cokolwiek sensowengo stworzyć, a czasami tworzy się coś genialnego ;)
Muza
Ja po trawie komponuję muzykę elektro. Jeśli ktoś ciekawy - zapraszam na http://reason.pl