pierwszy raz z mj
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
pierwszy raz z mj
podobne
OKiej, zaczne od tego ze teraz mam 18 lat. Moja przygoda z narkotykami zaczela sie niemal dokladnie dwa lata temu. Zaczelo
sie od marichuany i (prawie) na tym skonczylo (prawie, bo teraz eksperymentuye z xtc) ale to jest niewazne. Chcialem opisac
swoj pierwszy raz z konopia, dziewiczy rejs, rozprawiczenie i w ogole wkroczenie na poziom pierwszy wtajemnczenia
narkotykowego.
Bylo to miedzy wrzesniem a pazdziernikiem roq 1999, druga klasa LO, w sumie zreszta `najlepsza`, bo mozna powiedziec ze
zaczalem wkraczac w `dorosle` zycie. Na poczatku eksperymentowalem z alkoholem w postaci tzw. wybuchowych mieszanek... :) Na
moje ekonomiczne nieszczescie okazalo sie ze posiadalem `twarda` glowe no i niestety rzadko zdarzalo sie ze mialem jakas
konkretna faze (teraz juz za alkoholem nie przepadam). Srodowisko w jakim sie obracalem w zasadzie nie mialo stycznosci z
narkotykami, poza nielicznymi wyjatkami. Jakis taki wyluzowany i pelen nowych sil i energii (pewnie przez fajki bo wraz z
koncem pierwszej klasy zaczalem palic :) wkroczylem w swiat licealny. Nowy rok szkolny przyniosl nowe znajomosci, jak sie
pozniej okazalo, bardzo interesujace. Jakos tak sie skumalismy w 4 osoby razem ze mna (sami faceci i nikt wczesniej nie
palil trafki) na wspolne palenie. Koles mial zalatwic jakis dobry towar. Podobno to co palilismy to bylo tzw. k-2, ale ja w
to nie wierze, bo teraz tak jest (przynajmniej u mnie) ze dealer sam nie wie co ma i to co ci mowi to gofno prawda (chyba ze
rozmawiamy o jakich konkretnnych i dajacych sie rozpoznac gatunkach). Wracajac do palenia. Spotkalismy sie w gorzowskim
klubie zwanym `Magnat` ok. godziny 18:00. Wszyscy byli niesamowicie podnieceni bo to w koncu mial byc ze tak napisze:
nastepny krok w doswiadczeniach umyslowych. Poszlismy za lokal do malego parku i tam wdrapalismy sie na niewielka gorke
(jakies 20m wspinaczki). Dodam tylko ze palilismy czysta (teraz u mnie w miescie sa tendencje do mieszania marichuany z
tytoniem, podobno ekonomiczniej) marichuanke. Wyjaralismy ok. 7-8 lufek na 4 osoby. nawet sporo, ale tak chyba jest jak sie
pali pierwszy raz. Spalilismy sobie z 5 lufek a ja, jak to ja zawsze podejrzliwy zaczelem gadac ze to jakis scierwo, ze w
ogole nie dziala i nic mnie nie wzielo, reszta kolesi potwierdzila ze nie maja fazy, tylko gosc co zalatwial mowil ze trzeba
poczekac. No to dobra czekamy... Spalilismy jeszcze chyba dwie lufki i mozna powiedziec ze sie zaczelo :))) Wszyscy, jeden
za drugim zaczelsimy kaszlec. To bylo zarazliwe, nie moglem powstrzymac kaszlenia, sciagnalem chmure i za wszelka cene
chcialem dym jak najdluzej zatrzymac w plucach, ale nie moglem, tak mnie wszystko wewnatrz drapalo i gryzlo ze nie moglem
powstrzymac kaszlu. OKej, chwila spokoju, ochlonelismy i kolo zaczal nabijac nastepna lufke, ktora jak sie okazala byla dla
mocarzy. Po spaleniu ostatniej lufki wszyscy jak na rozkaz wybuchlismy niekontrolowanym smiechem. Smialismy sie jakies 5-10
min a najzabawniejsze w tym wszystkim bylo to ze nawet cisza byla smieszna (wspomnienia mam mile). Schodzimy. Okazuje sie ze
schodzenie z kilkumetrowej (dosc stromej) gorki okazalo sie powiedzmy trudne. Zajelo nam to troche czasu, wszyscy w
skupieniu i uwadze byli zajeci stawianiem drobnych kroczkow zeby zachowac rownowage i nie spasc. W koncu wyladowalismy na
pewnym, plaskim gruncie. Ulga. Teraz do Magnata na pifko. Usiedlismy sobie wygodnie w fotelach, gadamy i pijemy (byly male
problemy z kupnem brofca bo bylismy niepelnoletni). Mija tak troche czasu. Przyszli jacys moi znajomi, wyszedlem na zewnatrz
z nimi pogadac. Znowu minelo troche czasu. POszedlem sie odlac na druga strone ulicy miedzy bloki i jak wracalem to
zobaczylem idacego w moim kierunku kolesia ktory zalatwial towar. Nie wygladal najlepiej, chociaz wtedy nie znalem sie wcale
na narkotykach i dzialaniu wizualnym, ale mozna bylo poznac ze cos z nim nie tak bylo. Podszedl do nie i mowi ze mu sie film
urywa. Kompletnie go olalem bo bylem zajety troche i rozkojarzony, w ogole nie zwracalem uwagi na takie pierdolenie ze komus
sie film urywa czy cos w tym stylu, a zwlaszcza moze dlatego ze za kolesiem za bardzo nie przepadalem. Poszedlem znowu do
lokalu. Usiadlem dokanczam bvrowara, nikt sie nie odzywa... Mysle sobie co jest. Znowu przyszli jacys moi znajomi. Dalej
nikt sie nie odzywa. Po chwili slysze jak ktos za moimi plecami mnie wola, jakies nieznajome glosy wolaja mnie po imieniu.
Obracam sie, patrze w kierunku skad dochadz glosy, a tam zupelnie nic sie nie dzieje. Ludzie tak jak siedzieli tak siedza
dalej, sa zjeci soba, dyskusja itp. Mysle sobie ze musialo mi sie cos przeslyszec. Obrocilem sie do swoich znajomych i
slysze ze znowu ktos mnie wola, tym razem z innej strony, obracam sie i sytuacja jest taka sama jak przed momentem. Bylo tak
jeszcze kilka razy. To byla moja jedyna faza kiedy mialem haluny sluchowe, ale powiem szczerze, fenomenalne doswiadczenie.
POzniej koles ktory zalatwial towar podchodzi do mnie i mowi ze musi isc do domu bo sie potwornie zle czuje. Pytam sie co
jest, a on mowi ze przed chwila rzygal w kiblu do popielniczki i jeszcze raz wczesniej gdzies w plenerze. Mowie mu zeby
zostal jeszcze i posiedzial chwile z nami, ale on twierdzi tak jak wczesniej ze nie wie co jest grane. Opowiadal mi pozniej
ze wlaczly mu sie jakis film i ogladal normalnie z otwartymi oczami wyscigi formuulek. (to musiala byc dopiero faza !)
POszedl sobie... Trudno siedzimy dalej. Innego kolesia, mojego przyjaciela ktorego namowilem na jaranie strasznie zmulilo,
siedzial od dluzszego czasu z glowa w kolanach i mowil ze medytuje. Caly czas probowelm do niego cos mowic zeby nie zasnal,
ale po paru chwilach w ogole przestal reagowac na moj glos. Nagle nie wiadomo czemu wstal i wybiegl przed klub, pobieglem za
nim i akurat ujrzalem go w momencie w ktorym wymiotowal, centralnie przed klubem... To bylo cos w rodzaju szoku dla mnie. Na
trzezwo na sam widok rzygowin juz mnie bierze na wymioty a po jaraniu... ohohoho juz czulem jak mi przelyk i gardlo tancza.
Ale nie chaielm robic chamowy (na tyle bylem jeszcze przytomny) i spokojnie podbieglem kawalek do niedalekiego zaulka, w
miedyczasie podwinalem rekawki i takie tam. Juz gotowy na rzygaine ustawilem sie w odpowiedniej pozycji a tu ... nic,
odechcialo mi sie. Cud jakis czy cos ??? Wtedy nie wiedzialem dlaczego sie tak stalo. Moze kiedys napisze o co w tym
wszystki m chodzi. A tymczasem wrocilem spokojnie do klubu i posiedzielismy tam jeszcze chwile. Bylo juz dosc pozno (ok.
22), sam nie wiem jak tyle czasu zlecialo tak szybko, ale udalismy sie do swoich domow. Na moim osiedlu jeszcze z kolesiem
zaszlismy do sklepu i kupilismy sobie w sumie ok. 12-14 cieplych lodow (takich piankowych) i zadowoleni poszlismy do chaty.
Starzy nic nie poznali po mnie ze cos jest nie tak. POszedlem sie umyc i spac. Spalo sie nadzwyczaj dobrze. Za to nastepny
dzien byl ciekawszy o wiele... Ale moze o tym napisze w droogim tekscie
- 7838 odsłon