Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

pierwsze kroki na zielonej ścieżce

pierwsze kroki na zielonej ścieżce

Juz od dawna planowalem zapalic MJ...pierwszy raz. Bez zadnych obaw czy

wahan, po prostu bylem zdecydowany aby w koncu to zrobic. Jednak prawdziwym

uzywkowiczom zawsze wiatr w oczy...po wysluchaniu wszelkich rad co do

pierwszego razu, postanowilem zapalic w samotnosci, jednak jeszcze nie

wiedzialem kiedy przejde ten chrzest. Wczesniej mialem wiele problemow z

zalatwieniem ziela, ale tak to juz jest, kiedy nie ma sie zbyt duzych

znajomosci...juz prawie dawalem za wygrana, gdy nagle przyjaciolka

zaproponowala, ze moze zalatwic co nieco i wtedy razem zapalimy. W koncu

dostalem maly woreczek z zielonkawa zawartoscia...inicjacja miala odbyc sie

nastepnego dnia zaraz po lekcjach, ale...poprzedniego dnia wieczorem,

postanowilem sam sprobowac. 2 machy, tak tuz przed snem. I nic. Poczulem

delikatny zamet w glowie i dziwne "przytkanie w plucach". Pomyslalem, nie to

nie, moze THC mnie dzisiaj nie lubi. W koncu zazwyczaj za pierwszym razem

nie zawsze sie cos poczuje. Poprawie jutro. W koncu nadeszla upragniona

chwila. Po lekcjach pojechalismy do mnie do domu w celu odurzenia sie. W

sumie 5 osob (3 - MJ, a 2 - alkohol). Siedzimy, ogladamy TV, muzyka

gra...lufa juz nabita. Jeszcze chwila i juz...pierwszy mach. Siedze

nic....drugi...nic.....trzeci....nic...W tym momencie zobaczylem, ze wszyscy

sa juz rowno upaleni, a ja nadal nic...nawet nie zwrocilem uwagi, ze reszta

dalej pali. Wszyscy sie smieja, a mnie nic nie bierze. Postanowilem troche

odczekac. Nagle moj kumpel zaczal wkrecac jakies paranoje, ze zaraz ktos

przyjdzie itd...i nagle slysze dzwonek do drzwi. Poszedlem, ale nie

zobaczylem nikogo. Pozniej slyszalem dzwonek wiele razy, to jakies pukanie,

ale juz nie zwracalem na to uwagi. Poniewaz atmosfera robila sie dosyc

nieprzyjemna, wiec postanowilismy zmienic miejsce i pojechac do pubu.

Wsiedlismy do taksowki i jedziemy, oni z tylu, a ja z przodu. Slyszalem, ze

o czyms rozmawiali (jak sie okazalo mieli rozne zwidy i omamy), ale ja nie

zwracalem na to uwagi. Jechalismy przez centrum miasta (ok. 30 km/h), a mi

sie wydawalo jakby to bylo 160. Widzialem tylko migajacy asfalt i jakies

dziwnie ostre zakrety, choc w rzeczywistosci droga byla prosta. Nagle

poczulem dziwny cieply punkt, gdzies w okolicy brzucha, ktory zaczal sie

przemieszczac po calym ciele. Zaczalem myslec o tym punkcie, ale w koncu

dojechalismy na miejsce. Co dziwne, palilismy to samo. Wszyscy mieli

niepohamowana smiechawe, a ja nie. Po 2 godzinach wszystko minelo, a ja

uznalem, ze nadal nie przezylem chrztu. Punkt kulminacyjny mial nastapic

nastepnego dnia na koncercie. Zaczelo sie lajtowo - piwo...2....3...bawilem

sie swietnie. Z czasem faza alkoholowa przeszla, a poniewaz nie chcialem juz

wydawac kasy na piwo, postanowiem zapalic. Wzialem 2 machy gdzies w lazience

i wrocilem na swoje miejsce...usiadlem. Po okolo 2 minutach poczulem TO.

Tak - poczulem spotegowane dzialanie alkoholu. Powoli zaczalem osuwac sie z

krzesla. Podobno zrobilem sie blady...ogolnie tez czulem sie paskudnie.

Dziwna sila przyciagala mnie do ziemi i nie pozwolila sie ruszyc. Po jakims

czasie kierunek sily zmienil sie. Teraz cos mnie pchalo, abym wstal, a

najlepiej od razu odlecial. Niestety zapewne to samo czula moja tresc

zoladkowa, wiec szybko wrocilem do lazienki. Po drodze poczulem jeszcze raz

ta znajoma sile, ktora teraz atakowala mnie ze wszystkich stron, jakby chcac

obrocic. Oczywiscie w lazience stalo sie to czego sie spodziewalem. Bomba.

Jednak wcale to nie polepszylo mojego samopoczucia. Pamietam, ze gdy

siedzialem w lazience, zadzwonil telefon w mojej kieszeni. Nie odebralem, w

koncu przestal dzwonic...jednak sam dzwiek dzwonka otaczal mnie przez caly

czas. Poniewaz koncert nam sie znudzil, postanowilismy zmienic lokal.

Po drodze wyjatkowo fascynowaly mnie swiatla samochodow. Pamietam ze

przygladalem sie im uwaznie. Dopiero w piatym pubie znalezlismy jakies wolne

miejsce. Od razu usiadlem i spuscilem glowe...tamtejszy klimat jakby mnie

przytlaczal. Nie mialem ochoty na rozmowe z nikim. Troche chcialo mi sie

spac. Wylaczylem sie od reszty towarzystwa i myslalem, niestety nie pamietam

o czym. Dopiero gdy wszyscy wyszlismy na otwarta przestrzen, poczulem sie

lepiej. Jakby po wiekszej ilosci alkoholu, wiem ze szedlem niezbyt prosto.

Gdy wrocilem do domu, bylem strasznie zmeczony. Jeszcze tylko cos zjadlem i

padlem na lozko...i tak minela moja pierwsza przygoda z marihuana...i na

pewno nie ostatnia.

Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media