["amfetamina"]?[thc] dzień dziecka, czyli zbiorowa psychoza po tajemniczym specyfiku (by muertogatito)
detale
raporty wawoj
- Hippyflipping - czysta niesamowitosc z zaskoczenia
- [3-meo-pcp] Sialala, alle schon wieder da.
- [3-meo-pcp, 5-MADPB] Zaburzone wspomnienie
- [4-ACO-DMT + DXM] Liźnięcie światła
- [3-meo-pcp, 3c-p, DOM] Zagubiona piramida
- Rosyjska dyskoteka
- [Psilocibe Semilanceata] [80x] Dwa pokoje. Materializm świata. Bóg jest tuż za rogiem. Knajpa na orbicie saturna. by FEX
- [argyreia nervosa] Jak szukałem solniczki choć znalazłem plecak by pokolenie Ł.K.
- Psychomanipulacja Grzyboromanem by Bąk_Śmierdziel
- Absurd. (by Porysowany)
["amfetamina"]?[thc] dzień dziecka, czyli zbiorowa psychoza po tajemniczym specyfiku (by muertogatito)
podobne
Trip report przeniesiony z forum hyperreal.info.
fragment relacji na żywo
Pomyśleć by można było, że to taki zwyczajny mixik, zioło do spida palił niemal każdy ("co za spaczony, narkomański osąd"- komentuje ktoś, kto nie ćpa. Ale nie TO zioło z TYM spidem. I tu rozpoczniemy opowiastkę o tym, jak żibra, die, filippo, zielone karty, syncro i muerto znaleźli się w dziwnych położeniach psychicznych. Albo mi się wydaje i im nic nie było, a ja wkręciłam sobie, że oni mogą czuć się podobnie jak ja. (z relacji wynika jednak, ze coś im było).
[ciężko jest pisać gdy myśli tak prędko uciekają. I nie można ich dogonić]
Pobudzona? Senna?
tak i tak.
Senna? A może pobudzona?
nie i nie.
nigdzie, wcale, nigdy, znikąd (i inne słowa związane z nicością, nieistnieniem i pustką nawet, wymienione w słupkach najlepiej, na kolorowo)
A było to tak (wspomnienie)
AKT I
scena 1
Mieszkanie X, koleżanki od taty dilera, alchemika, który zsyntetyzował to "cÓdo". Podział majątku w postaci 2g (z bonusem podobno...). Maczam palec. Mówię: tynk. Ale co tam, nikt nie zwraca uwagi. Marudzenie będzie potem, teraz ważne aby coś wdupić przecież. Syp syp, zium kreska raz i dwa, myk myk - takie ścieżki prowadzą tylko do lasu. A w tym lesie nic nie ma! Drzewa umarły juz dawno ze strachu przed własnymi cieniami.
scena 2
scena druga jest właściwie nieistotna, impreza trwa, żibra nawija - czyli coś weszło. A może to jej silna autosugestia? Ja w każdym razie nie mam takiej.
scena 3
scena trzecia istotna równiez nie jest, idziemy, jedziemy komunikacją. Cel: zioło. Zioło jest, teraz idziemy do innego apartamentu, gdzie złagodzimy marią-zawsze-chętną-pocieszycielką-utrapionych niesmak po specyfiku w kolorze brązowawym
-brauna w nos?
-o nie, nie widziała pani "Pulp Fiction"? Tak się nie robi!
-dobrze, doktorze.
scena 4
Mieszkanie jednego z członków brygady, wiadro, wdech i wydech i...kolejny wdech jest już trudny. Jest dziwnie, nieciekawie bym powiedziała, mdłości (organizm krzyczy: nie! daj mi już spokój, ćpunko! Chcę umrzeć, nie chcę więcej tego znosić! miałaś przestać! Odchodzę. -i poszedł)
Okno, powietrze, lepiej. Ale żeby powiedzieć "dobrze" to może niekoniecznie.
Filippo mówi tak poczochrane(?)rzeczy, ze nie jestem w stanie tego wytrzymać. Śmieję się, boję, nie wiem, ale raczej śmieję, chyba żeby odsunąc ten strach. Zaczyna się jakaś zbiorowa psychoza. Nie opisze tego co kto robił czy mówił, bo zwyczajnie nie pamiętam wiele i nie jest to istotne. Dla mnie wyjście do toalety było wielkim problemem, bałam się obcych ludzi chodzacych po domu. (dodam do tego, że nigdy nie miałam czegoś takiego, a ze specyfikiem na "a" przeżyłam dość długi romans). Ogólnie nawet ruszyć się było trudno. Palenie z wiadra było mocnym pomysłem, sądzę że każdy został zbutowany przez marię-dojebywaczkę-nie-pal-mnie-po-spidzie-niewiadomego-pochodzenia.
Do domu nadszedł czas, dłużej już nie mogę, wracamy. Twarda ekipa w postaci die i filipa zabiera się natomiast do robienia flaszki. Żibra im towarzyszy. Ja mam świadomośc, ze wódka by mogła mnie zabić, w takim jestem stanie. Wychodzimy już, szybko! Chcę być w domu. W łóżku. Tylko tego chcę. I żeby to przeszło już.
scena obojętne która
Póki nie jestem sama jest ok, jakoś się nie boję. Ale wiem co mnie czeka. Spacer pustymi uliczkami, na których latarnie gasną gdy słyszą stukot mych butów. Cisza. Nie, nie ma ciszy. Ale za to, prosze państwa, słyszę głosy. Kurwa, nie myślałam, ze mnie to kiedyś spotka, ale czuję się jak rasowy schizofrenik (już wiem jak się czują, jakby ktoś pytał). Nie tyle szepty, co czasem całkiem mocno wypowiedziane słowa. I żeby tego było mało na pustej ulicy zrobił się tłum. Wszędzie ktoś się czaił, cienie drzew naigrywały się ze mnie tworząc jakieś paranoidalne kształty. Szybko, szybko, byle do domu. Już nie daleko. Głowa chodzi jak u gołębia. Myk myk, w lewo, w prawo, a może ktoś idzie za mną? ale jak się odwrócę to mnie zajdzie od przodu? gdzie oni są? co mówią? brama, dom, jestem, przeżyłam.
Aktu drugiego nie będzie.
Jest za to łóżko i dalszy ciąg relacji na żywo.
czas: wczoraj, noc późna.
miejsce: nigdzie
Zapomniałam jak się myje twarz, żeby nie oblać sukienki. Zapomniałam odruchu wyuczonego, rzeczy nad którą się nie myśli tylko ją wykonuje ( w toalecie było ok, jakby ktoś pytał). Nie moge się połapać, woda, kran, ręce i co jeszcze? Oblałam się.
Od paru godzin modlę się aby to przeszło, wystarczy!, ja już nie wytrzymam. Przeznaczone do leżenia na grządkach warzywo. Aż nagle! Przechodzić zaczyna. Czy hura! się należy w hip hip wzbogacone? Oj, to na wyrost by było. Bo mózg jakże wykończony atakowany jest przez zwał we własnej, tej najbardziej skurwiałej osobie.
Ała! Mamusiu!
Dziś jest dzień dziecka.
Przytul mnie.
Po chwili grozy nastąpił moment niesamowitego odprężenia. Czy to już? Czy to wróci jeszcze? Nie odchodzi, ale się przeistacza podstępnie. Chce uśpić moją czujność i dac mi chwilę pooddychać światem.
Następnie potężny strzał od Morfeusza (bronię się przed nim pisząc to). Co jakiś czas następuje kasacja myśli i pamięci krótkotrwałej. Odczuwam totalny zamęt w głowie, chaos jakby w środku krażyły wokół własnej osi i wokół siebie nawzajem różne maleńkie zabaweczki, bębenki, misie, klocuszki, gwiazdeczki, kwiatuszki. Wszystkie w smutnym kolorze bluuuu (do kreski kreska znów? Znów niebieska.) No i stało się. Stan mojego ducha i umysłu wyciera się ostatnim liskiem papieru toaletowego.
(tutaj następuje jakieś filozoficzne rozważanie na temat bułki z serem i tragicznej śmierci kubeczków smakowych. Smutek, że nigdy nie będę czuć smaków tak, jak np. w dzieciństwie. Dopadła mnie chyba taka mała nostalgia zakończona słowami "to oczywiście nie istotne, sprawy codzienne zostaw pod drzwiami. I te bułki, bułeczki. To nie istotne". Ja pierdolę. -przyp.red).
Słyszę mnóstwo dodatkowych dźwięków w muzyce i nieistniejący wokal. W ciszy, zwłaszcza gdy szłam ulicą, przekrzykują się szepty ludzi, których bez problemu symulują cienie.
Niezbyt przyjemna paranoja. A jeśli napastnik okażę się jednak prawdziwy? Totalnie pusto i cicho na ulicy, adrenalina zajęła się trzęsieniem mojego serca, tiktiktik, zajebiście szybkie i maksymalnie częste, ciężkie udeżenia, krótkie i nerwowe, nieregularne, niepokojące bardzo.
Trzask, szepty, cienie, jeden z nich ma nawet właściciela. Drętwieję ze strachu, koleś mnie mija wlepiając natrętnie wzrok, wygląda strasznie i przerażająco [pewnie wyglądał zupełnie normalnie i tylko spojrzał]. Męczące powidoki( i tu relacja na żywo urywa się jak hejnał z wieży mariackiej).
Prawdopodobny skład mieszanki "wałbrzyski spid":
tańszy odpowiednik ketaminy (10%)
strychnina (35%)
tynk (20%)
kawa rozpuszczalna(5%)
rozkruszony drops z dxm (15,5%)
odpady poprodukcyjne z bebiko (8%).
PS. Dziś skosztowałam jak zadziała po kilku godzinach snu (czyli wypoczęta) i nawet nie jest źle. Ale jak może być źle, skoro prawie nic nie czuć. Chyba trafiłam na fragment z bebiko, bo pragnę zauważyć, że było to dziwnie i niedokładnie zmieszane. Ale cośtam czuję. "Cośtam".
Acha, no i samopoczucie spoko, żeby ktoś nie pomyślał, ze od tej pory jestem pierdolnięta totalnie, mam psychozy i słyszę głosy (a może... !).
Dziękuję za uwagę, wszystkiego najlepszego dla dzieci, które jak my bawiły się swoimi ulubionymi zabawkami. Z perspektywy dnia stwierdzam, ze było nawet zabawnie (ale dlaczego boję się wyjść z domu na imprezę???)
Jeżeli ktoś ma jakieś inne pomysły co to mogło być to prosze się podzielić.
- 13185 odsłon