25c-nbome,kilka piw, fura gandy bardzo pozytyna faza
detale
raporty kurwinox
25c-nbome,kilka piw, fura gandy bardzo pozytyna faza
podobne
Witam. Jest to mój pierwszy trip raport ale postaram się opisać to co wydarzyło się kilka dni temu.
A więc wstałem wcześnie rano, pozałatwiałem wszystkie sprawy jakie miałem załatwić i około południa zacząłem juz długi weekend ;) Umówiłem się z kolegą na faze z 25c (w raporcie będę nazywał go mag). Tydzień wcześniej zaaplikowaliśmy po 2 kartony i mieliśmy lajtową faze, ale oczekiwaliśmy poczuć ją mocniej. Może tydzień czasu przerwy to troszke za mało, ale mieliśmy wolny czas i chęci, to umówiliśmy sie na piątek na godzinę 20.30. Po przywitalnym piwku postanowiliśmy zapalić sobie troszke żeby mieć sucho w ustach i jakoś wyrzymać 25 min z 3 kartonikami na dziąsłach bez połykania śliny. Z wcześniejszych przygód z 25C wiedzieliśmy że nie jest łatwo. A więc zaczynamy :
20.45
Palę sobie jointa z 3 koleżkami i rozmawiamy o pogodzie. Skończył się. Odpalamy następnego.
Wszyscy już byli w pozytywnym nastroju popijając piwo żegnamy jednego z kolegów, który zmierza na imprezę. Ostatni raz połykamy ślinę i o godzinie 21 wraz z magiem instalujemy kartony. Pierwsze kilka minut jeszcze rozmawiamy, ale po czasie juz bełkotaliśmy z ustami wypełnionymi śliną. Czas toczył się wolno, ale jakoś wytrwaliśmy 25 min. Wypluliśmy ślinę z ulgą, napiliśmy się piwa, spaliliśmy jointa i zaczęliśmy się zbierać na urodziny do koleżanki.
O 22 byliśmy już na miejscu. Było tam tylko kilka osób które znałem. Miałem juz dobrą bombe po jaraniu pomimo tego, że dzień wcześniej też bylo ostro. Już od samego wejścia było bardzo śmiesznie. Koleś, który nie brał kartonów, pierwszy raz zapalił z nami blanta (jemu nadam ksywe śmieszek :) i juz przed wejściem wybuchał śmiechem. Zdarzyło się kilka sytuacji, w których śmieszek płakał i zwijał się ze śmiechu. Na sam początek podczas przywitania z imprezowiczami, podczas podawania ręki jeden z kolesi huśtał się na krześle i wywinął salto w tył. Śmieszek beczał ze śmiechu jak koza. Zaraz po tej sytuacji koleżanka która obchodziła urodziny poczęstowała nas rogalikami które sama upiekła. Wziąłem jednego wraz ze śmieszkiem, który wessał rogalika błyskawicznie. Ja nie mogłem połknąć ani gryzka, bo miałem sucho w japie. Nagle usłyszeliśmy "uuuuuuuuu" i zobaczyliśmy koleżanke od rogalików leżącą na podłodze pomiędzy rozsypanymi wypiekami (chyba ubrała za wysokie szpilki ). W tym momencie zakrztusiłem się rogalikiem, którego oddałem śmieszkowi. Mag mówi, że ma bad tripa po czym obydwoje ciśniemy beke. Wypiliśmy piwo, zapaliliśmy papierosa i postanowiliśmy ze przed 23 pojedziemy na urodziny innej koleżanki.
Uciekliśmy z imprezy i przenieśliśmy się do mojego pokoju.
22:45 rozpuszczamy w kieliszku z cola po 20 mg 6apb i wypijamy po "bani" i szukamy transportu. Przed wyjściem okazuje się, że przez przypadek wziąłem swój perfum do kieszeni (śmiejemy się dłuższy czas). Ok 23 wychodzimy i idziemy na tramwaj. Fajnie się już rozmawia, palimy papierosa, jest bardzo gęsta mgła.
Szliśmy dość szybko, lecz po chwili rozmowy zwalnialiśmy kroku, po czym przypominaliśmy sobie że musimy sie pośpieszyć, bo się spóźnimy, co oczywiście się stało. Zobaczyliśmy o której mamy najbliższy tramwaj i czekamy. Czas jakoś dziwnie płynie wolno, stoimy i rozmawiając widzimy nadjeżdżający tramwaj bez numeru kursu. Nie wiem do teraz jakim sposobem widziliśmy na bocznej tablicy, że ma nasz numer. Nie sprawdziliśmy nawet godziny. Wsiadamy. Po kilkunastu przystankach orientujemy się że jedziemy w złą stronę. Po wyjściu z tramwaju okazało się, że jesteśmy po drugiej stronie miasta, a tramwaj nie miał żadnego numeru... Szukamy dojazdu do koleżanek lecz po kilku minutach i piwie na pół piszemy do śmieszka, żeby wysłał nam numer na taksówkę. 15 min nie możemy się dodzwonić, ale w końcu się nam udaje.
00:00 Przyjeżdża taksówka. Pan wydaje się być bardzo miły, rozmawiamy z nim całą drogę. Zmarznięte koleżanki czekają na nas już od godziny. Prowadzą nas na urodziny gdzie nikogo nie znałem. Zaraz po wejściu wyciągamy piwa i 3g zioła ponieważ wszyscy czekali na nas, żeby zajrać. Okazuje się że mamy tylko 1 bletkę i lufkę. Na imprezie były same laski, jeden koleś no i my. Skręciliśmy jointa i wyszliśmy z większością obecnych na balkon. Cały czas mieliśmy uczucie że coś jest nie tak bo gadałem tylko z Magiem, lecz po spaleniu jointa to się zmieniło. Nawiązywaliśmy kontakt z dziewczynami bez problemów. Po chwili odpoczynku, łyku piwa i ogrzaniu się wewnątrz postanowiliśmy, że pójdziemy jarać lufy. Jedna z dziewczyn przyjechała samochodem i chciała palić z nami, lecz inna koleżanka, którą nazwaliśmy lufka tyrała jej banie, żeby nie jarała, bo ona wie jak to jest. Twierdziła, że jak się zapali rano to trzyma cały dzień. Uśmiechnęliśmy się potajemnie z magiem nie mówiąc ani słowa. Zawołaliśmy wszystkich chętnych na balkon i zaczęliśmy ubijać lufki. Koleżanka Lufka znowu zaskoczyła nas swoimi teoriami. Chciała za każdym razem opalać lufkę bo się marnuje zioło, nazwała nas „burżujami”. Po godzinie jarania na balkonie wszyscy chyba mieli już fazę. Było nam bardzo zimno i postanowiliśmy wrócić do środka. Nie zdąrzyliśmy dobrze usiąść, a z pokoju obok przyszła współlokatorka dziewczyny organizującej imprezę i z wielkim żalem i złością zaczęła krzyczeć na swoja współlokatorkę, że w całym mieszkaniu jebie ziołem i że jesteśmy głośno czym dała nam do zrozumienia że albo się uciszymy albo kończymy imprezę. Bałem się jej jak diabła. W tym momencie nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że jest z „kociej wiary”. Powiedziałem to magowi który wybuchnął śmiechem. Światło lampy zaczęło razić maga w oczy. Chwilę później wyszliśmy na balkon raz jeszcze i postanowiliśmy, że trzeba uciekać z tej imprezy, chociaż to nie my zachowywaliśmy się głośno, tylko dziewczyny. Wydawało się nam, że to przez nas impreza podzieliła się na 2 obozy i że my jesteśmy winni temu, że wszyscy zaczęli wychodzić z imprezy i wracać do domu. Po wcześniejszych przygodach z naszą podróżą postanowiliśmy, że pojedziemy do maga, bo ma wolne mieszkanie.
Spakowaliśmy pół kartki palenia które zostało, pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wraz z koleżanką którą nazwiemy „dresem” wyszliśmy na przystanek. Gadaliśmy cały czas. Było zimno i dookoła otaczała nas gęsta mgła.
Po chwili przyjechał nasz tramwaj. Było koło godziny 2.30-3.00.
Jazda w tramwaju minęła mi w mgnieniu oka. W połowie drogi przypomniało się mi, że zostawiłem swoją torbę u dziewczyn na mieszkaniu. Od razu zacząłem prosić a wręcz błagać dresa, aby odzyskała moją torbę. Obiecała mi, że ją odzyska po czym uspokoiłem się i po chwili już się tym nie przejmowałem. Wyszliśmy na przystanku. Do mieszkania mieliśmy około 700m. Szedłem tą trasą kilka dni wcześniej lecz nie poznawałem okolicy. Z gęstej mgły można było rozróżnić tylko latarnie przy ulicy, drzewa i stalową siatkę. Pomimo, że była noc światło lamp i mgła sprawiała, że wydawało się być dość jasno. Szliśmy chwilę i zauważyliśmy, że wszystko wygląda tak samo i wydawało się nam, że stoimy w miejscu. Cały czas widziałem tylko siatkę i ciemne sylwetki drzew wyłaniające się z mgły. Po kilku minutach, które dla nas wydawały się być wiecznością doszliśmy do mieszkania.
Postanowiliśmy spalić resztę zioła. Włączyliśmy muzykę i zaczęliśmy opowiadać dresowi o naszej rozkminie, że to przez nas rozpadła się impreza i że na pewno wyglądaliśmy strasznie itd. itp. Mag wyciągnął bongo i zaczęliśmy nabijać. Paliliśmy w kółko rozmawiając ze sobą. Przypominaliśmy sobie historie, które wydarzyły się w ten dzień. Po kilku boniach poczułem się zmęczony, ale oporowo paliliśmy dalej. Ostatnie bonia nie dawały nam już nic, ale chcieliśmy wypalić resztę. Cały czas mieliśmy sucho w ustach więc mag wpadł na pomysł zrobienia herbaty w słoikach. Zaprowadził mnie do pokoju swojego współlokatora który wracał dopiero za kilka dni. Zrobiłem zdjęcie łóżka telefonem po to, żeby następnego dnia pościelić łóżko w identyczny sposób. Usiadłem na łóżku i napiłem się herbaty ze słoika. Moje powieki były tak ciężkie, że samo patrzenie sprawiało mi wysiłek. Dress zobaczył mnie siedzącego na łóżku ze słoikiem przy ustach z ledwo uchylonymi powiekami. Musiało to śmiesznie wyglądać. Pożegnaliśmy się i około godziny 5 poszliśmy spać. Zasnąłem w mgnieniu oka. Wstałem o godzinie 12. Pościeliłem łóżko patrząc na zdjęcie wykonane dzień wcześniej.
Na koniec mogę dodać, że następnego dnia przez pewien czas gdy zacząłem podróż do siebie, wszystko wydawało się jeszcze jakieś dziwne, nowe. Słońce raziło mnie w oczy, ale po jakimś czasie doszedłem do siebie. Jeśli doczytałeś/aś to do końca jesteś twardy jak kupa po 6apb :p mam nadzieję że was nie zanudziłem dzięki ;)
- 8374 odsłony