pochwowy postrach
detale
Hasz - 1 raz
Dekstrometorfan - 3 razy
Kodeina - 2 razy
Benzydamina - 2 razy
Pseudoefedryna - 1 raz
Dimehydrynat - 1 raz
Tytoń - codziennie
Tabaka - raz na jakiś czas
Alkohol - bardzo rzadko
pochwowy postrach
podobne
Zapraszam serdecznie, po raz drugi!
Słowem wstępu, ponownie:
Pomysł narodził się totalnie spontanicznie. O godzinie 9:03 mama zbudziła mnie wiadomością, że wybiera się za chwilę na miasto i zjawi się z powrotem w domu dopiero godziny około 12:00. Ucieszyło mnie to, jednak gdy wyszła postawiłem sobie pytanie: co ja będę kurdę robił! Nie mogę przecież tak zmarnować tego czasu. Szybki pomysł, wiadomość do ziomka, 10zł w kieszeni i otwarta apteka. Już przed 10:00 oboje znaleźliśmy się przed apteką i podzieliliśmy dawki "cipacza". On dwie saszetki, ja trzy. Dla niego był to praktycznie pierwszy raz, dla mnie niby trzeci, jednak wcześniejsze dwie próby okazały się klapą. O 10:40, biały w kurwę słony proszek prawie suchy więc tylko pochłaniamy i zapijamy Tymbarkiem jabłko-mięta. Jedynym problemem jest to, że ja swoją dawkę połknąłem na raz, a kolega miał pewne problemy, i trochę benzy poszło się jebać z tego względu że nie umiał przeboleć tego tragicznego smaku i trochę soku z solą wylądowało w moim zlewozmywaku.
11:40
Mama będzie za 10 minut, powoli zaczyna wkręcać się euforia i ogólnie dobre poczucie świata otaczającego nas. Wciągam troszeczkę tabaki. Kolega wybiera się do domu, jednak w progu jeszcze zaprasza mnie na godzinę 14 na wiadro i poprawia mi tym humor. Chodzi się dość specyficznie, jakbym był w stanie małej alkoholizacji. Odpalam papierosa, jednak nie wchodzi on tak jak powinien. Kończę go w 3/4 i wrzucam do śmieci.
12:40
Benza powoli daje się we znaki. Czuję lekkie mrowienie w głowie, rozmawiając z mamą dziwnie się czuję, boję się że wyczai że coś brałem, ale jednocześnie jestem świadomy na tyle, że wiem iż nic się złego nie może stać. Po chwili odnoszę smutne wrażenie że to jednak za mała dawka na dobrą jazdę.
13:10
Wrażenie było złudne. Dopiero zauważyłem że od paru minut mam nieprzerwany szum w głowie. Nagle, przed oczami przelatuje mi czarna smuga, jakby cięcie kataną czemu towarzyszy narastający, metaliczny dźwięk. Po tym wszystko ucichło i dostaję sms-a z zapytaniem czy wychodzę na fajkę. Wziąłem mojego czerwonego Marlboro, bardzo głośno zaburczało mi w brzuchu i wyszedłem. Zaraz po spalonej fajce dostaję cynk, że mogę wpadać do kumpla.
13:50
Wiadro wylądowało w moich płucach jakieś 20 minut temu. Coś mnie dosłownie pierdolnęło. Leżę sobie na łożku. Po chwili przeraziłem się mocno. Nie czuję kurwa nóg! Ja pierdolę, jestem warzywem. Żyję w strachu przez parę minut, gdy nagle poruszam palcem u stopy. Ufff, to jest złe.
14:00
Zaczyna się robić rzeczywiście niefajnie, z poziomu głowy opartej o poduszkę dosłownie słyszę swoje serce, słyszę jak mocno i szybko zaczyna obijać się o moją klatkę piersiową. Biorę głęboki oddech i myślę "O kurwa, co się tutaj kurwa jego mać odpierdala." Ten oddech, dostarczył mi nowego poziomu strachu, czułem jak całe ciało mrowi mnie, a mój oddech staje się nienaturalny i nieregularny. Dyszę jak astmatyk bez inhalatora, chcę napisać do kogoś ale ledwo co mogę, litery rozmazują mi się przed oczami, widzę 2 albo 3 ekrany nakładające się na siebie. Nagle mama mnie zawołała i stał się cud. Wybudzenie, mogę normalnie chodzić, rozmawiać, zagoniony do pracy mieszam budyń malinowy w garnku i wszystko jest okej.
14:10
Wracam do pokoju, leżę i po 3 minutach znowu to samo. Im dłużej nic nie robię, tym bardziej moja jazda się zwiększa. Tu spostrzegłem, jak bardzo się wjebałem. Samo to że nic nie robię tylko pogarszało mój stan, a teraz jest jeszcze gorzej. Gdy próbuję coś robić, nie umiem się na tym skupić i ostatecznie każda czynność, nawet jak wystukanie tytułu piosenki na YouTubie kończy się fiaskiem. Strach.
14:40
Mam ochotę jak najszybciej uciec z domu, jestem sam w pokoju i dostaję jakichś paranoi, wszystko mnie przytłacza, patrzę na Facebook'a i tylko widzę jakieś chore, napisane w niezrozumiałym języku słowa. Gdzieś tam napisałem "jeste insanczyldkiem". Myślałem, że jestem islandczykiem? Czy od tego totalnie pojebało mi się w banii? Dziewczyna do mnie dzwoni, nie jest dobrze. Rozmawiam z nią, a przynajmniej staram się, bo co chwilę zapominam wątku, sensu rozmowy i odpowiadam z pięciosekundowym zastanowieniem się. Jedynę co udało mi się wynieść z tej rozmowy, to fakt że mam do niej przyjechać. Nie czekając na nic ubrałem kurtkę i wyszedłem.
???
Od tego momentu mało pamiętam. Wiem że ledwo co przyszedłem do mojej lubej, poszedłem spać na godzinkę (nie wiem jak tego dokonałem). Nie jestem w stanie sobie przypomnieć myśli oraz emocji jakie towarzyszyły mi w tej piętnastominutowej podróży do jej domu. Wiem tylko, że około godziny 17:00 bolał mnie brzuch przez jakąś godzinę i nic więcej ciekawego się nie działo. Przed snem, próbowałem zmęczyć siebie jeszcze kolejnym wiadrem z MJ ze względu na liczne skarżenia się na bezseność po zażyciu benzydaminy. Lipa. Tamtej nocy spałem jedynie dwie godziny przekręcając się z boku na bok ciągle nie dowierzając co się dzisiaj stało. Od tego czasu daję sobie spokój z apteką na dłuższy czas. A o cipaczu nie chcę słyszeć ani słowa...przynajmniej narazie.
Dziękuję za czas poświęcony temu TR'owi. Uważajcie z benzydaminą!
- 13620 odsłon