ganek osiemnastolatków
detale
raporty annałucja
ganek osiemnastolatków
podobne
Wszechświat tkanek, komórek, białek, bakterii, organelli - zlepka efemerycznych procesów i incydentalnych zderzeń atomów tworzy najbardziej wyrafinowany mechanizm, jaki można sobie tylko wyobrazić! Jesteś sztuką. Jego wymyślność tworzy złudne poczucie kontroli, daje Ci podstawy, żebyś mógł myśleć, że to Ty jesteś Panem. Nic głupszego, jesteś obserwatorem! Twoje skomplikowane ciało okazuje Ci łaskę, dając poczucie, że istniejesz. To właśnie jest piękne. To sztuka. Ezoteryka. Tajemnica. A wszystko po co? Żeby Janusz mógł wpierdalać schabowego i głosować na PiS, wyprodukować więcej klonów i zgnić w ziemi. Czym nas to odróżnia od szczurów? Jesteśmy najzwyczajniej bardziej skomplikowani, lecz "Ja" to dalej maszyna.
I bardzo elokwentnie:
Tybetańska Księga Umarłych mówi o kole życia i reinkarnacji, z którego można się oderwać dopiero po faktycznym zaakceptowaniu śmierci. Większość wybiera kolejne wcielenia, bo jest zbyt mocno przywiązana do świata, który znają. Coś jak narkotyki, wiesz? Ludzie to w kółko biorą: z ciekawości, dla zabawy, później w mniejszym gronie zaufanych znajomych. Eksplorują coraz to dalsze zakamarki swoich głów, zdzierając kolejne warstwy tego co, teorytycznie, ich określa. Jak gigantycznej cebuli! Kiedy zedrą ich wystarczająco wiele - zaczynają pieprzyć o fraktalach, Absolucie i wszechistnieniu. Zdaje im się, że znaleźli "Prawdę" i jak amazoński szaman głoszą na prawo i lewo czego to psychodeliki im nie dały. To o czym rozmawiamy zostało wypowiedziane już tysiące razy! Jak z jazdą na rowerze. Bawi mnie to, że Ci ludzie myślą, iż pierwszy lepszy człowiek po kilku latach "szukania" jest w stanie odnaleźć odpowiedź na najważniejsze pytanie Człowieka. W międzyczasie kolejne pokolenia zaczynają "zabawę" i koło się zamyka. Co jest z nami nie tak? Może po prostu staramy się zaspokoić potrzebę istnienia Sensu, którego w ogóle nie ma? Kim wtedy jesteśmy jak nie kupą materii?
Ciepła niedziela, wilgotne powietrze, urokliwy domek za miastem, widok na gęsty las. Siedzę z przyjacielem na ganku, palę skręta, słuchając dzwonków wietrznych i cichych spazmów Syda Barretta. T:0
Niewygodne drewniane krzesło zdaje się napierać na całe moje ciało, próbując mnie zrzucić. To nieważne, wystarczy się nie ruszać, a rozpłynę się w nim, w podłodzę, w powietrzu. Prawa półkula wariuje, skutecznie odcinając drogę strażnikowi "cywilizowanej" artykulacji. Corpus callosum ze spokojnej drogi dla załadowanych samochodów zmienia się w rwącą rzekę pełną konarów, wielorybów, pieczarek i pralek. Rozdawajam się. Jestem obrazem, jestem córką, jestem muzyką, jestem uczennicą, jestem energią, kim ja do cholery jestem? Syd mówi trip, trip to a dream dragon, ale co to dupa blada znaczy?!
Dzwonki wietrzne zabierają mnie na prerie w Kansas, gdzie lada chwila ma przejść trąba powietrzna. Las śmieje się ze mnie szyderczo, słyszę jak połyka Jasia i Małgosię! To krzesło zaczyna mi naprawdę doskiwerać. Nawet moje gumowe ciało stało się obolałe. Wstaję zatem, odwracam się i wchodzę do domu. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Stoję tak na ganku przez 5 minut, wpatrując się w drewnianą mozaikę klamki. Odbywam dalekie podróże, rozwiązuję problemy życiowe. Ale dalej stoję. I patrzę w klamkę. Nooonsens, dlaczego to, co dzieje się w mojej głowie ma być mniej prawdziwe niż obserwowanie klamki? Zmiana perspektywy, ot, cała filozofia! Naciskam pełną symboliki klamkę i kieruję się w stronę największej kanapy w układzie planetarnym. Kładę się i jest mi tak dobrze, że prawie płaczę. Leżę wygodnie przez jakiś czas, po czym przypominam sobie o moim przyjacielu. Przecież on wciąż jest na ganku! Która jest godzina? Nic mu nie jest? Wyrywam się z transu, zgarniając po drodze kilka poduszek i dwie Milki.
Wychodzę i pierwsze co słyszę to instrumentalna wersja utworu Gorillaz, co w tamtym momencie zdało mi się być definicją kanabinoidowej atmosfery. Nie przepadam za taką muzyką, będąc pod wpływem czegokolwiek, lecz muszę przyznać, że doskonale rozumiałam wtedy ten wybór. Mój przyjaciel ma półprzymknięte oczy i kołysze się w rytm muzyki. Zaczynam się śmiać. Nie mogę przestać. Nie chcę. Każda fala najszczerszego chichotu pozostawia po sobie przyjemne wibracje wędrując przez moje gardło. Serduszkowo-bąbelkowy nastrój pochłania mnie jak słodka do obrzygania wata cukrowa i zabiera prawo głosu(o ironio) na temat wydawanych dźwięków. Koniec tego dobrego, mój drogi, teraz ja włączam muzykę! Zabieram głośniczek, odłączam kabelki. Odłączam kabelki. Odłączam kabelki. Odłączam kabelki. O, już! Bardzo zdziwił mnie fakt, że muzyka dalej gra. Jeszcze większym wstrząsem było to, że trzymam w ręku czarny przedłużacz, a wokół nas nastała niespodziewana ciemność. No nic, podejście drugie!
Kiedy ostatecznie udaje mi się puścić własną muzykę, dzielę się poduszkami. Rozsiadamy się na nich wygodnie, rezygnując z diabelskich krzeseł i łamiemy się czekoladą jak opłatkiem. Tu zaczyna się najciekawsza część wieczoru (nocy?). Przebrnąwszy przez falę oszołomienia, stabilizujemy się w czasoprzestrzeni tudzież północ-ganek. Poświata z telefonów delikatnie oblewa nasze twarze niebieskawą mgłą. Patrzymy sobie w oczy w milczeniu. Za pustą czernią jego źrenic widzę Obecność. Taka zasadnicza różnica pomiędzy spoglądaniem na kamień a żywy organizm. Czujesz odzew - czujesz byt. Chociaż w sumie - kto wie co te kamienie tak naprawdę w sobie kryją. Interpretując świadomość, jako osobliwość nie związaną z procesem myślowym można dojść do wniosku, że długopis zdaje sobie sprawę, że istnieje.
18 lat brzmi jak jakiś dobry żart. Jedna głowa, jeden mały mózg, milion pytań i chorobliwa ciekawość. Z każdą rozmową, każdą "podróżą", zdaje mi się, że jesteśmy bliżej. I bliżej. I bliżej. Czego? Przypomina to jakąś bardzo skomplikowaną grę, której warukiem jest istnienie. A gdyby tak cały czas szukać? Nie skończyć po wkroczeniu w dorosłość, znalezieniu pracy i założeniu rodziny. Szukać, brnąć, odpowiadać na nowe pytania?
- Ciekawi mnie jak bardzo zmieni się nasze myślenie do trzydziestki.
- Hipotetycznie.. Zostaniesz prawnikiem, będziesz miał dwójkę dzieci i długonogą blond żonę.
- Lub będę siedział z Tobą na ganku i rozmawiał o kwantach.
- Ja będę szanowanym neurobiologiem, prowadzącym badania nad wpływem marihuany na aktywność kory limbicznej.
- Można złączyć oba scenariusze.
- Wyobraź sobie ile niepozornych Januszy, pracowników banku, sprzedawczyń w sklepie i nauczycieli siada sobie czasem na takim ganku.
- Pewnie w młodości zastanawiali się nad tym samym.
- Na pewno.
Po jakimś czasie zaczynam wracać do siebie. Sucho w ustach, scierpnięte dłonie, podrażnione oczy i pulsujące czoło. Ciało błaga o sen, a głowa o rozmowę, muzykę, filmy, książki! Zasypiam o 3:00 z pewnym niedostytem, na nieszczęsnej kanapie, która o dziwo nie wydaje się mi już tak wielka.
- 11065 odsłon
Odpowiedzi
30
Z doświadczenia wnoszę, że 30 to, prócz szerzej tańczących nitek ułatwienia, potocznie definiowanego "swiadomością", to tylko cyfra. Keep it self!
a nail that sticks out, is hammered down
Podobają mi się twoje raporty
Podobają mi się twoje raporty. Są konkretne, dostatecznie i przyjemnie "artystyczne", lekko psychodeliczne. Czad.
Kim jesteś? Kim tylko chcesz, za kogo się uważasz.
"perhaps It’s futile to speak when everyone is online
alone with a couple hundreds of friends
and a couple hundreds of pills"