czerwona jak nigdy
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
czerwona jak nigdy
podobne
Nazwa substancji: Grzybki halucynogenne
Dawka: 75 świerzych
Doświadczenie: Mnóstwo jarania, amfetaminy, piguł, trochę kwasów
i niewiele opiatów. Różne mieszanki. Grzybki poraz chyba 7, ale
pierwszy raz w dwace powyżej 60.
Piękny letni dzień. Ja, dwóch kolegów (J i S) oraz koleżanka (K)
wybraliśmy się 15 km za miasto. Przystąpiliśmy natychmiast do
zbierania. Policji nie było więc mogliśmy się odprężyć. Po około
2 - 3 godzinach podsumowaliśmy nasze zbiory i podzeliliśmy się.
J zjadł 90, S 100, ja 75, a K 65. Wcześniej moja największa
dawka wynosiła 60. Usiedliśmy wśród drzew na trawie i
przystąpiliśmy do spożycia. K zrobiła sobie gigantyczną kanapkę.
Reszta jadła na "sucho".
Po spożyciu położyliśmy się i czekakaliśmy na efekty. Po jakiś
30 - 40 minutach poczułam, ze coś zaczyna się dziać. Jednak
rpzez następne 20 nic się nie nasiliło. Jedynie żołądek wzywał
pomocy. Poszłam do sklepu po papierosy i piwo. Na szczęście
byliśmy na wsi więc nie bałąm się tłumów ludzi, których mogłam
spotkać w mieście.
Kiedy wracałam faza robiła się coraz większa. Kiedy wróciłam na
miejsce K leżałą i bełkotała coś pod nosem, ze jej się wszystko
rusza. J był tak rozbawiony drzewami, że nie mógł oderwać od
nich wzroku. S miał chyba najgorzej. Strasznie poczerwieniał,
leżał, śmiał się i wogóle nie było z nim konatku. Miał tak fajną
banię, ze nie chcieliśmy mu przeszkadzać.
Postanowiliśmy przejść się. Ruszyliśmy więc wzdłuż altanek i
ogródków działkowych. Droga coraz bardziej się zniekształcała. K
zaczęła siać panikę że ona tam nie idzie, że to, że tamto. W
sumie mnie i J okropnie to bawiło. W końcu ujrzeliśmy jakieś
melanżowe miejsce. Duży betonowy kanał, wokół szkła, butelki,
podarte ubrania i dywany. Usiadłam na kanale i piłam piwo. Niebo
miało piękny pomarańczowy kolor. Słońce zachodziło. Popatrzyłam
na K. Jej twarz raz była okrągła jak piłka, a raz okropnie
podłużna. Wszystko robiła jakby w zwolnionym tempie. Spod
dywanu, na którym stała zaczęły wychodzić robaki. Takie małe
larwy. Wogóle było ich pełno pod tym dywanem. Cały czas się
ruszały. Twarz J też zaczęła się wydłużać. Jego poliszki opadały
w dół. To wszystko było tak zabawne, że nawet nie mogłam im o
tym wszystkim powiedzieć. Zaczęłam poruszać nogą. Ona była jak
nie moja. Albo w ogóle jakby jej nie było.
Wypiliśmy piwo i zaczęliśmy wracać. Przyjechał po nas brat J. W
samochodzie było jak w kinie. Wszystkie obrazy za oknem były jak
film. K zaczęła panikować, że wszyscy poumieramy. Że hamulce
wysiadły. Nie wiem co sobie wkręciła, ale ta jej panika była
strasznie śmieszna. Pootwieraliśmy okna w całym samochodzie.
Było gorąco. Nagle S się ockną (cały zcas żył w innym świecie) i
prawie cały wychylił się przez okno. Miałam wrażenie jakby
chciał poprostu polecieć sobie. A kiedy przejżdżaliśmy przez las
myślałam że uderzy w drzewo i urwie mu cały tłów. Wciągneliśmy
go do środka. Siedzenia wyglądały jakby wrzała pod nimi woda.
Pod moją skórą też. Dłoń się zmniejszała. Palec był coraz
krótszy. Trochę spanikowałam, bo wogóle nie wiedziałam już co
się dzieje. Wszystkie przyciski, dźwignie ruszały się. Falowały,
gibały się na boki. Szyby były zajebiście wypukłe. Wszystko się
dosłownie rusząło. Czułam się cholernie osaczona. Jak w klatce
bez wyjścia. Nie wiem czy jeszcze kiedyś wsiądę do smaochodu po
grzybach.
Wysiedliśmy koło błękitnego bloku. I przez ten błękit wszystko
wtglądało jak pod ultrafioletem. K świeciła się bluza i zęby.
Świeciły się moje trampki. Wszystko wyglądało jakby niebo było
wilekim ultrafioletem. Ściany wierzowców falowały. A bus
wyglądał tak jakby go rozpychała woda. Jakby miał za chwilę
pęknąć, a woda by nas oblała i już nuie byłoby gorąco. Ja i K
poszłyśmy wysikać się w krzaki. One wszystkie były żywe, rusząły
się. To nie było przyjemne. Tak jakby nas obserwowały.
Poszliśmy wszyscy do piwnicy. Ja usiadłam na czerwonej kanapie.
Ale ona była tak czerwona jak nigdy. Musiałam z niej wstać, bo
aż mnie parzył ten czerwony. Cegłówki zaczęły falować, bumbox
coraz bardziej się uwypuklał. Dym z papierosa bardzo powoli
przesuwał się po stoliku.
Jeszcze przez jakiś czas miałam halucynacje, jednak coraz
delikatniejsze, aż w końcu zanikły. Został tylko lekki wir w
głowie. Po przepaleniu tego skunem zacz ęło nam się tak
pierdolić w głowie, że rozeszliśmy się do domu.
Trip był tak psychodeliczny, tak inny. Może w opisie tak tego
nie widać. Ale momenatmi miałam trochę dosyć tego ciągłego
ruchu. A szczególnie w samochodzie. Jednak nie żałuję tego
tripa. Planujemy teraz wszyscy zjeśc po 100.
- 8064 odsłony