Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

umysłowa pufa

umysłowa pufa

Moje przeżycia są zapewne dość niedokładne, ponieważ miały

miejsca z jakieś 2 - 2,5 roku temu.


W każdym razie pierwsze palenie jak to zwykle bywa rozpoczęło

się krótką słowną inicjacją (gdzie w roli narkotycznych mentorów

wcieli się dwaj przyjaciele) i paroma głębokimi wdechami,

czystego, wakacyjnego śląskiego powietrza (tak to trzeba było

robić, wmawiałem sam sobie żeby to niby poczuć jak jeden z

wielu - już doświadczonych). Na miejsce mojego wejścia w

umysłową dorosłości obraliśmy kamienną piaskownice (przyp.

charakterystyczne jaruzelskie pustaki wyglądają jak odłamki

blokowych płyt które wtórnie zostały wykorzystane). Po krótkiej

naradzie i przekonaniu samego siebie, że w gruncie rzeczy robię

coś co ma mnie zadowolić, zamaszystym buchem rozpocząłem cały

swój twórczy proces. Najpierw jeden dymek potem drugi i nic,

myślę sobie kurwa, badziew ten narkotyk niemiłosierny, wszyscy

opisują to jak stan podświadomej ekstazy, a ja nic siedzę i boje

się, że z bloku, którego 15 metrowe sąsiedztwo bardzo mi

ciążyło, wyskoczy jakiś posrany koleś oczywiście znajomy

starucha i powie "Ty znarkotyzowany młodzieńcze, biorąc to

świństwo do ust skazujesz się na odmóżdżenie i izolacje

społeczną", później poprawiając zamaszystego ruchem wąsa znikł.


Samo takie zastanawianie się wydało mi się nadwyraz szczegółowe,

ale nic, trzeba brnąć na przód, wstaje więc, patrzę na kumpli i

nagle Jeb...... ścięło mnie jak uderzenie prętem przez głowę.

Nagle ni stąd, ni zowąd znalazłem się w świecie który można

wyobrazić sobie tylko we śnie, w ogóle cała pierwsza przygoda

mieni mi się jako mglista jawa, której zakończenia nie chce się

pamiętać. Niemniej szczypiące drgawki lęku które teraz zdawały

się jednoczyć w jednokomórkowe ciało, prawie mnie rozsadzały a

zdziwaczałe miny moich kumpli (jeden brwi podniesione do góry

niczym rozmarzony poeta, drugi twarz lękliwego zbója)

doprowadzały mnie do niby to świadomej paranoi, która od czasu

do czasu w dziwaczny sposób, kazała sama się uśmiechać. Jednak

myśl o uśmiechaniu też doprowadzał mnie prawie, że do obłędu,

ten nakazywał zaprzestania śmiechu na sekundę, po czy cykl

zaczynał się od nowa.





I to prawie byłby koniec opowieści bo prawdę mówiąc czekałem na

zejście z drogi grzechu, ale w momencie największego w moim

życiu rozjebu umysłowego napadła mnie przeraźliwie realistyczna

myśl, która niczym tętniące serce uderzała w resztki trzeźwej

świadomości. Ten pulsujący marsz obwieszczał tylko jedną dobitną

pieśń, mianowicie - czas do domu młodzieńcze, twój podwórkowy

czas pełen rozpusty dawno się skończył. Z wielkim więc grymasem

na twarzy musiałem wmówić sobie, że dom to dla mnie teraz

najlepsze miejsce. Samo otwieranie drzwi zdawało się

kłopotliwym, ale to co czekało na mnie w środku przerosło

wszystkie moje lękliwe oczekiwania. Stan mojej równowagi dobrze

oddają lewitacje dwóch znanych naukowców - Sigmy i Pi. Ta

wędrówka od butów po pas (przy okazji której kręgosłup zdawał

się wyginać niczym kończyny Plastic Men'a) była dla mnie

mordęgą, a ogólna nadwrażliwość komórek nerwowych koszmarem,

który miał się rychło skończyć. Jednak czas, który wcale wydawał

się nie współgrać z moimi wysiłkami, przyniósł jeszcze parę

niespodzianek. Uczucie max kapy szybko ogarnęło mnie po

męczarniach przedpokojowych, a "czekająca" na mnie w ustronnym

pokoiku starsza, zniewieściała siostra, dopełniła jej ekstremum

zupełnie. Tu czekał mnie jeszcze łoże pełne nie odkrytych

wcześniej elementów, małe przeczołganie się po podłodze na

oczach siostry po piżamkę i do łóżeczka. Całe wydarzenie maniło

mi się jak emocjonalny gwałt bez złoczyńcy, ale szybko chciałem

zapomnieć i rozmarzyć się w błogim śnie. Niestety nie wszystko

ułożyło się po mojej myśli, bowiem w łóżku czekał mnie jeszcze

żołądkowy bonus, z którym mimo sąsiedztwa łazienko - ubikacji z

mamowym pokojem, trzeba było się uporać. Jak to mówią

nieszczęścia lubią chodzić parami, ja przekonałem się o tym

najdobitniej spostrzegając że moja muszla wybawienia zasiadana

jest przez brata. Wiedziałem że nie będzie czasu na choćby mały

fresh. Ale szybko się z tym pogodziłem i po krótkim oczekiwaniu

zostawiłem po sobie rozluźnioną materie w bielutkim sedesie.

Rozmowa z bratem w niezrozumiałym dla nikogo języku i próba

wytłumaczenia mu nadumyłowego stanu mojego ducha to już drobny

epizodzik z całej kończącej się przygody. Z końcowego etapu

kiedy to umysł pracuje na sennym etacie pamiętam już tylko

gorliwe upominanie się u siostry która oglądała męczący

telewizor, żeby zrobiła coś ......., bliżej

niezidentyfikowanego. Rano nikt nie poinformował mnie o jakiś

anormalnych nocnych zachowaniach, także mam nadziej że takowe

nie miały miejsca .


FIN

Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media