drugie podejście do metamfetaminy
detale
raporty hyperpaluch
- dxm super trip
- Mefedron + DXM + THC ciąg dalszy
- Mefedron + Piwo + DXM
- Pseudoefedryna to wróżka
- Jak się wyleczyłem z lęków - DXM + THC
- Maryśka + DXM z piwem
- Kodeina - błoga samotność z sensacjami żołądkowymi
- Drugie podejście do metamfetaminy
- Mieszanina THX, DXM, kody i alko.
- Mefedron czyli lek na stres
drugie podejście do metamfetaminy
podobne
Witam,
Piszę ten TR aby ostrzec potencjalnych amatorów mefy. Nie jest to dobry środek. Czemu? Przeczytajcie...
S&S:
Zacznę od tego, że w tym tygodniu kurowałem się po zatruciu pokarmowym. Nawadniałem się, brałem witaminy i elektrolity. Jakoś doszedłem do siebie. Upał mnie wykańczał ale cóż poradzić. Dziś wypiłem od około 11:00 4 piwa. Dotarłem w ten sposób do godziny 16:30 przy wiatraku dmuchającym mi w plecy. Całkiem miło jak na 30 C za oknem...
Około 16:40 wpadłem na pomysł zaopatrzenia się w trawkę. Diler nie miał więc poszedłem po to, co miał a że trudno było się dogadać (zakłócenia w telefonie) to poszedłem z nim pogadać "normalnie". W gorącym powietrzu poruszałem się jak w ciepłej zupie. Gdy wróciłem, pot mi zalewał oczy. Miałem do przejścia łącznie około 2 km. To było wykańczające... Prysznic był obowiązkowy.
Chwila wspomnień:
Nie jestem uzależniony od mefy. Wziąłem to gówno dopiero raz w życiu. Pierwszy raz z rok temu, na spróbowanie. O mało nie wykorkowałem bo spodziewałem się szybkiego działania a działało bardzo wolno więc w krótkim czasie pochłonąłem 1 gram. Gdy zaczęło działać to było istne szaleństwo....
Myślałem, że mi serducho wyskoczy z piersi i że oszaleję z nadmiaru energii. Pomyślałem, że to nie dla mnie. Były różne okazje ale zawsze rezygnowałem z tej "przyjemności". Wolę MJ, alko, mefedron, DXM, kodę. Na szczęście nic głupiego wtedy nie odwaliłem :)
Powrót do teraźniejszości:
Dziś z dilerem nie dogadałem się i pomylił paczuszki - dał mi mefę zamiast mefedronu. OK, pomyślałem, niech będzie, spróbuję. Jest upał, dawka energii po zatruciu dobrze mi zrobi. Wciągnąłem nosem małą kreskę około godziny 17:00. Praktycznie nic nie poczułem ale chciałem być ostrożny po doświadczeniach sprzed roku. Drugą kreskę (małą) wziąłem około 18:30. Poprawiał mi się nastrój, dostałem zastrzyk energii i nawet coś konstruktywnego wymyśliłem i zrobiłem z komputerem. Byłem zadowolony. Nie było żadnych kłopotów z sercem czy innymi opisywanymi w literaturze dolegliwościami. Normalny stan tylko dużo energii do działania. Nawet mi się to spodobało.
W ciągu tego czasu zająłem się czymś mało istotnym. Czytałem, robiłem porządki itp. Wciągnąłem w międzyczasie (około 20.00) jeszcze jedną (trzecią) kreskę. W małej ilości. Później zapomniałem o tym, że trzeba wyrównywać poziom mefy bo będzie chujowo i tak dotarłem do około godziny 23:00. Zaczął się zjazd. Odczułem strasznie chujowe uczucie pustki w żołądku. Dziwne, bo zjadłem w dzień śniadanie, obiad, trochę witamin i elektrolity na upał bo pot po dupsku aż mi leciał. Uczucie "żołądkowe" połączone było z niepokojem. Pomyślałem sobie - zaczyna się to, o czym tu piszecie czyli zjazd z mefy. Zapodałem 2 tabsy na uspokojenie. Cloranxen 10 mg. Tak na wszelki wypadek.
23:10. Zapodałem kolejną kreskę, też małą. W torebce mam jeszcze z pół grama białego proszku. Nastrój poprawił się ale już nie na tyle, żeby stwierdzić, że jest nawet "w miarę" OK. Odczuwam mały wyrzut dopaminy - znane uczucie stawania włosów na skórze, głowie itd... Zaczynam myśleć nad kolejną dawką bo czegoś mi brakuje. Energii mi brakuje.
Jest godzina 00:00. Zdecydowanie brakuje mi energii ale za to mam poprawioną spostrzegawczość, wyostrzony wzrok, słuch i węch. Małe literki, których zwykle nie mogę odczytać na różnych opakowaniach (np. szamponu) przestały być zagadkowe. Zdecydowanie poprawiła się percepcja. Wzrok zdecydowanie się wyostrzył. Wszelkie zmysły zaczęły lepiej działać.
Zacząłem pisać ten Trip Raport bo uświadomiłem sobie, że skórka nie warta wyprawki i warto podzielić się swoimi przemyśleniami i odczuciami z większym gronie ludzi. Mefa w/g mnie daje trochę przyjemności w zamian za jakieś dziwne stany emocjonalne w czasie zjazdu. Włączyło się myślenie. Być może za mało tego wziąłem? Może powinienem przywalić porządnie i poczekać na efekty zamiast się tak szczypać? Muszę to sprawdzić... I tak nie chce mi się spać. Jutro jest niedziela a ja mam ochotę na mały luzik i chęć do działania. Taki luzik jak dziś około 18:00. Brakuje mi tego coraz bardziej.
Godzina 00:15.
Pomyślałem, że warto wziąć kolejną małą kreskę. A może teraz nieco większą? Generalnie mefa okropnie mnie szczypie w nos powodując łzawienie z oka z tej strony z której jest dziurka do nosa, do której aplikuję to gówno (pół kreski). Łzy z oka lecą po policzku ale spoko. Musi tak widocznie być. Nie jestem przyzwyczajony do takiego bólu. Nawet mefedron nie szczypie tak bardzo. Łza leci po policzku pokazując prawdziwe oblicze mefy - jest to substancja szkodliwa i organizm na nią reaguje dość konkretnie starając się powiedzieć - szkodzi ci. OK, wiem, że szkodzi ale chcę raz na jakiś czas zaszaleć. Nie było MJ, nie było Mefedronu to niech będzie Mefa.
Jest godzina 00:20. Zmuszam się do wciągnięcia drugiej części kreski. Nie ma tego dużo. Ból w nosie przeszkadza z podjęciem takich działań. Odpycha mnie od tej diabelskiej substancji. To już jest chyba masochizm :)) Zwycięża chęć podniesienia sobie nastroju. Mam dużo czasu...
00:26. Odczuwam działanie mefy. Dopamina się uwalnia. Czuję wyraźne podniesienie nastroju co nasuwa myśl o zwiększeniu dawki. To jest oczywiście błędne koło prowadzące donikąd.
Przemyślenia
Zaczynam się zastanawiać nad wszystkimi sensownymi wiadomościami, które przeczytałem o mefie. Że jest mega-uzależniająca, szkodliwa, że wypala neuroprzekaźniki w mózgu odpowiedzialne za ważne sprawy itd... OK, ale ja to biorę dopiero drugi raz w życiu więc nie ma obaw. TEORETYCZNIE tak. Jeśli bowiem przypomne sobie stan sprzed półtorej godziny to nachodzi mnie refleksja, że to jednak substancja bardzo uzależniająca psychicznie. Zjazd odczuwałem jako bardzo nieprzyjemny, dziwny stan umysłu. Od razu przyszła do głowy myśl o kolejnym wzięciu kreski. Nie uważam, aby to było uzależnienie bo jest to po prostu niemożliwe. Po prostu złe samopoczucie po ustąpieniu działania dopaminy, zaniku euforii i energii do działania jest nie do zniesienia.
Godzina 00:40.
Ponieważ biorę mefę dziś bardzo spokojnie, nie ma typowych efektów ubocznych jak kołatanie serca ale za to podniosło się ciśnienie krwi. Zmierzone - 178/98, 72 uderzenia na minutę. Spore. Standardowo mam około 140/90. Od tego mam lekkie bóle głowy. Mało wyczuwalne ale jednak są. Pojawiły się jakieś pół godziny temu. Przychodzi ochota na kolejną dawkę mefy. Głód dopaminowy jest nie do ogarnięcia choć euforia pozostała na wyrównanym poziomie. Podniesione ciśnienie wywołuje lekkie zawroty głowy. Odczuwałem to już wcześniej ale nie mierzyłem ciśnienia. Pomyślałem, że mefa powoduje złą ocenę sytuacji, jak alkohol. Wiem, że to szkodzi a jednak chcę więcej aż do zajebania. Zupełnie inaczej jest np. z kodeiną czy DXM. Tam wiadomo, że już wystarczy. Tu cały czas chce się więcej i więcej. OK, odmierzam kolejną kreskę (małą, jak zwykle).
Godzina 01:00.
Wziałem pół kreski (małej). Piecze w nos jak diabli. Właśnie mi się skończyła torebeczka z 1 gramem mefy. Czyli w ciągu około 7 godzin wchłonąłem 1 gram. Na stole jest pół kreski, które zamierzam pochłonąc w ciągu najbliższych kilku minut. Zdecydowanie jestem niepoprawnym ćpunem, który pomimo oczywistych faktów brnie w to, co wszyscy odradzają. Z oka leci mi łza po policzku. To kara za to co robię :) Chęć odczucia działania dopaminy i euforii przewyższa zdrowy rozsądek. I tak w kółko...
Jest godzina 1:12. Zaczynam odczuwać kolejny wyrzut dopaminy. Mrowienie na głowie jest przyjemne, nastrój się poprawia. Jest fajnie, przyjemnie, błogo. Zaczynam się sam do siebie uśmiechać. Osiągnąłem stan, w którym przestaje się rozsądnie myśleć a przyjemność stawia się na pierwszym planie. Stan ten peak osiąga około 1:15. Jest mega-przyjemnie. Chcę więcej, więcej... Mam jeszcze jeden gram mefy i nie jestem pewien, czy przypadkiem nie otworzę tego woreczka... To działa jak alkohol. Im więcej tym mniej kontroli nad sobą. Skutkiem ubocznym mefy jest brak chęci snu. To jest zgubne. O 1:25 mefa przypomniała o sobie kolejną porcją dopaminy. Trzeba było sobie pomóc myśląc o przyjemnych rzeczach. Było to nadzwyczaj łatwe. Pobudzony organizm dawał radę. Kolejna fala przyjemności przypadła na godzinę 1:40. Samoistnie. Po prostu poczułem się bosko. Był to pierwszy raz, gdy tak długo czułem wspaniałe, boskie działanie mefy. Zazwyczaj stan ten mijał po kilku minutach zostawiając tylko euforię. Teraz było inaczej. Doszła prawdziwa przyjemność jak przy słuchaniu wspaniałej muzyki czy oglądaniu czegoś ekscytującego. Tak, muszę otworzyć drugą paczuszkę mefy... Można to porównać do działania DXM lub trawy. Dopiero od pewnego stężenia zaczyna być miło. Tu zauważyłem dokładnie ten sam efekt.
Godzina 1:50. Wciągnąłem pozostałość z pierwszego grama mefy. Było tego jeszcze pół kreski. Nos jak zwykle szczypie jak diabli. Oko łzawi. Włączyłem sobie spokojną muzykę, która zawsze mnie relaksuje. Czytałem, że mefa działa od razu po zażyciu. U mnie działa z pewnym opóźnieniem. Pewnie dlatego rok temu o mało się nie wykończyłem :)) Czekam na efekt. Jest dobra temperatura. Za oknem tylko 16 C. W pokoju mam 25 C. Wyłączyłem wentylator bo zaczynało być chłodno. Zrobiło się o wiele ciszej. Lepiej słychać muzykę, która sączy się z głośników. Godzina 1:55 - pierwsze odczucia wziętej kilka minut temu mefy. Znów ta boska przyjemność. Zaczyna mi się to podobać. Obawiam się, że spędzę tu jeszcze kilka godzin...
Godzina 2:05. Wciągam pół kreski z drugiej torebki. Pieczenie nosa, łza po policzku itd. To już znacie.
Godzina 2:11. Znów odczuwam przyjemność z wzięcia mefy. Węch mi się wyostrzył do tego stopnia, że czuję doskonale zapach białego proszku na stole. Nie czułem tego wcześniej. Ma faktycznie kiepski, cierpki zapach. Czuję też zapach otwartego piwa, o którym zapomniałem. Stoi otwarta butelka na stole w połowie pełna. W sumie nie mam ochoty na piwo. Niech stoi - nie przeszkadza mi w niczym. Zalewają mnie fale przyjemności. Jest jednak skutek uboczny - mimowolnie spinam mięśnie trójgłowe ud (te nad kolanami). Łapię się na tym, że po jakimś czasie zaczyna mnie to męczyć.
Godzina 2:33. Mefa daje znów o sobie znać. Zaczyna być przyjemnie. Muzykę wyłączyłem jakieś 15 minut temu. Błoga cisza, ja, komputer i drugi gram mefy. Nigdy nie przypuszczałem, że stymulant może przynieść tak dużo przyjemności. Zawsze chciałem używać środków raczej uspokajających. Z natury jestem niespokojny, nadpobudliwy i nerwowy więc skłaniałem się ku środkom typowo uspokajającym. Z tego powodu trawa była dla mnie najlepszym środkiem. Dawała przyjemność i spokój. Tu okazało się, że przyjemność jest o wiele większa ale niestała. Nadchodzi falami, co kilka minut i dopiero od sporej dawki pochłoniętej mefy. Trochę mnie to zaskakuje bo dopiero drugi raz w życiu próbuję tej substancji a po roku jej nie dotykania można powiedzieć, że to tak, jakbym jej w ogóle nigdy nie brał. Powinna więc na mnie działać o wiele silniej. Może to kwestia rozłożenia w czasie a może osobniczego trawienia tego świństwa. Jedno jest pewne - dziś zostałem miło zaskoczony i to przez zupełny przypadek, pomyłkę dilera.
3:00. Zapaliłem papierosa mentolowego. Normalnie palę papierosa co godzinę. Teraz nie paliłem od kilku godzin. Co najmniej 6. Mefa zadziałała z podwójną siłą. Jak się okazało potrzebuje jakiejś iskry zapalnej do działania na ośrodki przyjemności w mózgu. Tym razem był to papieros. Odczułem przypływ przyjemności dopaminowej. Nigdy bym się nie spodziewał takiej reakcji. Prawdopodobnie ma to związek z blokowaniem wychwytu zwrotnego w neuroprzekaźnikach. Mefa wzmocniła działanie nikotyny lub nikotyna działanie mefy. Trudno mi się wypowiadać na ten temat. Rozpływając się w swobodnych myślach mogę wywoływać fale przyjemności. Warunkiem jest aby pozwolić głowie myśleć o czymkolwiek, jak wtedy gdy zasypiam. Gdy skupiam się na jakiejś czynności przeszkadzam mojemu mózgowi. Rację mają ci, którzy twierdzą, że aby dana substancja działała zgodnie z oczekiwaniami, musi być odpowiednia atmosfera. Gdyby mi ktoś przeszkadzał zapewne nie odczułbym tego wszystkiego o czym tu napisałem. Mam spokój, ciszę, mogę się rozluźnić i dać myślom swobodnie biegać po głowie. Mam to, co lubię. Trochę mi przeszkadza pisanie tego TR gdy odkryłem tajemnicę przyjemności płynącej z mefy. Co chwila muszę robić przerwę aby dać ulecieć myślom i odczuwać czystą ekstazę. Czas zaczyna płynąć coraz wolniej. Od zapalenia papierosa minęło 12 minut a mnie się wydaje, że to co najmniej pół godziny. Zupełnie jak w przypadku trawy. Zgubne poczucie czasu spowodowało, że w ciągu godziny wciągnałem pół grama z drugiej torebki. Stanowczo za dużo i za szybko. Oddaję się przyjemności, delektuję się dreszczami przechodzącymi przez moje ciało, sterczącymi włosami na skórze i "gęsią skórką" na rękach i nogach. Muszę zrobić przerwę we wciąganiu mefy bo to może się źle skoczyć...
Godzina 03:20. O dziwo, ciśnienie mi spadło do 168/93 tętno 80. Jestem już nieco zmęczony tym eksperymentem ale ciekawość wygrywa. Nie jestem senny - jestem po prostu zmęczony. Czuję w mięśniach lekkie napięcie, które troszkę mi przeszkadza. Muszę na chwilę uwolnić głowę od myślenia nad treścią tego, co piszę. Zbyt bardzo się na tym skupiam starając jak najbardziej dokładnie opisać to, co czuję. Wygodny fotel, cisza, spokój, relaks. Tego mi teraz potrzeba. Szybko nauczyłem się wprowadzać w stan pozwalający mefie działać na ośrodki przyjemności. Jedyny minus to lekki ból głowy. Niezbyt wyraźny ale odczuwalny. To mi nieco przeszkadza.
Godzina 3:55. Wciągnąłem trochę mefy. O godzinie 4:01 poczułem charakterystyczną falę przyjemności. Tak, to zdecydowanie miłe uczucie, które powoduje, że chce się więcej i więcej... Przestaje się wtedy myśleć o konkretach. Zostaje czysta ekstaza. Trwa dość krótko ale powraca falami.
Zastanawiam się jak długo będzie to wszystko działać i czy w ogóle zasnę. Z drugiej torebki zostało mi jakieś 0,3 grama czyli przez 10 godzin wchłonąłem około 1,7 grama. Czy to dużo? Na podstawie przeczytanych dzisiaj artykułów uważam, że to sporo choć nie odczuwam skutków ubocznych co mnie pociesza. Zaczynam podejrzewać, że towar był po prostu kiepskiej jakości, mocno rozrobiony z czymś nieokreślonym. Zakładając, że serce mi nie dokuczało a ciśnienie w sumie się unormowało uważam, że połowa z tego, co dostałem od dilera to był np. cukier albo talk... Towar był w kolorze białym, co już jest podejrzane (zbyt czysty). Owszem, wykazywał własności higroskopijne jak to ma w zwyczaju mefa (był lekko wilgotny i trudny do sproszkowania) ale przy takiej ilości powinienem mieć poważne problemy zdrowotne. Ja natomiast bardzo pozytywnie się zaskoczyłem, dobrze się czułem i odczuwałem sporo przyjemności, o które nie podejrzewałbym takiej substancji. Oczywiście chodzi mi po głowie myśl, aby dziś (niedziela) odwiedzić dilera po kolejną działkę ale niestety nie mogę. W poniedziałek idę do pracy i muszę wstać o 6:30 co będzie dla mnie nie lada wyzwaniem po tygodniu zwolnienia lekarskiego i spania do 10.00.
Wnioski
Tak właśnie to działa, moi drodzy. Można się ujebać na maxa w ten sposób nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Mefa powoduje między innymi stany euforyczne i wyrzut dopaminy. Połączenie tych dwóch rzeczy daje bardzo złą, niewłaściwą ocenę sytuacji. W konsekwencji zjazd jest nieprzyjemnym uczuciem bo zanika energia do działania, obniża sie nastrój, powstaje chęć zażycia kolejnej dawki mefy. Tak rodzi się uzależnienie. Nie dziwię się, że ludzie tak bardzo uzależniają się od mefy bo w jej przypadku uzależnienie to jest bardzo szybkie i głębokie. Gdyby na mnie silniej działała (pod kątem przyjemności), pewnie zażywałbym ją stale. Wolę jednak tradycyjną trawkę w pomieszaniu z DXM. O wiele zdrowiej... Niemniej jednak dzisiejsza przygoda z nią była ciekawa. Nie polecam jednak jej nikomu ze względu na ogromny potencjał uzależniający. Psychika dostaje porządnego kopa przy zjeździe do tego stopnia, że za wszelką cenę chce się sięgnąć po kolejna dawkę. Trawę palę od około 2 lat i nie mam takiej chęci do jej kolejnego palenia jak w przypadku wzięcia mefy. W jej przypadku, jak opisałem, kolejny gram został wchłonięty przez mój nos w sposób zupełnie niekontrolowany. Owszem, przyjemność jest bardzo duża ale konsekwencje wpadnięcia w nałóg przerażające. Okazyjnie, raz na jakiś czas można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa z jej udziałem. Warunkiem jest jednak odstawienie tego narkotyku na dłuższy czas aby nie wpaść w uzależnienie. Te 3073 słowa, które napisałem, mają za zadanie naświetlić jak działa mefa i jaki ma ogromny potencjał uzależniający. Zanim więc zdecydujecie się na choćby kilkudniowy ciąg z jej udziałem, zastanówcie się czy warto. Moim zdaniem nie.
Dziękuję, że dotrwaliście aż tutaj czytając ten TR :)
- 33883 odsłony
Odpowiedzi
Ogólnie to całkiem spoko się
Ogólnie to całkiem spoko się to czyta tylko kluczowa sprawa jest taka, że opisywana tutaj substancja na 100% nie ma żadnego związku z metamfetaminą.. W sumie cały tekst stwarza wrażenie tłumaczonego gdzieś z anglojęzycznej strony przez nazywanie meth'a, mefem.. u nas jak już to tak wołają na mefedron choć to też nie on gra tutaj główną role bo z tego co mówisz to z nim się znasz co nieco, ale mniejsza .. sama zjedzona ilość sugeruje że to coś nie leżało nawet choćby obok dobrej fetki. Po prawdziwym piczko, przy drugim spotkaniu to po pierwszej sytej kresce(+-100mg) byś raczej nawet nie pomyślał o dorzutce co najmniej do rana a już na pewno dłużej niż kilka minut! Jeśliby próbować zidentyfikować metamfetamine z wyglądu to powinieneś ją dostać w postaci kryształków, najczęściej przeźroczystych, czasem lekko mlecznych lub zabarwionych. O ile wcześniej jej nie pokryszysz to na pewno nie będzie w postaci proszku. Podsumowując.. nie mam pojęcia cóż to za specyfikiem mogłeś się raczyć. Obstawiam, że w najlepszym wypadku był to jakiś chujowy rc lub marna fetka, i jak słusznie spostrzegłeś, wymieszane z czymś co stało najbliżej pod ręką. Ewentualnie należy Ci pogratulować nieprzeciętnej wyobraźni i zdolności autosugestii a już na pewno poświęcenia w imię nauki. Swoją drogą 2g meth na ulicy to dość sporo pieniędzy więc jeśli faktycznie tyle wyłożyłeś, współczuje. Polecam tylko nie opowiadać o tym z takim entuzjazmem typowi od którego to brałeś bo pewnie dostarczysz mu małą porcję śmiechu i w dodatku oznajmisz, że śmiało można Cie robić w wała. Może czasem jak "diller" mówi, że "nie ma" to lepiej uwierzyć na słowo i sobie odpuścić zamiast na siłe wypchać mu hajs do łap, bo jak człowiek kasiasty i zachłanny na narkotyki to dla takiego nawet Salomon z pustego naleje. I potencjał uzależniający substancji nie ma tu nic do rzeczy, bo on nie objawia się w kilka minut po przyjęciu kreski... To raczej kwestia podejścia i tego jak bardzo jesteś zdesperowany żeby tylko COŚ przyćpać.
Wszystkiego dobrego życzę :>
Racja
Własnie też tak pomyślałem. Tym bardziej, że kiedyś miałem raz do czynienia z prawdziwa amfą i dała mi niezłego kopa, że o mało nie wykorkowałem. Autosugestia - to dobre słowo. Myślę, że ma tu znaczenie kluczowe. Jedyny dobry towar jaki miałem od tego gościa to maryśka. Na tym słabo można zrobić kogoś w wała. Tak mi sie wydaje. Albo jeszcze jedna sprawa - była to jakaś odmiana (izomer chyba?) amfy. Naczytałem sie sporo i stwierdziłem, że pod taka samą nazwą jest co najmniej kilka substancji. Jedno jest pewne - przez 2 doby nie spałem po zażyciu tej dawki 1,7 g. To daje do myślenia...
Pozdrawiam :)
Od stymulantów ludzie mogą
Od stymulantów ludzie mogą umrzeć, łatwo o zawał - nie zapominaj.