dziwny trip-chemol czy nie?
detale
raporty hankawkarton
dziwny trip-chemol czy nie?
podobne
Chciałbym wam opowiedziec o wczorajszym(12.04.19) tripie ponieważ był bardzo nietypowy. Wracając ze szkoły koło 14 postanowiłem w połowie drogi, nad rzeką, w ustronnym miejscu, zajarać towar od kolegi (Pana X). Nabiłem lufę. Nie solidnie bo też nie wiedziałem jak mnie klepnie. Zdjąłem wszystko na jednego bucha którego trzymałem przez kilkanaście sekund jeszcze w płucach. Lufke wyrzuciłem I zacząłem wracac do domu (byłem około 2km od domu). Wyjąłem chipsy i zacząłem je jeść. I w tej właśnie chwili wszystko jak nagły deszcz mnie klepło. Solidnie. Obraz mi się klatkował i pulsował a jak szedłem to czułem że stoję w miejscu. Gdy jadłem chipsy czułem jak one zastygają w mojej buzi niczym cement, więc sięgnąłem po wodę. Picie nic nie pomagało. Czułem się jak w jakiejś grze, tylko najgorsze było to że wiedziałem że mam jedno życie i to się dzieje na prawdę a musiałem jeszcze do domu wrócić. Zapomniałem dodać że wraz ze mną nie było nikogo. Jak chciałem puścić muzykę z telefonu na słuchawkach, mimo włączonego internetu nic nie działało. Nagle miałem obawę że zostanie mi tak do końca życia. Wpadłem w panikę wewnętrzną, serce zaczęło strasznie szybko kołatać. Zacząłem siebie w miarę uspokajać, że to minie. Przeszedłem połowę drogi. Szedłem cały czas takimi dróżkami leśnymi ale nie kompletnie opustoszałymi. Nagle zobaczylem jakiś robotników, mieli mnie raczej w dupie ale jakoś ich nie słyszałem, słyszałem tylko jakieś wewnętrzne szmery. Najciekawsze jest to że mogłem zmienić sobie widzenie na tryb trzecioosobowy. Żeby normalnie iść musiałem się bardzo skupić. Właśnie i nie było jakoś ciepło tego dnia ale po zajaraniu nagle nie było mi zimno w ręce. Faza nasilała się I ewidentnie mnie przerastała. Nie był to mój pierwszy czy drugi raz. Jarałem już nie jeden raz i zwylke po paru buchach mnie nic nie brało oprócz gastro, ciężkich powiek i ogólnego zmulenia. Dobra, bezpiecznie przeszedłem przez przejscie dla pieszych. Jestem już w domu. Trudno się ogarnąć, jestem sam. Pije dużo wody i popijam trzy duże tabletki Witaminy C. Zacząłem przemywać twarz zimną wodą. Nic nie pomaga. Wpadam na świetny pomysł żeby się wyżygać do kibla. Cos tam wyżygałem, nie za dużo. Jeszcze bardziej mi się nie dobrze zrobiło. Wszystko kołuje. Godzina przed 15. Patrzę sms od siostry że zaraz będzie, pisze jej że źle się czuję. Ja się położyłem. Oczy miałem trochę skute. Wróciła, zrobiła mi herbaty, ja powiedziałem że nie kontaktuje i że żygałem i że chyba się lodami i chipsami zatrułem. Poszedłem na jakieś dwie godziny spać. Przykryła mnie kocykiem. Nawet przez zamknięte oczy świat wiriwał. Przez całą fazę miałem taką straszną obojętność jakbym nie był uczestnikiem życia tylko jego obserwatorem i że mogę patrzeć z perspektywy pierwszej osoby ale nie mam nad sobą kompletnej władzy. Przed 17 wstałem. Już trochę lepiej, znacznie lepiej ale jednak jeszcze coś ale minimalnie +plus straszny ból głowy. Wrócił ojciec. Dał mi wody zebym się napił. Dał mi jeszcze poleżeć. Na 18 pojechalismy do terapeuty bo mieliśmy umówioną wizytę. Fazy już nie było ale byłem tym wszystkim wymordowany I zmęczony. Widać to było po mniej twarzy. No i koniec tego trochę długiego raportu. Był to pierwszy trip tego typu. Dziwi mnie tylko że to był jeden buch. Albo kurewsko dobre zioło (a ja nie wiedziałem) albo chemol. Bo wcześniej wymieniony Pan X też mówił że go to wyjebalo ale jak mu opowiedziałem to co przeżyłem to powiedział że to co opisałem to faza po kwasie. Nwm kwasu nie próbowałem. Ale cieszę się że mogę być już z wami na tej planecie
- 14851 odsłon
Odpowiedzi
Chciałbym wam opowiedziec o
Chciałbym wam opowiedziec o wczorajszym(12.04.19) tripie ponieważ był bardzo nietypowy. Wracając ze szkoły koło 14 postanowiłem w połowie drogi, nad rzeką, w ustronnym miejscu, zajarać towar od kolegi (Pana X). Nabiłem lufę. Nie solidnie bo też nie wiedziałem jak mnie klepnie. Zdjąłem wszystko na jednego bucha którego trzymałem przez kilkanaście sekund jeszcze w płucach. Lufke wyrzuciłem I zacząłem wracac do domu (byłem około 2km od domu). Wyjąłem chipsy i zacząłem je jeść. I w tej właśnie chwili wszystko jak nagły deszcz mnie klepło. Solidnie. Obraz mi się klatkował i pulsował a jak szedłem to czułem że stoję w miejscu. Gdy jadłem chipsy czułem jak one zastygają w mojej buzi niczym cement, więc sięgnąłem po wodę. Picie nic nie pomagało. Czułem się jak w jakiejś grze, tylko najgorsze było to że wiedziałem że mam jedno życie i to się dzieje na prawdę a musiałem jeszcze do domu wrócić. Zapomniałem dodać że wraz ze mną nie było nikogo. Jak chciałem puścić muzykę z telefonu na słuchawkach, mimo włączonego internetu nic nie działało. Nagle miałem obawę że zostanie mi tak do końca życia. Wpadłem w panikę wewnętrzną, serce zaczęło strasznie szybko kołatać. Zacząłem siebie w miarę uspokajać, że to minie. Przeszedłem połowę drogi. Szedłem cały czas takimi dróżkami leśnymi ale nie kompletnie opustoszałymi. Nagle zobaczylem jakiś robotników, mieli mnie raczej w dupie ale jakoś ich nie słyszałem, słyszałem tylko jakieś wewnętrzne szmery. Najciekawsze jest to że mogłem zmienić sobie widzenie na tryb trzecioosobowy. Żeby normalnie iść musiałem się bardzo skupić. Właśnie i nie było jakoś ciepło tego dnia ale po zajaraniu nagle nie było mi zimno w ręce. Faza nasilała się I ewidentnie mnie przerastała. Nie był to mój pierwszy czy drugi raz. Jarałem już nie jeden raz i zwylke po paru buchach mnie nic nie brało oprócz gastro, ciężkich powiek i ogólnego zmulenia. Dobra, bezpiecznie przeszedłem przez przejscie dla pieszych. Jestem już w domu. Trudno się ogarnąć, jestem sam. Pije dużo wody i popijam trzy duże tabletki Witaminy C. Zacząłem przemywać twarz zimną wodą. Nic nie pomaga. Wpadam na świetny pomysł żeby się wyżygać do kibla. Cos tam wyżygałem, nie za dużo. Jeszcze bardziej mi się nie dobrze zrobiło. Wszystko kołuje. Godzina przed 15. Patrzę sms od siostry że zaraz będzie, pisze jej że źle się czuję. Ja się położyłem. Oczy miałem trochę skute. Wróciła, zrobiła mi herbaty, ja powiedziałem że nie kontaktuje i że żygałem i że chyba się lodami i chipsami zatrułem. Poszedłem na jakieś dwie godziny spać. Przykryła mnie kocykiem. Nawet przez zamknięte oczy świat wiriwał. Przez całą fazę miałem taką straszną obojętność jakbym nie był uczestnikiem życia tylko jego obserwatorem i że mogę patrzeć z perspektywy pierwszej osoby ale nie mam nad sobą kompletnej władzy. Przed 17 wstałem. Już trochę lepiej, znacznie lepiej ale jednak jeszcze coś ale minimalnie +plus straszny ból głowy. Wrócił ojciec. Dał mi wody zebym się napił. Dał mi jeszcze poleżeć. Na 18 pojechalismy do terapeuty bo mieliśmy umówioną wizytę. Fazy już nie było ale byłem tym wszystkim wymordowany I zmęczony. Widać to było po mniej twarzy. No i koniec tego trochę długiego raportu. Był to pierwszy trip tego typu. Dziwi mnie tylko że to był jeden buch. Albo kurewsko dobre zioło (a ja nie wiedziałem) albo chemol. Bo wcześniej wymieniony Pan X też mówił że go to wyjebalo ale jak mu opowiedziałem to co przeżyłem to powiedział że to co opisałem to faza po kwasie. Nwm kwasu nie próbowałem. Ale cieszę się że mogę być już z wami na tej planecie
To odrazu Ci napiszę żebyś
To odrazu Ci napiszę żebyś sobie odpuścił maryśkę, to uczucie które miałeś "boję się że mi tak zostanie" Ci minęło i masz szczęście. Ja zapaliłem podobnie jak ty tylko z 10 lat temu.... i fazę mam do teraz... tak się bałem że "mi tak zostanie"... że rzeczywiście zostało. Zawias fazy to nie urban legends :P
A ja już koło 10 lat żyję w jebanej bajko/grze.