zdekszonymi ruchami wspiąłem się na szafe słuchając wibracji
detale
0.5g marihuany
70-100mg kokainy
(B tyle samo)
Marihuana
Grzyby halucynogenne
1p-LSD
Kokaina
Dekstrometorfan
Kodeina
raporty psychonaut4
- dzień typowego marychłanisty
- Trzeźwienie dla opornych, czyli urodzinowe grzanie gówna.
- jestem umęczonym odkupicielem waszych grzechów.
- W inny świat po trawie
- dragidragidragidragole!
- Groza i euforia czyli oxo i candyflip.
- O zdekszonych szafach, bananie i śmierci...
- Zdekszonymi ruchami wspiąłem się na szafe słuchając wibracji
- Kwaśna rzeczywistość ludzi epoki kamienia łupanego.
- Wyprawa we fraktalne odmęty czyli remedium na kaca
zdekszonymi ruchami wspiąłem się na szafe słuchając wibracji
podobne
Z kumplem wpadłem na niesamowity pomysł aby tematem przewodnim dzisiejszej imprezy był syropek na kaszel, problemem okazał się fakt iż było święto ale po dłuższym marszu znaleźliśmy aptekę - pierwszy kupił mój kumpel którego poproszono o receptę na acodin (?) jednak udało się mu, zaś gdy ja tylko poprosiłem o syrop - ekspedientka z grymasem skomentowała tak przed maturą? Nie wiem skąd wiedziała że za kilka dni piszę maturę ale to nie ważne, ważny jest dzisiejszy wieczór!
Mój kumpel - którego będe od teraz nazywał B. Pierwszy raz spożywał takową substancję i był zdziwiony smakiem syropu, ja mimo dwóch wcześniejszych inicjacji również miałem dziwne opory by wyzerować butelkę, mimo wszystko nasz legalny, ładnie zapakowany i z pewnej ręki narkotyk udało nam się wypić o godzinie 17:07
Przykrym faktem okazało się że mamy dwa kilometry do domu B a jeszcze gorsze było to że musieliśmy pójść po jeszcze inną substancję na dzisiejszy wieczór, dlatego nagle zacząłem bardzo przejmować się czasem, umilałem czas B twierdząc że z transakcji nici bo nawet tam nie dojdziemy, B miał to kompletnie w rzyci i uznał że najwyżej będzie śmiesznie, popędzałem ciągle B a czekając już na pana od mniej legalnych dóbr byłem cały spocony ze stresu że zaraz rzeczywistość będzie tylko mokrym snem Salvadora Dalí.
Doczekaliśmy się wkońcu dwumetrowego olbrzyma z pakunkiem i pośpiesznie ruszyliśmy w stronę domu B.
Przez całą ~ dwukilometrową wędrówke od apteki opowiadałem B o działaniu kaszlaka, wspominałem mu o zaburzonych ruchach przez co zmuszony byłem odlać się do kubka, wyjaśniałem abstrakcyjność substancji i jego największe zalety - czyli legalność, niestety nie byłem w stanie wyjaśnić B charakteru tripa - gdy już byliśmy pod domem zaczął on go poznawać a ja na nowo.
17:47 B siedział na krześle, a ja go obserwowałem czekając na komentarz, wynagrodził mi zanadto powtarzając jak mantrę co to jest? Co to za dziwny stan.
Zaczęła wchodzić miła euforia jak i charakterystyczne dla dxm odklejenie od rzeczywistości,
18:00 stan się pogłębiał dlatego B zatracił się kompletnie w pytaniach na temat istoty obecnego stanu którego porównał do MDMA, od tej godziny zaczęło się las vegas parano, obracałem się dziwacznie na kanapie, B zastygł w jedną istotę z krzesłem babrząc blanta który wyszedł mu nieporadnie mimo lat doświadczenia, ja w tym czasie obracałem poduszkami nie mogąc się nadziwić dlaczego tak wyglądają, zrobiliśmy przemarsz na balkon aby zapalić blanta którego robiła - z całym szacunkiem osoba chyba chora na parkinsona.
Wracając o ~18:30 stan nasz był już dużo bardziej pogłębiony, kumpel zadawał tysiąc pytań o tym co to za dziwna fazka, ja nadal kontemplowałem kanape i na tym głównie mijał czas,
~19:00 nie mogliśmy określić jak długo trwa nasz stan, patrząc się na zegar nie rozumieliśmy co takiego wskazuje, ja wspinałem się po meblach a B? Nie wiem, byłem zajęty wspinaczką, wkrótce znalazłem zestaw B do kręcenia blantów, wyrywając go dynamicznie zdekszonym ruchem uciekłem na balkon na który wyszedłem z okna z pokoiku B, B pojawił się dużo szybciej na balkonie wyrywając zestaw, nie mam pojęcia jak długo trwała na sytuacja na balkonie, ale z pewnością dwóch zdekszonych ludzi chyba było największą atrakcją tego dnia, czas spędzałem na okrążaniu domu B, okazyjnie rozwalałem się na łózku sypialnianym matki B, tłumaczyłem B jakieś nic nie warte rzeczy a on mnie w tym próbował doścignąć, do końca tripa wymawialiśmy jakieś pierdoły, groziłem B laską po czym tarzałem się na podłodze podczas tego B nerwowo już pytał co to za pojebana fazka?!? - nie byłem w stanie mu odpowiedzieć zwiedzając dywan, kontynuował pytanie a ja to co zwykle, podczas tripa czułem się jak dziecko które męczone jest filozoficznymi pytaniami, od których byłem zmęczony psychicznie, B pobrudził się kredą przez co miał na całych plecach malowidło, u szczytu tripa zamieniliśmy się w małpiaste istoty które nic nie rozumiały, B zapominał że jest u siebie w domu, ja tym bardziej niewiedziałem, cała podróż w domu przebiegła na niewiadomo czym, nie zrobiliśmy przez tyle godzin kompletnie nic, zapomnieliśmy całkowicie w jakim celu się znaleźliśmy w domu B, aby się naćpać? Czyżby? Nie, a może jednak? Nie piliśmy żadnego syropu? A no tak, przecież jesteśmy naćpani, gdzie ten telefon, po co tu jesteśmy??
Przestałem głowić się na tak fundamentalnymi pytaniami i moim życiowym celem okazało się znalezienie telefonu, obróciłem cały dom do góry nogami aby go znaleźć, stało się to moją obsesją, robiłem to mniej więcej godzinę po niej chciałem zrezygnować z szukania ale popadłem jednak w pętle myślową - dxm kazał mi znaleźć telefon, nie mogłem więc przestać przez co zaraziłem tym B niestety przejął on się tym telefonem bardziej niż ja i również popadł w niewolniczy marazm, telefon okazał się rzeczą najważniejszą.
Przerwał na chwilę znów szukanie, ja wraz B miałem wrażenie że słyszę każdy możliwy dźwięk, miałem wrażenie że ludzie którzy są na dworze tak na prawdę są u nas, tak samo jak głośne dziecko z klatki schodowej i wszystko inne, byłem w szoku bo nie mogłem zrozumieć co jest nie tak z moim słuchem, obowiązek znalezienia teletonu przerwał tą ciekawość.
Szukanie przeciągnęło się do godziny ~21:00 kiedy to usłyszeliśmy domofon, przez co byliśmy w ciężkim szoku bo nie spodziewaliśmy się wizyty.
B. Odebrał słuchawkę i po sekundzie ją odłożył szybkim ruchem i gapił się przed siebie w przestrzeń, byliśmy tak porobieni że nie zrozumieliśmy bodźca jakim jest dźwięk domofonu.
Domofon chwilę później znów zadzwonił - okazało się że to matka B wróciła jednak dzień wcześniej.
Starałem się przetworzyć tą informację, połączyć wątki i rozmyśleć ciąg przyczynowo skutkowy.
Spojrzałem tylko w lustro i zobaczyłem człowieko-podobną biomase z oczami wielkości złotówek, w domu panował istny rozpierdol, kolokwialnie rzecz ujmując, nie myśląc długo zdekszonym ruchem sprzątałem, to było za trudne, dlatego w stosunkowo małym domu szukałem schronienia, takowego nie było i nagle ujrzałem dwie nowe twarze które z podziwem oglądały stan domu, B z białym malunkiem na plecach wyszeptał krótko -ssspierdalamy!
Towarzysz matki B poprosił matkę o rzucenie okiem na stan sypialni, usłyszałem ironiczny śmiech, B idąc do matki przegrywał z grawitacją, tłumaczyliśmy stan domu szukaniem telefonu, wytłumaczyliśmy że trochę to trwało i po prostu tak to wygląda...
Matka B zaproponowała zadzwonić na mój numer, powoli łączyłem w głowie skutki takowego planu, matka B wydawała się że chyba wie czemu na tak idealny pomysł nie wpadliśmy wcześniej i czemu B ma całe białe plecy, to było oczywiste.
Słysząc wibrację wyostrzenie słuchu nie pomagało bo wibrację słyszałem już bez przerwy tak jak B, jedynie po relacji jego matki wiedzieliśmy kiedy przestał dzwonić, trafiliśmy na trop i w czwórkę staliśmy w jednym miejscu, nadal nie mogliśmy wyjść z szoku, nasze udawanie trzeźwych było tak żałosne że z szacunku do tej strony nie napiszę jak, zdekszonymi ruchami wspiąłem się na szafe słuchając wibracji, B nagle wydobył mój telefon, nie poczułem żadnej ulgi, bo wiedziałem że teraz tylko musimy jak najdalej stąd iść co było niebezpieczne w tym stanie, matka B zadała długie pytanie którego nie pamiętam, czekała na odpowiedź najdłuższą minutę w życiu, patrzyłem się jej prosto w oczy, ogromnymi oczami, B przerwał otępiały letarg i odpowiedział nie wiem, nie rozumiejąc w ogóle pytania ani obecnego stanu ani miejsca, nie czekając na reakcję na odpowiedź szybko wyszliśmy z domu B.
Uznaliśmy że po prostu pójdziemy do ojca B, marsz był bardzo utrudniony, ale jednak przyjemny i jakimś cudem przeczłapaliśmy się ponad kilometr.
Na miejscu był ojciec B wraz ze swoją dziewczyną, dołączając do ich dwuosobowej imprezy, czuliśmy że trip słabnie ale nadal byliśmy wystrzeleni, czego nie rozumiał ojciec B bo przez ponad godzinę zasypywał mnie pytaniami i swoimi teoriami którymi mi kompletnie zmieszał zdekszony mózg, dialog koncentrował się głównie wokół mnie, a ja chciałem po prostu udać się jak najdalej od oczu matki B.
Rozmowa zmęczyła mnie psychicznie trwała od 23:00 do 01:00 po niej postanowiłem odpocząć co w ogóle się nie udało, nie mogłem w ogóle zasnąć, następnie o 03:00 wróciłem do imprezy spróbować trochę głównego produktu eksportowego pewnego łacińskiego kraju, impreza już nabrała dużo milszy charakter, zaśniecie po tym było już całkowicie sporym wyzwaniem ale się udało a rano obudził mnie pornos rozgrywający się za ścianą, przez resztę dnia dokuczał dexowy kac oraz kolumbijski katar, koniec i bomba kto czytał ten trąba.
- 8503 odsłony
Odpowiedzi
Ferdydurke
Haha, zajebisty trip :D
Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.