wizualny rozpierdziel i suche buły, czyli 4-ho-mipt
detale
wizualny rozpierdziel i suche buły, czyli 4-ho-mipt
podobne
- Jedzie jedzie, dadzą, będą mieli!
- Fraktalna zupa z mózgu na 4-Ho-MiPT'cie
- 4-HO-MiPT – odpowiedzi na wszystkie pytania są w tobie
- Magia 4-CMC, czyli o tym jak po raz pierwszy o włos przeszarżowałem...
- "15:05 ukradłam trawę kotom matki mojego chłopaka i przyniosłam do naszego pokoju, bo uznałam, że może ładnie wyglądać, chłopak mnie zapytał a'propos odczuwania więzi z naturą. Może będzie jakaś. Więź z trawą do wpierdalania dla kotów. Zajebiście."
Pewnego wieczoru, gdzieś w ciemnych zakamarkach forum, dowiedziałem się o magicznej substancji nazywanej homikiem. Wydała mi się bardzo interesująca, szczególnie opisy typu "zjadłem 100mg, wszedłem pod prysznic i miałem wrażenie, że odkurzam wilgoć". Zauważyłem też, że owa substancja została doceniona przez Sashę Shulgina, toteż po przeanalizowaniu ryzyka, plusów i minusów - napisałem do jednego z kosmicznych vendorów, który w tamtych czasach siał furorę.
Po miesiącu oczekiwania, odnalazłem nie 100, a 160mg podejrzanej bułki tartej. Dziwnym trafem, niedługo później, dowiedziałem się, że student kierunku medycznego robi domówkę - pięcioosobową. Czy można było lepiej trafić? Przyszedłem z wieśćmi na pewno nie hiobowymi, na co każdemu zaświeciły się oczy. Tylko jeden odparł, że będzie potem prowadzić, to chyba lepiej, żeby został trzeźwy. O! To mamy tripsittera! Po wyjaśnieniach, że nie wypali im to mózgu i że to w sumie taki "trochę" analog psylocyny występującej w grzybkach, zgodzili się na eksperyment (mieli już doświadczenie z innymi psychodelikami, spokojnie).
Mieliśmy jakąś wagę zakupioną bodaj w "Warzywniaku u Danusi", która nienajlepiej odmierzała dawki. Potwierdziły się jednak dane, że posiadamy około 160mg substancji. Wysypaliśmy całość na podręcznik od chemii organicznej, a przy użyciu dowodu osobistego porozdzielaliśmy kopkę na cztery kreski i SIU W NOZDRZA - ahh, oczywiście, że nie. My - ludzie kultury - wsypaliśmy każdą z kresek do poszczególnych probówek, następnie zalewając proszek przepyszynym sokiem porzeczkowym. Po wypiciu stwierdziłem, że w sumie jeszcze trochę tartej bułeczki ostało się na ściankach samarki, jednak mój wprawny język szybko stwierdził, że nie był to najlepszy pomysł, bo doznania smakowe były chyba najgorsze ze wszystkich wcześniej doznanych.
Na wjazd substancji nie musieliśmy długo czekać. Minęło około 20 minut, a mnie zaczęło ściskać w żołądku. Znajomi powiedzieli, że wyglądam, jakbym zamieniał się w kulę ognia. Zdarza mi się wymiotować po psychodelikach i tym razem nie było inaczej - choć trzymałem się dzielnie, to po 30 minutach zwróciłem kilka pieczarek, które ostały się na dnie żołądka. Powróciłem do głównego pokoju. Znajomi narzekali, że nic nie czują. Wykręcony jak mokra szmatka odparłem, żeby jeszcze chwilę poczekali.
Już po 45 minutach wszyscy przeteleportowani zostali do innego wymiaru. Chyba trochę przesadziliśmy z dawkowaniem, bo mieliśmy duży problem, żeby w ogóle się ruszyć. Postanowiłem mimo wszystko wspiąć się na szczyt moich możliwości i przejść z pół metra na pobliską kanapę. Błędnik strasznie mi wariował. W momencie, kiedy położyłem się na tej kanapie, miałem wrażenie, że umieram. Dosłownie, pomijając już sam fakt, że naprawdę czułem się pożerany od środka, to jeszcze nie potrafiłem rozpoznać, czy mam zamknięte oczy, czy może patrzę na sufit.
Nie wiem ile tak leżałem, ale nagle odzyskałem wigor. Mówię do ziomów, żebyśmy poszli - chodźcie, będzie fajnie, lecimy na dwór! Z początku mówili, że to zły pomysł, ale w końcu podłapali i wszyscy zeszliśmy na niższe piętro. Zanim jednak ubraliśmy buty, jeden ze znajomych zrobił się strasznie głodny. Niestety, jak to w studenckim mieszkaniu, były tylko suche bułki. Ale jakie to były bułki! Jakie chrupiące, jakie pachnące, jakie dobre! Znajomy tak zachwycał się bułką, że kazał każdemu z nas jej posmakować. Posmakowaliśmy, faktycznie - zajebista jest! Odjazd, czterech dorosłych mężczyzn wpieprza suchą bułę w kuchni. Były jednak tak dobre, że kazaliśmy tripsitterowi wziąć bułki na wynos. Ubraliśmy buty, narzuciliśmy kurtki i wyszliśmy na zewnątrz. Swoją drogą wiedzieliście, że większość białych bułek ma w sobie cukier? Ja już wiem!
Było już ciemno, koło godziny 21. Krzewy tańczyły na wietrze, jakby zapraszały nas do wspólnej zabawy. Światła latarni odbijały się od ziemi i rozszczepiały swój blask na tysiące pomniejszych strumieni, oświetlając niezadbane płyty chodnikowe, pomiędzy którymi rosły kępy ciemnozielonej trawy. Znajomi stwierdzili, że zapalą szluga. A. wyjął ładną, zdobioną zapalniczkę i odparł, że niezmiernie się cieszy mając tyle rzeczy w rękach. Miał bowiem papierosa, zapalniczkę i bułkę. Gdy otworzył wieczko zapalary, rozbrzmiał się pisk jakby ciśnienie poszło po uszach i nagle rozbłysł się niebieski płomień, który w tamtym momencie zrobił na wszystkich takie wrażenie, jakby zobaczyli właśnie ucieleśniony żywioł ognia. Szlugi odpalone, idziemy dalej, a szliśmy drogą polną, z niedziałającym systemem latarni i niezadbaną powierzchnią. Gadaliśmy coś o Harnasiach i wolnej woli, o efekcie 3D, wirach tworzących się na niebie, aż w końcu zobaczyliśmy wielce ciekawą drogę w prawo. Ta zdawała się prowadzić do nikąd, była kompletnie nieoświetlona. LECIMY! Trip sitter kazał nam uważać, żebyśmy sobie nóg nie połamali czy coś, ale nie specjalnie zwróciliśmy uwagę na jego komentarze. Na początku było super - droga jakby wiła się raz w dół, raz do góry, raz stawała się bardzo wąska, raz szeroka, do tego te efekty wizualne w całkowitej ciemności... Słyszeliśmy przede wszystkim własne chichotanie i szum drzew, ale im bardziej się oddalaliśmy od głównej drogi, tym bardziej wzrastał niepokój. W pewnym momencie wszyscy ucichliśmy, słychać było tylko tupanie po stwardniałym błocie, aż w końcu grobowa cisza. Znaleźliśmy się w całkowitej ciemności.
- Wracamy?
- Wracamy!
Okropne uczucie zaczęło się potęgować, kiedy to idąc w stronę światła, droga zdawała się wydłużać i wydłużać. Do tego dalej ziuuum w dół, ziuuum w górę - do tej pory nie wiem, czy nie umiałem chodzić, czy tam było tak dużo dziur, czy to kwestia percepcji...zacząłem biec, z niewiadomych powodów wydawało mi się, że utknąłem w jakiejś pętli i już zawsze, niczym Polski Syzyf, będę biegał po dziurach na jakimś zadupiu. Wybiegliśmy z tej piekielnej otchłani, spojrzałem się po naszych przestraszonych minach i doszliśmy do wniosku, żeby nigdy więcej tam nie wchodzić. Nigdy!
Z persepktywy czasu nie wiem, czego tak bardzo się wystraszyliśmy.
Wracając do domu, znowu odbyły się bezsensowne paplaniny o wszystkim i o niczym. Pamiętam, że mocno się zawieszałem, zaczynałem zdanie i blokowałem się gdzieś pośrodku, gubiąc się we własnych zeznaniach. Śmiesznym zjawiskiem optycznym była też puszka harnasia, która leżała gdzieś zdeptana przy krawężniku. Ta zdawała się powiększać, przybliżać, a najgorsze, że to my zbliżaliśmy się do niej - jakaś analogia do tego, że jest ten Harnaś, taki obrzydliwy, ale i tak ciągle do niego wracasz. Piekielna wizja.
Wróciliśmy do domu, zdjeliśmy kurtki i buty, wbiliśmy do pokoju i włączyliśmy muzę. Za djką siadłem ja i puściłem klimatyczne tracki z Hotline Miami. Co piosenkę pokój zdawał się zmieniać to w dżunglę, to w ciemną uliczkę miasteczka, to w wysokie góry czy w opuszczony stadion. A. wyjrzał przez okno i zaczęło nas to dziwić, kiedy wyglądał przez nie już kilkanaście minut. Zapytany co ogląda, odpowiedział, że nie może się oderwać od tego okna, bo boi się, że to co obecnie widzi, jest najpiękniejszym obrazem, który przyszło mu zobaczyć przez jego całe życie i chciałby, żeby ta chwila mogła trwać wiecznie. Awwww. Cały czar prysnął, kiedy gospodarz wyjął czteropak wyżej wspomnianego Harnolda. No kuźwa, co, będziesz to pić teraz?
Psssssstttttt, ptyż. Pucha otwarta. A. wziął łyka i powiedział, że ten Harnaś smakuje jak godziny ciężkiej pracy na polu, żeby później, spoconym z brudnymi rękami, pozwolić sobie na chwilę relaksu przy obrzydliwym serialu. Również wziąłem łyka i lepiej bym tego nie opisał. Gadaliśmy jeszcze chwile, oglądaliśmy dziwne rzeczy na Tubie - typu pogrzeb kota. M. postanowił wpisać "harnold" w wyszukiwarkę, na co wyskoczyła jakaś miniaturka z kombajnem. Okazało się to jakimś montażem z orania pola ze skoczną muzyką w techno w tle. Z początku zastanawialiśmy się, kto to właściwie ogląda i tym bardziej, po co miałby to robić, ale filmik ten rozbawił nas na tyle, że zostawiliśmy łapkę. Niestety na kanale nie było więcej tego podobnych.
Powspominaliśmy co ciekawego działo się na tripie, po czym sitter odwiózł nas do domu. Efekty trzymały nieco ponad 6 godzin. Po powrocie miałem oczy dalej jak pięciozłotówki, a w ciemności tworzyły się jeszcze różne kształty i obrazy. Przykryty kołderką, z muzyką na słuchawkach, odleciałem myślami w odległe krainy i szybko zasnąłem.
Doświadczenie te było przepotężne wizualnie. Trochę żałuję, że nie spędziliśmy tego czasu ambitniej, ale nie było też źle. Po dziś dzień wspominam je z uśmiechem na twarzy i liczę na podobną masakrę doznaniową - boję się jednak, że z dzisiejszą wiedzą, psychodeliki nie będą dla mnie już takie łaskawe, jak były na samym początku :)
Pozdro,
Hubert
- 14654 odsłony
Odpowiedzi
Jak homik podpasował to
Jak homik podpasował to polecam przez darkneta kupić 4-ho-met (ma-homet), jest bardzo unikalny na swój sposób i jak bodyload tryptamin nie powoduje u ciebie "SCHIZ" (pozdro Gryby :D) uważam że to pozycja obowiązkowa :)
Pozatym (o ile już nie próbowałeś) spróbuj posłuchać psytrance/psybient, a nawet hi-tech psytrance, faza całkowicie zmienia się z psychodeliczną muzyką, w sposób nie do opisania ;)
Kurdebalans
Ej! To jeden jedyny raz był, że się tak zepsułem i to przez chorobę, jak jakiś noob wrzuciłem wtedy. A teraz Mahometa można normalnie z rcshopow zamawiać, tak samo jak lizergamidy czy 3mmc.
A ty chacken sprawdź maila, bo widzę, że tutaj się poszukujesz ale na moje wypociny odpisać to nie laska już xD tak mnie wkurwiles, że już bilet na samolot kupowałem ;)
A co do muzyki to polecam
A co do muzyki to polecam
Bogtrotter - Immersion.
Trobar de morte
Arcana - Le serpent rouge
Wardruna
Pink Floyd
Dead Dan Dance