Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

szkoła życia z szałwią / by altwet

szkoła życia z szałwią / by altwet

Autor: altWET

Substancja: Salvia Divinorum x10

Doświadczenia: Mary Jane, hasz, alkohol, extasy, jakieś dopalacze, amfetamina.

Przed chwilą siedząc na fotelu przed komputerem wypaliłem z bonga jedna lufkę ekstraktu x10, żądny i ciekawy dalszych wrażeń rozkładam na podłodze koc (uznałem, że fotel jest zbyt niebezpieczny), siadam po turecku i chwytam faję wodną. Cichy trzask zapalniczki, spokojnie bulgocząca woda i unoszący się w powietrzu dym, którego nie byłem w stanie dłużej utrzymać w płucach to ostatnie rzeczy, których realność jestem w stanie stwierdzić w stu procentach. Znów widzę liczby i znaki (z poprzedniego tripa), które wytwarza mój pokój jak na zawołanie "zobacz one są tu od zawsze, tylko teraz potrafisz je dostrzec" odczuwam opinię szałwi i zarazem żal do samego siebie, "dlaczego tylko teraz, wiem, widzę ale dlaczego nie zawsze?" Pytam, choć nie oczekuję odpowiedzi. Nurtuje mnie czym one są, jakie mają znaczenie. Odczuwam ich sens, lecz nie potrafię tego przełożyć na logiczny ciąg myśli, mój umysł nie potrafi się z tym pogodzić i kompletnie nie wiem już, o co tu chodzi. Odrzucam więc myślenie, po co mi ono skoro nie umiem tym ogarnąć tego, co chcę poznać? Pokój znika kompletnie, a cała reszta zawieszona jest w trudnej do określenia przestrzeni (raczej nie są to powszechnie znane 3 wymiary) Zaczynam żyć tą wizją, zaczynam być tymi symbolami, odbieram je na płaszczyźnie czysto duchowej, czuję je i przestaję się martwić. To wszystko po prostu jest, to wspaniałe w swojej formie i przekazie, chcę współtworzyć ten świat. Okręgi, cyfropodobne formy, spirale, fale. Wyczuwam obecność nowej istoty, jest zagubiona jak ja niedawno, ale przychodzę do niej i pokazuję jej to wszystko czego się nauczyłem, "patrz, jakie to proste" - staram się jej przekazać wytwarzając najróżniejsze kształty i figury, szałwia się przygląda. Chwila zaćmienia i przyłapuję siebie na formowaniu z koca, bardzo dziwnych form, znów jestem w swoim pokoju, choć ciężko mi przychodzi odbieranie tego gdyż szałwia dalej szumi w głowie.

Nie chcę jeszcze tu wracać, to wszystko takie proste, już się tego naoglądałem, co mi teraz po realnym świecie. Jak na życzenie słyszę głos "połóż się". Kładę się wręcz automatycznie, jakby nie była to moja decyzja. W głowie i całym ciele czuję powtarzane słowa w innym języku, języku myśli i uczuć, języku jak mi się skojarzyło "pierwotnym", jestem w ciemnogranatowej przestrzeni gdzie dusze innych są ponaciągane na liczby, litery i symbole. Szałwia zaczyna tłumaczyć mi w swoim języku całą macierz, w której jestem, lecz nie nadążam z interpretacja (przekładem odczuć na myśli i słowa), skupia się na mnie, zaczyna wymawiać moje "imię", powtarzać je, co raz szybciej aż jego wibracja zapełnia mnie i cały salviowy świat, jaki mogę dostrzec, docieram do symbolu, z którym czuję wspólną więź, wiem, że należy on do mnie, z prawej strony widzę i czuję pas naciągniętego materiału w bladozłotym kolorze (moje poprzednie wcielenia) i moja dusza umiejscowiona w materialnym świecie połączona z nim, w tle szałwia i druga "wyższa" istota wołają mnie i tłumaczą, że należę teraz do ich rzeczywistości, moja dusza zostaje wciągana z naszego do ich świata, ma dołączyć do miejsca gdzie są poprzednie wcielenia, "będziesz miał następne" - odczuwam wokół beznamiętne zapewnienie ze strony wyżej istoty "chcesz tu być, zawsze chciałeś". Poczucie skupienia siebie, całej swojej osobowości, myśli, uczuć i poglądów w skrawek tego dziwnego materiału, który zostaje wyciągany z materialnego świata do "niematerialnego" jak przez jakąś szparę, jak koperta wrzucana do skrzynki na listy, myślę sobie "to nie może być to, tylko mi się wydaje". Szałwia i wyższa istota pozwalają mi odebrać ostatnie chwile z dotychczasowego życia ("to twoje ostatnie wspomnienie, wszyscy mogą sobie na nie pozwolić" tłumaczą mi), szczekanie psa, które słychać jakby z co raz większego dystansu i miękkość koca, który nieubłaganie się rozpływa. Przez chwilę widzę siebie z góry, leżącego w niezgrabnej pozie na kocu, zaczynam rozumieć, dlaczego miałem się położyć, wyglądam jak zwłoki człowieka, który przed chwilą przedawkował w średniobudżetowym megahicie na Polsacie, obok stoi bongo. "Nie zrozumieją tego, kiedy wrócą, nie będą chcieli zrozumieć, nie będą widzieć piękna sposobu, w który wyszedłeś" - słyszę głos szałwi, który przypomina mi o rodzicach, myślę sobie "nie no co wy, nie mogę jeszcze teraz się tu dostać, to niemożliwe, nie ten moment, za dużo przede mną" w odpowiedzi otrzymuję milczącą dezaprobatę i atmosferę świata szałwi, z której emanuje wiadomość "tak po prostu jest, jest i to wszystko". Chcę wstać swoim ciałem materialnym, za którym już się poważnie stęskniłem, lecz, wstawanie jest teraz rzeczą, która nie jest fizycznie (a raczej niefizycznie) możliwa i dostępna a wręcz nielogiczna i pozbawiona sensu w świecie, w którym jestem (tak jakbym chciał rozpalić ogień pod wodą). Nie mam najmniejszego kontaktu ze swoim ciałem, nie jestem nawet pewien czy ono dalej istnieje. Proces przechodzenia na drugą stronę idzie dalej, zaczynam odczuwać stany, jakich w życiu bym sobie nie wyobraził, przechodzenie mojej świadomości (duszy) jakby na inną wibrację. Tak mnie to zaskakuje, że nie jestem w stanie nic zrobić, o niczym pomyśleć, nawet wyobrazić sobie myśli o sprzeciwieniu się, czuję zapadanie się w przestrzeń (nie wiem jak inaczej to wyrazić). Jednak po chwili gdzieś z oddali z najgłębszych zakamarków swojej świadomości słyszę swój własny krzyk. Rozkaz dla samego siebie z prostym przekazem "WALCZ!", pchnięty do przodu napełniam się chęcią życia, odczuwam niezwykle silne pragnienie zwyczajnego bycia dalej w swoim świecie, widzę je jako falę, która przechodzi przez mój "materiał wcieleń", który zaczyna pulsować niczym membrana głośnika z coraz większą mocą, zaczynam słyszeć szczekanie psa, i czuję jak obca mi substancja wypełnia mnie z góry i staje się chwilowo częścią mnie, - "to powietrze, oddychasz!" myślę po chwili analizy, choć nie mogę uwierzyć. Udana próba otwarcia oczu i odbieranie znajomych mi obrazów jest jak manna z nieba, wstaję tak szybko jak to tylko możliwe, a w głowie jeszcze przez dłuższą chwilę pulsuje mi wypowiadane w języku szałwi moje imię i przeświadczenie dostania drugiej szansy. Nie mogę ogarnąć tego wszystkiego, patrzę na nietypowo uformowany kwiat w kocu i zaczynam czuć ogromny szacunek dla tego "prostego i opatrzonego" świata.

Cieszę się, że dane mi było przeżyć coś takiego i w żaden sposób nie zniechęca mnie to do dalszego poznawania tej wspaniałej rośliny, uważam, że każdy trip owocuje bardzo interesującymi wnioskami o ile oczywiście jest się w stanie je dostrzec. W momencie, kiedy odniosłem się z obojętnością do realnego świata i życia, szałwia wkroczyła do akcji i pokazała mi jak na prawdę mi na nim zależy, dzięki czemu jestem w stanie bardziej doceniać "zwyczajny" świat i "szare" życie, które w gruncie rzeczy jest tak wspaniałym doświadczeniem i to bez ubarwiania go jakimikolwiek substancjami psychoaktywnymi. Przed tym tripem paliłem szałwię jakieś kilkanaście razy, więc receptory mam w miarę wyrobione i zazwyczaj mam mocne tripy, zdarza się, że w ogóle nic z nich nie pamiętam.

Pozdrawiam!

Ocena: 

Odpowiedzi

Jeden z lepszych tripow i ich opisow jakie widzialem. Niezwykle oddaje istote rzeczy.. Pozdrawiam!

"Chaos nie daje odpowiedzi, nie ma celu. Jest tym, czym jest, i to wystarcza" Paul Kemp

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media