szałwia i jej świat
detale
Nastawienie pozytywne chęć przeżycia w końcu właściwego Szałwiowego tripu.
Hasz- raz
LSD- kilka razy
Grzybki- kilka razy
Powój Hawajski- raz
Amfetamina- kilkanaście razy
Mefedron- kilka razy
Kokaina- 2 razy
MDMA- 2 razy
Pixy- 3 razy
DXM- 2 razy
Benzydamina- raz
Kodeina- raz(wyrobienie receptorów)
Szałwia- kilka razy
Aya- raz (nieudana ceremonia)
raporty wiszu
szałwia i jej świat
podobne
WSTĘP
Raport zaczynam pisać 3 godziny po powrocie do tego świata, kończąc go pamiętam całe zejście jako dalekie wspomnienie, którego w żaden sposób nie potrafię zrozumieć. Kontakt z tą substancją miałem już parokrotnie jednak za każdym razem subtelnie z powodu respektu do tej rośliny po zapoznaniu się z raportami. Z psychodelikami , że to tak ujmę jestem zaprzyjaźniony. Nie obcy mi świat po grzybach, powoju czy też LSD. Mam za sobą jedną nieudaną ceremonie Aya co zaowocowało potężnym grzybowym tripem z racji wykorzystania działającego w tym czasie inhibitora MAO jednak do tego raportu nie zabrałem się od prawie miesiąca. Tak jak napisałem psychodeliczny świat nie jest mi obcy, a mimo to za każdym razem Szałwia mnie trochę przerażała przez co za każdym razem nie brałem wielkich buchów co i tak wprawiało mnie w bardzo dziwny stan, który często nie był zaliczany do bardzo przyjemnych. Przez co wiele razy przekładałem właściwy trip, na rzecz subtelnych zapoznań się z wielką Salvią.
START
T:
Nabiłem małe bongo ekstraktem odpowiadającym jednej lufki. Wypuszczając dym poczułem wejście co tym razem już mnie nie zaskoczyło. Od razu przypomniało mi się o sucharze który zaraz poczuje więc póki jeszcze byłem świadom przeszedłem do kuchni . W momencie odkładania wody do lodówki mój stan był już równy PEAKOWI poprzednich razy. Wiedząc, że minęły dopiero sekundy od przyjęcia dymu wiedziałem co mnie czeka. A raczej wiedziałem ze nie mam pojęcia co mnie za chwile spotka… To była moja ostatnia trzeźwa myśl –„zaraz będzie grubo” W mojej głowie rozpoczął się lekki chaos.
T+1min:
Wracam do pokoju. Siadam przy kompie, odpalam muzykę i w ty momencie poczułem, że zaczęła się ta niezwykła podróż. Pamiętam dokładnie tą 1 niby niewinną myśl, która jak mi się teraz wydaje zaważyła nad całym przeżyciem. Przypominała przemyślenie po dobrej dawce MJ „Usiadłem przy kompie i co mam zrobić?” Jednak nie uleciała a rozwinęła się do pytania –„co tu się dzieje?” „Po co mam tu siedzieć? Do kiedy mam siedzieć? A jak skończę to co zrobić? A skoro już siedzę przy nim to co na nim zrobić?” Nie zauważyłem wgl momentu kiedy zatraciłem się w tym wszystkim, kiedy przestałem żyć jak istota, a zagubiłem się w własnej głowie.
T+~2min:
Doszła do mnie myśl, że nie mam pojęcia co się właśnie dzieje ze mną i musze znaleźć jakiś punkt odniesienia, więc sprawdzam godzinę co nie jest łatwym zadaniem, gdyż nie potrafię zinterpretować tych cyfer. Jest 14.22 w tym momencie zacząłem się zastanawiać, która mogła być gdy zapaliłem? Wydaje mi się że minęło z 30 min jednak prócz zagubionego mnie była jeszcze część która cały czas była świadoma sytuacji. Od momentu zapalenia zdążyłem pójść się napić, wrócić włączyć muzykę i chwile posiedzieć ,więc moja ogarnięta część mnie racjonalnie odrzuciła myśl, że wszystko trwa już 30min. Teraz odnoszę wrażenie jak by moje Ego lub świadomość podzieliła się, a może po prostu to właśnie była nadświadomość? Moja świadomość była zagubiona w świecie, który 1 raz widziała, nie wiedziała: co? Po co? Dla czego? I wgl o co chodzi? Jednak moja wyższa świadomość wiedziała że muszę to przeczekać, potrafiła nawet stwierdzić kiedy to powinno wszystko minąć. Trip przecież trwa jedyne 20 min więc się uspokajam że do 14.50 będę już wiedziało się dzieje, a do 15.00 będę już cały z powrotem.
Muzykę musiałem wyłączyć gdyż nie odbierałem jej jako spójnej całości mającej na celu umilenie czasu. Były to pojedyncze bodźce którymi moja głowa była niepotrzebnie bombardowana, a ja muszę się odnaleźć w całej tej sytuacji. Nawet bez muzyki świat był zbyt zagmatwany by jeszcze go bardziej komlikować. Nie mam pojęcia co mam ze sobą zrobić jednak świat cały czas odbieram jako ja i wszechświat żyjący wokół, co jednak za chwile miało zniknąć i zmienić się w coś czego nie można określić słowami.
Zacząłem chodzić od pokoju do pokoju nie wiedząc co się dzieje. Pierwszą rzeczą którą pamiętam z PEAKU jest moment, gdy siedzę w kuchni patrząc przez okno. Zdałem sobie sprawę, ze tak na prawdę nie wiem nic. Siedziałem tam i zastanawiałem się, co stało się ze światem który znałem przez 20 lat? Odnosiłem wrażenie że nie istnieje nic prócz mnie i tego co jest wokół mnie. Świat nie jest tak żyjący jak go postrzegałem. Nie istnieje tak na prawdę wymiar 3D, wszystko wokół mnie jest tak naprawdę rzutem który widzę. Gdy zacznę oglądać coś z różnych perspektyw to tak naprawdę inny rzut z życia, cos jak interaktywny film.
Pisząc to cały czas staram się znaleźć słowa opisujące te doznanie które towarzyszyło mi przez kolejną... godzinę! Było to doznanie tak dziwne, że słowa nie oddają nawet 1% tego co chciałbym przekazać. To tak jakby ślepemu chcieć opisać świat widziany oczami. Nie da się.
Straciłem poczucie życia jako istoty społecznej, jako człowieka żyjącego na takiej planecie jak Ziemia gdzie żyją miliony innych ludzi. Było to zamknięte doznanie, mogłem jedynie wstać, zmienić miejsce i obserwować wszelkie rzeczy które nie były nawet tak naprawdę rzeczami w znanym tego słowa znaczeniu. Chodziłem po pokojach szukając zmiany otoczenia co mogło by zaowocować powrotem do rzeczywistości jednak nic takiego nie następowało. Cały świat wokół był jak gdyby impulsem , wibracją, dźwiękiem? Sam nie wiem. Co jakiś czas spoglądałem na zegarek, czas jak gdyby stał w miejscu, jednak mijały minuty, a ja nie wracałem do rzeczywistości co jeszcze bardziej wyolbrzymiło mój strach.
T+~30min:
Zaczęły się obawy, że może jednak można się zawiesić po psychodelikach? Nie wierzyłem w te historie, że ktoś zawiesił po grzybach czy coś, jednak minęło już tyle czasu, a ja nadal nie mam pojęcia gdzie jestem i co się wokół mnie dzieje. W uszach dziwny pisk/brzęczenie/szum jakby wszystko na raz, w oczach migający świat jak gdyby klatki z filmu zero spójności, w ustach suchota połączona z pieczeniem, to samo z ciałem całe jakieś gorące piekące może swędzące, skąd mam wiedzieć? Jak mam odróżniać te stany? Czym tak na prawdę jej swędzenie czy pieczenie? Czuje, że ciało wysyła mi jakiś impuls jednak ja go nie potrafię odczytać, zupełnie jak gdybym dostał list w języku którego nie znam. Wiem, że jest to konkretna wiadomość do mnie jednak nie potrafię jej odczytać.
Przez cały czas moja świadoma część rozmyślała nad tym co się wokół mnie dzieje, nie rozumiała tego świata, jednak wiedziała że tak na prawdę z zewnątrz jest taki sam tylko moje ciało i moje zmysły zwariowały. Siedząc w pokoju próbując ogarnąć sytuacje czułem jednocześnie jak w zasadzie nie jestem w swoim ciele jako w człowieku, jednak nie było to nic zbliżone do OOBE, po prostu czułem, że jestem bytem który ma rzucane zmieniające się obrazy z dźwiękiem co tworzy znany nam czas. Jednak byłem uwieziony w tym ciele.
Świat odbierałem na zasadzie:
Ja- odbiornik
Świat- źródło wszelkich bodźców które łącznie tworzą iluzje świata
I tak jak przykładowo zapalimy MJ suwak odpowiedzialny za dźwięk zostaje przesunięty delikatnie w prawo, zjemy grzyby między innymi suwak od obrazu tzn od kontastu zostaje przesunięty w prawo.
W tym wypadku wszelkie możliwe suwaki zostały przesunięte maksymalnie w prawo. Świat wokół mnie stał się chaosem którego nie mogłem ogarnąć. Tak jak byśmy piękne zdjęcie ze edytowali ustawiając wszystko na maxa(kontrast, nasycenie ect), niewiele byśmy zobaczyli na nim starego zdjęcia, mimo, że to wciąż ten sam obraz.
Myśli stały się obce, nie kontrolowałem ich. W pewnym momencie zatracając się doszedłem do wniosku ze zostałem otruty, gdyż do wody którą piłem ktoś coś dosypał lub ja nieumyślnie dodałem tam kwas, co było irracjonalne mimo tego zacząłem żyć w tym przeświadczeniu. Nie mam pojęcia jak doszedłem do takich wniosków i jak mogłem je zaakceptować?
Starałem się opanować sytuacje jednak cały czas żyłem… a raczej istniałem w przeświadczeniu, że to moje ostatnie chwile na ziemi. Czułem, że zaraz umrę, jeśli nie z powodu zbyt wielkiej bani to pierdolnie mi pikawa. Serce biło mi tak szybko i tak mocno jak nie biło po najlepszym speedzie. Każde uderzenie serca sprawiało ze całe ciało się ruszało.
T+~40min:
Co jakiś czas uspokajałem się tym, że przecież wszystko zaczęło się po spaleniu Szałwi więc nie umieram musze to tylko przetrwać? Martwił mnie tylko czas, przecież to powinno się już dawno skończyć, a ja nadal nie mam kontaktu z światem rzeczywistym. Mój kontakt z światem zewnętrznym był praktycznie zerowy, wewnątrz moja świadoma część rozumiała co się dzieje jednak nie potrafiła by wydać perfekcyjnych poleceń temu materialnemu ciału. Nie było szans bym dogadał się z jakimś człowiekiem, bo jak? Musiał bym myśli przekonwertować na słowa tylko jak? A jeśli już bym to zrobił to w jaki sposób miałbym to powiedzieć? Jakie impulsy musiał bym wysłać do ciała? Do tego dochodziło odczucie niechęci do jakiejkolwiek ingerencji w tym świecie, przecież wystarczy, że istnieje, po co miałbym cokolwiek tu robić? Jest to zupełnie zbędne, gdyż co by się nie działo ja po prostu cały czas istnieje, czego miałbym chcieć więcej?
T+~50min:
Siadałem patrzyłem sie na swoje ciało i uspokajałem siebie, że skoro już potrafię usiąść i myślami skupić się na sobie jako na osobie to znaczy ze powoli schodzi, a ja za chwilę, gdy wrócą mi zmysły będę się dziwił jakie głupoty robiłem. I mam nadzieje, że nie zrobiłem nic ze światem w którym wtedy nie byłem (czytałem raport że ktoś poprzenosił meble), liczyłem że gdy świat który widziałem przez 20 lat będzie taki jak przed zapaleniem, a nie że zobaczę burdel w domu.
T+~1h:
Zacząłem czuć, że znów wracam do tego świata, stwierdziłem, ze położę się i poczekam aż mi zejdzie skoro już potrafię kontrolować świadomie swoje ciało i świat znów staje się zwyczajnym światem to minie, jednak leżałem dryfując pomiędzy tym a tym dziwnym światem przez kolejne 30min.
PODSUMOWANIE:
Przez cały trip byłem pewien, że nigdy już tego nie ruszę, jednak chęć zrozumienia tej rośliny jest zbyt duża. To co ona pokazuje przechodzi najśmielsze oczekiwania w życiu bym nie pomyślał, że może mnie spotkać coś takiego. Wszelkie inne psychodeliki wydają się działać na zasadzie pokazywania Ci tego świata z różnych stron, szałwia jak gdyby zniszczyła całe przeświadczenie tego świata za jaki go uważałem.
W skali S-A-L-W-I-A byłem na pograniczu 5-6. Wydaje mi się, że mocniej być nie mogło jednak cały czas zdawałem sobie sprawę z przebywania w domu, nie zemdlałem, nie upadłem. W moim przeświadczeniu bardziej intensywnie i bardziej strasznie być nie mogło. Nie potrafię sobie wyobrazić mocniejszego stanu niż miałem, jednocześnie będąc w nim dziwiłem się jak to możliwe, że dzieją się ze mną takie rzeczy, było to poza możliwością ogarnięcia mojego rozumu. Stan który miałbym mógłbym porównać do przysłowiowego piekła, nie potrafię sobie wyobrazić gorszych katuszy.
Mogło by się wydawać, że przeżyłem największy Bad Trip jaki mogę sobie wyobrazić jednak pisząc ten raport stwierdzam, że w żadnym wypadku nie był to Bad Trip. Oczywiście w momencie bomby był nim w 100% jednak z tego miejsca była to jedna z ważniejszych lekcji w moim życiu. Przeżycie bardzo mistyczne wybiegające poza ramki które znałem z innych substancji psychodelicznych . Widzę w nim wręcz same plusy. Czuje się po tym tripie silniejszy duchowo. Myślę, że bardzo pozytywnie wpłynie to na moją życiową odwagę. Niczego tak naprawdę nie muszę się już tak obawiać w swoim życiu bo nigdy nie przeżyje tak strasznych chwil jak dzisiejszego dnia. Nie uważasz, że żyje się lepiej z przeświadczeniem, że nie spotka Cie nic gorszego czego już byś nie przetrwał? Oczywiście jeśli ta całą moc wpłynęła by pozytywnie na moją świadomość były by to najlepsze chwile w życiu i nigdy nie było by już tak pięknie, jednak ostatecznie myślę, że wyjdzie mi to na dobre, bo pozytywne wrażenie odbiło by się na moim życiu krótkotrwale. Powspominał bym jak było pięknie i tyle, a tak czuje się silniejszym psychicznie człowiekiem. Na swój sposób przeżyłem życiową traumę z której się wydostałem.
SŁOWO NA KONIEC:
Wiem, że zamiast „ogarniać” sytuacje powinienem się położyć i oddać się Salvi, jednak mój stan był o wiele za gruby, nie potrafiłem tego zrobić. Myślę, ze powinienem był to sobie twardo postanowić przed zapaleniem, jednak gdy już to się stało nie potrafiłem racjonalnie myśleć. Działałem pod wpływem impulsów które mną miotały. Czytając inne TR stwierdzam, że moje doznanie sporo odbiega od większości co można przeczytać, co potwierdza jak dziwną jest ona rośliną. Nie ma niczego do czego można by było to porównać, ani słów którymi można by było opisać przeżycia. Jestem pełen podziwu dla ludzi którzy mają po niej przyjemne doznania, ja mimo sporych doświadczeń z różnymi substancjami psychoaktywnymi, nie potrafiłem cieszyć się tripu.
Do Szałwii trzeba podejść z wielkim szacunkiem i spokojem, jeśli tego nie zrobisz dostaniesz życiową lekcje pokory. Nastepny będzie już pełen szacunku :)
- 15340 odsłon
Odpowiedzi
Identyczny stan po 4-aco-dmt
Miałem identyczny stan po 4-aco-dmt i czytałem jeszcze kiedyś trip raport kogoś po Ayi i też dokładnie ten sam stan opisywał. Ciekawe że są to różne substancje, a prowadzą do takiego samych odczuć jak dla mnie przerażających. Mi osobiście odechciało się po tym psychodelików i nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek spróbuję.