rozmowa z gwiazdami.
detale
• Dekstrometorfan
• Benzydamina
• 4-ho-met
rozmowa z gwiazdami.
podobne
Zanim po raz pierwszy przyjąłem Mahometa, spodziewałem się przeżycia, podczas którego oglądałbym psychodeliczne wizje światów, fraktali, odczuwał wszystko inaczej. Po pierwszym razie nieco się zawiodłem. Co prawda, obdarował mnie mnóstwem śmiechu, zmianą odczuwania przestrzeni i zachwianiem odczuwania proporcji, ale moja natura, być może czasem nie doceniająca niektórych rzeczy, domagała się czegoś więcej. Kolejne przeżycia zaczęły odsłaniać mi emocje, uczucia, których często nie byłem w pełni świadom lub też starałem się je tłumić. Niektóre rzeczy strasznie bolą, ale jaki sens miałoby życie gdybyśmy żyli w uwikłaniu swojej przeszłością?
Jestem wędrowcem niedotkniętym skazą czasu, moim domem nieskończoność.
Piąta z kolei podróż była w pewnym słowa znaczeniu spontaniczna, w głębi jednak byłem przygotowany. Czytając nocą Kerouaca poczułem, że skupiły się wokół mnie pozytywne wibracje.
O godzinie 2 rano przyjąłem ok. 25mg 4-ho-meta drogą donosową. Wcześniej wywietrzyłem pokój, rozpaliłem świeczki i zasłoniłem okna. Zaczęło się szybko. Po 30 minutach zacząłem czuć jak rozchodzi się wewnątrz mojego organizmu, wprowadzając mnie w stan zmienionej świadomości. Początkowe chwile większości tripów są dla mnie mało przyjemne, tym razem oprócz gorzkiego smaku poczułem skurcze brzucha. Cena eksploracji świata - nieprzyjazne ciało. Zaczęło się.
Gdy minęło ok. 45 minut od chwili przyjęcia zaobserwowałem, że przedmioty, których kształt ujawniał z ciemności żarzący się płomień świeć, zaczęły się wyginać i zmieniać proporcje. Towarzyszył mi spokój, a także zaciekawienie, wiedziałem, że tym razem zawędruję gdzieś dalej. Włączyłem muzykę i powietrze wypełniło się odprężającymi dźwiękami kosmicznego ambientu.
Po godzinie od przyjęcia położyłem się i zamknąłem oczy. Zacząłem czuć rozszczepienie mojej osobowości na dwa poziomy, ten jeden trzeźwy, który pozwala mi normalnie żyć oraz drugi-nieograniczony, który aktywuje się podczas podróży.
Czułem obok siebie obecność istoty, która czuwała nad moim doświadczeniem, opiekuna? Zacząłem robić wdechy i wydechy, tak jak podczas medytacji i gdy czułem się w pełni zrelaksowany, nastąpił wybuch, otworzenie drzwi percepcji, światłość, ogień! Jakkolwiek bym tego nie nazwał, nie potrafię choćby w jednej milionowej przywołać słowa opisującego to uczucie. Czysta radość, miłość stworzenia. Od tego momentu do końca nie potrafiłem określić czasu, zniknęły dla mnie jakiekolwiek jego ramy.
Ujrzałem siebie, jakbym spotkał przyjaciela i zaczął z nim rozmawiać. Czułem miłość, niczym nieskrępowaną, kochałem istotę, cząstkę świadomości kosmicznej. Pamiętam, że JA wymawiał ciągle:
Ziemia Saturn Mars Jowisz.
Słowom tym towarzyszyły powolne wibracje, które wypływając z głowy ogarniały całe ciało. Postanowiłem otworzyć oczy. Byłem pełen zachwytu! Wszystko mieniło się w czerwono-brunatnych, ciepłych barwach. Ten kolor otulał moje oczy swoim pięknem. Odruchowo spojrzałem na zegarek jednak nie mogłem dostrzec godziny, obraz przesłaniały mi moje włosy, które błyszczały mieniąc się kolorami.
Teraz rozpoczyna się część tripu, z której wyniosłem najwięcej. Poczułem, że wędruję poprzez czas, jako stan przestrzeni, czas jako wymiar, nie potrafię wyrazić tego słowami. Mamy wiele słów, ale chyba żadne z nich nie potrafi w pełni opisać tego rodzaju doświadczeń. Wędrując, wnikałem w odmienne sfery. Przepływając przez "korytarz" myśli czułem ich słodki, twórczy smak. Następnie znalazłem się w obszarze przyrody i życia, widziałem życie w kwiatach, śpiew we wschodzącym Słońcu, szept między pustką. Wszystko między sobą oddziaływało, tworzyło kosmiczną jedność. Byłem połączony z każdą cząstką materii.
Myślałem, że znalazłem się gdzieś poza życiem, śmiercią, czasem. Jakbym obserwował wszystko co toczy się we wszechświecie - poza nim.
Następnie przeniosłem się w samo centrum kosmosu, czułem, że moją świadomość, obejmują pełne miłości planety, z których każda tętni życiem. Z tym uczuciem wiązało się silne uczucie ciepła w okolicach czubka głowy, które przenikało przestrzeń wokół mnie.
Kolejnym etapem podróży była wizja Ziemi. Byłem obserwatorem jej powstawania, rodzenia się życia, widziałem Słońce pojawiające się na niebie po raz pierwszy, pierwszą istotę stąpającą po bezkreśnie zielonej powierzchni naszej planety. Stanąłem przed nią. Zaczęliśmy rozmawiać, nie używając słów. Nigdy wcześniej w życiu nie doświadczyłem tak cudownej, tak ogromnej miłości. Do dziś gdy o tym myślę przepełnia mnie spokój i opanowanie. Uważam, że każdy powinien doświadczyć czegoś takiego, doświadczenia psychodeliczne byłyby dobrym sposobem na odchamianie ludzi :)
Istota pokazała mi ścieżkę nad niebem, może to pierwotny zarys Drogi Mlecznej? Powędrowałem nią i ujrzałem Księżyc leżący w objęciach Matki. Widziałem jedynie jej ręce. Zacząłem rozumieć, że we wszystkim jest życie. Uzmysłowiłem sobie, że my - ludzie, powinniśmy wrócić do źródła, czerpania wiedzy od przodków, życia w zgodzie z naturą, cieszenia się życiem, bo tak naprawdę wszystko jest zupełnie proste. Szukamy sensu życia, wokół nas nie uświadamiając sobie, że tak naprawdę możemy go znaleźć w nas. To my jesteśmy życiem! Szukamy Boga, a on jest w nas! To my nim jesteśmy!
Kulminacyjny moment to moja podróż do wnętrza. Widziałem coś na kształt materii podlegającej nieustannemu formowaniu. Pędziłem z ogromną szybkością między neuronami (czułem łaskotanie w głowie), to było naprawdę niezwykłe! Czułem się pomniejszony miliardy razy, na tym poziomie doświadczenia byłem w stanie dostrzec każdą tkankę tworzącą moje ciało, gdy próbowałem przyglądać się jej bliżej, widziałem pustkę, a z niej wyłaniające się galaktyki. Poczułem się jak Stworzyciel, to wszystko było we mnie! Najlepiej chyba oddaje ten stan fragment, który zapisałem bezpośrednio po podróży:
Widziałem materię, a w przestrzeniach między nią
Był.. kosmos... podróżowałem wraz z neuronami poza galaktykę
Poprzez wymiary
Końcowe momenty działania to kompletny chaos. Mahomet działał jak kończące się baterie. Falami przeplatały się momenty świadomości wraz z mglistymi obrazami. Gdy wszystko ustało naszła mnie myśl, dlaczego szukamy szczęścia. W moim wypadku jest to tęsknota. Tęsknota za naturalnym uwarunkowaniem człowieka do życia wśród przyrody, do obcowania z nią. Tęsknota za pięknem czystości. Tęsknota za niewinnością. Tęsknota za stanem pozbawionym nienawiści, przekonań, celów, pragnień. zobowiązań, kłamstwa.
Skończyło się 6 rano. Przez godzinę nie mogłem usnąć, ale Mahomet zaopiekował się i Tym. Zacząłem słyszeć w głowie, różne rymowanki, które był tak głupkowate, że leżałem i śmiałem się do momentu, aż nie usnąłem :D Po wszystkim, patrząc na to przez pryzmat czasu, doświadczyłem czegoś co zmieniło moje myślenie. Od tej pory stałem się szczęśliwszy, lepiej rozumiem wszystko co dzieje się wokół mnie, w pełni zrozumiałem znaczenie tego, że miłość najsilniej może zmieniać nasze serca, może zmieniać świat… :)
„Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu. „
- 7330 odsłon