podróż po dexie
detale
raporty lorusik
podróż po dexie
podobne
Wiek: 27 lat
Exp:
MJ – 8 lat mniej więcej regularnie raz w tygodniu;
etanol – o wiele za dużo i często – obecnie (2 miesiące) niepijący alkoholik;
XTC – 3 podejścia na spróbowanie ale nie spodobało mi się;
amfetamina – kilka razy stricte użytkowo (podnieść się z kaca i przetrwać 24h w pracy etc.)
haszysz – kilka prób jak dotąd ale w tym kierunku MJ mi wystarcza
DXM – 5 razy – mój pierwszy psychodelik
Set & Setting:
Późny wieczór (około północy), własny pokój, samopoczucie dobre, chęć zobaczenia co siedzi w środku mojego mózgu. Do tej pory wrażenia całkiem pozytywne jednak dla mnie nie jest to środek na imprezy. Tym razem lecę sam.
Na czas ładowania włączony film (Pandorum). W pogotowiu 2 litry wody, paczka papierosów i cukierki.
Dawkowanie:
Acodin 30 tabletek / 15mg . W sumie 450 mg ładowane w systemie 10 tabletek co 10 minut popijane wodą. Przelicznik to około 6,9 mg/ 1kg masy ciała. Godzinę wcześniej wypite 0,5 litra soku z czerwonego grapefruita. W ciągu dnia 2 średnie kawy.
T: ~00:15 - ostatnie 10 tabletek ląduje w moim żołądku. Do końca filmu pozostało ok 45 min. więc ok.
T: ~00:45 – czuję efekty. Perspektywa zaczyna wyczyniać dziwne harce. Boki monitora zaczynają powolutku wyginać się w moją stronę takim pulsującym ruchem. Lekkie swędzenie ale się nie przejmuję – byle się nie drapać. Zapalam sobie papieroska i ścielę łóżko – potem może być ciężko. Siadam i oglądam dalej choć fabułę zdążyłem zgubić. Wytrzymuję jeszcze z 5 minut i wyłączam film. Załączam muzykę (soundtacki z Earth 2150, Diablo, do tego trochę Apocalyptiki) i sprawdzam pocztę.
T: ~01:10 – Próba pójścia do toalety zakończona sukcesem aczkolwiek chód wybitnie robotyczny (sztywne proste nogi) i nieskoordynowany (trzeba iść trzymając się biurka i ścian). W głowię się kręci ale nic groźnego. Po powrocie do kompa staram się przypomnieć, co jeszcze powinienem zrobić, ale nie bardzo mi się udaje. Przemyka dziwna myśl, że powinienem może polecieć na Księżyc ale nie dzisiaj, bo nie dam rady wylądować w tym stanie(moje hobby to astronautyka więc to chyba stąd).
T: ~01.30 – Gdzieś zgubiłem 20 minut, ale się nie martwię. Mam duże trudności z zapaleniem papierosa – tu chyba ocena odległości wzięła sobie wolne, jak zamknę jedno oko jest ok. Czuję jakąś taką ociężałość w rękach, jakbym był w wodzie (ciężko to opisać) i muszę się bardzo skupiać żeby precyzyjnie papierosem trafić do popielniczki. Wyłączam monitor gdyż czuję, że coś mnie ciągnie. Wrażenie jest takie, jakby ktoś zapiął mnie w uprząż i próbował ciągnąć do tyłu i w górę. Wrażenie to nadchodzi falami mniej więcej co 30 sekund. Prócz tego cały czas mi się wydaje, że monitor się powoli (prawie niezauważalnie) kręcił w prawą stronę, oraz zauważam ruchy na plakacie (ale tych nie jestem pewien). Czas do łóżka.
T:~01:45 – Gaszę światło i układam się do łóżka. Zaczynam obserwować pokój oświetlony tylko pomarańczową poświatą z niedalekiej latarni zza okna. Znane mi kształty przyjmują nowe ciekawsze formy.
Światłocień na zasłonce przypomina teraz wysoki pomnik jakby z Wyspy Wielkanocnej stojący na straży mego pokoju. Od czasu do czasu zerka w moją stronę i kiwa lekko głową jakby potwierdzając, że jest tutaj i będzie czuwał, by nic się nie stało.
Sylwetka monitora z migającą na nim diodą kojarzy mi się ze starą, doświadczoną szamanką voodoo, palącą sobie spokojnie papierosa i kiwającą się w przód i w tył. Nie mam pojęcia skąd to przyszło ale też krzepi. Reszta pokoju tonie w ciemności.
Czuję, że nie jestem jeszcze gotowy więc podnoszę i zapalam jeszcze jednego papierosa. Męczy mnie w połowie bo ciężko rękami operować, więc gaszę go i wracam do łózka. Teraz mam wrażenie, że kręcę się powoli w lewo, ale nie ma to nic wspólnego z uczuciem po alkoholu i jest o wiele przyjemniejsze. Rzucam jeszcze spojrzenie moich strażników i zamykam oczy.
Ktoś już to napisał ale właśnie tak jako dzieciak wyobrażałem sobie działanie narkotyków.
Na początku od prawej i lewej pola widzenia pojawiają się niebiesko zielone linie, zwiewne jak dym ale intensywne jeśli chodzi o kolor. Wychodzą z boku i pełzają w kierunku ode mnie (w głąb pola widzenia). Trwa to tylko chwilę i czuję, jak mnie porywają ze sobą do przodu. Lecę przez niebiesko-zielony tunel, w którym migają od czasu do czasu fioletowe żyłki.
Nagle jakby lekkie szarpnięcie w bok i wpadam na piękny widok.
Górzysty krajobraz skąpany w fioletowym świetle księżyca. Widzę go z góry choć mam wrażenie, że siedzę wygodnie na jakimś klifie oparty o antyczne drzewo. Przede mną roztacza się widok na dolinę, w której płyną sobie spokojnie biało-fioletowe obłoki. W samej dolinie pełno formacji kamieni, za nią grzbiet górski i kolejna dolinka. Niebo jest pełne gwiazd i mgławic i też fioletowe. Spędzam tu tylko chwilkę, gdyż czuję już, że znowu coś mnie ciągnie w tunel. Poddaję się i lecę.
Lot jest o wiele szybszy i nie traci nic ze swojej przyjemności. Znów szarpnięcie i kolejne miejsce.
Tym razem wiszę w pustce, a przed moimi oczami dwie tańczące gwiazdy wyrzucające co chwilę spirale świecących smug. Jedna jest niebiesko-zielona a druga żółta. Tańczą w milczeniu na tle firmamentu. Jestem wprost zachwycony i chcę tu zostać jak najdłużej. Cały czas z boku czuję, że jestem do czegoś przytulony, ale nie wiem czy to fotel, osoba, czy jeszcze coś innego. Od gwiazd bije przyjemne ciepło, też jakby pulsowało w rytm ich wzajemnych obrotów. Coś cudownego. Ciekawi mnie na czym siedzę i uświadamiam sobie, że jest to dryfujący w pustce kawałek skały. Powoli gwiazdy zaczynają się ode mnie oddalać i ruch ten jest coraz szybszy.
Znowu w tunel ale tym razem jest jeszcze inaczej. Kolory podchodzą pomarańczą, a te zwiewne linie, które mnie ciągną zaczynają robić się coraz grubsze i bardziej materialne. Powoli zwalniam i teraz płynę spokojnie jakby w tunelu zastygłej, lecz wciąż świecącej lawy. Kształty przypominają zwoje mięśni czy jakichś miękkich rur. Wszystko lekko pulsuje. Jest ciepło i przyjemnie.
Po chwili kolory znów przechodzą w niebiesko-zielone. Wrażenie, jakbym był w jakiejś głębi. Skręcam w górę i widzę powierzchnię. Chcę wypłynąć i zobaczyć, co tam jest.
Miasto. Wiszę nad nim, jest na wyciągnięcie ręki. Chyba kryształowo – organiczne. Ostre kąty kryształów mieszają się z organicznymi rurami oplatającymi kryształowe budynki. Nie widzę okolic czy krajobrazu tylko samo miasto. Kryształy wydają się czarne z fioletowymi refleksami, rury natomiast, zielono niebieskie. Przebija spod nich żółtozielony pulsujący blask.
Wrażenie, jakby chaos mieszał się z porządkiem w tym miejscu. W dole na rurkach, jakby ruch tych, co tam mieszkają, ale nie widzę dokładnie kim są. Nagle czuję obok obecność mojego „strażnika” - to pomnik z Wyspy Wielkanocnej. Ciepło (i lekko
kpiąco) się uśmiecha i słyszę w głowie że tu właśnie mieszka. Czuję, że trzeba wracać, choć trochę mi smutno.
Tym razem podróż jest szybka – lecę wprost w górę, a po chwili czuję, jakbym znów przebijał od spodu powierzchnię wody.
Otwieram oczy i jestem w łóżku. Nad łóżkiem „strażnik”, stara szamanka voodoo też jest.
Podnoszę się i zapalam papierosa. Tym razem jakoś łatwiej. Ruchy całkiem normalne i samopoczucie właściwie świetne. Czuję się wyczerpany tak jakoś pozytywnie. Wyłączam komputer. Jest godzina 4:37. Z powrotem na wyro, wyciągam się wygodnie na boku i zasypiam. Cały czas czuję obecność „strażników” choć wiem, że to tylko zasłonka i monitor. Czuję się bezpiecznie i zasypiam...
Pobudka ok 10.00 rano właściwie bez efektów zejścia – troszkę tylko zmieniony zmysł smaku ale nie jakoś nieprzyjemnie – po prostu inaczej. Do tego straszne takie wyluzowanie i wewnętrzna radość.
Po tej podróży coś się we mnie zmieniło. Wiem, że to tylko istnieje we mnie, ale wiem już, że nie jestem tylko tą skorupą na zewnątrz. Cholera – chcę tam wrócić ale jeszcze nie dziś.
--------------------------
Z dawki wynika, że byłem gdzieś między 2 a 3 plateau i nie wiem na ile moja wyobraźnia podbita deksterem odegrała w tym rolę, ale było tak nieziemsko i komfortowo, że będę musiał powtórzyć ;-)
Do zobaczenia po drugiej stronie
- 8966 odsłon