Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

podręcznikowy epizod psychotyczny schizoidalny z dominacją objawów wytwóczych.

podręcznikowy epizod psychotyczny schizoidalny z dominacją objawów wytwóczych.

nazwa substancji:amfetamina


poziom doświadczenia użytkownika: amph, thc, mdma, efedryna, benzo, kodeina


dawka, metoda zażycia: ok. 0,5 g donosowo


"set & setting": wycieńczony po 36 godzinnym niespaniu i imprezie w międzyczasie


efekty: skrajne pomieszanie z poplątaniem



--------Poniżej przedstawiam wyciąg z mojego dziennika, w którym opisałem fazę kilka dni po zajściu.---------




Pamiętam, że po tym białku miałem straszne halucynacje w nocy z soboty na niedziele.. Gdy położyłem się pod kołdrą i zamknąłem oczy widziałem twarze i ciała wielu ludzi, dziwaczne zdeformowane postaci, które mówiły do mnie tysiącem głosów, różne zdania bez składu i ładu. Pamiętam np. kościotrupa w czapce z daszkiem i bluzie poruszającego się w rytm słów wydobywających się z innego zakamarka czaszki. Pamiętam twarze szalonych doktorów, brodatych starców, powykręcane wijące się ciała ludzi poruszających się w nienaturalny sposób. Nie było to przyjemne ale ignorowałem to czując tylko lekki niepokój. Gdy otworzyłem oczy, kątem oka zauważałem jakieś cienie(było ciemno), które zaraz znikały, kiedy zwracałem na nie wzrok. Stara sztuczka wyobraźni, którą gdybym chciał się przejmować za każdym razem, to już 10 miesięcy temu wylądowałbym w psychiatryku.

Nic to więc. Zamknąłem od nowa oczy i starałem się o czymś myśleć. Nie dałem rady, bowiem jakiś głos uparcie mnie przedrzeźniał., powtarzał za moimi myślami każde słowo. Poczułem lekki, jakby to powiedzieć nawet duży niepokój, bowiem straciłem kontrolę nad tym głosem nie mogłem go odpędzić. Do niego przyłączyło po pewnej chwili kilka (naście?) innych głosów, tak że moje myśli nie mogły już dojść do głosu w swojej własnej czaszce. Kiedy otworzyłem od nowa oczy wszystko było już w ciągłym ruchu, widziałem jakieś światła na suficie, na kształt i wygląd zórz polarnych. Całe sekwencje świateł. Nie jestem w stanie opisać tego dokładnie bowiem po pierwsze, starałem się odpędzać halucynacje, które przyznam szczerze zaczynały napawać mnie bardzo dużym niepokojem (dawno nie wciągałem, a ostatnie takie loty miałem z pół roku temu i to po tygodniowych maratonach, o tu od razu pojawiły się po razie), po drugie co sekundę( a może co minutę? Kwadrans? Nie wiem) byłem bombardowany innym rojeniem. Ze ścian i sufitu wzrok przeniosłem na antenę na balkonie, która drgała razem z balkonem i wydawała się rozmyta w taki sposób jakby była widziana zza ściany gorącego powietrza(np. nad ogniskiem, czy asfaltem w letni upalny dzień) Spojrzałem z powrotem na sufit i kątem oka dostrzegłem jakiś jasny kształt przypominający twarz. W tym rozmazanym obliczu było coś jakby... Nie umiem opisać ale po prostu w całym pokoju powiało złem i już teraz ze strachu zamknąłem oczy. A tam znowu głosy... Z tym, że teraz do każdego z dziesiątek głosów, zaczęły przypisywać się postacie, każda bardziej surrealistyczna od poprzedniej. Następne wciąż nowe i bardziej powykręcane. Nie umiałem nad tym zapanować i łapałem się na tym, że z niektórymi głosami prowadziłem rozmowy, potem wiele rozmów jednocześnie. Nagle instynktownie zdałem sobie sprawę, że ja NIE MAM SWOICH MYŚLI ! W dużej mierze te niekontrolowane przeze mnie mówiące postaci wtedy przejęły władzę nad moją czaszką i musiałem się naprawdę wysilić aby stworzyć jakąś swoją myśl, która i tak nie wydawała się do końca moja, bowiem zaraz jeden głos powtarzał jej treść za mną słowo w słowo( zadziwiające: kiedy nie myślałem głosów było setki, kiedy już coś pomyślałem przedrzeźniał mnie tylko jeden), a drugi głos zaraz podejmował rozmowę i podsuwał jakąś bezsensowną odpowiedź.. Na to pierwszy(przedrzeźniający) głos zaraz odpowiadał i dalej już one same prowadziły rozmowy pozostawiając mnie w roli biernego obserwatora. Hmm, źle to ująłem: nie ?mnie?, bo kiedy nie tworzyłem myśli to ?mnie? po prostu nie było. Po pewnym czasie myśli mogłem tworzyć już tylko instynktownie dobierając temat. Zacząłem więc, nauczony doświadczeniem dobierać takie myśli jak: ?Kurwa ale jazda!?, ?Dawno nie miałem takiej fazy!?, ?Chłopaki mi nie uwierzą jak im powiem!?, co sprowadziło cały lot do wymiarów rozrywkowych i lęk wkrótce zniknął, a z nim głosy i twarze. Nie miałem stanów paniki, ani psychotycznych, tylko nieprzyjemny lęk. Cały czas starałem się nie stracić nad sobą kontroli. Pamiętam, że później miałem też moralniaki takie jak ?czy muszę już iść do lekarza skoro mam takie widzenia??. Ogólnie cały seans był bardzo nieprzyjemny i nie chce więcej takich.

--------------------------------------------


No i co? Mieliście kiedyś coś podobnego? Powyższa faza wystąpiła tylko raz i była kurewsko nieprzyjemna. Całkowita utrata kontroli nad swoim mózgiem. Na szczęście chwilowa. Nie furam już z pół roku. Takie coś nigdy więcej się już nie powtórzyło. Pozdrawiam.

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media