nie taki wilk straszny
detale
raporty amuse
nie taki wilk straszny
podobne
Popołudnie, idziemy z moją lubą do marketu zrobić zakupy na weekend. Proszę ją odrazu, żeby wstąpiła do apteki i kupiła za mnie Tantum Rosę ze względu na przeznaczenie tej substancji, wole żeby ona ją kupiła. Od tego momentu do końca tripa z częstotliwością mniej więcej raz na 2-3 h otrzymuję jakiś prześmieszny komentarz typu “Nie tędy droga, nie ten otwór” itp. Planuję zarzucić 2 saszetki, ale 3 biorę “na zaś”. Jak się okazało, nie było Tantum Rosa, ale zagraniczny zamiennik “Rosalgin”, bodajże z hiszpanii. Skład identyczny. Po powrocie jeszcze raz oglądam film instruktażowy, żeby nic nie spieprzyć. Na początek 2 saszetki. Ekstrakcja z pomocą lejka i torebki po herbacie okazała się błyskawiczna i banalna. Spodziewam się najgorszego syfu jaki w życiu piłem. Biorę łyka - nie jest tragicznie, gorsze rzeczy pijałem. Zapiłem sporą ilością imitacji coli z biedronki (skądindąd bardzo dobrej) i fajką.
Po 30 minutach zaczynam mieć powidoki, co mnie niezmiernie cieszy, gdyż pierwszy raz czegoś takie doświadczyłem. Mam wrażenie, jakby światło nie nadążało za moimi gałkami i musiało je gonić. Fajnie, zobaczymy co będzie dalej. Czuje lekkie otępienie, jakbym właśnie wstał po nieprzespanej nocy, ale z czasem to mija. Gaszę światło, zapalony zostawiam tylko karnisz na ścianie za moimi plecami. Decyduje się sprawdzić, czy jest szansa na wywołanie halucynacji. Wpatruje się w ciemny punkt między szafą a xboxem. Widzę “mrowienie”. Jakby kłebiło się tam stado małych pajączków . Przyglądam się uważniej, skupiam się na tym jednym punkcie i nagle widze tłustego czarnego pająka wychodzącego z tamtąd i idącego w górę półki. Jestem pod wrażeniem, bo nie był to jakiś malutki pajączek, mniej więcej wielkości dłoni. Pierwsza halucynacja - jestem zadowolony, ale to nie to, czego szukam.
Decyduje się wypić szybko ostanią saszetkę, żeby ew. halucynacje wzmocnić. Po 45 minutach od pierwszych dwóch, zarzucam trzecią saszetkę. Teraz nie chce mi się już zwlekać z fotela i iśc na kanapę. Patrze na TV, leci jakiś durny program, gdy kątem oka dostrzegam wielkiego czarnego tygrysa idącego w moim kierunku z ciemnego korytarza. Odwracam się, niestety znikł. O ile na początku trochę przestraszyłem się wizji wielkiego kota zmierzającego do pokoju, o tyle po chwili żałowałem, ze odwróciłem wzrok tak szybko, przez co znikł. W tym momencie myśle, że przecież nic złego nie może mi się stać, choćby nawet tygrys/ złowrogie twarze (motyw który często powtarzał się w innych tr) chciały mi coś zrobić, to mówiąc kolokwialnie gówno mogą. Niby oczywiste, ale uświadomienie sobie tego uspokaja mnie. Dzięki temu nie czułem już wogóle strachu.
Idę za barek, tam jest ciemniej, może dostrzegę coś szczególnego. Dostrzegam. Abstrakcyjny obraz zamienia się w ekran. Namalowane rzeczy poruszają się. Widzę, jak namalowane statki zmieniają się w robaki i uciekają jeden przed drugim w obawie zjedzenia przez siebie nawzajem. Pod obrazem, jest deska położona na jakichś kartonach, ze szpar między kartonami wydostają się małe pajączki, robaczki i myszy. Normalnie obrzydził by mnie ten widok, ale teraz jestem nim zafascynowany. Patrze na dłoń. Tym razem ona nie nadąża za moim oczami. Ale nie zostawia za sobą rozmytej smugi, tylko bardzo wyraźne, pół-przeźroczyste 3 “klony”. To również mnie ciekawi, macham rękami jak głupi przez dłuższą chwilę i patrze na nie. Stojąc przy barku mam wrażenie, jakby podchodziła do mnie moja dziewczyna. Obracam się, okazuje się, że nie ruszyła się z miejsca. Mam wrażenie, jakbym mówił głosem robota. “Zmechanizowanym” jeśli tak można określić głos. Siadam na dupie na fotel, odpalam papierosa. Zauważam, że coraz bardziej, delikatnie nasilają mi się skurcze mięśni. Nie przeszkadza mi to, bardziej niepokoi. Czytam o tym chwile na internecie, o objawach przedawkowania, ale zdaje sobie sprawę, ze nie ma powodów do obaw i niepotrzebnych stresów, wkońcu nie wziąłem tego pół kilo, tylko 3 saszetki.
Trip dalej przebiega spokojnie, dośc dużo czasu spędzam patrząc na kurtki wiszące w ciemnym przedpokoju na wieszakach i widzę to, co chce. A to kota, a to twarz, a to rybę. Generalnie w pewnym stopniu panuję nad halucynacjami. Mam zaburzenia równowagi, o których zapominam, przez co pare razy o mały włos nie wjebałem się w szklany stolik.
Po godzinie 4, czyli po 8 godzinach od zażycia dalej mam powidoki, halucynacje raczej ustąpiły, czuje się zmęczony, ale obawiam się że nie zasnę. O dziwo udaje mi się to, trwa to dłużej niż zwykle i jest troche cięższe, ale przed godziną 5 zasypiam. Przebudzam się w trakcie snu, o 10 wstaje i mimo iż jestem wyczerpany i niewyspany nie jestem w stanie już zasnąć.
Generalnie oceniam to przeżycie bardzo pozytywnie, wszelkie obawy jakie miałem okazały się bezpodstawne. Jeśli po zażyciu czuje się niepokój i strach najlepiej po prostu wejść do dobrze oświetlonego pomieszczenia, albo po prostu pozapalać lampki. Cały trip zadowalący, choć żałuję, ze nie zażyłem odrazu 3 saszetek, może wtedy przeżycie byłoby bardziej intensywne. Jedynym dużym minusem było to, że następnego dnia byłem wyczerpany i senny.
- 12010 odsłon
Odpowiedzi
Widać specyficzne dla benzy
Widać specyficzne dla benzy działanie: powidoki, smugi, widzenie "mrowienia", smugi w formie "zdjęć", inne mówienie, fajnie opisałeś co widziałes. Jak się nie boisz skutków i wytrzymasz ten ochydny smak (u mnie po ekstrakcji nie czuję soli wcale, ale za to jedn mdłe, okropnie mdło-gorzkie) to weź 2g, mogę być lepszej jakości, więcej wizji. Ale myślę, że są inne, zdrowsze środki na wywołanie cev i oev niż benzydamina
Pozdrawiam.