koda - a wiec w koncu ?
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
koda - a wiec w koncu ?
podobne
Wstępu słów kilka
A więc nadszedł czas aby skrobnąć kilka słów od siebie. Tematem (jak zapewne się można domyślić) będzie kodeina, bliski krewniak morfiny (cały czas zastanawiam się jak bliski). Niech to TR będzie dla was czymś, co być może skłoni do przemyśleń.
- Kim jestem? - to pytanie często zadawałem sobie czytając TR\'y innych autorów, zastanawiałem się kim są te osoby na co dzień, jak wyglądają, jak się ubierają, co je skłoniło do tego, co robią? Postanowiłem uprościć innym sprawę: jestem szczupłym chłopakiem (lat 17), 172 cm wzrostu, czyli raczej niewysoki, noszę długie włosy, koloru \'ciemnego?\', mam szarozielone oczy, gram na gitarze, jeżdżę na snowboardzie i mam dużą wyobraźnię. Uwielbiam śnić. Generalnie, to jestem osobą inteligentną, mam dobre oceny i jestem uzdolniony matematyczno-informatycznie (w obu przypadkach II etap olimpiady, właśnie się przygotowuję, bo mam nadzieję na centralną, i wiele wiele innych konkursów), rysuję (głownie grafika komputerowa 2D, trochę markerami i cienkopisami, ołówek, aerograf). Mieszkam w Rzeszowie (stolica Podkarpacia, jakby ktoś nie wiedział). Mam kilku oddanych przyjaciół, kocham góry, ciekawą muzykę, dobre jedzenie i wspinaczkę.
Myślę że już nakreśliłem jakiś taki swój \'portret psychologiczny\'.
Co było wcześniej? - tu nikogo pewnie nie zaskoczę - alkohol (od dawna), fajki (raczej okazjonalnie), kawa (jak się uczę albo zasypiam na lekcjach), czekolada (a kto jej nie lubi?), MJ (naprawdę dużo), koda (kilka razy).
Co mnie skłoniło do brania czegokolwiek? - alkohol to pewnie jak każdy, imprezy, wypady do pubu, wycieczki szkolne. Fajki dla towarzystwa. Po narkotyki po raz pierwszy sięgnąłem w III kl. gimnazjum. Ot takie MJ. Fascynowało mnie. Ten indyjski klimat, dziwny zapach, wyobraźnia pracowała, chciałem po prostu odlecieć gdzieś na chwilę, spróbować czegoś, czegoś wyjątkowego i nieosiągalnego inaczej. Ale był także syndrom owocu zakazanego - te złe narkotyki które mają podobno ukraść mi duszę. Nie mogłem nie podjąć wyzwania. Z kodą było podobnie. Chciałem spróbować tych najgorszych i najokropniejszych dragów - morfiny i heroiny. No, ale nie miałem skąd ich wziąć. Zresztą, z powodu nawału innych zajęć tę sprawę musiałem odłożyć. Ale jednocześnie nie chciałem zwlekać. I wtedy, bodajże na neuro, przeczytałem że kodeina jest bardzo podobna do morfiny. Pomyślałem - to świetnie, taka koda, dostać można w każdej aptece, bez recepty. Postanowiłem, że wezmę.
Trzy pierwsze razy to były niewypały - przyznaję to bez żenady, chociaż wtedy wydawało mi się to czymś niezwykłym. Zarzucałem 1 opakowanie koło 3 w nocy, gdy wszyscy już spali, po czym zasypiałem po około 2 h i szedłem rano normalnie do szkoły. Później było tak samo, tylko ze zarzuciłem dwa opakowania o godzinie 5 rano, i nie spałem az do lekcji. Potem pisałem sprawdzian z polskiego z romantyzmu (4) i zasnąłem kilka razy na różnych lekcjach.
Ostatnim razem:
- Substancja - 3 opakowania Thiocodin\'u
- Set & Setting - w drodze: dom - apteka - szkoła - knajpa
- Dlaczego - bo minęły już 3 tygodnie od poprzedniego razu i stwierdziłem, że chyba nie spieprzę sobie żołądka sulfgwanolem (wypełniacz w Thiocodinie)
A więc to było tak. Miałem ćpać na wyjeździe szkolnym na narty na Słowację. Jakoś tak się złożyło, że nie kupiłem nic, ale w sumie to nie żałuję, po przeżyłem cały wyjazd na alkoholu i MJ, było naprawdę super i dobrze się bawiłem. Po powrocie czekały mnie tylko 2 dni w szkole przed feriami - czwartek i piątek. Miałem kupić wszystko w środę i wziąć w czwartek, ale nie chciało mi się ruszać z domu i tak jakoś wyszło, że jak ruszyłem się w czwartek do apteki to już ją zamykali. Wkurzyłem się, gdyż była to jedyna apteka w okolicy, gdzie o tej porze kupiłbym potrzebną ilość Antidolu (chciałem zrobić w ciągu nocy ekstrakcję, żeby na rano mieć wszystko gotowe i nie musieć sobie niszczyć żołądka Thiocodinem). Jednak wyszło inaczej.
Rano wpadłem do apteki i kupiłem 2 opakowania Thiocodinu, potem do lokalnego super-sam\'u po cherry coke. Tak przygotowany wpadłem na lekcje, pierwsza religia, ksiądz nie przyszedł. Tak więc niezauważalnie połknąłem 5 tabletek i popiłem colą, jednocześnie rozmawiając z wychowawczynią (polonistką) o książce którą ostatnio przeczytałem. Przerwa i kolejne 5, potem jeszcze 5. Zostało mi ostatnie pięć, czułem już to miłe kodeinowe ciepełko i delikatne przymulenie. Byłem bardzo, bardzo spokojny i wyluzowany, po prostu szczęśliwy. Z każdym dobrze się rozumiałem i wszystko sprawiało mi przyjemność. Wypada dodać, że według przelicznika znalezionego na neuro, na moją wagę ciała 15 tabletek to było optymalnie. Cieszyłem się błogim spokojem i lekkimi zaburzeniami wzroku (wyobraźcie sobie jak przekręcacie głowę, a obraz startuje dopiero w chwilę później, rozpędza się i powoli wyhamowuje na właściwej pozycje), kręcenie głową w prawo i lewo dawało całkiem przyjemne uczucie. Trochę zamazywała mi się mowa, ale i normalnie mam takie problemy więc nikt nie zwrócił na to uwagi. Pojawiło się również delikatne upośledzenie równowagi. Za to uczucie promieni słonecznych na skórze było wprost niesamowite. Jedynym minusem tego stanu były problemy z oddawaniem moczu (nie dało rady lać strumieniem, to byłe tylko takie krótki \'siuśki\' po 1, może 2 sekundy i od nowa. Dziwne, gdyż nigdzie na neuro nie zauważyłem aby ktoś o tym wspominał) i suchość w ustach (sulfgwanol oczywiście). Nie pojawiły się za to żadne z opisywanych problemów żołądkowych, żadnego uczucia ciężkości, nic. Tyle, że nie chciało mi się jeść.
Jako, że był to ostatni dzień przed feriami, frekwencja w szkole nie należała do najwyższych. W mojej grupie z angielskiego było tylko 5 osób. Zdziwiłem się więc, że na lekcje przyszedłem sam. Zadzwoniłem do kumpla spytać się o co chodzi. Jak się okazało, cała czwórka wybrał się do sklepu kupić sobie jakieś żarcie itp. Jako że poprzedniego dnia była wywiadówka, nie każdy był w dobrym humorze. Kupili co mieli i wychodzili już ze sklepu. Kumpel, który szedł pierwszy, był ogólnie wkurwiony na cały świat, a że miał zajęte obie ręce, chciał otworzyć drzwi butem. No i noga znalazła się z drugiej strony, ale drzwi ani drgnęły. Pozostali zwiali, a on został z nogą zaklinowaną w wybitej szybie. Zabrano go do kierowniczki sklepu i wezwano policję. Jako, że nie raz i nie dwa miałem już podobne akcje i wiedziałem jak się zachować, postanowiłem pójść tam i dodać mu otuchy. Jako że byłem już trochę zrobiony, stwierdziłem że dodatkowe 5 tabsów nie zaszkodzi. Tak więc po dwóch opakowaniach kody poszedłem pogadać z policją i kierowniczką sklepu. Sprawa skończyła się dobrze, a ja ruszyłem wraz z innymi kumplami w kierunku knajpy \'Tawerna\', naszej ulubionej :)
Po drodze przechodziliśmy obok apteki. Stwierdziłem, że skoro jest już bardzo dobrze, to nie znaczy że nie może być już lepiej. Tak więc wpadłem i kupiłem jeszcze jedno opakowanie Thiocodinu (teraz się zastanawiam czy nie lepiej by było 2). Wziąłem od razu całe (znów rozkładając na dwie porcje po 5 przepite colą) i weszliśmy do knajpy. Tu spotkaliśmy generalnie dużo znajomych, mocno już podchmielonych. Siedzieliśmy i dyskutowaliśmy, czułem się niezwykle dobrze, wręcz niesamowicie i wspaniale. W środku było praktycznie ciemno, jeżeli nie liczyć kilku świeczek. Po pewnym czasie ta stojąca na naszym stoliku zaczęła mnie irytować, gdyż jej blask wydawał mi się oślepiający. Musiałem przez następną godzinę, póki nie opuściliśmy lokalu, zasłaniać jej płomień ręką, abym mógł trzymać oczy otwarte. Później faza zaczęła się nasilać, łącznie z rosnącą sennością. Kumpel poszedł na kebaba, zasnąłem oparty o mur, na szczęście zauważyli że mnie nie ma i wrócili się po mnie. Dalsze półtorej godziny to spanie w różnych miejscach galerii Grafiki, aż w końcu powrót do domu. Tam zwinąłem się u siostry na kanapie w pozycję embrionalną, puściłem głośno happysad i drzemałem tak w półśnie, półjawie przez około 2h. To był chyba najfajniejszy moment, po kodzie muzyka wchodzi niesamowicie, słyszy się o wiele więcej tematów i w dodatku wszystkie na raz. Zjazd był niezauważalny, oprócz wspomnianej senności nic ciekawego się nie wydarzyło.
Podsumowując: podoba mi się koda. Chce czegoś mocniejszego. A czy polecam? Ja generalnie narkotyków nie polecam, a nawet odradzam. W dodatku czuje się trochę zmieniony, ostatni zacząłem myśleć ile dni mi zostało zanim znowu pozwolę sobie zaszaleć. A raczej uleczyć, bo kodeina niesamowicie leczy coś, co nazwałbym bólem życia, bólem istnienia.
- 13294 odsłony