Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

jest dobrze

jest dobrze


Tekst jest trochę długi. Ale moja faza była dla mnie tak długa

jak ten opis.




Jazda



Wszystko zaczęło się w niedziele wieczorem. O godzinie 19

wszedłem w posiadanie 1.5g białego. Pół godziny później

wciągnąłem jedną ścieżkę. W krótkim czasie uznałem, że jest to

najbardziej gorzki materiał, jaki brałem. Przez 1h oglądałem

telewizje. Czekałem aż się w pełni załaduje faza. Potem trochę

grałem na kompie i czytałem- do 24.00. W tym czasie odniosłem

wrażenie, że białko jest przeciętne. Nie czułem żeby mocno

działało. Czułem się pobudzony, ale faza była całkiem lightowa.




Poniedziałek



Do 6 siedziałem przed kompem. Byłem na necie. Przez większość

czasu rozmawiałem na czacie. Rozmawiało mi się świetnie. Ogólne

przyśpieszenie toku myślowego i zdolności manualnych.

6-8 leżałem na łóżku, w tym czasie spałem przez około 15min.

Okazało się, że snif nie jest wcale taki zły, uznałem wręcz, że

jest bardzo dobry. Trzymał porządnie przez 12h.

Po 8 wciągam jedną........ i zaczynam się uczyć.

Do 13 rozwiązuje zadania z matmy i czytam książkę z polaka, na

którym ma być kartkówka.

Zadania się bardzo fajnie rozwiązuje. Wszystko jest logiczne i

uporządkowane.




Przed wyjściem..........



Od 13 do 17 jestem w szkole. Kartkówki nie było. W szkole

normalka. Zachowuje się jak zawsze z tym, że na lekcjach jak

nigdy robię z własnej woli notatki z lekcji.




Po przyjściu ..................



Siadam do kompa. Gram w GTA3 Gra mnie wciągnęła wręcz

pochłonęła, grając wcześniej nie czułem klimatu tej gry. Gra mi

się bardzo fajnie, jestem pod wrażeniem grafiki tej gry.

Poprzez grę oderwałem się od rzeczywistości na 5h. Do 24 nie

robię nic ciekawego.




Wtorek


Od 0.10 jestem na necie. Do 3 rozmawiam z ludźmi. Jednak to już

nie to samo, co wczoraj. Nie odczuwam już tak wielkiej chęć

wymiany myśli z innymi. Jestem coraz bardziej wolny i odczuwam w

niewielkim stopniu zmęczenie.

Postanawiam się ożywić ...............x2


Cały czas wiem, że muszę się uczyć z gery, mam odpowiadać

dzisiaj. Po 3 zabieram się pomału do nauki. Od 4 zabieram się

poważnie za naukę, która trwa do 9.

Szybko i bez problemów pochłaniam informacje, których uczę się

na pamięć. Jak zawsze w takim stanie, zakres tematyczny

materiału, z którym mam do czynienia jest ciekawy i

interesujący.



Od 9 do 12 jestem w szkole. Na polskim pisze kartkówkę, którą

zawaliłem. Nie zdążyłem napisać togo, co chciałem, czytałem o

tym, co trzeba było napisać mimo to formułowanie myśli

przychodziło mi z trudem. Gera całkiem mnie dobiła. Miałem

odpowiadać z danych tematów, których się nauczyłem a pisałem

sprawdzian z całkowicie innych tematów. Znowu nie zdążyłem

wszystkiego a odpowiedzi na pytania, które zdążyłem zrobić

raczej nie były zbyt dobre. Te niepowodzenia na lekcjach lekko

mnie podłamały. Tego dnia byłem w szkole tylko fizycznie,

psychicznie byłem nieobecny, rozmowy z kolegami ograniczałem

bardzo. Nie interesowało mnie to, co się dzieje wokół mnie.

Po powrocie położyłem się. Trwałem w takim stanie do 15, w tym

1h spałem i byłem z tego faktu bardzo zadowolony. Po tym krótkim

odpoczynku wziąłem sobie ................. x2

O 16 zacząłem uczyć się angielskiego. Przepisywałem zeszyt oraz

przekształcałem zdania w zakresie tematów: mowa zależna, strona

bierna. Już od kilku miesięcy mam się wziąć za naukę tego

przedmiotu, jednak nie wychodzi mi. W końcu uczę się.

Z każdym zrobionym zdaniem coraz lepiej pojmuje zasady, według

których należy to robić. Wszystko podlega logicznym regułom,

które analizuje i przyswajam do wiadomości. Każde zrobione

dobrze zdanie daje mi satysfakcje oraz przeświadczenie, że to

umiem. Moje "spotkanie" z j. angielskim trwało 5h, podczas

których całkowicie skupiłem się na wykonywanych czynnościach. Od

biurka wstałem o 23, do północy dalej się zajmowałem angielskim

z tym, że teraz pisałem krótką sytuacje, miałem z tego

odpowiadać jutro.




Środa



Do 2 serwuje po sieci. Czuje ze działanie dawki energetycznej

kończy się, więc kładę się i leże do 4.30. Niestety nie udaje mi

się ani na chwile zasnąć. Nie widząc nic innego do roboty

postanawiam doładować się, jednak tym razem biorę tzw. bombkę.

Po około 40 min nic nie czuje, więc sobie

posypuje .......................

Po 5 czuje skumulowane działanie śniegu. Do 6 jestem na necie

potem do 7 sobie leżę.

7.30-12 jestem w szkole. Na drugiej lekcji ku mojemu zdziwieniu

odczuwam senność, więc nie namyślając się długo szybko się jej

pozbywa. Dzisiaj jestem bardziej aktywny w rozmowach, jednak

odczuwam kompletne odizolowanie od ludzi, z którymi uczę się już

od kilku lat. Wiem, że nikt nie jest w stanie pojąć tego, co

czuje i myślę. Jednak przemyślenia te są krótkie i nie zwracam

na nie uwagi. Odpowiadam z angielskiego. Wychodzi mi całkiem

nieźle. Jednak skupienie uwagi na przykładach, które robimy na

lekcji przychodzi mi z bardzo wielkim trudem. Wszystko to, czego

się nauczyłem wczoraj jest niejako poza moim zasięgiem. Po

powrocie do domu jak przez ostatnie dwa dni także teraz kładę

się. Leże około 2h, o zaśnięciu, chociaż na chwile mogę tylko

pomarzyć. Jutro czeka mnie ważna odpowiedź z niemieckiego. Muszę

się sporo nauczyć na pamięć. Po 15 wstaje i sprawdzam na ile

zostało mi jeszcze ścieżek. Celem jest nauczenie się i pójście

jutro silnie zenergetyzowanym do szkoły. Na szczęście nie musze

się obawiać o barak źródła mocy, przynajmniej do jutra. Spokojny

wciągam sobie ...........x2.
Poprawia mi to nastrój jednak

przypływ mocy jest już bardzo silnie wymuszony. Chyba fizyczne

możliwości organizmu dają znać o sobie. Od 15 do 19 robię ten

niemiecki. Szybkości mojego działania nie jest już duża, ale

jest. Po 19 wychodzę do kumpeli po zeszyt, szybko wracam. Idąc

przypominam sobie ze jest na białym. Mimo iż jest zimno idzie mi

się całkiem dobrze. Po powrocie czuje się dziwnie, źle, jakbym

się bardzo zmęczył tym wyjściem. Do 21 siedzę i nic nie robię.

Czuje się już dobrze, więc dalej zajmuje się niemieckim i tak do

końca dnia.




Czwartek



Wchodzę na neta. Rozmawiam z kumpelką. Sprawdza mi niektóre

zdania z niemca. O 2 czuje, że mogę zasnąć wiedz się kładę. Z

niemca sprawa wygląda tak, że mam już 3 teksty napisane jednak

tylko jeden umiem na pamięć. Muszę jeszcze nauczyć się na pamięć

9 krótkich wypowiedzi na daną sytuacje. Postanawiam to zrobić po

próbie zaśnięcia. Na wszelki wypadek nastawiam zegarek na 4. Tej

nocy zasypiam!!! Budzę się o 6, chyba jednak nie nastawiłem

zegarka. Mam do szkoły na 7.30 i nie umiem tekstów, więc szybko

przyjmuje ............x2
Od razu stawia mnie na nogi. Zaczynam

się uczyć, idzie całkiem dobrze. O 7 umiem długie teksty, ale

sytuacji nie. W szkole na dwóch pierwszych lekcjach piszemy

wypracowanie z polaka, więc nie mógłbym się uczyć na lekcji.

Postanawiam nie iść na to wypracowanie i spokojnie nauczyć się

na niemiec. Wszystko niby jest oki, jednak nie mogę zapamiętać w

żaden sposób kilku słówek. Cały czas powtarzam wyuczone teksty.

Wydaje mi się, że umiem je znakomicie. Przed wyjściem do szkoły

dobieram jeszcze ............. .
Siedząc i czekając na moją

kolej cały czas powtarzam wyuczonych tekstów. W końcu nadchodzi

moja kolej. Jak nigdy jestem cały roztrzęsiony i pełen obaw.

Zaczynam mówić pierwszy tekst. Idzie dobrze, jednak mam sporo

przerw w wypowiedzi. Tyle razy mówione słowa gdzieś mi się gubią

jednak znajduje je. Drugie tekst. Zaczynam mówić i od razu jest

lipa. Całkowicie zapominam pewnych wyrazów inne przekręcam w

mojej głowie jest chaos i coraz większa pustka. Z trzeciego

tekstu już prawie nic nie pamiętam, szukając w myślach

wyuczonych zdań znajduje coraz większą pustkę, która z każdą

chwilą jest potęgowana. Zaczynam coś i nie kończę, próbuje

następne, przekręcam wyrazy, widzę w wyobraźni wklepywane

zdania, lecz nawet nie potrawie zacząć niektórych. Z 7 zdań,

które miałem powiedzieć, dobrze powiedziałem dwa inne jakoś

powiedziałem a 3 mimo iż widziałem je przed oczami nie mogłem

ich wypowiedzieć. Potem mówiłem 9 krótkich sytuacji. Tutaj było

trochę lepiej, jednak taż miałem totalne zaniki pamięci.

Pierwszy raz doznałem takiego stanu.

Być może dobrze się stało, że przeżyłem teraz coś takiego.

Po 12 gdy wróciłem ze szkoły przez 2h zajmowałem się angielskim,

potem położyłem się. Leżąc zacząłem podsumowywać całą jazdę,

postanowiłem opisać jej przebieg. O 16 zabrałem się do pracy nad

tym tekstem, przestałem pisać o 21. Tak długi czas tworzenia

tego opisu jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że

znajdowanie się cały czas pod wpływem amf przez kilka dni ma

ogromnie destruktywny wpływ na mój mózg. Pisanie zajęło mi tyle

czasu, ponieważ stworzenie każdego zdania zajmowało mi dużo

czasu, o wiele więcej w porównaniu do pisania na trzeźwo. Co

jakiś czas zatrzymywałem się, aby znaleźć odpowiednie słowo. -

pisane o 23 czwartek




Moje odczucia



Te 4 dni jazdy na białym zaplanowałem wcześniej, fazę miałem

wykorzystać na naukę a oprócz togo chciałem sprawdzić jak to

jest, gdy się nie schodzić z procha przez kilka dni. Teraz już

wiem i jeżeli zdarzy mi się, że zrobię to ponownie to będę

wiedział, że źle się ze mną dzieje. Teraz wiem, iż maraton to

nic przyjemnego a skutki negatywne do pozytywnych przeważają w

tak wielkim stosunku, że każdy, kto przeszedł przez coś takiego

powinien zdać sobie sprawę, że stan swojego zdrowia jest

ważniejszy niż chwilowa przyjemność. Na pewno wyciągnę wnioski z

tego doświadczeniu. Już nigdy nie będę się uczył do wypowiedzi

ustnej na prochu. Teraz wiem, że będąc w ciągu, zdolność

myślenia, koncentracji, zapamiętywania oraz wszystkie inne

zdolności psychomotoryczne z każdym dniem, jest coraz bardziej

ograniczona i żadna ilość procha już nie jest w stanie pomóc. Po

za tym cała wiedza, którą dzięki amfie mamy łatwo i szybko

przyswoić okazuje się bardzo złudna. Nabyte podczas jazdy

wiadomości okazują się bardzo nietrwałe i już po kilku dniach z

tego, co umieliśmy zostaje najwyżej kilka procent. Wartość nauki

na czysto jest nieporównywalnie większa i lepsza niż na prochu.

Jednak, w przypadku, kiedy uczymy się na temat, z którego wiedza

potrzebna będzie nam "jednorazowo" i pod warunkiem, że ktoś

rzadko korzysta z tej formy nauki, można sobie pozwolić na takie

rozwiązanie, które w większości takich przypadków przyniesie

pozytywne efekt. Trzeba jednak brać pod uwagę, że efekty takiej

nauki mogą nas bardzo rozczarować.



Po tym maratonie zauważyłem także, że, podczas gdy jesteśmy pod

wpływem procha nasza wydajność intelektualna wzrasta, łatwiej

przychodzi nam kojarzenie faktów, przekazywanie swoich myśli,

często wpadamy na jakiś pomysł. Objawy takie występują, gdy się

rzadko zażywa. Takie stan trwa jednak krótko i z każdą godziną

nasza wydajność spada i właśnie do tego zmierzam. Czym dłużej

jesteśmy na fazie tym nasza wydajność drastycznie spada i

dochodzi do odwrócenia efektów, które są wywoływane przez tą

samą substancje. Na sobie zauważyłem już około wtorku, iż coraz

trudniej mi się wysłowić, skupić na czymś, twórcze myśli są

coraz rzadsze, czwartek całkowicie potwierdził, że dochodzi do

odwrócenia pożądanych efektów. Gdy wypowiadałem się na dany

temat brakowało mi słów, budowanie zdań przychodziło z większym

wysiłkiem niż zwykle. Pomysłowość w ujęciu danego zagadnienia

nie istniała. Mój przekaz był niezbyt zrozumiały, ograniczał się

do formułowania prostych zdań. W miarę trwania fazy w mojej

głowie działo się następująco: początkowo łatwość w wyszukiwaniu

wszelkich informacji zawartych w mojej pamięci stopniowo

przekształcała się w coraz mniejszą zdolność korzystania z

zasobów mojej wiedzy, następnie moje myśli były chaotycznymi

przebłyskami, których i tak było coraz mniej, w końcu doszło do

zapanowania w mojej głowie chaosu i nie porządku. Stopniowo była

ograniczana liczba odczuć związanych ze światem zewnętrznym,

coraz mniej obchodzili mnie inni, albo skupiałem się na

określonym zadaniu albo wyłączałem mój intelekt. Przestałem

analizować to, co się działo wokół mnie i to, co się dzieje we

mnie. Nie miałem żadnych refleksji związanych z bieżącymi

wydarzeniami. Moje myśli skupiały się na odbiorze dwóch stanów,

które mi towarzyszyły. Było tak, że albo się dobrze czuje i jest

fajnie albo zaczyna być źle, więc trzeba przyłoić żeby było

dobrze.



Przez te 4 dni prawie nic nie jadłem. Z 86h przespałem tylko

jedną. Równowaga psychofizyczna, która i tak nie była najlepsza,

teraz praktycznie przestała całkowicie istnieć.

Kolejnym spostrzeżeniem z mojej fazy jest hipoteza, że im dłużej

się przebywa pod wpływem, procha to coraz bardziej świat, który

nas otacza oddala się od nas, człowiek staje się wyalienowany,

odcina się od wszystkich i wszystkiego, przestaje myśleć,

pogrąża się w chemicznym świecie, który staje się coraz bardziej

szary i przygnębiający. Oczywiście zapewne niektórzy z tym się

nie zgodzą, dlatego wyrażam te myśli w formie hipotezy. Jednak

dla mnie ta hipoteza staje się tezą, gdyż sam przed sobą mogę ją

udowodnić.



Według mnie śnieżne maratony są bezsensowne i nic nie warte,

chociaż może się mylę. Mam nadzieje, iż to całe doświadczenie

będzie mi przypominać, że nie warto, i nigdy nie zechce mi się

go powtórzyć.



Jednak abyście nie odnieśli błędnego wrażenie, co do mojego

stosunku do amfy to musze to powiedzieć. Nie jestem

przeciwnikiem brania w ogóle tego dragu. Zawarłem tu moje opinie

na temat ciągu amfetaminowego. Inaczej natomiast podchodzę do

sprawy jednorazowego wzięcia procha raz na jakiś czas. Trzeba

tylko zachować odpowiednio długie przerwy od zarzucania tego

specyfiku. Czym rzadziej tym lepiej. Taki sposób brania jest

według mnie bezpieczny z tym, że można się zastanawiać, kto tak

robi? Być może są tacy, jednak taka zabawa jest bardzo

ryzykowna, a przerwy miedzy kolejnymi razami są coraz krótsze.

Im ktoś bierze rzadziej tym większe prawdopodobieństwo, że zjazd

po fazie zniechęci go do ponownego sięgnięcia. Niestety,

pewnymi, że nie wpadną w sidła amfy, mogą być tylko ci, którzy

NIGDY TEGO NIE BRALI!




"Czas"- moje odczucia



Kolejnym moim spostrzeżeniem z fazy jest specyficzny stosunek

do czasu,(czyli godziny, która jest). Nie podobało mi się słowo

dzień, jako określenie danego odcinka czasowego. Dzień to jest

czas od wschodu do zachodu słońca, dlatego niewłaściwym się

staje używanie tego terminu chcą wyrazić ostatnie 24h. Jednak

potocznie jest przyjęte mówienie o przeszłych dniach jako czasu

zawartego od 12 do 12. Wszystko to sprawia, że chcąc być

dokładnym odnośnie odmierzania równych odcinków czasu powinno

się używać słowa doba, gdyż to jest właściwe określenie

odnoszące się stałego przedziału czasowego, który obejmuje 24h.

Będąc na fazie przestaje mieć znaczenie czy na dworze jest jasno

czy ciemno. W czasie trwania doby mieści się zarówno noc i

dzień. Celem mojego rozumowania jest zobrazowanie różnicy, jaka

jest pomiędzy dobą a dniem. W czasie jazdy rozróżnienie tych

dwóch określeni jest wyraźne, dlatego zwracam uwagę na ich

poprawne używanie. Wypowiadam się dosyć zawile, ale chcę zwrócić

uwagę, że normalnie nie przywiązuje się uwagi do takich rzeczy.

Sam dopiero teraz zacząłem się nad tym zastanawiać.

W czasie długiej jazdy doba nabiera właściwego znaczenia.

Długość jej trwania jest niezmienna, zatem może stanowić dla nas

system odniesienia. Jest podzielona na mniejsze okresy czasu-

godziny, których także mamy stałą ilość. Godzina i doba

pozwalają nam kontrolować nasze zajęcia.



Ja będąc na fazie odmierzałem czas odwołując się do dwóch

zdarzeń. Pierwszym było przyjęcie pierwszej kreski. Stanowiło to

punkt w czasie, od którego zacząłem liczyć upływające godziny.

Czas liczyłem także od ostatniego wciągnięcia. Podczas fazy

liczyły się dla mnie tylko godziny i doby. Liczenie godzin

trwania mojej fazy pozwalało mi na odniesienie stanu mojego

samopoczucia do konkretnej jednostki czasowej. Czas odbierałem

bardziej linearnie niż normalnie. Brak snu i aktywność, którą

wykazywałem nie dzielił czasu miedzy sen a jawę, dlatego

zmiennym punktem, od którego mierzyłem czas stał się moment

ostatniego wciągania, który niejako zastępowało mi podział doby

na dzień i noc.




Gdy speed przestał działać



O godzinie 3 w piątek zdołałem zasnąć. Sen ten trwał do godziny

18.30. Co jakiś czas budziłem się, gwałtownie się zrywając,

patrzyłem, która godzina i po chwili znowu zasypiałem. O 18.30

wstałem. O godz. 20 miałem autobus, którym miałem jechać do

domu, do rodziców(przez cała fazę byłem w innym domu).

Określiłem mój stan jako beznadziejny. Czułem się okropnie.

Efekt "4dniowej zabawy" był taki, że nie byłem w stanie

wytrzymać tego, że "tu i teraz jestem". Miałem uczucie ze nie

chcę, nie mogę być w tym miejscu, że nie mogę leżeć ani

siedzieć, że nic mi się nie chcę a jednak musze być.

Postanowiłem, że nie jadę dzisiaj do domu, zadzwoniłem, że

przyjeżdżam jutro o 11. Trochę przedtem zadzwoniłem także do

kumpla, aby przywiózł mi zielone. Miałem nadzieje, że ulży mi

trochę.



Ważne jest także, że w piątek o 00 wziąłem tabletkę psychotropu,

które to zażywałem przed jazdą. Powodowały one u mnie senność.

Wziąłem także pół tej tabletki o 8 i potem o 19. Gdy około 21

zapaliłem zielone, już widziałem, że nic mi nie jest w stanie

pomóc. Tylko sen był ukojeniem. Po wielkim wysiłku i oznakach,

że zaczynam wariować udało mi się o 22.30 zasnąć. Spałem do 9 w

sobotę. Wstałem i poszedłem do kiosku po lufkę. Idąc z powrotem

zaczęło mnie przeginać na jedną stronę, ale zaszedłem do domu i

było oki. Zapaliłem tak jak wczoraj nic to nie dało. Mój stan

próbowałem opisać wcześniej, ale jest to bardzo trudne do

wyrażenia. Przed 11 wyszedłem na autobus. Idąc coraz bardziej

mnie zaczęło przeginać w końcu szedłem jak kaleka, 3 razy się

zatrzymywałem, bo nie mogłem dalej iść. Jednak doszedłem do

autobusu i wsiadłem. Jechałem 1h, gdy wysiadłem musiałem przejść

kawałek do domu. Zrobiło się to samo. Gdy wszedłem do domu byłem

wykrzywiony jak Z. Gdy mnie zobaczyła starsza to aż zbladła ze

strachu. Byłem całkiem biały i się telepałem. Powiedziałem, że

coś mi się zrobiło. Mama natarła mi bolący krzyż i położyłem

się. Jednak, kiedy nie spałem to nie mogłem wytrzymać tego, że

leżę, tego, że w ogóle jestem. Jako że mój stan był bardzo

nijaki, zdecydowała starsza, że pójdę do lekarza, takiego jakby

znachora, który akurat jest u sąsiadów. Wizyta miała być o 20.

Od 14 do tej godziny męczyłem się w łóżku. Lekarz ten zastosował

u mnie masarz, stwierdził, że wypadł mi dysk!!! Nastawił mi to.

Po przyjeździe do domu znowu łóżko i męczarnia. O 21 biorę

tabletkę około 23 zasypiam. Śpię do 12 w niedziele. Budzę się 2

razy. Aby zasnąć ponownie wykorzystuje telewizor, który mi

pomagał w tym. W niedziele jak wstałem czułem się trochę lepiej.

Mogłem normalnie chodzić i odczucia bólu tego ze jestem tutaj

było mniejsze. Jest godzina 19 znowu jestem u siebie, czyli nie

z rodzicami tylko tam gdzie miałem fazę i piszę to. Jest mi

nadal bardzo ciężko się odnaleźć w normalnym świecie. O 17

spaliłem lufkę zioła, chyba się uspokoiłem na chwile, ale nie

jestem pewien. Zasnąłem o 1.30 w poniedziałek. Jest godzi 12.30

jestem znowu spalony. Czuje się jeszcze nie całkiem normalnie.

Jest wtorek, ta jazda chyba coś we mnie zmieniła.



Minęło 4 miesiące od tej fazy. W tym czasie procha wciągałem

tylko 3 razy. Jest dobrze.

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media