grzybowy katharsis
detale
raporty dzikikon
grzybowy katharsis
podobne
Moja podróż odbyła się raczej spontanicznie, gdyż tego dnia nie planowałem tripować i chciałem poczekac, aż grzyby się wysuszą. Ciekawość wzięła jednak górę.
O godzinie (około) 20:30 zjadłem pierwsze (świeże) grzybki Psilocybe Cubensis "Colombian". Dokładnej gramatury nie znam, ponieważ nie miałem w domu wagi. Po upływie około 30 minut nie odczuwałem żadnych efektów, więc postanowiłem dorzucić jeszcze kilka. Efekty nie przychodziły. Podejrzewam, że to przez fakt, ze tego dnia zjadłem całkiem sporo jedzenia.
Dorzucałem tak, podejrzewam, że zjadłem w ten sposób około 15-20 grzybków niezbyt dużych (około 3 - 5 cm wysokości).
Byłem nieco zawiedziony, gdyż efekty były niewidoczne i byłem już nastawiony, że nici z tripa. O godzinie około 21:30 wyszedłem wiec do sklepu. Zapaliłem po drodze papierosa i poczułem, że na brzuchu robi się jakoś ciężko i miałem leciutką, bardzo łagodną ochotę zwymiotować.
Wszedłem do sklepu i coś mi nie pasowało. Niby wszystko było w porządku, ale białe światła w sklepie były jaśniejsze niż zazwyczaj, a ja czułem się jakbym był trochę skołowany. Kupiłem co miałem kupić i wyszedłem ze sklepu. Znów zapaliłem papierosa i tym razem bardziej zachciało mi się wymiotować. Poczułem, że coś zaczyna się "ładować" w moim ciele. Robiłem się senny i trochę zaniepokojony. Usiadłem na chwilę na ławce, zeby dopalić papieorsa i wróciłem do domu. Było około 22.
Położyłem się na łóżku przy włączonym świetle i odpaliłem na słuchawkach muzykę. Była nieco inna niż zwykle, ale z początku myślałem, ze sobie wkręcam prze świadomość, ze brałem grzyby.
Zacząłem przeglądać jakieś filmy na YouTube, ale szybko mnie zaczęły nudzić.
Ciągnęło mnie bardziej do słuchania muzyki, najlepiej jakiejś spokojnej. Po pewnym czasie, gdzieś około 22:30 zacząłem się śmiać bez powodu. Po prostu miałem niepowstrzymaną potrzebę śmiania się.
Pomyślałem, ze albo mi odbiło, albo grzyby zaczęły jednak działać. Włączyłem jakąś buddyjską muzykę, ale nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Stopniowo narastała we mnie radość, która zaczęła przeradzać się w euforię. Trafiłem w sieci na buddyjską "Sutrę Serca" i podczas jej słuchania miałem cały czas uśmiech na twarzy i myślałem sobie: "Jakie to jest piękne".
Spojrzałem na szafę i zdałem sobie sprawę, ze nigdy nie miała tak ostrego, wyraźnego koloru. Usiadłem na łóżku i zastanawiałem się nad czymś. Ciężko mi stwierdzić, co tak bardzo rozkminiałem w tamtym momencie, ale sprawiało mi to przyjemność.
Przed godziną 23 zaczęło mi się wydawać, że drzwi zaczęły się poruszać. Pomyślałem, ze może przeciąg je porusza. W momencie, kiedy zaczęły falować zdałem sobie sprawę, ze to grzybki wprawiają w ruch drzwi. Usiadłem na podłodze, cały czas miałem dobry humor i napady śmiechu.
W pewnym momencie poczułem niesamowitą błogość, która niemal mnie przytłoczyła. Poczułem się szczęśliwy jak nigdy w życiu. Położyłęm się na podłodze, śmiejąc się i myśląc o pięknie istnienia i dlaczego ludzie krzywdzą się nawzajem.
W końcu wstałem, położyłem się na łóżku i posłuchałem jeszcze chwilę muzyki. Teraz zaczęła grać naprawdę pięknie i "szeroko". Miałem uczucie jakby dźwięk ze słuchawek przepływał przez moją duszę i napełniał ją pięknem. Nie umiem tego dokładnie przekazać w słowach.
Mniej więcej o 23:30 wyszedłem z domu na spacer. Długo się zbierałem, poniewaz nie chciało mi się wstawać z łóżka, a muzyka grała tak pięnie i miałem niesamowite myśli.
W końcu jednak wyszedłem. Zapaliłem papierosa i poszedłem chodnikiem przed siebie. Zdałem sobie sprawę, ze ciągle szczerzę się jak głupi do sera, ale nie umiałem przestać. Zauważyłem, ze z naprzeciwka idzie jakaś dziewczyna. Trochę się speszyłem. Bałem się, ze pomyśli sobie, ze jestem jakiś walnięty, że się śmieje sam do siebie. Przeszła obok mnie zapatrzona w telefon. Poczułem ulgę, ze znów nie ma wokół mnie ludzi. Szedłem tak tym chodnikiem i obserwowałem przydrożne drzewa, które wydały mi się nieco złowrogie, ale jednocześnie bardzo majestatyczne i cudowne.
Postanowiłem, ze nie chce mi się chodzić i zawróciłem. Usiadłem na ławce i odpaliłem następnego piapierosa. Miałem wielką ochotę palić, ale to nie był papieros. To było wszystko i nic. Paliłem go, ale tak jakbym nie palił. Kostka na chodniku zaczęła "oddychać" i falowac. To samo z liniami na jezdni. Pomyślałem, że zaczyna się dziać grubo. To jednak był jeszcze pikuś w stosunku, do tego co było później.
Siedząc na ławce zamknąłem na chwilę oczy i zauważyłem jakieś odległe białe światło. Było bardzo piękne i chciałem go dotknąć. Było mi tak przyjemnie.
Nie wiem ile czasu minęło, ale kiedy otworzyłem oczy zauważyłem, że chodnikiem idzie jakaś kobieta. Poczułem nagle wstyd, że siedzę w nocy na ławce będąc naćpanym. Założyłem kaptur i patrzyłem w przeciwnym kierunku, żeby tylko jej nie widizeć.
Kobieta chyba się mnie trochę przestraszyła bo przyspieszyła kroku i przemknęła obok mnie jak burza. Po chwili zauważyłem, ze tym samym chodnikiem idzie jakiś koleś. To było chyba najdziwiniejsze, co mnie spotkało podczas tego tripa.
Przyglądałem się temu kolesiowi jak szedł i zauważyłem, ze kilka razy przystawał i patrzał na korony drzew. Wyglądał bardzo dziwnie i trochę się go przestraszyłem. Bałem się, że coś mi zrobi. Podszedł do mnie i zapytał się: Co tam?
Coś tam wymruczałem, że w porządku. Obserwowałem go i zauważyłem, ze ma ręce w kieszeniach i pomyślałem, że zaraz wyjmnie nóż i mnie zabije.
On zapytał się czy mam telefon i żebym mu podał godzinę. Bałem się go i powiedziałem, ze nie mam telefonu. On znów zaczął się rozglądać, coś tam gadał i patrzał na drzewa. Wstałem z ławki i chciałem iść do domu. On poszedł ze mną i zagadywał, a ja myślałem, że sie zesram ze strachu. Był dziwny i do teraz zastanawiam się czy to był halun czy faktycznie z nim gadałem.
Gdy przyszedłem do domu, nie wiem, kóra była godzina, ale przed północą. Położyłem się do łóżka, posłuchałem muzyki. Śmiech już zaczął mijać i cały czas rozkminiałem sytuację z tym typem, którego spotkałem.
w końcu zgasieł światło, bo poczułem się senny. Wtedy zaczęła się akcja. Futryna zaczęła się wyginać, a zamykajac oczy widziałem różne kształty. Z początku leciutko, same zarysy. Około 30 minut po północy mając zamknięte oczy zaczeły ukazywac mi się jakieś figury geometryczne, widziałem postać niczym z hinduskich wierzeń i była bardzo piękna. Cały czas miałem lekkie uczucie chęci zwymiotowania i ogólnie zalegania czegoś na żołądku.
Czas zaczął płynąć wolniej. Przyszły pierwsze myśli, że: "Kurde, przeciez tyle czytałem w internecie o tym bad tripie po grzybach".
Odpędzałem tę myśl, ale niemal do końca tripa co jakis czas myślałem: "A co jak wpadnę w jakąś paranoję i wyskoczę przez okno" albo "Co jeśłi mi tak zostanie?" .
Jednak cały czas uspokajałem się myślą, że to tylko grzyby. Natura, która oferuje mi podróż po mojej duszy, jaźni i psychice. Nic nie może się złego stać.
Cały czas obserwowałem efekty wizualne. Zaczęło mi być gorąco i zacząłem się pocić. Było mi niewygodnie na łózku. Zapragnąłem jednak popatrzeć przez okno. Usiadłem więc na fotelu ustawionym przy oknie i patrzyłem.
Zdałem sobie sprawę z rozległości swiata i faktu tego, jak mała jego cząstką jestem. Światła ulicznych latarni drażniły mnie, a drzewo zaczęło się wyginać. Odwracałem od tego wzrok, bo trochę się tego bałem, ale jednak mnie to ciekawiło i patrzyłem.
Nagle zrobiło mi się bardzo zimnow, więc ubrałem bluze i dalej obserwowałem świat przez okno. Znów zaczęły napdać mnie dziwne myśli, które zidentyfikowałem jako początki bad tripa, które najbardziej się bałem podczas podróży. Zacząłem odpędzać te myśli jak tylko mogłem, ale jednocześnie nie walczyłem z grzybami. Słuchałem, co chcą mi przekazać.
Mój byt rozpłynął się i zrozumiałem, że tak naprawde w życiu nie ma nic do zrozumienia. Wszystko jest niczym, a nic jest wszystkim. Przypomniałem sobie cytat Heraklita: Panta rhei (wszystko płynie). Miałem wrażenie, że dopiero po grzybach zrozumiałem prawdziwe znaczenie tego cytatu.
W końcu patrzenie przez okno mnie znudziło, w międzyczasie miałem wahania temperatury. Było mi albo skrajnie zimno albo gorąco.
Znów położyłem się do łóżka, gdzie było mi bardzo wygodnie, a za chwilę niewygodnie i tak naprzemian.
Zatopiłem się jednak w krainę wizualizacji, które w końcu zaczęły mnie męczyć. Ciągle ziewałem, byłem zmęczony i chciałem, żeby trip już się skończył i żebym mógł iść spać. Wierciłem się na łóżku z boku na bok. Było mi jednocześnie dobrze i źle. Gorąco i zimno.
Kiedy otwierałem oczy cały pokój wirował, wszystko się wyginało. Czułem się tak jakbym był bardzo pijany, dlatego też zamknąłem oczy i postanowiłem obserwować wizualizacje.
Najmocniejsze efekty zaczęły kończyc się około 1:30 w nocy, ale przed końcem grzyby ujawniły jeszcze swoją moc i na samym końcu miałem największe wizualizacje. Widziałem obrazy rosnących grzybów, wirujących grzybów. Wszędzie były grzyby. Spijrzałem na dłonie, które wydały mi się bardzo smukłe, a na koniuszkach palców wyrastały... grzyby.
Cały czas nie mogłem zasnąć, chociaz byłem bardzo śpiący i zmęczony fazą. Kręciłem sięna łózku z boku na bok cały zlany potem.
Cały czas przypominałem sobie, że wszystko jest dobrze. Wmawiałem sobie, że jestem bezpieczny w domu i nic się nie stanie. Za oknem usłyszałem jakichś ludzi idących po ulicy i bardzo mnie to uspokoiło. Zdałem sobie sprawę, że nie jestem sam. Cieszyłem się, że na świecie są inni ludzie oprócz mnie.
Ostatnimi wizualami były sceny z kreskówek. Dosłownie tak jakbym oglądał Simpsonów i to było bardzo przyejmne.
Kiedy o 2 w nocy faza z wizualizacjami i wirowaniem obrazu niemal całkowicie ustała poczułem wielką ulgę i radość.
Dodatkowo dostałem taki zastrzyk energii, że nie mogłem wysiedzieć. Chciałem wstac, gdzieś pójść, coś zrobić. Pogadać z kimś i podzielić się przeżyciem.
Łapałem się za głowę mówiąc do siebie: Wow! Co to było? Niesamowite!
Poczułem się jakby przebudził się z jakiegoś wielkiego, pięknego snu. Czułem się oczyszczony, jakby wody Jordanu zmyły ze mnie cały grzech człowieczeństwa. To był niesamowity trip. Czułem się oczyszczony.
Do około 3 w nocy miałem wiele energii i byłem pod wrażeniem przeżyć grzybowych. Nie mogłem zasnać, a dodatkowo wyciągając ręce miałem wrażenie, że są one długie na kilka metrów. Na palcach nadal rosły grzyby, ale faza już ustępowała. Po 3 w nocy jakimś cudem usnąłem i nawet nie wiem jak i kiedy.
Kiedy wstałem o 10 rano byłem skołowany i bolała mnie głowa praktycznie przez większość dnia. Chciało mi się spać. Przypominało to jointowego kaca.
Niemniej grzybki pokazały mi piękno psychiki, utwierdziły mnie w przekonaniu, że życie jest czymś wyjątkowym, ale nie ma w nim niczego szczególnego do odkrycia. Wszystko jest niczym i nic jest wszystkim.
- 9082 odsłony