górski doctor
raporty kingbird
górski doctor
podobne
Wiek: 20 lat
Osoby: Ja i moja dziewczyna
Doświadczenie: Dxm, Thc, Koda, Feta, Szałwia, Relka i parę innych rzeczy....
S&S: Góry, Dolina Chochołowska, godzina 10.00, w miarę spoko nastawienie
8.00. Dzień się rozpoczął. Po zeszłodniowej trasie trochę ciężko było mi wstać, nogi trochę bolą, lekkie niewyspanie, nic wielkiego. Śniadanie standardowe, bułki, dżemik,ser topiony, trochę jogurta(okazało się że był to zły pomysł). Dzisiejsza wędrówka padła na Dolinę Chochołowską, jako że jest to najdłuższa dolina w Polskich tatrach( i w miarę lekka ) miejsce na Docowego tripa było bardzo dobre.
10.00. Jestem już na miejscu, dużo ludzi, dosyć ciepło (28*C) i całkiem słonecznie. Otwieram zwijek folii aluminiowej z bardzo niepozornie wyglądającym kartonikiem. Moja dziewczyna nie brała i raczej neutralnie podchodziła do mojej decyzji.... połykam. Smaku w ogóle nie było, a raczej nie zdążyłem nic poczuć bo bardzo szybko popiłem go wodą.
10.30. Wędrujemy sobie razem, rozmawiamy o głupotach, co jakiś czas zatrzymujemy się żeby porobić sobie zdjęcia, atmosfera jest milutka, żadnych sensacji żołądkowych, żadnego pobudzenia, norma.
12.00. Jesteśmy prawie na miejscu(schronisko), zrobiliśmy sobie dłuższy postój, w między czasie nic się nie zmieniło w moim zachowaniu, żołądek bez zmian. Powoli zaczynam sobie myśleć " kurwa, tosz to nie działa ", myśl ta utrzymuje się przez długi czas i powoli godzę się że wciśnięto mi jakieś niedziałające gówno. Pogoda nieco się popsuła, chmury zasłoniły prawie całe niebo, zrobiło się trochę zimno.
12.45. Jesteśmy na miejscu, sporo ludzi, w między czasie przeszliśmy się zobaczyć schronisko. Wtedy gdy otwierałem drzwi wleciała na mnie jakaś baba, było ciemno w środku więc trochę się przestraszyłem. W budynku nie było nic ciekawego wiec wyszliśmy na dwór posiedzieć na polance.
13.00. Jesteśmy na pastwisku(? ) trochę położyliśmy się by odpocząć 3 godzinną wędrówkę, efektów 0, totalnie nic, do momentu gdy zauważyłem że jakiś dzieciak uderzył w twarz swojego rówieśnika. W tym momencie wybuchło coś we mnie, naszła mnie ogromna fala złości, miałem ochotę zrobić to samo tamtemu dzieciakowi. Wkurw niesamowity połączony z oburzeniem, tym bardziej że tą sytuacje widział opiekun tamtej kolonii(?) miałem ochotę napi**dolić tamtego dzieciaka wraz z opiekunem. Zresztą oburzył się też jakiś facet który siedział niedaleko i także widział tą sytuacje.
13.15. Natura mnie trochę przycisnęła, więc postanowiłem się przejść do kibelka w schronisku. Byłem troszkę niespokojny, wchodzę do klopa i czytam sobie napisy na drzwiach w stylu" Arka Grynia, wierność, miłość, walka ! ", śmieszy mnie to, sam nie wiem dlaczego, po krótkiej chwili... szok... drzwi się całe wyginają, falują, są jak żywe, nie mogłem uwierzyć że to działa... Z lekkim przerażeniem wychodzę by umyć ręce.. patrze na swoją facjatę i myślę " o kurva...ale mam wielkie gały" Oczy były niesamowite, ogromne jak następnego dnia po dexie. Wychodzę z kibla i zaczynam szukać mojej dziewczyny która czekała na mnie. Wychodzimy ze schroniska.
13.30. Siedzimy sobie na polance oglądając widoczki, gdy założyłem okulary pejzaż gór był jeszcze piękniejszy, ogromny, doskonały, cudowny. Trochę irytował mnie brak pogody(chmury nadal zasłaniały całe niebo). Psychicznie czuje się dobrze,wesoły, banan na gębie, ale jednak jestem troche roztrzęsiony myślą że faza przybiera na sile a czeka mnie jeszcze 8km wędrówki.
13.45. Jesteśmy przy jakiejś kapliczce, pełno tam pingwinów(zakonnice) wraz z dzieciarami. Przyglądając się jednej z nich jakby lepiej zaczynam rozumieć ich wybór, pełno w nich spokoju i opanowania, czasami się uśmiechają. Ich cały wizerunek odbieram jak swojego rodzaju subkulturę, myśl ta wprawia mnie w śmiech, który jest mi ciężko opanować. Dziewczyna trochę przywraca mnie na właściwe tory, gdyż zbudziłem nie małe zamieszanie pośród ludzi(albo tak mi się wydawało)
14.00. Ruszamy drogą do domu. Coraz ciężej mi się chodzi, czuje jakbym miał na szyi zawiązany krawat(nie znoszę tego uczucia), co chwile pije wodę, brzuch mam bardzo gorący, co także potwierdziła moja dziewczyna. Odbija mi się śniadaniowym jogurtem, uczucie to trwa jeszcze z jakieś 5 minut, w czasie których zrobiliśmy sobie malutką przerwę.
14.10. "Nie chcem, ale muszem" to stwierdzenie bardzo dobrze odzwierciedla mój stan, idzie mi się naprawdę ciężko, samopoczucie do tego jakby nieco gorsze, pogoda bez zmian. Najchętniej toi walnąłbym się na jakiejś polance i leżał cały dzień.
14.30. Nieco lepiej się czuje, rozmawiam z dziewczyną na dosyć ciężkie tematy,myśli całkiem lekko się kleją mimo strasznego rozpier*olu w głowie.. dziwne uczucie. idąc drogą, kamienie jakby łączą się ze sobą i tworzą jedną całość.
15.00. Robimy coraz częstsze przerwy. Pije coraz więcej wody, obawiam się że jedna butelka mi nie wystarczy, w głowie coraz większy zamęt. Chce mi się śmiać.. ludzie wyglądali tak zabawnie, mimo tego próbuje się powstrzymywać, smak porannego jogurtu nadal pozostaje.
15.30. Najmocniejsza część całej fazy. Wszystko faluje, żadnych głębszych kolorów nie widzę(moze dlatego ze słońca nie było), pobudzenie fetowe się obudziło. Mimo tego iść mi się nie chce, koordynacja troche płata figle.
15.45. Istny Hardcore, postanowiliśmy dalsze 5km zjechać na wypożyczonych rowerach. Ten zjazd był jednym z najbardziej ekstremalnych momentów w moim życiu, prędkość około 45km/h, wyszło słońce, owiewający wiatr wydawał się być wodą, chłodził, dawał uczucie wolności..coś pięknego.
15.ileś..(?) Zjechaliśmy do końcowego punktu, byłem w takim szoku że ledwo co zlazłem z roweru. Serce biło jak oszalałe, podobno oczy miałem tak wielkie że nie było widać tęczówki, a do tego istna, czysta euforia.
16.30. Jesteśmy w Zakopanym. Podczas jazdy busem włączyłem sobie MP3, leciało Queens of the Stone Age, które pięknie nadawało klimat jadącego pojazdu. Przy zamkniętych oczach żądnych CEV'ów, co ciekawe falowanie obrazu także zanikło.
17.00. W Zakopanym pełno ludzi, poszliśmy do poczty aby wysłać pocztówki. Wtedy był największy wybuch śmiechu, nigdy nie przypuszczałem ze naklejanie znaczków na koperty może być tak zabawne !
17.30. Faza utrzymuje się na poziomie. Poszliśmy coś zjeść, kebab z psa i frytkami smakował wyśmienicie, co ciekawe zamówiłem sobie ostry sos.... wow.. albo ten sos był tak dobry, albo w tamtym momencie odczuwanie tego smaku było nieco inne(bardziej wyraziste)
18.00 - 23.00. Dalszy przebieg fazy nie odbiegał od normy. Fetowe pobudzenie czasami stawało się męczące, bałem się że ze spania wyjdą nici.około 20. pobiegłem sobie 3km do Tesco po arbuza. Podczas oglądania TV kolory były bardzo jaskrawe, jakby kontrast się rozpieprzył. Fizycznie całkiem spoko.. 0 zmęczenia. Około 23 zaaplikowałem sobie 15mg relanium.. HA ! dopiero po 40min. zadziałało( aż dziwne ze tak późno)... no i zasnąłem.
Doc .. doc...doc... całkiem fajna substancja, do tej pory nie wiem co to jest ten "boodyload", nic takiego nie odczułem, może tylko przez chwile gdy pochłaniałem litry mineralki. Myślenie było całkiem czyste i jasne, pewnie dlatego też żadnych konkretniejszych rozkminów nie miałem, pod tym względem faza była dosyć płytka.. Jakbym miał ocenić ją w skali 1 - 10 dałbym 8.
Pozdrawiam wszystkich.
- 11812 odsłon