euforia fraktalami usiana
detale
raporty biegan
euforia fraktalami usiana
podobne
Zażyta substancja: ~16mg 4-ho-met + 150mg moklobemidu (+ mieszanka ziołowa)
Experience: (20 lat) LSD-25; bromo-dragonfly; 2c-b; MDxx; DXM; Szałwia wieszcza; MJ; BZP; amfetamina
S&S: obozowisko w lasku nieopodal granic Torunia; Ja, Astaroth oraz Kogo.
17.20 - Intoksykacja: Ja z Astaroth zażywamy tryptamine oralnie, Kogo postanowił ją powąchać. 30 min wcześniej każdy z nas zażył po 150 moklobemidu. Smak tryptaminy trampkowo-gorzki. Ciężko to było w jamie ustnej przytrzymać ale chwilę się udało.
17.40 - Bodyload (roztrzęsienie mięśni, lekkie nieprzyjemne uczucie w żołądku, pocenie się dłoni, fale zimna, lekki chaos psychiczny) trwa od 5 min. Teraz pojawiają się pierwsze efekty wizualne.
17.50 – Efekty wizualne są już bardzo wyraźnie. Koc leżący na trawie zaczyna wyraźnie falować, jego kwadratowe wzorki zamieniają się we fraktale. Chmury nabierają ciekawych kształtów, a liście na drzewach jakby się zwijają i rozwijają na nowo. Efekty bodyloadu już mijają. Pojawia się pierwsze fala euforii. Spoglądam na towarzyszy, leżących na kocyku, który zaczyna ich pochłaniać. Ich twarze promieniują szczęściem, udziela mi się to uczucie i postanawiam włączyć muzykę…
18.00 – Vibrasphere nadaje podróży całkiem inny wymiar. Każdy dźwięk przeszywa moje ciało, coraz bardziej mnie euforyzując. Nie potrafię usiedzieć w miejscu. Coraz trudniej jest dogadać się z towarzyszami, wszyscy jednak wspaniale rozumiemy się bez słów. Wizuale nadal nabierają na mocy, zaczynają się wariacje kolorami, czasami jest lekkie „zatrzęsienie obrazu” (podobnie jak przy MDMA ale mniej intensywnie). Euforia jest po prostu kosmiczna, zalewa mnie taką falą, że kładę się na ziemie płacząc ze śmiechu. Po chwili wstaje i zauważam, że moi kompani również zalali się łzami szczęścia.
Dzielimy się wzajemnie szczęściem drogą gestów i prostych słów. Nagle fala odpływa i wraca możliwość składania bardzo złożonych zdań. Po kilkunastu sekundach fala jednak wraca i porywa ze zdwojoną siłą.
18.20 – Chodzę w okół drzew wymachując niewielkim patyczkiem. Sprawia mi to niezwykłą radość. W tle wciąż Vibrasphere, a moje ciało czasami się porusza zgodnie z płynącymi w eterze dźwiękami. Spoglądam na chmury, które przybierają fraktalne, a czasem owadzie kształty do tego lekko zmieniając ubarwienie. Towarzysz Kogo po chwili wstaje z koca i dołącza do mnie. Chwyciłem drgające kule qi-gong i potrząsałem nimi w celu wydania dźwięku tuż za głową Kogo. Po chwili zmiana, z każdym dźwiękiem to co widzę wykrzywia się i mieni kolorami.
18.40 – Pomyślałem, że czas pobawić się chwile CEVami. Kogo daje mi odtwarzacz mp3 ze słuchawkami, z muzyką, której wcześniej nie słyszałem. Kładę się, on wciska PLAY i wtedy… na ciele poczułem serie nieprzemijających przyjemnych dreszczy, na twarzy ogromny uśmiech, a przy zamkniętych oczach wycieczka przez morze fraktali… Były to o wiele intensywniejsze CEVy od tych, które dotąd miałem okazję oglądać.
19.00 – Pojawia się nasz wspólny znajomy zwany Gąsiorem. Wyposażony jest on w pojazd mechaniczny zwany rowerem. Pierwszy rusza Kogo, widząc jego ogromny uśmiech wsiadam na rower i ruszam na wycieczkę wokół obozowiska i drzew. Poczułem się zrośnięty z rowerem, a jazda przypomniała mi czasy dzieciństwa, nawet wtedy nie sprawiało mi to tyle radości. Efekty wciąż pojawiają się falami, Kogo stwierdza, że to główna różnica między Mahometem a grzybami. Teraz mieliśmy chwilę czasu na ogarnięcie się, przemyślenia i zabawę bo za chwilę Gąsior miał zabrać nas na pieszą wycieczkę.
19.30 – Jakoś zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Zajadaliśmy po jabłku, które smakowało dość dziwnie ale bardzo soczyście. Ktoś powiedział:
- Widzicie w tym jabłku, ile tu jest twarzy?
- Gąsior musisz się postarać z tą wycieczką, bo my tu mamy tripa w jabłku!
Droga prowadziła w stronę zachodu Słońca. Przepięknego zachodu Słońca. Idąc za naszym przewodnikiem spostrzegłem, że kępki trawy rosnące na drodze przypominają włochate zwierzątka. Odwracam się do towarzyszy by im to powiedzieć, a oni rozmawiają.. właśnie o tych zwierzątkach! Niesamowite jaka ponadcielesna więź tworzy się między osobami tripującymi wspólnie na psychodelikach. Euforia jest nadal spora ale już ewidentnie mniejsza niż godzinę temu. Stwierdzam, że peak już przeminął.19.50 – Dotarliśmy na miejsce. Czyli „garaż dla pociągów” oraz „rozdzielnię torów”. Miejsce miało silny klimat industrialny. Szliśmy po skarpie, a na dole spostrzegliśmy opuszczoną bardzo starą lokomotywę. Połowa ekipy chciała iść, a połowa nie i wyniknął straszny chaos. To był ostatni moment tego tripu, w którym miałem momenty nieogaru. Zdecydowaliśmy jednak nie iść, wypaliliśmy tylko papierosa, co przez cały trip było bardzo przyjemne, Gąsior wypił piwo i zaczęliśmy wracać na obozowisko. Po drodze zrobiło się ciemno i porosty stały się jak fosforyzujące hatifnaty. W głowie pojawiły się spokojne przemyślenia.
20.45 – Zapaliliśmy mieszankę ziołową ze smartszopu. Przywróciło to nieco efekty wizualne tryptaminy. Ogólnie zadziałała „bardzo na wesoło”.
Podsumowanie
W tym trip raporcie pominąłem wiele opisów przemyśleń i odczuć bo są one bardzo osobiste. Wszystkie jednak miały pozytywne nastawienie. Ogólnie tryptamina bardzo ciekawa, motywująca, praktycznie bez zejścia. Mahomet wpadnie do mnie jeszcze nie raz.
- 13894 odsłony