do piekła i z powrotem
detale
raporty szyderca
do piekła i z powrotem
podobne
Piszę to teraz, dzień po wydarzeniach z 22.12.2012r., póki pamięć z tamtej feralnej nocy jest świeża. Tak, był to mój osobisty, spóźniony koniec świata.
14:00 - "Nieoczekiwany zwrot akcji."
Miało być nas czterech, jednak w ostatniej chwili dwóch znajomych z nieznanych mi powodów zrezygnowało. Na domiar złego okazało się, że nie mamy również miejscówki. Mówię do S. - Nieważne, i tak zamierzam się dobrze bawić. - Skoro zostało nam trochę więcej substancji postanowiliśmy wziąć podwójną dawkę. Szykujemy po około 45mg~ 4-HO-MET'a. (Patrząc na to teraz, myślę, że jednak mogłem wziąć przypadkowo trochę więcej).
Na dworze panował przenikliwy mróz toteż ustaliliśmy, że pójdziemy ogrzać się w galerii. W drodze zaczęły dawać o sobie znać pierwsze efekty. Obraz zyskał głebię, kolory stały się intensywniejsze, a kontury bardziej wyraziste. Jakby do faktury powierzchni dodano nowy wymiar.
Dystans zdawał nam się wydłużać, a każda uliczka była unikatowa i jedyna w swoim rodzaju. Patrzyłem na krzątających się tu i ówdzie ludzi, zmierzających gdzieś w nieznane. Wydawało mi się to wtedy bardzo zabawne.
W międzyczasie naszym oczom ukazał się LIDL, uznałem, że może to być ciekawe doświadczenie. Wszedliśmy do środka. Masa ludzi, pełno nieznajomych twarzy. Każdy wydaje się być czymś zaabsorbowany. Zobaczyłem lustro i mimowolnie się w nim obejżałem. Wtedy po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać czy wyglądamy podejżanie. Szybko odrzuciłem tą wątpliwość. Hałas w środku narastał, zrobiło się za ciasno. Musiałem wyjść.
Efekty nasilały się coraz bardziej, a wiedziałem, że to dopiero początek. Postanowiłem kupić w aptece coś na uspokojenie w razie, gdyby jednak było za mocno. Już miałem wchodzić, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie zachowujemy się już całkiem normalnie. Porzuciłem więc ten zamiar mając nadzieję, że jednak ogarniemy sytuację.
S. zakomunikował potrzebę skorzystania z ubikacji. Pobliski pub ozdobiony świątecznymi dekoracjami bił od siebie miłą atmosterą. Zamówiłem piwo i usiadłem w samym rogu. Muzyka zmieniała prędkość, jak zepsuta płyta gramofonowa. Obok mnie cała niemiecka rodzina jadła obiad. Nie rozumiałem ani jednego słowa, jadnak wydawało mi się, że mówią o mnie. Zdawałem sobie sprawę, że to niedorzeczne, jednak te ich podejżliwe spojrzenia budziły we mnie niepokój. Byłem obcy, nieproszony. Ledwo S. usiadł do stolika, wyszedłem sam.
Mróz dziabnął mnie jak nożem. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, przyszedł mi do głowy tylko jeden pomysł. Muzyka. Włączam odtwarzacz, Pink Floyd, Dark Side of the Moon, Speak To Me/Breathe - No to dawaj. - Mówię. Idąc przed siebie, nie zauważyłem nawet, kiedy utwór się skończył. Nostalgiczne dźwięki ukoiły mnie na chwilę. Doszło do mnie, że S. jest teraz całkiem sam w pubie, nie mogłem go tak zostawić.
Wróciłem się i czym prędzej postanowiłem go stamtąd zabrać. Znowu poczułem na sobie nieprzyjemne spojżenia. - Idziemy do pizzeri, nic dzisiaj nie jadłem. - informuję. S. się zgadza.
15:30~ - "W potrzasku"
[Pragnę przeprosić w tym miejscu pracowników pizzeri Monte Negro, jeżeli to czytają. Pewnie mieli z nas niezły ubaw, no dobra może tylko ze mnie :D]
W tym miejscu sytuacja zaczyna się dramatycznie komplikować, czuję iż powoli docieram do peak'u. Siadamy, kelnerka przynosi menu. Rozmawiamy z S. na rózne tematy. Kiedy przychodzi z powrotem prosząc o zamówienie, zrozumiałem, że jeszcze nie zdąrzyliśmy nic wybrać. Zmieszany, proszę ją, aby coś zaproponowała. Nie miałem wcale ochoty na zupę. - Zjadłbym jednak pizzę - Oznajmiam. Rzucam okiem na menu, zupełnie nic mi te nazwy nie mówią, jakbym zatracił zdolność rozumienia pisma. Celuję palcem na pierwszą lepszą pozycję - tą poproszę. Kelnerka patrzy się na mnie pobłażliwym wzrokiem - to będzie Margerita, dużą czy małą?
Podczas czekania, myśli stają się coraz bardziej splątane, niemożliwe do wyprostowania. Czuję jedność, brak granic między zewnętrznym światem a wewnętrznym. Wszystko staje się częścią mnie. Każde zachowanie, gest, spojżenie ludzi dookoła jest dla mnie częstokroć bardziej sugestywne. Bezproblemowo odczytuję ich motywy, które jednocześnie wydają mi się błahe i sztuczne, jak bym grał w pieprzonym teatrzyku. Powoli tracę kontrolę nad doświadczeniem.
Stolik obok nas siedzą dwie ładne dziewczyny ukryte częściowo za kontuarem. Nawiązujemy kontakt wzrokowy. Od razu rozpoznaję, że bawią się ze mną. "No nie, znowu ze mną igrają, tylko mi się to zdarza, to prowokacja, tylko czekają, aby mnie zranić." Chowają się całkowicie za drewnianą zasłoną, robąc sobie tzw. słit focie. Ha, przejrzałem was, to wszystko na pokaz.
W międzyczasie przyszła pizza. S. pałaszuje ze smakiem, ja natomiast nie mogę zmusić się nawet do podniesienia ręki. Poruszanie się sprawia mi znaczną trudność. Co chwilę odpływam myślami gdzieś daleko. W końcu biorę kawałek i staram się zmielić go w ustach. Czuję dokładnie każdy pogryziony kęs i drobinkę jak przechodzi mi przez gardło. Nie mogę, straciłem apetyt. S. mówi, że wyglądam jak debil i mam się opanować. Zdałem sobie sprawię, że faktycznie siedzę w dziwnej pozycji wygięty w pół nad stołem, a palce mam umazane z tłuszczu. Dziewczyny odchodzą. Mam przeczucie, że po prostu straciły mną zainteresowanie. Wręcz czuję ich żal do mnie.
S. znowu idzie do ubikacji. Zostałem sam. Natłok bodźców naprawdę zaczyna mi dokłuczać, powoli mam dość. Postanawiam wyjść. Nie zauważyłem nawet, że przecież nie zapłaciliśmy. Kelnerka mnie zatrzymuje. - Musi pan uregulować rachunek. - Nalega stanowczo. "Przecież ja nie mam pieniędzy! Co robić?! Co robić?!". Patrzę na nią taki zmieszany, nie mam pojęcia co czynić. Wyobraźcie sobie jak miałem jej powiedzieć, że w tej chwili to zadanie mnie "lekko" przerasta? - Zaraz wrócę. - Wykrztuszam ostatkiem. Wyszedłem do toalety. Sprawdzam swój portfel, pusto. Wołam do S. - Daj mi kasę, muszę zapłacić. - Wyglądasz jak debil, masz tutaj i zapłać. Jaki debil, ogarnij się. - Odpowiedzał szyderczo podając mi portfel. Trzymam w rękach jego i mój i zaczynam się zastanawiać, co mam z tym zrobić i jak się z tego korzysta. Drzwi do WC były otwarte na oścież totaż co chwilę jakiś ciekawski zaglądał. "Patrzą na Ciebie, ONI coś wiedzą. Tylko czekają, aby Cię ośmieszyć." (Wszystkie myśli w tej fazie tripu były bardziej odczuciami rozumianymi intuicyjnie). Wpatruję się w swoje odbicie w lustrze, przekonuję siebie, że musze sobie jakoś poradzić. Zaczynały mną owładać szaleńcze wizje. Substancja przejmowała pałeczkę. Przemyłem twarz wodą. S. wychodzi z ubikacji. Już na niego nie czekam wychodzę szybkim krokiem, nie mogę tego wytrzymać.
16:00~ - "Osaczony"
Na dworze widocznie się ściemniło. Ozdoby świąteczne rozświetliły ulice. Postanawiamy pojść na rynek. Usiedliśmy na ławce, a S. właczył film na przenośnym odtwarzaczu. Pooglądałem chwilę, ale nie mogłem się skupić. Ci wszyscy ludzie dookoła mnie po prostu prześladowali. Drwili ze mnie, chcieli mnie zaatakować nie miałem co do tego wątpliwości, czułem się osaczony. Położyłem się na ławce. Chciałem zasnąć, zapomnieć, aby to wszystko się już skończyło. - Co ty robisz debilu, wstawaj jesteśmy na środku rynku. - Zakpił ze mnie S. Czułem jego pogardę w oczach. Przerażenie malowało się coraz wyraźniej w mojej głowie.
Wtem wstałem i poszedłem. Zostawiłem S. daleko w tyle. Szedłem coraz szybciej, chciałem uciec. Daleko stąd, jak najdalej, byleby to się już skończyło. Samochody nagle przyspieszały, mijały mnie z dziką agresją i zawrotną szybkością, bałem się, że mnie przejadą. Uzmysłowiłem sobie, że tak naprawdę ten okruty świat jest prawdziwy, a tamten sprzed fazy jest tylko życzliwym kłamstwem, oszustwem. Musi tak być, tutaj wszystko jest wyraźniejsze, realniejsze. Szedłem, szedłem, szedłem. Znalazłem w tym sposób na ukojenie. Naszła mnie myśl, że Forrest Gump wpadł na to samo i że będę szedł tak jak on bez końca. Wszystko jest dobre, jeśli nie można uciec od doświadczania. Dzwoni do mnie S. - Gdzie ty jesteś debilu? - Zwyzywałem go od chujów. Pobiegłem dalej.
Doszedłem aż do lasu na granicy miasta. Chciałem się znaleźć z dala od cywilizacji. Gałęzie drzew wykrzywiały się w groteskowych zygzakach jak w horrorach z minionej epoki. Nie bałem się, ciemność niebyła mi straszna. Chciałem być sam. Brnąłem głęboko w las, co chwila odwracałem się szukając ostatniej widocznej latarni. Chciałem zadzwonić do rodziców, aby mnie stąd zabrali. Nawet jeżeli umiałbym posługiwać telefonem w tej chwili to nie miałem środków na koncie.
Nareszcie cisza. Chwila spokoju. Ściółka emitowała fioletowo-zieloną poświatę. Było mi zimno, tak zimno jak jeszcze nigdy w życiu. Przykucnąłem skulony obejmując rękami kolana. "To wszystko wprowadziło nieodwracalne zmiany, już nigdy nie będę mógł wrócić do rodziny i bliskich. Co ja teraz ze sobą zrobię? Gdzie się podzieję? Jestem całkowicie sam." Myśli te osaczyły mnie tak niespodziewanie, ale wiedziałem, że to prawda. Boże, jak ja bardzo chciałęm znowu prowadzić to moje zwyczajne, nudne życie. Niczego bardziej nie pragnąłem na świecie. Błogosławiona niewiedza.
Chyba popuściłem trochę moczu. Było mi wszystko jedno. Resztę postanowiłem wysikać normalnie. Rozpięcie rozporka nawet tutaj w lesie krępowało mnie, czułem się obserwowany. W końcu się przełamałem, juz mi na niczym nie zależało. Czułem, że nadchodzi moment krytyczny moich nerwów.
Poddałem się, totalnie nie zależało mi już co się stanie. Wracałem drogą, kiedy nadjechał rozpędzony samochód. Postanowiłem się pod niego rzucić. Wziąłem rozbieg, jestem coraz bliżej jezdni. Błysnęły reflektory. Jeszcze tylko kilka kroków...
W ostatnim momencie się zatrzymałem. Kierowca zatrąbił, auto zatoczyło łuk. Nie wiem co mnie wtedy powstrzymało. Być może tak naprawdę wcale nie chciałem umrzeć. A to była ostatnia deska ratunku tonącego ego.
19:00~ - "Nie ma to jak w domu"
Postanowiłem wrócić do S. Za chwilę sam do mnie dzwoni. Umawiamy się gdzie mamy się spotkać. Wracając czułem, że efekty zaczynają słabnąć. Wmawiałem sobie, że jak stanę się trzeźwy, będę musiał żyć w niewiedzy i wszystko to co teraz poznałem przepadnie. Jednak wszystko było lepsze od tego koszmaru. Chciałem zapomnieć.
Zatrzymałęm się na chwilę przy lodowisku, na którym znajdowało się teraz pełno ludzi. Dalej przerażała mnie ich obecność i krzyki, lecz teraz coraz donośniej docierała do mnie myśl, że i tak nie mogę tego kontrolować. Pshhh... puściły hamulce. Jestem otwarty na cierpienie. Nie mogę nic z tym zrobić. Już nie chcę się bronić. Cokolwiek teraz się dzieje akceptuję to. Pomimo, że było mi okropnie zimno, poszedłem dalej z jakąś wewnętrzną lekkością i spełnieniem.
Wszedłem do pubu, S. już na mnie czekał. Usiadłem, wymieniliśmy spojżenia i siedzieliśmy tak nie odzywając się chyba z godzinę. Wiele myślałęm. O tym co się zdarzyło, o tym jak to wpłynie na moje życie, o tym co tam odkryłem.
"Podsumowanie"
Ego czuje się zagrożone, szuka ucieczki. To się dzieje zawsze, nie odczuwamy tego, bo skala jest o wiele mniejsza. Boimy się o naszą przyszłość, więc ego szuka rozwiązania w postaci dobrej szkoły, zawodu. Na co dzień również, kiedy musimy np. załatwić stesującą sprawę. Ego szuka ucieczki na wszystke sposoby. POTRZEBA BEZPIECZEŃSTWA. Najbardziej podstawowa potrzeba człowieka. Na to składa się wiele czynników, schronienie, jedzenie, bycie w "stadzie". Kiedy jednak ego zostaje zapędzone w róg i naprawdę NIE MA już żadnej ucieczki. BOOM. Następuje zrozumienie. Wiesz, że wszystkie te wysiłki są daremne. Nie możemy kontrolować niczego. Dosłownie niczego. Zrozumienie to przynosi ulgę. Rezygnacja, poddanie się z własnej woli, ponieważ wiesz, że to jedyna właściwa opcja. Nie jest to wcale tchórzostwem ani obojętnością. Powiedziałbym raczej, że trzeba wykazać się wielką odwagą, aby stać się prawdziwie bezbronnym.
Idąc na dworzec kojelowy, cieszyłem się każdą chwilą i byłem wdzięczny, że żyję. Od dawna nie czułem się taki żywy. Od dzieciństwa. Krzyczałem na głos "Hej ludziska! Kocham życie!".
Dzisiaj, pisząc ten raport, chociaż czuję się sponiewierany i mam "doła" cieszę się, że odzyskałem tą dziecięcą radość życia.
Zawsze chciałem mieć gitarę. O tak i będę na niej grał.
- 17667 odsłon
Odpowiedzi
Fantastyczne
Fantastyczne, mimo, że to bad trip... Czyta się niczym książkę. Jedyny minus to taki, że krótkie. Zjarana miałam kiedyś podobne schizy, o nieco mniejszym natężeniu i pobiegły w końcu w inną stronę. Ale wyobrażam sobie, jak się czułeś.
Natomiast to, że niemal wylądowałeś pod autem, to jest przerażające.
jeśli ktoś chce, znajdzie sposób. jeśli ktoś nie chce, znajdzie powód.
Musiało się tak skończyć
Głupotą było branie takiej dawki w niepewnym s&s. To musiało się tak skończyć :)
Witamy po tej "drugiej"
Witamy po tej "drugiej" stronie ;D Ty już wiesz jak to jest "zrozumiec" ;;D
Sam za kilka tygodni wezmę się za tę substancję, już się nie mogę doczekać XD