długa koszmarna noc z benzydaminą
detale
raporty kremik700
długa koszmarna noc z benzydaminą
podobne
Piszę ten raport następnego dnia na zjeździe. Od razu powiem, że dół jest przeokropny w porównaniu do tego, co brałem wcześniej, wrócę do tego wątku pod koniec tra. Godzin nie piszę, bo gubiłem się w czasie, poza tym przez większość czasu miałem problem z czytaniem i nie widziałem cyfr. Wydarzenia chyba nie są po kolei, bo było tego za dużo. Trwało od ok. 22.20 i skończyło się chwilę przed 8 i zjazd do 13.00.
Umówiłem się z kolegą na cipacza. Pierwszy raz obchodzę się z tym czymś, kolega z resztą też. A jako że miałem wolną chatę, to trzeba było jakoś z tego skorzystać.
Jeszcze przed jego przyjazdem zamontowałem ledy i kolorowe lampki w pokoju, posprzątałem, żeby się o nic nie wywalić. Druga część pokoju została nieoświetlona i syfu to tam było w chuj. Jakoś po 20.30 zaczęliśmy się brać za ekstrakcję. Tak naprawdę to nie mieliśmy nic co potrzebne, więc zrobiliśmy to prowizorycznie. Wysypaliśmy po 3 saszetki do szklanek, wodę odmierzyliśmy dwoma kieliszkami 30 i 40 ml i strzykawką 5ml (75 ml na 3 saszetki). Na 2 kolejne naczynia założyliśmy listek papieru toaletowego jako filtr i przyczepiliśmy ją gumką od maseczki i zaczęliśmy filtrować. O 22.00 skończyliśmy. Wysuszony proch na papierkach zjedliśmy i już po 15 minutach się zaczęło.
Pierwszy efekt to były smugi światła za rękami. Strasznie się klatkowały i zostawał po nich ślad w zmieniających się kolorach. Niesamowite to było. Potem zaczęliśmy łazić po pokoju bez celu. Gdy skończyliśmy "spacer", ja usiadłem na pufie, kolega na moim łóżku. Zacząłem się bawić telefonem. Klikałem w ikony i patrzyłem się na tapetę, miałem z tego dużo satysfakcji. Zaczęły wchodzić haluny, popatrzyłem się na mój kask na krossa i on zaczął śpiewać muzykę, która cały czas grała z wieży. Po chwili obok niego pojawił się demon, miał czerwone gały i kilka ostrych trójkątnych zębów. Miał twarz z czarnego dymu i czarny długi płaszcz. Nic poza tym. Na początku po prostu się patrzył i co jakiś czas mrugał, po 2 minutach zaczął krzyczeć, ale bez żadnego dźwięku, potem zaczął schodzić ze słupa, na którym wisiał i szedł w moją stronę. Dostałem ataku paniki, musiałem szybko znaleźć latarkę. Zaświeciłem w niego i okazał się wiatrakiem. Załamany swoją głupotą zacząłem się śmiać, ale od razu ucichłem, bo ktoś wszedł do domu.
Jak niby mógł tam wejść? Drzwi zamknąłem na klucz (jak się można domyślić, nikt nie wszedł) od tego momentu ktoś niby wchodził tak co 10-30 minut i już nas to nie obchodziło. Stwierdziłem, że dobrym pomysłem byłoby popatrzenie się na rury od kaloryfera. Oj myliłem się i to bardzo. Wyskoczył na mnie robak (nie wiem w sumie co to było, bo przypominało mi długą grubą dżdżownice i jednocześnie paczkę żelków). Odskoczyłem, bo nie udało mi się zabić insekta światłem z latarki. Po tym była chwila ulgi, nic się nie działo. Jakieś tam patrzenie się jak ręce klatkują, telefon zostawiający smugi, generalnie nic ekscytującego. Koniec tego dobrego, wracamy do rzeźni.
Pojawiają się haluny, trochę mocniejsze niż gadający kask czy wściekły robal. Mianowicie po schodach wchodzili ludzie. Każdy zaczął się czymś zajmować. Znikali i pojawiali się. A było ich tak z dwudziestu jakoś. Dwóch skupiło na mnie szczególną uwagę. Pierwszy w czarnym garniturze, cylindrze i trzewikach ze srebrną, dość małą walizką. Rzucił tę walizkę na ziemię, otworzył i się w niej zamknął. Po chwili się z niej teleportował w inne miejsce, wskoczył do śmietnika i już nie wrócił. Kolejną personą był wojskowy, miał długą brodę, łysą głowę i oczywiście mundur wydawał rozkazy robotnikom. Był wściekły, złapaliśmy w końcu kontakt wzrokowy. Wściekł się jeszcze bardziej i zaczął powoli iść w moją stronę. Gdy już wchodził na oświetloną strefę pokoju, zaświeciłem w niego latarką i zniknął. Inni ludzie też zaczęli znikać.
Została jedna fikcyjna osoba. Była to mała dziewczynka. Miała ciemne, niezadbane włosy, biały fartuch i była smutna. Krzyknąłem do niej "wypierdalaj" i pokazałem środkowy palec. Zmieniła pozycję, ale dalej była w pokoju. To się podniosłem i już uciekła. Popatrzyłem się na śmietnik, jakiś graficiarz mi go pomalował, zasmuciło mnie to i skupiłem się na przedłużaczu (nazwałem go "pies", bo czemu nie). Fajnie się na niego patrzyło, ale coś ty, po benzie faza nie może być wyluzowana, przedłużacz zaczął gryźć kable. Musiałem z nim o tym porozmawiać. Zakazałem mu gryźć przewodów, a jak się nie posłucha, to zaświecę w niego latarką i umrze. Posłuchał się i był grzeczny. Pogłaskałem go i wróciłem na swoje stanowisko, czyli na pufę, która wydawała różne dźwięki.
Do pokoju zaczęły wchodzić koty, nie znikały pod wpływem światła i w sumie dobrze, bo fajne były. Miałem na czym skupić uwagę nie panikując. Poszedłem ściszyć lekko muzykę, bo nie podobały się nam głośne dźwięki, z resztą dla tego szeptaliśmy do końca tripa. Ale wracając do tej muzyki, zanim doszedłem do wzmacniacza, coś rozlało się na mojej dłoni, po sekundzie już miałem to na całych ramionach. Zacząłem się drapać, ściągać to, nie miałem nawet jak włączyć latarki, to chyba było najstraszniejsze w tym wszystkim, bo to był jedyny moment, w którym byłem bezradny. Wyjąłem telefon z kieszeni i go wyrzuciłem, wtedy ciecz znikła, ściszyłem muzykę i poszedłem patrzeć się na swoje odbicie w oknie.
Na początku nic. Widzę siebie i pokój, ale potem moje odbicie znikło i pojawił się mój znajomy, potem jakiś prawnik i mówił mi, co mam robić. Nie słuchałem go, zniknął. Pojawił się jakiś stuletni Chińczyk. Stwierdziłem, że mam dość odbić i odszedłem, mając w głowie pytanie. O co chodzi z tym oknem, czemu chcą mi pomóc, ale zapomniałem o tym po chwili.
Nadszedł moment, na który czekałem, czynnością tą było pójście do toalety, pewnie spytajcie: dlaczego? Po drodze mam 2 lustra i jedno w samej toalecie. Poza tym w wielu raportach piszą, że w łazienkach się dzieje najwięcej. Starałem się w te lustra nie patrzeć, zakończyło się niepowodzeniem, bo w pewnym momencie poczułem, że już za długo jestem w toalecie i zauważyłem, że patrzę się w lustro. Otworzyłem drzwi i wróciłem do pokoju. Poczułem czyjąś obecność, rozejrzałem się, nic. Po przemyśleniu kto mógłby tu być, doszedłem do konkluzji, że to moi koledzy ze szkoły, ale ich nie widziałem. Miałem na uwadze, że mogą tu być, ale starałem się to olać.
Potem znowu poszedłem z kolegą do toalety tylko po to, żeby popatrzeć się w lustro. Robiliśmy dziwne miny wbrew własnej woli, przynajmniej ja. Potem oglądałem filmiki na youtubie, które widziałem na wyimaginowanym telewizorze na kominie, ten sam telewizor widziałem w wielu miejscach i za każdym razem przedstawiał inny obraz. Znów spojrzałem na komin, był cały we krwi, ale to się wydawało w sumie normalne, więc to olałem i włączyłem telefon, chwilę się popatrzyłem na tapetę i włączyłem Instagrama.
Przewijam zdjęcia bez większej uwagi, co jakiś czas dawałem serduszko pod niektórymi postami, następnie zauważyłem, że nie mogę przeczytać napisów, były rozmazane, ale i tak przeglądam, bo nic innego mi się nie chciało. Zacząłem patrzeć na drugą mroczną stronę pokoju. Nakrzyczałem na jakiegoś królika, zaświeciłem w półmetrowego fioletowego jeża latarką, bo mnie przerażał. Na ścianie pojawił się karton dość spory, prawie do sufitu, a sufit mam wysoki ok 4m od podłogi, bo pokój znajduje się na poddaszu.
Z owego pudła wyleciało ufo. Otworzyło się i wychodzili z niego kosmici, byli uśmiechnięci i raczej nic nam nie chcieli zrobić, tylko znikali po przejściu niecałego metra. Po tym wszystkim się zmęczyłem. Położyłem się na łóżku, chciałem zamknąć oczy, ale same się otwierały.
A jebać ten odpoczynek i tak mam sporo energii. Wykorzystuję ją do badania tej mistycznej ciemnej krainy. Tym razem było tam mieszkanie, było bardzo stare, jakby z epoki renesansu. Fotele wysadzane złotem, czerwone dywany ze wzorkami i sporo innych ozdób. Na jednym fotelu siedziała kobieta, nie umiem ustalić wieku, wzrostu, nic, ciągle się zmieniała, raz wyglądała na 20 lat, a zaraz potem na 80. Wiem tylko, że miała suknie. Nie ruszała się, wyglądała, jakby była martwa. Nie chciałem na to patrzeć. Zaświeciłem latarką i było po wszystkim.
Poszliśmy zwiedzać dom. Zeszliśmy na dół, weszliśmy do kuchni, z dachu kapał niewidzialny deszcz, ale czułem, jak spada mi na ręce. Postój w kuchni zakończony. Idziemy do salonu. Długo próbowaliśmy tam wejść, bo się baliśmy. Ubzduraliśmy sobie, że ktoś siedzi tam na kanapie i ogląda wiadomości na telewizorze. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu sprawdzać, ale przypomniałem sobie, że w salonie nie ma telewizora, więc na pewno to jest halun. Energicznie otworzyłem drzwi. A tam ciemno i nic nie ma. Pośmialiśmy się chwilę do momentu, aż ktoś pojawił się za oknem.
Bez namysłu uciekliśmy do pokoju. Siedzimy w bezruchu, po chwili strach się skończył. Włączyłem telefon, teraz już umiałem czytać. Sprawdziłem godzinę. Było coś koło piątej, czas leciał strasznie wolno. Cała ta paranoja zaczynała się kończyć. Do świtu miałem tylko jedną halucynację. Pod ścianą pojawiła się krwawa Mary. Zaczęła podnosić ręce. Odwróciłem wzrok i tyle ją widziałem. Została już tylko dezorientacja, lekki strach, że coś się zaraz stanie, ale najbardziej upierdliwe było to, że oczy mi latały prawo lewo, góra dół.
O 7.40 wstałem z łóżka. Byłem niesamowicie zmęczony. W sumie to nie dziwne, bo całą noc nie spałem. Zrobiłem sobie kawę, żeby jakoś funkcjonować. Włączyłem lekcje na telefonie. Nie chciało mi się na nich być. Całe szczęście, że dziś są tylko trzy lekcje.
Mówiłem tylko, że jestem i odkładałem telefon. W głowie miałem tyle, aby się zjazd skończył, bo miałem dość, ale i tak udało mi się napisać pół raportu na zejściu. Druga połowa już na trzeźwo
Podsumowując
Ciekawe przeżycie, tyle adrenaliny i strachu nie odczułem od dawna. Nie polecam ludziom o słabej psychice i lepiej nie robić tego samemu. Ja sam bym tego nigdy nie powtórzył, umarłbym ze strachu.
- 7335 odsłon
Odpowiedzi
Raporty z cipacza nigdy mnie
Raporty z cipacza nigdy mnie nie zawodzą. Ale musisz mieć banie błyskotliwą.
fuck them and their law