czy tak wygląda śmierć?
detale
raporty bagno
czy tak wygląda śmierć?
podobne
Dzień wcześniej razem z M. zaplanowaliśmy tą podróż, niestety (jak zobaczycie później) nie wszystko poszło po naszej myśli...
Wyruszyliśmy więc do apteki koło 15:00, pod pretekstem pojechania do maka. Zrobiliśmy zakupy i udaliśmy się w jakieś spokojne miejsce niedaleko mojego domu. Koło 16:00 już zjedliśmy po 2 opakowania Dexacaps. Chwilę jeszcze tam zostaliśmy, a następnie poszliśmy do mnie.
Jak dotarliśmy (koło 16:20) zaczęły się już pierwsze, delikatne efekty. Zaczęliśmy oglądać jakieś pierdoły na YouTube'ie, w sumie nie wiem przez ile.
W pewnym momencie matka mnie zawołała, żebym przyniosła jej klucze, które od niej pożyczyłam. Gdy wstałam, poczułam już porządny efekt, ledwo chodziłam. Wzięłam te klucze i zaczęłam iść, M. poszedł ze mną, ale był w słabszym stanie niż ja. Najgorszą przeszkodą były schody, ale stwierdziłam, że i tak pójdę, bo to by było podejrzane, jakbym została na górze. Jak miałam wejść z powrotem na górę, wywaliłam się, praktycznie nic nie poczułam, ale się zaśmiałam. M. był przerażony, a matka zaczęła wypytywać, czy coś piłam i kazała mi chuchnąć. Zrobiłam tak i gdy miałam znowu wejść na górę, sytuacja się powtórzyła. Rodzicielka zaczęła mnie bardzo wypytywać i się przyznałam do tabletek na kaszel.
Wtedy się zaczęło. Robiła wszystko, żebym zwymiotowała, ale nie mogłam, dawała mi wodę z solą i dalej nic, mimo że wypiłam tego z 3-4 kubki. Nie wiem ile czasu minęło, bo byłam już w takim stanie, że ledwo wiedziałam, co się dzieje. Co chwilę zapominałam, czemu siedzę przy kiblu i jej pytałam o to. Po niedługim czasie, oznajmiła mi, że niedługo będzie tu karetka. Jak to do mnie dotarło, popadłam w panikę. Myślałam, że umieram, że przedawkowałam. Czułam, że jeszcze tego wieczoru moje życie się skończy, a matka mnie w tym utwierdzała. W tym czasie M. siedział u mnie w pokoju i udawał trzeźwego.
Po jakimś czasie przyjechali ratownicy, rodzicielka odpowiadała na wszystkie ich pytania, zbadali mnie i zaprowadzili do karetki. Jak już się pogodziłam z tą myślą (mimo, że na trzeźwo bardzo boję się szpitali i nienawidzę ich atmosfery) to zaczęłam mieć bardzo dobry humor i wewnętrznie się śmiać z całej sytuacji, dosłownie wszystko w tej karetce mnie śmieszyło, ale nie mogłam tego pokazywać.
Jakoś po godzinie dojechaliśmy, kazali mi się przesiąść na wózek (bo nie mogłam chodzić) i zawieźli mnie do jakiegoś lekarza. On zaś mnie zbadał, pytał jaka jest sytuacja i jakoś koło 23:30 byłam już w swoim szpitalnym pokoju z kroplówką i matką. Nie docierało do mnie co się dzieje, ale było śmiesznie.
Rano odpięli mi kroplówkę i dowiedziałam się, że będę tu do jakiejś 18:00. Czas mi strasznie wolno leciał, ale zostałam odwiedzona i nie było źle. Wieczorem mnie wypuścili i wróciłam do domu.
Podsumowując, to było za równo śmieszne jak i okropne przeżycie. Ale nauczyło mnie to większej ostrożności i dokładniejszego przemyślenia okoliczności tripu. Mam nadzieję, że nikt już nie popełni takiego błędu, a szczególnie ja, bo moja matka by tego nie przeżyła.
- 6704 odsłony