acodin po pijaku - jak "zepsułem" sobie tripa i cały kolejny dzień
detale
1000 ml 14% wina
1000 ml 6% piwa
- miejscówka to mój pokój, jedyne źródło światła to ekran laptopa
raporty robin cegla
acodin po pijaku - jak "zepsułem" sobie tripa i cały kolejny dzień
podobne
Piątkowe wyjście ze znajomymi dobiega końca. Dosyć pijany idę w kierunku domu, jest nieznośnie zimno i w dodatku leje deszcz. Nagle do głowy wpada mi genialny pomysł - zahaczę o całodobową aptekę i sobie polatam - pomyślałem. Tak też zrobiłem, w nocnym kupiłem jeszcze 2 litrowy sok grejpfrutowy i całkiem przemoczony wróciłem do domu. Na klatce schodowej przytulam grzejnik aby odzyskać czucie w palcach, połykam pięć tabletek i zapijam kilkoma dużymi łykami soku. Po wejściu do domu wycieram włosy i wypijam jeszcze dwie szklanki soku. Troszkę przetrzeźwiałem na tym zimnie. Na spokojnie szykuję sobie stolik z sokiem, wodą i miską w razie nudności. Odpalam komputer. Minęło jakieś dwadzieścia minut, łykam kolejne pięć tabletek. Spożyty alkohol daje o sobie znać, zaczyna mnie suszyć. Wypijam jeszcze szklankę soku i popełniam błąd - zjadam następne piętnaście tabletek w odstępie kilku minut. Dopadają mnie straszne nudności. Przez kilkanaście minut walczę żeby nie zwymiotować, szkoda by było zmarnować tyle acodinu :) W końcu nudności minęły i obeszło się bez rzygania. Mam jeszcze pięć, jednak robię sobie przerwę bo mnie cofa na samą myśl. Po jakiejś godzinie od spożycia pierwszej partii powoli zaczyna się faza. Kręci mi się głowie. Nagle na korytarzu słyszę kroki i do mojego pokoju wchodzi zaspana mama (k..., zapomniałem zamknąć) i pyta czy to ja szarpałem za klamkę od drzwi wejściowych. Przytakuję - sprawdzałem czy zamknąłem. Staram się mówić bardzo poprawnie i mam wrażenie że nie mówię tego swoim głosem, a sposób składania zdań mam charakterystyczny dla mojego kolegi. Zaspana mama gasi światło i idzie spać. Chyba się nie zorientowała? Czy mówiłem normalnie? Gdyby weszła dziesięć minut później, było by całkiem zabawnie. Albo i nie. Zamykam drzwi od pokoju i łykam ostatnie pięć tabletek.
Przez ostatnie kilkanaście minut względnej trzeźwości gram w grę i gadam z kumplem przez fb. Szybko zakończyłem rozmowę gdy napisanie "spoko" zajęło mi jakieś pięć 5 minut i kilkanaście poprawek. Wybałuszonymi do granic możliwości oczami patrzę w klawiaturę i nie mogę trafić w klawisze. Wyłączam przeglądarkę i wracam do gry. W wirtualnym świecie przeszedłem kilkanaście metrów, przejrzałem pocztę i wyleciałem w kosmos. A raczej zostałem w niego wystrzelony z wielką siłą. Jestem jakimś ogromnym, dwunożnym, niebieskim, osiodłanym dinozaurem i poruszam się po świecie gry. Przed sobą mam rozmowę wideo ze znajomym z wcześniejszej rozmowy, jest z naszą wspólną koleżanką. Śmieją się ze mnie, że jestem dinozaurem. Na zmianę widzę świat gry i rozmowę wideo, a moje ciało i laptopa. Nie przejmuję się tym i przekręcam się na bok, a jako dinozaur układam do snu pod jakąś skałą. Czy ja z nimi naprawdę prowadziłem rozmowę wideo? Nie... przecież mam wyłączoną kamerę. Włączam panel sterowania i zapominam, że miałem sprawdzić, czy moja kamera jest rzeczywiście wyłączona. Tępo patrzę się po panelu, jakbym widział go pierwszy raz w życiu. Czuję charakterystyczny chemiczny zapach i smak w zaschniętych ustach. Z wielkim trudem podnoszę się do pozycji siedzącej i sięgam po sok. Biorę kilka łyków i znowu mam nudności. Na moim łóżku, ale jednocześnie nade mną siedzi dwóch moich znajomych i wesoło konwersują. Po drugiej stronie stolika siedzą dwie nieznane mi dziewczyny, które również wesoło rozmawiają i patrzą się na mnie, jakby się ze mnie śmiały. Kiedy ja wróciłem do domu? Nie obudziłem rodziców? O k..., przecież przed chwilą gadałem z mamą. W jakim byłem stanie, czy mówiłem normalnie? Czy to w ogóle było dzisiaj? Nie pamiętam... nieważne. Właśnie! Miałem sprawdzić kamerę. Wyłączona. Czyli nie rozmawiałem z nimi przez wideo. Co oni wszyscy tu robią? Nie wiem, ale w sumie to fajnie, że przyszli. Przyjemnie sobie posłuchać jak rozmawiają, przynajmniej sam nie siedzę. Ale przecież siedzę sam, nie? Rozglądam się po pokoju. No jestem sam, uff, co za ulga. Czy jednak nie jestem? W kącie pokoju siedzą dwie dziewczyny i się ze mnie śmieją. Zirytowałem się, wstaję, zapalam światło i syszę przez zęby żeby wszyscy sobie poszli. Kręce się po pokoju z trudem się poruszając. Dziewczyny zza stolika to dwie roślinki, a z kąta to sterta poduszek. Hmm... coś mi tu nie pasuje. Skoro ich tu nie ma, dlaczego nadal słyszę ich rozmowy? Próbuję się wsłuchać, ale nie rozumiem ani słowa. Po co ja w ogóle wstawałem? Czy ja coś mówiłem? Miałem chyba jakiś dziwny głos. Mówię znowu, że wszyscy mają wyjść, tym razem wsłuchując się w swój głos. Jest iście szatański, syszący i złowrogi szept. Zajebiście - myślę sobie. Idę do toalety. Trzymając się wszystkiego, czego dało się złapać, doczłapuję się do toalety, ale nie jestem w stanie schylić się po klapę od muszli. Oddaję mocz do umywalki, przyglądając się swojej twarzy w lustrze. Jestem potwornie obrzydliwy. Co za ryj, ja nie mogę. Moje oczy są tak wybałuszone, że zaraz chyba wyskoczą z oczodołów, a mój oddech jest powolny i świszczący. Wracam do pokoju i wyczerpany kładę się na łóżku. Mogłem sobie odpuścić dzisiaj i polatać bez alkoholu, myślę. Odpalam muzykę i czekam na moją ulubioną część fazy - fruwanie po innych wymiarach przy zamkniętych oczach. Jednak nic się nie dzieje. Czuję lekkie falowanie i obecność conajmniej kilkunastu osób w pokoju. Przestałem istnieć. Nie wiem kim jestem ani kim byłem. Po kolei wcielam się w tożsamości znajomych wesoło gawędzących gdzieś tutaj - nie potrafię opisać gdzie, w końcu nie istnieję. Otwieram oczy. Mam wrażenie, że leżę poniżej poziomu podłogi i całe moje ciało ma jakieś pięć centymetrów. Mój pokój ma siedem kilometrów. Nie wiem jak to zmierzyłem, tyle ma. Wracam do normalnych rozmiarów i moje łóżko powolutku odjeżdża w tył i dół, przyjemnie podskakując w rytm "Never Seen Such Good Things" D. Banharta. Zataczam koło wokół czasoprzestrzeni (jednak bez żadnych efektów wizualnych) i wracam przed laptopa. Muszę założyć słuchawki, bo jak muzyka leci z głośników to zostaje w miejscu i w miarę oddalania się cichnie, a w słuchawkach leci ze mną. Gdzie są moje słuchawki? Jakie słuchaki, po co mi słuchawki? Dlaczego nic nie widzę podczas lotu? Mogłem nie pić... Gratiwacja obraca się tak, że łóżko jest nade mną, a ja leżąc na plecach, zwisam nad wielką, czerwoną pustką. To krew w moich powiekach, jednak nabrała przestrzeni. No gdzie są te halucynacje? Łóżko zaczyna powoli latać po okręgu, tak że ja jestem wewnątrz. Potem zakręca i z końcem utworu wracam przed laptopa. No tak, miałem założyć słuchawki. Ale gdzie one mogą być? No tak, pożyczyłem je dziewczynie. Komu? To ja mam dziewczynę? Cooo? Jak to? Lepiej poszukam słuchawek. Zwlekam się z łóżka i po omacku wkładam rękę w szufladę, za pierwszym razem wyciągając słuchawki, ale do telefonu. Podłączone do komputera nie odtwarzają wokalu i basu, jak nie trzyma się jakiegoś przycisku na nich. Próbuję trzymać ten przycisk, jednak przez koncentrowanie się na tym nie mogę nigdzie odlecieć. Znowu się ze mnie śmieją. Boże, ale jestem ućpany. Nigdy nie byłem tak up...ony, myślę. Nie dziwne, że mają ze mnie ubaw. Zdenerwowany idę do włącznika światła, zapalam je i mówię, że koniec imprezy, wszyscy wynocha. No ale przecież jestem sam, no tak... Gaszę światło i wracam do łóżka. Przy kolejnych lotach mam leciutkie halucynacje, jednak są bardzo, bardzo ciemne. Zapalenie lampki nie rozjaśnia ich, a całkowicie eliminuje. Na pewno jestem sam? Przecież tu siedzi conajmniej dziesięć osób. Rozglądam się po pokoju, jestem sam. Dobrze. Eh, mogłem nie pić. Dobra, skończcie już gadać bo idę spać. Kto ma skończyć gadać? Przecież tu nikogo nie ma. Jak to nie? Słyszę kilka osób. Dobra, dobra, róbcie co chcecie - ja idę spać. No tak... przecież na dxm nie ma opcji żeby usnąć. To może jeszcze spróbuję lotów. Zamykam oczy. Stoję w jakimś ciemnym, zatłoczonym korytarzu, gdzie szybkim krokiem przechodzą dziesiątki ludzi, których twarzy nie da się zobaczyć. Czy ja umarłem? Jeśli tak wygląda śmierć, to nawet spoko. Mam nadzieję, że po śmierci nie kończy się świadomość, bo jak tak... to słabo. Ciekawe, jak to wygląda. Bo jeśli tak, to może być. Będę sobie obserwował ludzi, ważne, żeby zachować samoświadomość, a nie tak po prostu przestać istnieć. To by było bez sensu... dobra. Faza powoli się kończy, przechodzę na etap czegoś, co można nazwać po części świadomym snem, jednak jest to taki "edytor świata", gdzie nic się nie dzieje i mogę dowolnie zmieniać każdy szczegół. Lubię ten etap, jednak jest strasznie ciemno i niewyraźnie, nie mogę nic rozjaśnić. Szkoda, to pewnie przez tyle alkoholu, następnym razem "no alko". Kreuję jakieś dziewczyny, na którę mam ochotę, jednak gdy podchodzę do którejkolwiek, ich twarze deformują się w straszliwy sposób. Nie, już od kilku godzin próbuje ci się wkręcić bad trip, jednak jesteś na to za dobry. Nie będziesz miał bad tripa. Ostatnia próba, kreuję koleżankę, która zawsze mi się podobała, podchodzę do niej, odwraca się do mnie i jej twarz przemienia się w obrzydliwego stwora. Dobra, odpuszczę sobie.
Faza już jest na tyle słaba, że nie widzę nic ciekawego. Zaczyna boleć mnie głowa i strasznie burczy oraz przelewa mi się w brzuchu. W ustach czuję obrzydliwy, chemiczny posmak. Serce wali mi jak szalone. Myślę sobie, że to musi być bardzo niezdrowe i przez to szybko umrę i moja dziewczyna zostanie sama. No tak, ja mam dziewczynę. Jak mogłem zapomnieć. Biorę kilka łyków wody i próbuję zasnąć. Bezskutecznie. Leżę z twarzą przy ścianie, jednak wydaje mi się że jest oddalona o dobre kilka metrów. Gdy dotykam jej ręką wszystko wraca do normy. Przez kolejnych kilka godzin na zmianę budzę się i zasypiam, z okropnym bólem głowy i brzucha. Cały następny dzień boli mnie głowa i mam nudności. Nie mam w ogóle apetytu, jednak jest jedna dobra rzecz. Wstałem całkowicie od nowa zakochany w mojej dziewczynie. Tak, jak 15 latek zauracza się w ładnej koleżance z klasy. Mam motylki w brzuchu i nie mogę się doczekać aż się z nią spotkam. Po kilku latach powoli mi się nudziła, jednak po tej nocy nastąpił jakiś restart.
PS. Pomiędzy opisanymi wydarzeniami (szczególnie tymi od dinozaura do wyjścia do łazienki) są spore przerwy w czasie, w których byłem tak daleko w kosmosie, że nie potrafię tego w żaden sposób opisać. Pamiętam, co się działo, jednak nie jestem w stanie stwierdzić czy miałem wtedy otwarte, czy zamknięte oczy i co tak naprawdę się działo. Nie uznaję tego tripa za coś złego, inne doświadczenie, jednak trochę się zawiodłem - w dxm najbardziej lubię fruwać po kolorowych, fraktalowych tunelach i generowanych w czasie rzeczywistym gigantycznych, surrealistycznych miastach, przy powolnej muzyce i zamkniętych oczach.
- 17343 odsłony
Odpowiedzi
Całkiem ciekawy TR i dobry
Całkiem ciekawy TR i dobry pomysł ze strumieniem świadomości jako techniką narracyjną. Warto jednak podzielić raport na mniejsze kawałki bo w jednym momencie jest wielki wall of text.
Nie polecam nikomu jak się
Nie polecam nikomu jak się jest wypitym a tym bardziej ukurw..
Szkoda substancji ;) lepiej sobie zostawić na następny dzień i cieszyć się z fazy.
Raz wymieszałem.. kumpel też jedynie mnie trochę pobudziło.. najgorsze że coś mi odwaliło i spałem w wannie(była tam woda) przypał :D matka wylała wode i mnie zostawiła(co miała zrobić) dlatego nie polecam :D oczywiście wiadomo.. dorosły facet upił się itd ;) ale wstyd tak przy matce która próbuje Cię ogarnąć skończyć w wannie z wodą ^^
Pozdrawiam i nie polecam mieszać.
Ktoś z Katowic ;)?
Jak coś pisać ^^