randka z mefedronem, w klubie...
detale
raporty sushi420
randka z mefedronem, w klubie...
podobne
Warszawa. Sobota. Klub. Impreza. Gwiazda z zagrani... chuj z nią. Mefedron.
21:45 - zamawiam Ubera pod hotel, czekamy, lekka pizgawa, ale humory dopisują, czekaliśmy dość długo na ten wieczór
22:05 - zbliżamy się w okolice klubu, wysiadamy jakieś 200m od niego. W trakcie drogi wyciągam blanta. Żwawym krokiem kierujemy sie w strone miejsca docelowego. Kurwa. Za szybko. Kolonia stop. "Możemy na chwile usiąść?". Dokończyłem co miałem, przepaliłem mentolowym papierosem, lecimy. Dosłownie. Przynajmniej ja.
22:15 - wchodze z ekipą do klubu, mój ziom gra o godzinie 2:00. Backstage. Więcej znajomych. Już wiem, że będzie miło. W sumie już wcześniej wiedziałem, ale tylko utwierdziłem się w tym fakcie. Mary Jane w mojej głowie, a przede mną alkohol. Kolega rzucił - "może Jacek z colą?". Why the fuck not? Pije.
22:40 - na parkiecie robi się coraz ciaśniej. Cały czas czuje chillout, a ekscytacja lekko opadła. W sumie zapaliłbym... Zmierzam w strone palarnii, w której dało sie jeszcze oddychać. Kończe szluga i wracam. Na chwile przystałem przy parkiecie. Kilka refleksji: nagłośnienie jakieś chujowe, muza... no nie wszystko mi pasowało, chyba musze coś wypić. Kierunek backstage.
23:00 - zmiana DJ'a. Zmiana drinka. Wódka z redbullem, może to mnie postawi na nogi... Mija kilkanaście minut, nic. W międzyczasie zagaduje mnie ziom, którego spotkałem. Widzi po mojej minie, że coś jest nie tak. Gadka szmatka... "Chodź ze mną" - rzucił ohoczo. Wbijamy do kibla. Dość ciasne te kabiny. "Myśle, że chętnie spróbujesz...". "Co masz?" - zapytałem. "Mateusza... Mefedron". W sumie nie planowałem takich akcji, oprócz MJ. "Daj troche mniej, najwyżej później sie zgłosze" - stwierdziłem, bo w sumie nie wiedziałem czego mam sie spodziewać. Pach, prawa dziurka. Weszło... Ojojoj... Powoli wychodzimy. Myje twarz, wycieram nos, wracam do znajomych. Koleżanka pyta czy ide zapalić. No ide. Jak sie dowiedziałem chwile później, P. też była po "zabiegu".
23:20 - jestem w drodze do palarni. Z koleżanką. Poczułem lęk i jakby takie nagłe przytłoczenie - ogólnie negatywnie. Stanąłem w drzwiach palarni. O kurwa. Matka mojego kumpla (niezła z niej imprezowiczka). W tył zwrot - nie może mnie zobaczyć w takim stanie. Już w drodze wiedziałem, że papieros to zły pomysł. Mówie koleżance, że zaraz wracam... Kibel. Kurwa, ciaśniejsza ta kabina, a przecież jestem teraz sam... O, papier, wydmucham nosa. Dmucham. Czułem, że pikawa przyspieszyła, tak samo oddech. Zakłopotanie, lekka panika, mdli mnie. Na chuj to brałem? Wymiotować? Nie no po co... Ciasno. Zrobiłem siku, sprawdziłem telefon (23:28). Spływ. Pić. Wychodze z kabiny. Myje twarz, jeszcze raz dmucham nosa. Znowu myje twarz, napiłem sie troche wody. Wytarłem pysk, patrze w lustro, głęboko w swoje oczy i nagle... Uśmiech. Tak jakby zza ciemnych chmur wyszło słońce. O kurwa, tęcza, jest świetnie. Słysze, że leci jeden z moich ulubionych tracków. Wychodze z kibla. Kumpel, który ma grać o 2 zaczepia mnie i pyta jak jest? Ponownie stwierdzam - jest świetnie stary. "Szlug?". No pewnie.
23:30 - w palarni sztora. Jeszcze więcej znajomych. Wróciła ekscytacja, tylko tak z 5-10x większa od tej sprzed kilku godzin. Gadam. Pale. Gadam. Jeszcze więcej gadam. Suszy. Kurwa jak nieprzyjemnie, musze przepić. Zaczepiam więc koleżanki - P. i A., pijemy? One też były po zabiegu. Jeszcze raz wóda z redbullem. Palarnia. Szlug. Wypiłem drina. Ziom ma piwo. Daj łyka. Cały czas jebane słońce i tęcza. Damn, ile ja mówie... Oni wszystko rozumieją? Temat sie klei. Dobre to piwo. Bar. Kupuje piwo. Stoje przy parkiecie, obserwuje. Palarnia. Cały czas z P. i A. Latamy po tym klubie jak "bójka, bajka, brawurka". Backstage. I tak w kółko, do 2.
2:00 - kumpel zaczął grać. Ponagrywałem go troche. Ludzie na parkiecie czuli klimat. Nie mam w zwyczaju tańczyć. Wole tą drugą strone. W końcu też jestem DJ'em. Dochodzi godzina 3, słońce cały czas jest, ale nie grzeje jak wcześniej. Tęczy w ogóle nie widze. Pojawia sie moja "bójka". Też już ma inną mine. Może zgłosić sie do ziomka po więcej? MJ cały czas czeka na swoją kolej w kieszeni. Wiem jedno - musze sie napić...
4:30 - jakoś wytrwałem, bez MJ i bez Mateusza. Czułem już zmęczenie i marzyłem tylko o łóżku w hotelu. To był dość ciekawy dzień. Na dworze sie nawet jasno zrobiło, ale u mnie słońce już zaszło...
5:00 - zamawiam Ubera pod sam klub, czekamy, lekka pizgawa...
P.S To mój pierwszy wpis, dajcie znać jak sie czyta! :)
- 12793 odsłony
Odpowiedzi
:)
:)