trip do ostrawy
detale
raporty dexxter
trip do ostrawy
podobne
Z powodu ładnej pogody, kilku znajomych organizuje ognisko z kiełbaskami nad rzeką. Piszę do swojego ziomka, żeby wpadał na ośke na grande, pyta się mnie o plany, na co mu odpowiadam, że mam dzisiaj ochote się zgrandzić, wpierdolić do pociągu i pojechać gdzieś w chuj, najchętniej za granice. Jako, że to jest typ lubiący grande na hardcorze to od razu zostaje zachęcony takim planem i mówi, że jak tylko będzie mógł to dołączy do nas na ognisku. W dalszej części opisu będę nazywał go H.
Zabieram ze sobą zestaw narkomana – etylofenidat i kartony z 25I i wychodzę z domu w moim ulubionym outficie na grube tripy, krótkie spodenki i bluza. Kupuję w pierwszym lepszym sklepie kilka bronków i dołączam do całej zgraji w drodze. Dochodzimy na miejscówe, otwieramy pierwsze bronki, odpalamy pierwsze spliffy i siedzimy i gadamy. W pewnym momencie w oddali przejeżdżają psy i stwierdzam, że może warto byłoby skitrać to co mam przy sobie, aby uniknąć ewentualnego przypału, tak więc idę się odlać, ale znajomi niestety zauważają, że coś knuje ze smakołykami i mnie wołają co to tam robię. Olewam więc sprawę i pytam się ich czy nie chcą jakiejś dzidy. Pytają się oczywiście co to i jak to działa, tłumacze im, że jak feta, ale bez "trzęsawki". Jeden ziomek się kusi, częstuje go oraz sam przypierdalam bombke.
Po czasie kolejny, zachęcony dokładniejszymi opisami się kusi, żeby spróbować. Ja już odczuwam fajną stymulacje połączoną z browarami i thc, oraz dość wysoką empatie w rozmowie ze znajomymi. Szczeną niestety też mi już zaczęło mielić. Dołącza H, którego od razu częstuje dzidą, a zaraz po nim dochodzi W, który jest wyjebany po robocie, ale również z dobrym nastawieniem. Pękają kolejne bronki i gibony. H przedstawia W opcje, że możemy jechać pociągiem po 23 do Ostrawy, decydujemy się do ostatniej chwili i po godzinie 22 żegnamy się z ekipą i lecimy na chaty ogarnąć cokolwiek na tripa. Cudem zdążamy na dworzec i wpadamy do pociągu z niemałą zajawką na myśl co nas spotka. Podczas kupowania biletów zagaduje do nas jakiś typek z dziewczyną gdzie to lecimy i jakie mamy plany. Odpowiadamy oczywiście, że ich nie mamy. Zaczyna przewijkę o jakimś teknivalu, jesteśmy dość mocno zachęceni przez jego koleżankę, ale niestety obowiązki i brak przygotowania nie pozwalają nam polecieć aż tak daleko. Z powodu braku miejsc w przedziałach, zaczynamy ładować z nimi wódkę i browary na korytarzu, do tego palimy rurki. Wpadam z W do kibla, aby poczęstować go EPH i sam sobie dosypuje do bronka to co mi jeszcze zostało.
Po jakieś godzinie drogi do pociągu wpadają psy, patrzą po przedziałach i przechodząc obok nas zaglądają za mój plecak, zza którego wystaje browar. Pytają się czyje to, aby uniknąć większego przypału od razu mówie, że moje. Dowodzik, zaczynają wypisywać kwitek, ja w międzyczasie robię sobie zdjęcia dworca, bo już wcześniej chciałem to zrobić, a z racji przedłużonego postoju mam dobrą okazję. Rozwija się z nimi dialog:
- Co panowie robią, studiują coś?
- tak, ja studiuje
- mhm, to stówka w plecy to pewnie dużo dla studenta
- no raczej
- no to powiem panu, że ja widziałem jak pan wyrzuca tę puszkę przez okno
- OK!
Uradowany zaoszczędzeniem 5 dych, nawet w ogóle nie martwie się tymi pięcioma co straciłem. Docieramy do Bohumina, gdzie mamy przesiadkę za godzinę. Wypłacam z bankomatu koronki i na pełnym chilloucie kupuje u pani bilety dla nas wszystkich po czym wyruszamy obejrzeć miasto. Jaramy sobie już na legalu na głównych ulicach miasta, dalej walimy bronki, robimy zdjęcia pod ładnym kościołem. Wracamy do naszych wcześniejszych towarzyszy, z którymi się żegnamy i ładujemy się do naszego pociągu. Klimat w nim diametralnie różni sie od w chuj smutnego wypełnionego psami polskiego pociągu. Wyciągamy kolejne piwa i dzielimy się z napotkanymi pepiptami w korytarzu. Jeden z nich dopiero co wrócił z Londynu i jedzie na gapę, więc chowa się w kiblu, do którego po czasie ktoś się dobija. Gość w końcu wychodzi i gada z nami, pech chciał, że podbił akuratnie konduktor, ale po krótkiej gadce odpuścił typkowi. Gadka z pepitkami jest tak wesoła, że zajeżdżamy się jeden przystanek za daleko i lądujemy na jakimś zadupiu. Pytamy się jakiegoś mega przestraszonego gościa jak dotrzeć do centrum, a on kieruje nas na tramwaj. Błądzimy chwile po stacji, zaczynamy się powoli martwić, ale akuratnie podjeżdża jakiś tramwaj i wsiadamy do niego, ponieważ jakiś cygan w środku odpowiedział, że jedzie do centrum. Pytamy się od razu innych ludzi i okazuje się, że dotrzemy nim na stodolnie. Łapiemy kontakt z jednym pepitkiem i pytamy się go gdzie możemy iść, aby sobie pojarać. Po 15 metrach na ulicy zaczepiają nas gimbusy czy mamy jakieś szkło i zaczynamy z nimi jarać na ulicy, którą mógłbym porównać do floriańskiej w Krakowie. Jesteśmy rozwaleni tym chilloutem. Później przez chyba 2h próbujemy znaleźć jakiś nocny sklep, ale okazuje się, że w Czechach takowych nie mają. Napotykamy pepitka z tramwaju, który prowadzi nas do baru na ktory mówią coffeshop. W środku kupujemy pilsnery, kręcimy spliffa. Podbija do nas jakiś pepit na buszka i gadamy z nim chwilke. Wszyscy nas się pytają co tu robimy i są zdziwieni, że chciało nam się tyle jechać, aby zabalować tu jedną noc. Niestety zamykają, a nam się już kończy hajsik. Po wyjściu podbija do nas gość czy mamy jakieś palenie, H zaczyna z nim gadkę i kończy się tak, że spędzamy z nim kolejne 2h siedząc na murku, paląc rury i gadając o naszych różnicach kulturowych, szmatach, dragach itp, nabija się z nas, że w Polsce musimy się ze wszystkim kitrać z czym ma niesamowitą racje. Okazuje się, że on również nie jest z Ostrawy i proponuje, że nas odprowadzi na dworzec (szliśmy z 30 minut), po drodze w zamian za jointy, kupuje nam bronki, które prawdopodobnie są czeskimi odpowiednikami harnasi.
Albo zaczyna nas zwała dopadać, albo gość zaczyna się robić bardzo męczący. Na dworcu dołącza do nas jakiś jego kumpel, któremu podobno nie udała się noc z „babą”. Jedziemy z nimi do Bohumina gdzie mamy przesiadkę za kilka godzin. Ładujemy bronki od niego na ławce przed samym dworcem o godzinie 7 przy budzącym się przygranicznym mieście. Okazuje się, że mam kiełbaski, których nie byłem w stanie zjeść wcześniej i postanawiamy zrobić gdzieś ognisko. Cheć żarcia powoduje, że szybko realizujemy ten głupi pomysł, ale w miare odosobnionym miejscu. Akuratnie zleciał czas, władowaliśmy się do pociągu. Niestety okazało się, że to Intercity i podróż będzie nas kosztować po kilkadziesiąt złotych. Na szczęście pani konduktor pozwala nam pojechać jeden przystanek za granicę bez biletu i radzi nam sie tam przesiąść.
Wysiadamy już mega zmarnowani w polskiej przygranicznej miejscowości. Naszym oczom ukazuje się obskurny dworzec, po wejściu okazuje się, że nie ma tam nikogo oprócz mieszkających bezdomnych, którzy mają pościelone ławki, porozkładane czajniki i palą sobie w środku pety. W okolicy znajdujemy jedynie komisariat policji. Po czasie wpadamy na dworcu na panią sprzątającą, która informuje nas, że pociąg mamy o 12 i prowadzi do sklepu. Kupujemy piwka i siadamy grzecznie na murku. Świadomość dotarcia na ojczyznę oraz orzeźwiający zimny bronek w łapie, poprawiają nam bardzo humor. Niestety szybko zostaje on popsuty przez policjantów, którzy wyskoczyli zza rogu o godzinie 11:41. Wylewamy browary i zaczyna się legitymacja i przesłuchanie. Pierdolą do nas coś o jakichś kiblach, zaczynają przeszukiwać. Znajdują u mnie w plecaku kartony, na które cały czas pętałem chłopaków, żeby zjeść, ale, że H nie chciał, to stwierdziliśmy, że nie będziemy tripować sami. Mówie, że to legalne odczynniki chemiczne służące do analizy, gość ciśnie dalej, do jakiej analizy, a ja non stop powtarzam to samo. Zaczyna się pytać czy to się pali xD. W międzyczasie przyjeżdża nasz pociąg, a oni pomimo próśb i tłumaczeń, że za 3h mamy dopiero kolejny pociąg, a oni i tak mają nasze dane, to nie chcą nas puścić. W końcu drugiemu dzwoni telefon z dzwonkiem PFK – jesteś bogiem, dowiadują się, że nic złego nie zrobiliśmy, zawijają mi kartony i puszczają. Szkoda, że w tym momencie odjechał pociąg. Jeden sobie żartuje, że spóźniliśmy się minutkę, a drugiemu widać, że jest głupio. Kolejne 3h to katorga fizyczna połączona ze strasznym wkurwem, ale all in all wróciliśmy cali. Zapomniałem dodać, że każdemu z nas po dotarciu do ostrawy padł telefon, a więc ostatnia część podróży przebiegła pod znakiem żartów na temat reakcji naszych mam i kobiet po dotarciu do domów. Ja swoje powitałem wesołym AHOJ!
PS. Wybaczcie mi lakoniczny opis działania substancji, ale pisałem to po 2 miesiącach i nie pamiętam już za dobrze co czułem w tamtych chwilach, ale stwierdziłem, że może warto byłoby się podzielić takim tripem.
- 16507 odsłon
Odpowiedzi
Opis bardzo dobry, umiecie
Opis bardzo dobry, umiecie sie bawic, ale mieliscie fenomenalnego pecha do funkcjonariuszy w ten dzien. :P
To mój pierwszy tripreport,
To mój pierwszy tripreport, dlatego dziękuje za pochlebny komentarz. Może dzięku temu w przyszłości też coś naskrobie :)
Osobiście jestem leniwy jeśli
Osobiście jestem leniwy jeśli chodzi o czytanie TR i zazwyczaj nie chce mi się... Ale ten jak zaczełem od A-Z z ciekawością przeczytałem. Bardzo fajnie opisany, luźny język, to co trzeba, ciekawość wydarzeń, bardzo mi się podoba, czekam na następne Twoje dobre Tr'y ;)