pozorne pozytywy
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
pozorne pozytywy
podobne
Witam! Po moim debiucie w dziale XTC postanowiłem podzielic się moimi uwagami na temat amfetaminy. Ten TR będzie się nieco różnić od w/w, gdyż będzie spojżeniem (i próbą refleksji) na moją "karierę" z "białkiem" związaną. Jest to jedna z substancji, która potrafi na parę godzin zrobić z ciebie macho, inteligenta, człowieka stworzonego do imprez, doskonałego pracownika(wywiązującego się ze swoich obowiązków z nawiązką), dowcipnego człowieka będącego w centrum uwagi przy każdym spotkaniu z bliskimi, znajomymi, nieznajomymi. Parafrazując "Misia", amfetamina ma może i jakieś plusy, ale ważne, żeby te plusy nie przysłoniły wam minusów. Po latach wiem, że zabawny tekst z doskonałej i znanej wszystkim komedii Barei, w konfrontacji z "problemem amfetaminowym" staje się nie zabawnym, lecz tragicznie smutnym i jakże dającym do myślenia stwierdzeniem.
Moja przygoda z amfetaminą zaczęła się już 6-7 lat temu. Pamiętam te czasy, kiedy kupowało sie ją na tzw "setki". Doskonałej jakości towar, który swoją mocą powalał na kolana (a raczej sprawiał, że każda myśl o typu "może by się usiadło" sprawiała, że kolana sztywniały i wręcz prosiły się o ruch). Początkowo wszelkie kwestie związane z moim "nowym hobby", ukrywałem przed znajomymi i najbliższymi. Przez wiele lat wygadywałem im różne moralizujące teksty, o tym jaka to "feta" jest zła i że nigdy tego gówna nie tknę, a najlepiej, żeby oni tez tego nie robili, po co więc miałbym nagle przyznać się, że jednak nie jest taka zła i parę razy już walnąłem. Sporadyczne przypadki (średnio raz w miesiącu) nie zdradziły mnie, ale przyszedł moment, że trzeba było się ujawnić, bo częstotliwość spożyć nieco się zwiększyła. Stąd już tylko krok do zachęcania znajomych do spróbowania. Wydawało mi się to wręcz koniecznością! "Jest zajebiście", albo (żując nachalnie gumę do żucia) "stary, to prawie jak orgazm" i inne teksty tego typu były na porządku dziennym. Wciągnąłem koleżankę i kumpli, potem próbowałem z moją Ukochaną. Początki były trudne, ale swoją nachalnością i argumentami "za", dopiąłem swego. Peirwszy był pan "M". Sytuacja była dość zabawna, bo koleś walnął pokaźną kreskę i po wypiciu piwka zasnął. W ogóle nic nie poczuł. Po kolejnych namowach, kilka imprez później dał się namówić po raz kolejny. Tym razem akcja była udana. Reakcja godna początku filmu "Że życie ma sens..." - euforia, gadanie, szał, radość i ciągłe poklepywanie mnie po ramieniu, powiązane z podziekowaniami tak szczerymi i ogromnymi, jakbym mu conajmniej nerkę oddał. Tak oto zaczyna się przygoda naszej paczki z amfetaminą.
Kolejne imprezy (raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu) miały swój nieodłączny atrybut - AMFETAMINA. Bawiliśmy się rewelacyjnie! Nie było na nas bata, a teksty jakie padały podczas naszych "maratonów", mogłyby posłużyć za scenariusz mnóstwa rewelacyjnych komedii. Śmiech, wywody na temat sensu i celu naszego życia, kwestia wiary, różnego rodzaju teorie... Byliśmy najmądrzejsi na świecie. Trzeba tutaj powiedzieć, że niektóre wywody były naprawdę niesamowite (nie bierzcie tego za próbę przechwalania się ;-) ). Jednak zacząłem dostrzegać pewne anomalie w zachowaniu moich kompanów i kompanek (grono "wąchaczy" troszkę się powiększyło). Otóż próba jakiejkolwiek komunikacji z innymi była dla niektórych, bez amfetaminy, czymś awykonalnym. Każda zwała kończyła się u nich wręcz totalnym zdenerwowaniem, "warczeniem" na innych, kłótniami z rodzicami etc., etc. Stawało się to dość niebezpieczne, mimo to kontynuowalismy naszą "fet-eskapadę".
Koleżanka "M"... Swietna dziewczyna. Inteligentna, wygadana, dbająca o siebie. Namówiłem ją na "to i owo". Urywaliśmy nocki, latalismy po pare dób pod rząd, gadając non stop. Problem w tym, że ja potrafiłem przystopować na dłuższy okres, a ona wkręciła się na maksa. Dzień w dzień wąchanie. Mój pobyt za granicą, a trwał nieco ponad dwa miesiące, sprawił, że nie miałem pojęcia o tym co się dzieje. Nie dostawałem sygnałów od pozostałych członków naszej "przyjacielskiej społeczności". Oni zresztą tez tracili kontakt z naszą kumpelą. Spotkanie z nią po powrocie było jednym wielkim szokiem! Wychudzona, zwieszona, zapryszczona. Nie ta sama... Agonia trwa do dzisiaj. Można powiedzieć, że straciliśmy świetną dziewczynę, bo to jak teraz funkcjonuje normalnym życiem nazwać nie można.
Kolega "M"... Przyjaciel, podpora w trudnych chwilach, inteligenty, pracowity, lubiący sport. Za moją namową spróbował i przepadł totalnie. Bez wąchania nerwy, krzyki, agresja. Po kresce (a raczej po worku) wszystko wraca do normy. Ale to nie jest przecież on, tylko amfetamina.
Kolega "M"... Wącha od paru lat. Trzy razy w szpitalu, z zapaścią. Średnio dochodził do siebie po 16 kroplówkach. Zdrada, imprezy, przekręty na porządku dziennym.
Kolega "L"... Wciągniety od wielu, wielu lat. Doskonały kompan do zabawy, rozmowy, wycieczki... Jest jednak jeden warunek: musi mieć kreski, a raczej (kolejny przypadek) worki.
Kolega "Ja"... 4 dni. 3 osoby. 64 połówki białego. Pół hamburgera, jedno jabłko, odrobina jajecznicy, alkoholu w bród. Jak się skończyło? To oczywiste... koledzy - halucynacje, stany wręcz paranoidalne, a ja następnego dnia w stanie totalnego wyczerpania, prawie się przekręciłem. Co najlepsze, przy moim ojcu.
Pozostali... Niemozność uczenia się bez speeda, niemożność bawienia się bez speeda, ciągłe imprezy, zawalanie szkoły, okradanie rodziców, ciągła potrzeba wciągania. Są oczywiście wśród moich znajomych wyjątki, czyli tacy, którym nie potrzeba do normalnego funkcjonowania nawet browara.
Pałam nadzieją, że nie zanudzam, bo chciałbym się podzielić jeszcze kilkoma refleksjami. Jak pisał Piątek w "Heroinie", amfetamina to "kurwa", bo zabiera bardzo dużo, a nic nie oddaje. Jest w tym wiele prawdy. Pikanterii dodaje fakt, że to co w tej chwili trafia na nasz rynek, jest towarem beznadziejnej jakości! Niejednokrotnie nie ma tam praktycznie amfetaminy. Półprodukty stosowane do produkcji, są czestą takim syfem, że w roztworze wodnym mogłyby służyć do wywoływania zdjęć. Dodatkowo mieszane z nieznajomego pochodzenia chemią przez dilerów, staje się niebezpiecznym towarem. Nie chcę tutaj oczywiście generalizować, ale tak jest prawie na każdym kroku. A więc zabiera dużo. Mi zabrała wielu znajomych. Po częsći przyłożyłem do tego łapę i to jest najbardziej bolesne! Jeśli chodzi o mnie, to pomimo tego, że ograniczałem się dość poważnie, to nie uniknąłem konsekwencji. Nie ta kondycja, nie ta trzeźwość umysłu, nie to podejście do życia jak kiedyś. Odstawiłem tę "zarazę", ale czasami mam takie dni, że strasznie mi się chce i nie mogę się powstrzymać. Raz na jakiś czas ulegam pokusom, a potem tego żałuję. Nie bierzcie tego gówna. NIE WARTO. Chyba że jesteście sadomasochistami i lubicie, kiedy jest wam źle na duszy i ciele. Lubicie tracić znajomych, być coraz dalej od bliskich, tracić pieniądze na coś, co z konkretnym białkiem ma nie wiele wspólnego? Napewno nie. Więc trzymajcie się mocno i uważajcie na siebie. Przede wszystkim dbajcie!
Przepraszam, za tak katastroficzny tekst. Ale niestety, amfa jest katastrofą! I to dużą. Najważniejsze, to mieć silną wolę i nie ulegać pokusom ze strony znajomych. Palcie sobie trawę, walnijcie browara, nauczcie się odmawiać. Lepiej pójść do kina na dobry film, albo zaprosić swoją ukochaną osobę do knajpy, niż trwonić pieniądze na coś, co sprawia, że stajemy się cieniem tego człowieka, którym byliśmy kiedyś. Mozna czerpać radość z życia bez chemii. Odrobina chęci i pracy, a możemy być kimś lepszym, niż nawąchany leszcz. NAPRAWDĘ! Pozorność! Tyle mogę powiedzieć o "pozyztywnych" aspektach amfetaminy. Stracić mozna więcej niż się wydaje. A dostaje niestety niewiele. Dziękuję za uwagę i za wyrozumiałośc (błędy i przynudzanie). Pozdrawiam.
- 9821 odsłon