Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

wielkie nic

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
5.2 g MVP
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Niby wszystko ok, ale jednak nie. Wĺasny dom, noc - mój standard.
Wiek:
35 lat
Doświadczenie:
Wieloletnie

wielkie nic

Od samego początku coś było nie tak. Czy to przez suplementację grzybami pokroju soplówki? A może za dużo gou teng? Mniejsza o to, szczególnie teraz, po fakcie.

 

Miałem wrażenie, że Grzyby zdjęły ze mnie pewien immunitet. Niby wszystko było w porządku, a jednak musiały wiedzieć, w co się pakuję - jakbym bez zabezpieczeń chodził po astralnej linie. Wystrzeliły mnie i w pewnym momencie spadłem w toń, na samo dno. Doskoczyła do mnie ciemna postać, w której jednak było coś pociągającego. Nauczony powstrzymywania oporów pozwoliłem by się do mnie zbliżyła, a ta w mig weszła ze mną w swoistą symbiozę odłączając mnie od ciała.

 

Klik, wyłączona motoryka. Kolejny klik, tracę pamięć. Ostatnie pstryknięcie zgasiło światło. Jakby na dobre.

 

Akurat dzisiaj dane mi było doświadczyć pustki. Ale takiej dosłownej, która zawiera się w słowach - nic nie ma znaczenia. Ze względu na kompletny brak jakiegokolwiek punktu odniesienia, obserwator nie mógł niczego doświadczyć, bo niczego nie było. Czas? Stał się także bez znaczenia, gdyż ustały wszystkie procesy. Nie ma. Koniec. Nic nie wynika, bo nie ma z czego wynikać. Nie ma akcji i nie ma reakcji. Głucha cisza. Żadnego drgania, żadnej częstotliwości, żadnej wibracji. Informacja? Skądże! Brakuje nośnika.

 

I byłem tam ja. Ale nie ja. Albo raczej "chyba" nie ja, nie było przecież lustra, by się przejrzeć. Nawet gdyby było i tak nie pamiętałem jak wyglądam. Ani kim jestem. W ogóle pytanie "czy jestem?" wydawało się zupełnie bezzasadne. Nie zgadniecie - bez znaczenia! Dla kogokolwiek, bo ten ktokolwiek też nie istniał, zatem nie miał sposobności by zapytać, choćby z ciekawości.

 

Nagle to wszystko minęło, obudziłem się w nieznanym miejscu, nie wiedząc kim jestem, czym jestem i dlaczego jestem.

 

Ja. A raczej moja pierwotna iskra, czy też mój BIOS. Pozbawiona pamięci, moja świadomość nie mogła odtworzyć osobowości, którą do tej pory byłem. Wewnętrzne środowisko było zupełnie puste. Na początku chyba nawet nie rozumiałem mowy, a może nawet i myśli. Było zupełnie inaczej, niż dotychczas, co samo w sobie było przerażające. Pozbawiony niemal wszystkich uczuć, ostał się tylko strach. Lęk pierwotny, który ocierał się o panikę.

 

Spróbujcie to sobie wyobrazić: budzicie się ze snu z kompletną pustką w głowie. Nie wiecie ani emocjonalnie nie czujecie niczego. Nie jesteście w stanie poznać swoich bliskich, a odbicie w lustrze to zupełnie obca osoba. Koszmar na jawie. Całe szczęście byłem sam, bo osoby postronne mogłyby mnie wziąć za obłąkanego. I w sumie daleko od prawdy by nie byli. Jak już wspomniałem, nic nie przypominało moich dotychczasowych powrotów, gdzie świadomość mogła harmonijnie rozprzestrzeniać się w umyśle mając do dyspozycji pamięć w pełnej gotowości. Dzisiaj byłem pozostawiony na pastwę losu - zamykając oczy widziałem strumień poszatkowanych obrazów, które wydawały się jakby znajome, ale kompletnie nie potrafiłem się skupić choćby na jednym wątku. Wszystko trwało ułamki sekund, umysł zaś wciąż rozpaczliwie szukał jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Rdzeń mojego jestestwa był autentycznie przerażony, już zaczął ogarniać powagę sytuacji. Spadochron się nie otworzył, a zapasowego... nie ma.

 

Całe szczęście zaczęły pojawiać się przebłyski nadziei. Fundamentalnie jestem logikiem, więc to ten układ zaczął działać jeszcze przed resztą składowych mojej osobowości. Zrozumiałem, że te poszatkowane obrazy, to ledwie sącząca się pamięć, tak bardzo mi teraz potrzebna do zbudowania od nowa tego, kim naprawdę jestem. Pojawił się wyłom w monolicie beznadziei. Powiedziałem sobie: myśl logicznie, skup się na tym, co już wiesz.

 

Wiedziałem nadal mało. Rozumiałem, że jestem człowiekiem. Zatem ktoś mnie urodził. Mówią na taką osobę Matka. Kto jest moją matką? Jeszcze nie wiem. Spokojnie, spokojnie, uspokój się, na pewno sobie przypomnisz. Jak masz na imię? - pytałem sam siebie. Ma... ma... Mario. Tak! Tak na mnie mówią! Gdybym cokolwiek wtedy był w stanie odczuwać, rozpłakałbym się ze szczęścia, ale jeszcze tego nie potrafiłem. Idź za ciosem, utrwal tę wiedzę. Masz na imię Mario, jesteś człowiekiem, czyimś synem. Urodziłeś się, wiesz może kiedy? Albo gdzie? Powtarzałem więc na głos JESTEM MARIO, URODZIŁEM SIĘ W... TYSIĄC DZIEWIĘĆSET... TYSIĄC DZIEWIĘĆSET DZIEWIĘĆDZIESIĄTYM...

 

NIE WIEM! KURWA NIE WIEM!

 

Spokojnie, to też przyjdzie, skupmy sie na matce. Spróbuj sobie ją przypomnieć, albo choćby jej imię. Zajęło mi to chwilę czy dwie. Zrobiłem ten krok, a wraz z nim kolejny - wraz z imieniem matki przyszło też imię ojca. JUŻ JEST DOBRZE, MAMY TO! - stwierdził ten drugi ja, który przepytywał pierwszego. Grzałem się w promieniach nadziei, czułem że wyjdę z tego, że wrócę. Wrócę, ale do kogo? Czy ja kogoś mam? Czy kogoś kocham? Teraz nie czuję niczego. To za wiele.

 

Znalazłem telefon. Chyba mój. Nawet na pewno, skoro tu nikogo innego nie ma. Czytnik linii papilarnych zadziałał. Zdjęcia, muszą być jakieś zdjecia. Były, pełno jakichś dzieci, psa, domu, jakiejś kobiety. Nawet krótkie wideo. To muszą być moje dzieci. Syneczku, pamiętasz mnie? Ja Ciebie wciąż nie... chociaż... chyba wiem jak masz na imię. Tak! Na pewno wiem! Żałuję, tak bardzo żałuję, że Cię tu nie ma. Na pewno pomógłbyś mi wrócić. Teraz muszę sam, chociaż to dobrze, że mnie nie widzisz w tym stanie. Nigdy więcej Cię nie zapomnę, obiecuję.

 

Powoli wracałem do siebie. Uspokoiłem, nie rzucałem po podłodze w rozpaczy, choć to jeszcze nie była ulga. Byłem wykończony, choć nie przerwałem procesu przypominania. Wciąż obawiałem się, że ta autolobotomia pozostawi jakiś niepożądany ślad w mojej psychice.

 

Minął właśnie miesiąc, chyba wszystko wróciło do normy, jestem też w stanie wszystko spisać, poukładać w jakąś większą całość. Nadal jednak nie mam pewności, dlaczego to się wydarzyło? Igrałem za bardzo z ogniem? A może sam się o to prosiłem? Był to kolejny krok ku doświadczeniu absolutu, w którym zawiera się przecież także mrok? Pokornie zapytam Ich o to przy następnej okazji. Kiedy konkretnie? Trudne pytanie. Stay tuned.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
35 lat
Set and setting: 
Niby wszystko ok, ale jednak nie. Wĺasny dom, noc - mój standard.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Wieloletnie
Dawkowanie: 
5.2 g MVP
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2025
design: Metta Media