poważne odklejenie
detale
Reszty w opór dużo
Amfetamina,
Marihuana,
Haszysz,
2C-X
25X-Nbome
Grzyby,
Kryształy,
Multum RC
Drugie tyle opioidów
poważne odklejenie
podobne
Poważne odklejenie
Właśie wrzucałiłem drugą pigułę gdy zadzwonił telefon. To mój dobry kolega, zaprosił mnie na urodziny.
W emkowym amoku nie śmiałem mu odmówić, nawet jeśli start imprezy był przewidziany za 16 godzin.
Całą noc i poranek szykowałem się psychicznie do ciężkiej podróży pociągiem która miała mnie czekać.
Po 12-ej wyprany z energii i neuroprzekaźników, po nieprzespanej nocy i ubrany całkiem elegencko wypadłem z dość zamaszystą manierą z mojej
klatki schodowej i udałem się na przystanek. Po drodze towarzyszyła mi moja niezmiennie od kilku lat ulubiona playlista do przeżywania odmiennych stanów świadomości,
papieros i całkiem dobry humor.
W zatłoczonym pociągu Inter City usadowiłem się na torbie na podłodze jak najbliżej toalety, ponieważ miałem zamiar zaraz po ruszeniu pociągu wciągnąć taką
malutką kreskę fetki dla kurażu. Przegrałem jednak z technologią wykorzystywaną w tej piekielnej maszynie i moja świeżo usypana kreska została rozwiana
przez wbudowaną w ścianę suszarkę do rąk której nie zauważyłem. "No kurwa pięknie". Druga kreska wylądowała więc najpierw na potłuczonym wyświetlaczu mojego telefonu,
a następnie na mojej śluzówce. Poprawiło mi się trochę i w przypływie werwy barbażyńsko odpaliłem tam papierosa.
Po spaleniu ruszyłem przez zatłoczone korytarze celem poszukiwania jakiegoś miejsca w którym spędzę katorgę jazdy pociągiem w takim stanie, choć sam na to zasłużyłem.
Znalazłem miejsce koło jakichś sebixów w stanie podobnym do mojego, ale panowie dodatkowo raczyli się zimnym Żuberkiem z puszki. Polubiłem wtedy moich kompanów niedoli
tak bardzo, że przed moją stacją docelową zaproponowałem darmowe szczury dla wszystkich, po których to wysiadłem uradowany z pociągu.
Na peronie czekał już solenizant, znamy się od wielu lat i wiele razem nabroiliśmy tu czy ówdzie. Po dotarciu do jego mieszkania, wręczeniu prezentu i zabraniu paru
specyfików z mieszkania ruszyliśmy w drogę na miejsce docelowe. Po wejściu do samochodu zapakowaliśmy po kartoniku z LSD na dziąsło i ruszyliśmy.
Spotkanie miało odbyć się w małym barze nieopodal, gdzie managerem jest nasz dobry przyjaciel więc mimo daty imprezy, przypadającej na sobotę, mieliśmy całą knajpkę
zarezerwowaną dla siebie. W skład towarzystwa wchodziło jeszcze jakieś 10 mniej lub bardziej znajomych mi osób.
Gdy weszliśmy zaczęliśmy raczyć się rozmowami i lekkim zimnym piwem. W miarę ubywania alkoholu i postępu czasu coraz bardziej dawał mi się we znaki kwas.
Wtedy uświadomiłem sobie, że bez serotoniny której tak ochoczo się wczoraj pozbyłem ta impreza będzie dla mnie bardzo męcząca.
Po około 3-ech godzinach bardzo intensywnego mindfucku pozbawionego tych pięknych, kolorowych wizualizacji przysiadła się do mnie jakaś dziewczyna.
Nie znałem jej, jak się potem okazało była to siostra jednego ze współimprezowiczów. Zaczęła wypluwać z siebie abstrakcyjny potok słów, który to w świetny sposób
komponował się z muzyką lecącą w tle. Z hipnozy wyrwałem się, gdy uświadomiłem sobie, że mówi do mnie o tym, że od kilku dni jest w ciągu na oksykodonie i jest strasznie
wygrzana. Przez trzeźwą chwilę myślałem, czy nie zbulwersować się tym przez jej młodszy wiek, lecz stwierdziłem, że nie wyglądam jak ktoś kto może dawać rady komukolwiek.
Wymienilismy się więc naszymi spostrzeżeniami na temat opioidów i tego jak bardzo oboje je uwielbiamy, po czym nasz gospodarz wyciągnął mnie na papierosa. Pojebane
towarzystwo.
Na papierosie solenizant powiedział, że pociągnął trochę mojej amfetaminy w toalecie i musimy się gdzieś przejść. Na moment pożegnaliśmy się więc z tymi degeneratami
i ruszyliśmy na spacer po okolicy. Podziwialiśmy fontanny na rynku, fasady starych kamienic i wspominaliśmy czas liceum, a kwas osiągał już wyżyny swojej mocy.
Po szybkiej wymianie uwag na temat samopoczucia, stwierdziliśmy, że jest to ostatnia chwila kiedy jesteśmy w stanie jeszcze jakkolwiek dostać się do jego mieszkania,
bo przez najbliższe +/- 5 godzin będzie to zupełnie niemożliwe.
Po paru minutach przywitał nas w taksówce starszy jegomość. Gdy tylko ruszyliśmy w głośniku rozległ się głos Juriego Szatunowa śpiewającego swój największy przebój
i ten właśnie utwór oficjalnie chyba rozpoczął się peak naszej fazy, a mój przyjaciel w związku z tym poprosił kierowcę, by dał trochę głośniej.
Tutaj zaczęły się dopiero bardzo intensywne wizualizacje o czym na zupełnym braku ogaru postanawiam poinformować siedzącego za mną przyjaciela.
Nachylam się więc do niego i przekrzykując muzykę mówię mu "Zaczynam mieć haluny!"
-Ja nie wiem o chuj chodzi! - odkrzyknął i obaj zanieśliśmy się śmiechem nie zwracając uwagi na taksówkarza który nie odzezwał się słowem, nawet na dowidzenia.
Doczołgaliśmy się jakoś do jego mieszkania i odetchnęliśmy nieco z ulgą. Po chwili jednak peak znowu zaczął dawać się we znaki gdy usłyszeliśmy wycie kojarzące się
z szamańskim śpiewem gardłowym. Dłuższą chwilę krążyliśmy po mieszkaniu szukając jego źródła nim zorientowaliśmy się, że to wycie w przewodów wentylacyjnych
spowodowanych wiatrem.
-To wiatr! - stwierdza kolega.
-Ki chuj? - zapytałem skwaszony.
-Wiatr wieje.
-Wycisz to!
Chwilę tak dyskutowaliśmy aż stwierdziliśmy, że włączymy jakąś muzykę dla relaksu i zapalimy blanta może na uspokojenie czy coś.
No i potem nas trochę poniosło, bo po blancie i jakichś dwóch godzinach stwierdziliśmy, że trochę się już ogarnęliśmy, więc może mała kreska postawi nas na nogi.
-Mamy mało serotoniny, nie? To powinniśmy zjeść trochę kryształu, wystrzeli nas i będzie super. - oświadczyłem po chwili ciszy.
-No! W chuj dobrze mówisz!
Przystąpiliśmy więc do kruszenia kryształów w teorii będących 3MMC, a w praktyce Bóg jeden raczy wiedzieć co wtedy sobie zaaplikowaliśmy.
Odrazu poczułem trzeźwość. Ten chemiczny skurwysyn na parę chwil zupełnie zdusił LSD, nie trwało to jednak długo, ponieważ po chwili wróciły wizuale, lecz w głowie
czułem jedynie euforię i czystość myśli (?). Już wiedziałem, że w najbliższym czasie nie wrócę do domu.
Do godziny 10-ej cali bladzi i krwotokami z nosów dociągaliśmy to skurwysyństwo, aż stwierdziliśmy, że musimy coś zjeść. Zrobiliśmy więc po kanapce które powoli,
mieląc powoli szczękami, w czym kryształ bardzo pomógł, wciskaliśmy w siebie przez dobre pare minut. Uzupełniliśmy też na szybko elektrolity, które równie szybko
wydaliliśmy. Nie wiem kiedy, ale zdałem sobie sprawę że ktoś przyszedł. Siedzieliśmy już we trójkę z kolegą z imprezy. Ciągneliśmy ten kryształ jakby od tego zależało
nasze przećpane życie.
-Oj zniszczyliśmy się, ojj..
-Nie marudź, teraz już chuj.
Gdy zastała nas już noc i w coraz to bliższej perspektywie znajdowało się powitanie nowego dnia w tym stanie.
Nie mieliśmy nic przeciwko, ale problemem był materiał który się już skończył. Zostało nam jeszcze sporo krajówki.
-Takie nie dobre, a tatuś musi.
Wszystko dookoła robiło się strasznie chaotyczne.
-No i wiesz, widziałem go..
-Słyszałeś, że podobno..
-Co?
-Halo? Domofon?
Czułem, że tu zeświruję. Muszę po prostu wstać i wyjść.
-Strasznie się cieszę chłopaki...
-No, no, sto lat...
Po prostu muszę się ubrać i wyjść na ten cholerny dworzec.
-Dzwoniłem wczoraj żeby..
-O, daj głośniej..
Tak, ja też uwiebliam tę piosenkę, wyjdę po niej.
-Co to leci?
-Co to za piosenka?
-Dobra, dawaj tej fetki jeszcze.
Oho. No to wpadłem, przejebane. Nie odkleję się stąd.
Feta zniknęła w mgnieniu oka. Wtedy stwierdziłem, że wstaję i wychodzę.
Wstałem, ubrałem się, porzegnałem i czymprędzej wyszedłem.
Piechotą udałem się w kierunku dworca głównego. Stwierdziłem, że kupię bilet u konduktora, kolejka była ogromna a najbliższy pociąg za niecałe 15 minut.
Po zakupieniu biletu znalazłem sobie wolny przedział i rozsiadłem się tam. Parenaście minut po ruszeniu z głośników dobiegł komunikat o zerwanej trakcji i objeździe.
W związku z tym podróż zamiast 3 godzin potrwa 5. No trudno.
Starałem się zrelaksować i wyciszyć. Po jakimś czasie z równowagi wybiła mnie informacja o tym, że podróż przedłuży się jednak do 8-miu godzin.
Podróż minęła mi na tamowaniu krwi z nosa i piciu dużych ilości wody, które potem i tak wysikiwałem po paru minutach.
Dojechałem w końcu do domu. Tak szybko jak wszedłem do swojego pokoju, tak szybko padłem na łóżko i leżałem tak przysypiając co jakiś czas do bladego poranka.
Gdy wstałem stwierdziłem, że zimny prysznic i coś do jedzenia postawi mnie na nogi. Dowlokłem się do łazienki i przeszedłem do działania. Co zwróciło moją uwagę, to
dziwna pioseka którą słyszałem. Wiedziałem, że ją znam, ale nie mogłem sobie przypomnieć tytułu. Gdy zakręciłem wodę, by lepiej słyszeć to ta nagle ucichła.
Po kilku kolejnych obrotach kurków stwierdziłem, że muzykę słyszę w szumie wody. Nie zmartwiło mnie to.
Nie zmartwiło mnie to, że moje odbicie w lustrze widnieje w zupełnie odwrotnej osi niż bym tego oczekiwał.
Nie zmartwiło mnie nawet, gdy zacząłem słyszeć rozmowy dobiegające z kuchni.
Zmartwił mnie dopiero fakt, gdy zdałem sobie sprawę, że w moim pokoju jest pełno ludzi.
"Kto to jest?"
"Kurwa, ja ją znam?"
Po chwili dotarło do mnie, że to co się ze mną dzieje to chyba psychoza amfetaminowa.
Kolejne dwie doby minęły mi na ostrym halucynowaniu i gadaniu samemu do siebie. Gdy jako-tako się ogarnąłem to wciąż widziałem kogoś kątem oka,
pokój był przewrócony do góry nogami a ja ostro odwodnoiny. Pierwszą rzeczą którą zrobiłem była kąpiel i wciśnięcie w siebie miski płatków a potem płytki sen przez prawie
dwa dni.
Nie bierz narkotyków, bo cię kurwa zmiotą z planszy.
- 12508 odsłon