tu i teraz
detale
240mg kodeiny
raporty drhippieflip
tu i teraz
podobne
Około 14 widzimy się u A i M w mieszkaniu A. Spaliliśmy jointa, pogadaliśmy o czymś mało konkretnym i wyruszyliśmy nad jezioro. Wszyscy zadowolenia, w końcu czekaliśmy na ten moment z miesiąc. Jechaliśmy tam dwoma autobusami i tramwajem, jeziorko około 50km od miasta. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu po jakieś gastro i browarki, potem do apteki po acodin w syropie. Przed przyjazdem ostatniego autobusu, który miał zabrać nas na miejsce docelowe, czyli około 16 połknąłem tabletki acodinu, żeby zaznać efektów już po drodze lub od razu na miejscu. Już w autobusie poczułem zawroty głowy, nikłe zmiany w postrzeganiu i delikatne mdłości. Zapytałem o to kumpli, odpowiedzieli, że tak ma być. Dexa brałem pierwszy raz, wcześniej można powiedzieć, że zrobiłem tylko próbę uczuleniową. Po dojechaniu zawroty powiększyły się, czułem się, jakbym pił na drugi dzień po kartonie, kto próbował, ten wie. Do brzegu mieliśmy około 20 minut drogi pieszo, podczas której zauważyłem brak odczuwania czasu. Co chwilę sprawdzałem godzinę, sam nie byłem w stanie oszacować. Po drodze zauważyłem, że układam w głowie wierszyk na temat naszej planety dla przybyszów z kosmosu. Po dojściu na miesje rozbiliśmy namiot, który, jak się okazało, służył jedynie jako haszkomora :D Od razu skręciliśmy kłaka, było około 18. Od pewnego czasu mam okropne schizy po paleniu, więc miałem wziąć jedną kolejkę, ale spaliłem całego z nimi. Przez moment czułem wyjście z ciała, a raczej, jakbym nie miał ciała i gdzieś podróżował, jednak więcej było w tym efektów ganji. Po całym zajściu położyłem się w namiocie, czułem, że moja cielesna powłoka jest tylko dodatkiem w tym wszystkim. Namiot, mimo, że wyglądał tak samo, wydawał mi się czymś obcym, nie potrafię tego dobrze określić. Po zejściu ganji nie czułem już dexa, nie czułem żadnych podróży transcendentalnych podróży prócz swoistego kręcenia się w głowie, jak już mówiłem, podobnego do alkoholu po kwasie. W międzyczasie kumple również wrzucili dexa, wrzucili różne dawki z zamiarem dorzuty, mieli łącznie po 600mg. Dalej siedzieliśmy, gadaliśmy, sączyliśmy powoli browarki. Około 19.30 przyszedł inny kumpel, M2. On miał 300mg dexa., skręciliśmy wąsika, z którego wziąłem kilka buchów, może nie paliłem, nie pamiętam. Wieczorem M1 i M2 poszli do sklepu, zostałem sam z A. Rozkoszowaliśmy się spokojem i widokiem jeziora, czystego nieba. Byliśmy w pięknym miejscu, oboje to stwierdziliśmy. Po powrocie znów zapaliliśmy, nie pamiętam czy paliłem, ale stale czułem w sobie THC, zawroty ustały. Dekstrometorfan na mnie nie działa, taki wniosek. Dzień naszej wyprawy pokrywał się z ciekawymi efektami na niebie- mieliśmy zauważyć czerwony Księżyc, zaćmienie Księżyca i spora szansa na zobaczenie deszczu perseidów, mieliśmy też bezchmurne niebo, jednak wokół nas sporo drzew. Na różnych rozmowach, piwkach, leżakowaniu spędziliśmy czas do końca wieczora. Przegapiliśmy czerwony Księżyc, załapaliśmy się na końcówkę. O 23 zarzuciłem kodę, z 16 15mg tabletek 9 tabletek, cały blister i jedną. Wziąłem malutko kody, bo dex bardzo ją podbija. Resztę zostawiłem na dorzutkę w późniejszym czasie. Pół godziny później czułem już mocną sedację, średnie znieczulenie znieczulenie, ale nie noodowałem. Pomyślałem, że jeszcze się rozkręci, jak nie, to zarzucam o północy. Dopiłem browarem, żeby podbić, co uspokoiło mnie jeszcze bardziej. Siedziałem już tylko na leżaku i czekałem na zaćmienie, czasem oddając się w ręce Morfeusza na chwilkę. M2 mówił, że źle, że biorę kodę, że mogę się przekręcić i takie różne. Odpowiedziałem, że mam wszystko pod kontrolą, że nie brałbym dawek, po których mogę umrzeć. Powiedziałem mu jedynie, że jakbym zwymiotował, to żeby mnie położyli na boku, jeżeli sam nie będe w stanie, o co też strasznie się oburzył, że psuję mu fazę. Mógł nie zaczynać tematu. Dalej, znów z e- pecikiem, browarkiem, gdzieś koło mnie chipsy, wpatruję się w niebo przymkniętymi oczami. Mimo, że nie jestem wygrany jak oczekiwałem, było pięknie. Dawno nie czułem takiego spokoju, wszystkie problemy zostały w mieście, ja jestem tu i teraz. Do tej pory grzałem mocno, wszystkie spotkania z opio kojarzyłem z ćmiczkiem, głośnikiem, otwartym oknem i łóżniem, teraz biwak, browarek, czekam na zaćmienie. A ciągnie resztę na blanta, poprosiłem, żebyśmy poszli po zaćmieniu, bo nie chcę go przeoczyć. Jendak stwierdziłem, że to będzie za około 20 minut, więc możemy się przejść, spalić, najwyżej pooglądam gdzie indziej. Poszliśmy, spaliliśmy, jak się okazało, przegapiłem to, na co czekałem od godziny, ale nie przeszkadzało mi to bardzo. Trudno. Dorzuciłem resztę Thiocodinu, usiadłem w leżaku zwróconym w stronę Księżyca, koło brzegu jeziora. Zamiast zaćmienia ujrzałem spadającą gwiazdę. Niestety, nie pomyślałem życzenia, zapomniałem o tym. Szkoda, może ktoś wyleczyłby się z raka albo ktoś nie umarł z głodu, bo ja wtedy nie potrzebowałem absolutnie nic. Rozmowy z kumplami o astronomii, pyszny Leszek, e- pecik, Laysy, opio we krwi, buszek były dla mnie wtedy wszyskim. Chwilo, trwaj! Poszedłem się wykąpać, M2 stwierdził, że to zły pomysł. "jest ci gorąca (bo ciepełko pięknie grzało mnie od środka), jesteś pod wpływem i td." Powiedziałem, że taka okazja mi się więcej może nie trafić, będzie ze mną wszystko ok. "Dobra, najwyżej cię wyłowię". W dzień woda była w miarę ciepła, teraz zdążyła trochę się ochłodzić, albo tak to odczuwałem. Ochlapałem się trochę tylko i wyszedłem, darowałem sobie pływanie. Później robiliśmy to, co cały czas. Ktoś wykręcał dex, ktoś się napierdolił, ktoś zgonował, ja otworzyłem drugieg czy trzeciego browarka, skręciłem drużynie wąsika i zająłem się swoimi sprawami. Dorzuta podbiła trochę pierwszą partię, raczej potrzymała tylko stan. Chwilę noodowałem, pogadałem z kimś i tak minął czas do 2-3. Później postanowiłem się pośpieszyć trochę z piwkami, wypiłem jeszcze z 3 i około 5-6 poszedłem spać. Około 8 rano zmęczeni, ale wypoczęci wróciliśmy do domów. Nikt tego na głos nie powiedział, ale na pewno każdy z nas chce to powtórzyć.
- 7684 odsłony