o heroinie słów kilka
detale
o heroinie słów kilka
podobne
Każdy młodociany pseudo-ćpun (w tym i ja dawniej) wyobraża sobie heroinę jako nieosiągalną, przepotężną i boską substancję, rzeczywistość jednak jest odmienna od domniemań.
Każdy opiat/opioid ma w sobie to "coś", co go wyróżnia i czyni jednym z lepszych. Przykładowo kodeina daje uczucie ciepła, lekkiej euforii, a na twarzy zagaszcza uśmiech - przecież dzisiaj to nic! Lepiej wziąć DXM czy Benzydaminę, przynajmniej są jakieś doznania... no właśnie, więc po kiego tureckiego ludzie ją biorą?
To "coś" najtrafniej można by nazwać "szczęściem". Nie jest to przyjemność, jak przy innych substancjach, nie jest to chichot nie do powstrzymania... to SZCZĘŚCIE. Coś, czego nie da Ci żaden inny drag. Ale oczywiście, standardowe "coś za coś" - jeżeli spróbujesz kiedykolwiek kodeiny, nie skończy się to raczej na pierwszym razie, a jeżeli spróbujesz heroiny, nie skończy się to prawie na pewno na pierwszym razie. No, chyba że hajsu nie ma...
Ach, ale to jest przecież TR, więc do rzeczy.
Opiszę swoją kilkuletnią przygodę z heroina, a zwłaszcza standardowy pierwszy raz.
24 sierpnia 1994, Nowa Dęba, piwnica bloku przy Jana Pawła 23.
Przytulna, ciepła, bezpieczna kryjówka moja i moich kolegów.
Substancje... muszę to pisać? No dobra, mniej więcej 300mg białej hery + trochę "odpału", nie jestem w stanie powiedzieć ile, ot, jedna porcyjka.
Zaczęło się tak, że nabraliśmy chęci spróbowania tajemnego specyfiku, którym handlowali ledwo-chodzący żule (o dziwo), i który też zażywali. W moim mieście w tych czasach było tego pełno.
Upatrzyliśmy jednego typa, który prawie na pewno miał trochę towaru i zagadaliśmy go. Z początku udawał głupa i próbował nas odgonić, potem jednak znienacka uśmiechnął się i dał nam z miejsca wyżej wymienione substancje (kosztowało nas to bodajże z 250 zł, porcje dla trzech osób - miał je przy sobie, gdyż szedł na "bazar", a tu nagle okazja sprzedania wcześniej za wyższą cenę). Koleś jednak był z tych troskliwych i zaproponował nam, że nas "wprowadzi". Zaniepokoił nas fakt, że zrobi to za darmo...
Udaliśmy się do naszej kryjówki, facet miał już przy sobie zapalniczkę, łyżkę, kwasek cytrynowy, pukawkę z kilkoma zestawami nowych igieł + jakąś rurkę, ba, przygotowany na tą "ewentualność". Coś tam zaczął gadać, ale i tak nic z tego nie rozumieliśmy, co to jest heroina i co to nie możemy poczuć. "Dobra, koleś, jebaj!" wypaliłem na głos zupełnie niechcący, ale on tylko się uśmiechnął :)
Hera na łyżkę, kwasek na łyżkę, zapalniczka sssium i gotujemy... po chwili zaczęło bulgotać, wrzeć. Koleś mówi: "Wyjmij se pasek z gaci i zaciśnij na przedramieniu". Po kilku korektach od strony kolesia udało mi się wykonać tą iście dziwną czynność. Typek zapodaje eliksir w strzykawkę, igła na strzykawkę i jebut... zabolało wkłucie, siedzę i czekam, zakładam pasek. Wstałem z fotela i... mmmm, kurwa, ja pierdole, o chuj, mmmm... (nie wiem, jak to opisać, więc użyje słów wyrażających wiele uczuć) Przez jakieś 20 min. leżałem na fotelu totalnie rozjebany, jedyne co mogłem zrobić to unieść powieki. Przypominało to nieco moją euforię po zdobyciu medalu w pływaniu, ale było o wieeele potężniejsze i byłem bardziej osłabiony niż pobudzony.
Po 23-24 minutach wstałem, już trochę bardziej sprawny. Moi towarzysze siedzieli i się chichrali, obaj już po wkłuciach, ale na mnie to tak nie podziałało. Typek zaczął tymczasem przygotowywać kreski do wciągania i nieco proszku do spalenia. Myślałem sobie, że skoro jest już tak dobrze, to czemu ma nie być lepiej? Zasnuffowałem szczyptę proszku, efekt się nieco polepszył, ale nadal było mi mało. Potem hera na blachę, od spodu zapalniczką, i rurką do ust... dziwny smak, raczej paskudny, ale efekt wart zachodu. Swoją drogą, miałem już w sobie tyle heroiny, że dziwię się, że przeżyłem (byłem mały i młody, dodatkowo pierwszy raz z jakimkolwiek opiatem) - a teraz dodajmy to, że jeszcze puknąłem w siebie kompot domowej roboty. Mało bo mało, ale zawsze coś. Po aplikacji "odpału" siedziałem (leżałem) na fotelu, praktycznie nie myśląc o niczym. Nie miałem na nic siły, ale też nie chciałem nic robić, tylko tak leżeć... i spać (zasnąłem po jakimś czasie)... ale na pewno nie chciałem obudzić się w szpitalu.
- Niedotlenienie, nie wiem co je spowodowało, ale omal nie udusił się we śnie. Zrobimy badania moczu i krwi, możliwe przedawkowanie narkotyku. Po prostu przestał oddychać...
- Ale jakoś żyje?
- Tak, jego koledzy zdali egzamin, zaraz zadzwonili po pogotowie, jeszcze chwila i byłoby po nim.
Nie bądźcie tak głupi jak ja, dobrze Wam radzę. Potem, po wyjściu ze szpitala, życie jakoś się toczyło, a ja cieszyłem się, że moi koledzy nie wpadli. Oczywiście wykryto u mnie herę, ale jakoś nie wszedłem w konflikt z prawem, nie wiem czy to za sprawą tajemnicy lekarskiej, czy popieprzonego wówczas prawa. Za to moja matka jakoś to zniosła - odbyłem z nią krótką rozmowę i jakoś się żyło.
Po tygodniu znów kompot i znów kilka chwil bycia Bogiem, potem coraz częściej i częściej... oto magia opiatów, nawet bycie niedaleko od śmierci ich nie odrzuci. Uważajcie :)
- 71018 odsłon
Odpowiedzi
...
mialo byc kilka slow a wyszla historia 16 lat zycia;) mysle ze podswiadomie myslisz ze skoro nie zabilo to i nie zabije. tak czy inaczej zycze szczescia w braniu lub nie-braniu jak sam wybierzesz. ogolnie pozdrawiam i zycze jak najmniej podobnych sytuacji.
:D
Rozjebała mnie ta linijka:
"Wstałem z fotela i... mmmm, kurwa, ja pierdole, o chuj, mmmm..."
Bardzo fajna notka, pozdrawiam :)
Dobre i mocne
Dobre i mocne