czarnoszary, niczyj kubrak (epizodzik z życia na oddz. zamkniętym)
detale
raporty misspill
- Jumbo jetting, czyli cechy ekstremalnych doświadczeń z Salvią Divinorum (ekstrakty 10-60x). A.D. 2008
- Amnezja schizofreniczki, czyli kolosalny rozgardiasz na struciu
- Spozierająca ciemną jasnością toroidalnie poskręcana, synestetyczna pustka.
- Kruczy prodrom psychozy, czyli koszmaru początki.
- Czarnoszary, niczyj kubrak (epizodzik z życia na oddz. zamkniętym)
- Samotna księżna dopamina w śnieżnej karocy zwanej ścierwem.
czarnoszary, niczyj kubrak (epizodzik z życia na oddz. zamkniętym)
podobne
Urokliwy wieczór na obskurnym oddziale żeńskim szpitala psychiatrycznego w bardzo nieprzyjaznej świetlicy ze ścianami wymalowanymi na zgniły zielonkawy kolor 'hospitale de la greene', jakimiś kubistycznymi bohomazami w jeszcze ciemniejszych odcieniach zieleni, uchylne na bok okna zasłonięte dużymi białymi, dziurkowanymi firankami. Nieciekawie. Substancja również nieciekawa, ot, zwykła benzodiazepina, często jednakże ubóstwiana, gloryfikowana, szeroko rozreklamowana, w każdym razie robiąca robotę. Najczęściej stosowana na oddziałach detoksu od alkoholu w formie zastrzyku IM, kiedy to pacjent ma drżenia odstawienne (delerki, nie mylić z delirium ;). Miorelaksant, uspokajacz. Droga ogarnięcia sobie - bez realnej potrzeby - wszem znana i przedreptywana, równie nieciekawa. Dawka: 5mg, co????! Oj, to nie będzie dobry raport.
Ciekawy jest natomiast przypadek kliniczny, czyli ja, me wytwory i okoliczności czasu. Choruję od 2011 roku na schizofrenię paranoidalną, chociaż diagnozy bywały różne, obecnie jest to połączenie choroby afektywnej dwubiegunowej ze schizofrenią (konglomerat pełnoobjawowych manii, depresji i schizofrenii). Mam za sobą 6 hospitalizacji, w tym jedną roczną, remisje (okresy zdrowia) mam niepełne, a rokowania niepewne. W tamtym czasie byłam po ciągach z LSD, DOC, DMT, metamfetaminą, amfetaminą i wpadłam w coś, na co kolokwialnie mówi się 'zawias' i przekonałam się na własnej skórze, że ZAWIAS to nie żaden wydumany urban legend, a realna prawda, która została przekazana na moje ręce. Zawiesiła mi się faza po amfetaminie i LSD dopalanych trawką co - klinicznie, z dużymi widełkami na potrzeby leczenia określane jest jako psychoza maniakalno-paranoidalna. Wzięcie narkotyku było czynnikiem spustowym reakcji biochemicznych w mózgu na ogromną skalę.
A teraz... Wyobraź sobie, że spędzisz odlotowe 3-miesięczne (okres trwania manii psychotycznej, później była paranoid, a potem depresja) wakacje w szpitalu all inclusive ze spacerniakiem i wyjściami, będziesz mógł czy nawet musiał być ciągle nastukany LSD, amph i THC. Żyć nie umierać? Ano...
W pierwszych dniach mojego pobytu dostałam zestaw must-have-must-do-deep-throat neuroleptyków i stabilizatorów (podczas całego pobytu neuroleptyki zmieniali ok. 7 razy), które nijak nie trykały twardej pokrywy odlecianej czaszencji. Dodatkowo można było doraźnie dogryzać, co się praktycznie rzewnie podoba, a że stan "bardzo ciężki" (psychiczny, a ponadto fizyczny, m.in. 170 puls) - lekarz mnie znał już wcześniej parę dobrych lat - to mogę ładować z byle powodu, byleby było miło, oczywiście z drobnymi odstępstwami, bo tak to na początku mniej więcej wygląda.
"Gdzie moje Valium?!" - przypomniała mi się scena z Przerwanej Lekcji Muzyki. Cholera, wypadałoby skosztować i przekonać się jaki to ananas z tego owianego legendą Valium. Ok. Przekręt na stopie, ogarnięte, pretekst: na sen. Wstawiłam wspólny czajnik na wodę na petardycznie mocną kawę, żeby mnie nie zgięło tak od razu do snu, bo wtedy nici z próby badawczej. Chlup, chlup, chlip, Aaaaaa! Dobra kawka sypana.
Rozsiadłam się na wielkim miękkim fotelu naprzeciwko firanek, późny wieczór 21, na słuchawkach elektroniczny ambient Alva Noto - Xerrox Vol. 2 (https://www.youtube.com/watch?v=GYhXa3FLdQc), 'ambient z kserokopiarki', ale głęboki i majestatyczny, żaden tam elegancik pod krawatem, a nawet gdyby to... Podsuwam sobie drugi fotel pod nogi i w pozycji leżącej wciskam przycisk 'play'.
~21:00 (T)
Pod zamkniętymi powiekami przelatuje mi kończący się dzień, w centrum twarz, która morfuje się w różne napotkane en face osób z oddziału, znajomych etc. i przeróżne dziwaczne wyrazy mimiczne, różne kombinacje kolorowych, abstrakcyjncych wzorów organicznych.
(T+0:10)
Relaks nadchodzi, mięśnie luzują bardzo przyjemnie. Zatapiam się w dźwięk, czuję dźwięk całą sobą, palcami dotykam strun kserokopiarki, plecy stanowią twardy basowy monolit, chłodny, tak jakbym leżała na metalowym stole, a który zarazem jest absolutnie komfortowy.
(T+0:20)
Niektóre wrażenia narastają by inne mogły odejść, osunąć się w podświadomość. Ciemny, kręcący się tunel przede mną blaknie, wizje pod powiekami bledną, robi się całkowita ciemność z delikatnymi szarymi fraktalikami, przy otwartych oczach ruszająca się pod wpływem wiatru firanka fajnie zmienia kształty, jest to w jakiś sposób inne, dziwne, misterne ale trudno opisać ten specyficzny urok psychozy. Kwas ustępuje miejsca, schodzi nam na boczny tor, bo kolory wyraźnie bledną, wszystko jest spowite przenikliwą szarością. Klarowne, jasne dźwięki docierające prosto do małżowin usznych wydają się ogromnym koncertem nicości.
(T+0:30)
Głębiej. Powoli przestaję całkowicie czuć ciało, nie widzę nic, ciemno, pode mną ciemno, przede mną też, nie czuję nic, TYLKO MUZYKA i ja jako punkt. Dysocjacja, deprywacja bodźców czuciowych, wizualnych, węchowych, smakowych, pozostaje dźwięk, wyolbrzymiony do granic. Wielki monolit pustki i geniuszu muzyka. Jestem planem, na którym wydarza się muzyka, spowitym w czarny płaszcz. Nic mi nie przeszkadza z zewnątrz, w głowie cisza spokój, jest tylko odbiór, jest taaaaak dobrze, jak w łonie matki, taaaak dobrze..... Jawa, sen, jawa, sen, pomiędzy jawą a snem, niebo nihilistów...
(T+0:50)
Srut! - pani pielęgniarka zrywa słuchawki z uszu - "Godzina 22, kable do dyżurki!!!" - odlot całkowicie znika, a ja znów jestem rozbudzona do granic i wkurwiona, idę na fajkę do palarni (kto był w szpitalu ten wie jakim ważnym rytuałem jest wspólne palenie ognia). Chciałam lek na sen a teraz nie zasnę, rozbudzono mnie, a więc i pointy zabrakło. Poszłam do łóżka, by po chwili wykatapultować się z niego i parokrotnie wrócić by znowu wystrzelić jak z procy. Ale swoją drogą - niesamowicie pozytywnie zaskoczył mnie diazepam w początkowej fazie choroby, zwłaszcza jego grafitowa otoczka i koszmary diazepinowe. Dawano mi go co jakiś czas, potem przerzuciłam się na mocniejsze benzo. Mam pomysł na jeszcze niejeden raport z Psychiatrii, być może ponownie wystąpi diazepam.
- 14122 odsłony
Odpowiedzi
"obskurny" pochodzi od słowa
"obskurny" pochodzi od słowa "obscure" - zasłonięty.
w jaki sposób realizuje sie "ciągi na LSD", biorąc pod uwagę, że tolerancja praktycznie wyklucza branie go w ciągach, ponieważ dawki muszą wzrastać wykładniczo?
I proszę, nie używaj więcej nieistniejącego słowa "firana".
Skorygowałem parę innych błędów.
Z chęcią przeczytałbym raport z "zawieszenia się tripa", żeby nie było, że to tylko urban legend.
Dziękuję za eleganckie
Dziękuję za eleganckie poprawki! LSD w ciągach jak najbardziej, po prostu czasem niektórym brakuje woli i mogą mieć 20x słabiej, doskonale zdają sobie z tego sprawę, ale już, natychmiast.