[mxe 250-300mg] "na granicy - nowe plateau(?)" czyli działanie bliższe pcp
detale
Etizolam: 5mg
[mxe 250-300mg] "na granicy - nowe plateau(?)" czyli działanie bliższe pcp
podobne
Prolog
Jestem aktualnie ponad tydzień od tripa na MXE, którego planuję tu opisać. Napisałem wcześniej wstępny TR około 24h od zakończenia działania, teraz postanowiłem go przepisać, zmodyfikować treść i dodać przemyślenia i wizje, które przypomniały mi się wraz z upływem czasu. Czemu go piszę? Dlatego, że zupełnie zaskoczyło mnie działanie MXE, dodatkowo zaliczyłem tzw. "przypał", a poza tym myślę, że będzie to bardzo ciekawe w czytaniu,. Chociaż w opowiadaniu przeżyć z tripów nie jestem najlepszy, to postaram się zainteresować tym tekstem na tyle, by choć część dotarła do końca.
Trochę o mnie, moja historia (nie musicie tego czytać, ale warto dla zachowania ciągłości TR)
Cierpię na nerwicę serca, ale jej negatywne objawy już właściwie się nie pokazują. Wybrałem MXE jako substancję, z którą chciałem mieć "dłuższy kontakt", ze względu na to, że ma znikome działanie serotoninowe (choć na forum, po napisaniu pierwszego TRa, naprostowali mnie, że MXE ma jednak dość znaczne działanie na serotoninę i jest SRI, podobnie jak DXM, którego uwielbiam). Zależało mi na znikomym działaniu na serotoninę, ponieważ przyjmuję paroksetynę w dawce 20mg/d (dawniej 40mg/d). Obawiałem się nadmiernej stymulacji przy połączeniu SSRI+SRI, a nie chciałem przerywać kuracji na 2 tygodnie (przybliżony okres, w którym po odstawieniu leku przestaje on blokować wychwyt zwrotny serotoniny).
Byłem kiedyś prawdziwym dekstronautą, starsi wyjadacze z działu DXM mnie zapewne pamiętają. Mam za sobą ponad 200 tripów na DXM, przeważnie były to dawki na 3 plateau (675-900mg), moja maksymalna dawka to 1425mg + 4mg alprazolamu. Z dystansu mogę ocenić, że były to jedne z najlepszych chwil w moim życiu, DXM ukształtował sposób w jaki patrzę teraz na świat i zostanie on na zawsze w mym sercu, jednak nie zamierzam go brać, przynajmniej dopóki biorę SSRI.
Miałem ochotę odkleić się od dawna, ale od sierpnia 2010 roku miałem ledwie kilka tripów na deksie, bo nie chciałem odstawiać SSRI, które pomagały mi na objawy nerwicy, głównie kłucie w sercu, uczucia duszności, drętwienie kończyn i bliżej niezydentyfikowane bóle w różnych okolicach ciała. Dodam jeszcze, że aktualnie moja kuracja składa się z paroksetyny, olanzapiny i depakiny. Po tych lekach odzyskałem zupełną stabilizację umysłu. Do tego biorę co jakiś czas benzodiazepiny, jednak byłem od nich uzależniony, więc ograniczam je do minimum, aktualnie jedynie zamawiam etizolam, bo działa przeciwlękowo identycznie jak alprazolam, a nie jest przypałogenny.
Wstęp właściwy
Dnia 10-10-2014 wziąłem nieco MXE, żeby sprawdzić reakcję organizmu, była to dawka odpowiadająca około 300-375mg DXM. Zadziałała idealnie, nie miałem żadnych kardiofaz, które zdarzają mi się czasem przy braniu dragów od czasu, gdy złapałem pierwszy atak nerwicowy, więc dorzuciłem drugą dawkę MXE, już dużo bardziej soczystą, niestety nie mam wagi więc dawkowanie nieznane. Działanie było na poziomie 750-900mg DXM. Miałem liczne CEVy i OEVy, nieco podobne do tych deksowych, ale jeszcze bardziej ruchome. Było bosko. Na drugi dzień obudziłem się o 13 i miałem dziwny chód, ale zgoła odmienny od robowalkingu do którego przyzwyczaił mnie DXM (a może po prostu zapomniałem, że to tak wygląda). Mowę miałem kompletnie zjebaną, mimo tego, że minęło około 12h od zarzucenia właściwej dawki. Mama (która jest tolerancyjną osobą, wie o moich zamiłowaniach do dragów) od razu zrozumiała, że coś brałem, ale jako że umysł działał mi sprawnie to wszystko było ok. Pomagałem w domu, posprzątałem w pokoju, czułem się bardzo dobrze i pozytywnie. Matka uznała, że pewnie ćpałem jakieś depresanty i po prostu przedobrzyłem, i dlatego moja mowa jest tak bełkotliwa a chód niepewny. Kiedyś moja mama najadła się dużo stresu przez to, że brałem na umór depresanty (kodeina, fenobarbital i benzodiazepiny), żeby choć na chwilę ulżyć swojej nerwicy. Robiłem wtedy dużo głupich rzeczy, i choć nie żałuję tych czasów, to przykro mi, że moja mama musiała na to patrzeć.
Wstęp do DRUGIEGO TRIPA - TREŚĆ OBOWIĄZKOWA
Dzień po poprzednim tripie byłem bardzo zachwycony działaniem MXE, jego lajtowym wpływem na organizm, zero bodyloadu ani kardiofaz, więc postanowiłem zrobić coś na podobę dnia poprzedniego. Wziąłem 5mg etizolamu, żeby zabezpieczyć się przed kardiofazami i ewentualną paniką. Zaraz potem zarzuciłem małą dawkę i udało mi się wstrzelić w stan odpowiadający 375-450mg DXM. Mama zauważyła, że jestem znowu nieco niepodobny do siebie, ale dalej nie było żadnego problemu. Porozmawiałem z nią, powiedziałem, że dostałem to cudo od kumpla w prezencie i testuję, żeby się nie martwiła. Minęły z 3h i było około godziny 21:00, więc postanowiłem wrzucić dawkę właściwą na tripa, ale stwierdziłem, że chcę jeszcze mocniej niż dnia poprzedniego, więc wziąłem na oko 1,5-2 razy więcej. Wsypałem pod język i położyłem się czekając na efekty. Efekty były mizerne, co prawda były CEVy dość solidne, ale bodyload był znikomy, więc mój umysł uznał, że trzeba dorzucić bo musiałem się jebnąć w dawkowaniu. W tamtym momencie moja ocena sytuacji była poważnie zaburzona, zarzuciłem zdecydowanie zbyt dużo. Poszło pod język i kładę się, a tu nagle trip się zaczyna, to chyba z poprzedniej dawki. Jest na prawdę mocno, a ja pod językiem mam kolejną dawkę MXE, jednak postanowiłem nadal trzymać ją w ustach.
TRIP WŁASCIWY - TREŚĆ OBOWIĄZKOWA (!!!)
Zaczęło się kosmicznie mocno. Zupełnie przestałem rozpoznawać swój pokój. Zaczęło się wypełnianie przy zamkniętych/otwartych oczach pokoju teksturami, w większości ruchomymi, coś w stylu spływającej wody, albo tapety która cała się rusza, w sensie jakby coś ją wciągało w dół. Ściany już nie istniały, były za to przednie widoki - pamiętam lasy, jazdę samochodem wśród drzew, mijałem znaki, co jakiś czas był zakręt, czułem to fizycznie, czułem jakbym rzeczywiście był w samochodzie, lecz jakbym jechał po zupełnie gładkiej drodze. Tak jakby samochód sunął z niesamowitą płynnością. Widziałem też widoki miast, leżałem na chodniku/ulicy i ludzie przechodzili, mój mózg interpretował muzykę jako dźwięki otoczenia. Od czasu do czasu wizje znikały i zaraz tworzyły się nowe, przeważnie przelatywałem tam razem z moim łóżkiem, by wylądować, po czym łóżko znikało a wokół pojawiały się niesamowite scenerie, niestety bardzo dużo rzeczy nie pamiętam, możliwe że przez etizolam, który zarzuciłem jako "zabezpieczenie". Nie mam pojęcia ile to trwało, muzyka, która przygrywała przy tych wizjach to Atomine Elektrine - Archimetrical Universe, przetestowana wiele razy na tripach DXMowych, zawsze wysyłała daleko. Zaburzenia czasu były nie do opisania, czułem się jakbym był tam godzinami (po tripie uczucie zniknęło, tylko w trakcie tripa mam wrażenie, że siedzę wśród tych wizji wieczność, jak analizuję to na następny dzień to trudno mi znowu poczuć stan tego zaburzenia czasowego). Jednak nagle zyskałem skrawki świadomości, wizje zniknęły, ja ujrzałem ponownie swój pokój, szybko zebrałem myśli i okazało się że...
...ja NADAL mam pod językiem drugą dawkę MXE.
Szybko zebrałem myśli i postanowiłem czym prędzej połknąć dawkę, coś mi wtedy mówiło, że jeżeli ją szybko połknę, to nie zadziała, moja ocena sytuacji była na prawdę mizerna. Trip rozpoczął się ponownie, po połknięciu zostałem od nowa odłączony po zamknięciu oczu, doszła zupełna depersonalizacja, zapomniałem kim jestem, zapomniałem czemu akurat mnie to spotyka, pamiętam tylko tyle, że wydawało mi się, że nie jestem ani żadną osobą, ani niczym co można opisać, byłem czymś w rodzaju związku istot, uczuć, przedmiotów itp.
Na prawdę chciałbym powiedzieć wam, jak to wyglądało czasowo, ale nie miałem wtedy pojęcia jak sprawdzić godzinę, nie interesowało mnie to, byłem pochłonięty wizualami. Nigdy w życiu nie byłem tak zmasakrowany ilością tak "aktywnych" i ruchomych CEVów/OEVów (nie wiedziałem nawet czy mam zamknięte czy otwarte oczy). To samo było z całym uczuciem dysocjacji, depersonalizacja była na tak abstrakcyjnym poziomie, że nawet nie da rady tego wytłumaczyć. Co jakiś czas przypominałem sobie skrawki mojego życia, ale za każdym razem gdy pojawiała się w nich jakaś osoba z rodziny, to wydawało mi się, że nie jest ona osobą, tylko jest złożona z kilku rzeczy, trudne do wyjaśnienia, ale tak jakby każda z tych osób była zlepkiem kilku innych osób. Widziałem maszyny w stylu kołowrotów, albo coś w stylu ostrzy do piły. Robiły cały czas tę samą czynność, ale w głowie miałem przekonanie, że mimo tego, że robią cały czas to samo, to wynik w zależności od czegośtam (już nie pamiętam) będzie inny. W momentach w których znikały wizuale, można to nazwać chwilowymi momentami "trzeźwości" otwierałem oczy i starałem się zebrać myśli. Zerkałem na pokój i byłem przekonany, że to tylko jedna z wielu kopii tego pomieszczenia, które są połączone oknami (coś w stylu filmu Cube), tyle, że ja w tamtej ścianie nawet nie mam okna.
Do tego wydawało mi się, że mam halucynacje słuchowe, albo po prostu mój mózg inaczej interpretował to co leciało w słuchawkach. W momentach jak wizuale zbierały się w kupę i zanikały a ja przylatywałem (dosłownie, widziałem jak moje łóżko przylatuje z powrotem na swoje miejsce) słyszałem dźwięk czegoś w stylu brzęczenia/jazgotu/ekstremalnie zmodulowanego głosu.
EKSTREMALNA DYSOCJACJA, TELEPANIE SIĘ, LOSOWE RUCHY I RZUCANIE SIĘ JAK DZIKUS + "PRZYPAŁ"
W tym momencie, miałem w organizmie - jak teraz podsumowuję, 250-300mg MXE, może jeszcze więcej. Wywnioskowałem to jedynie z tego, co zostało w dilpacku. CEVy i OEVy zaczynały ustawać (przynajmniej tak mi się wydawało, teraz jak przypominam sobie części tripa to miałem je nadal, tylko przestałem być zupełnie świadomy, że je mam). Dalszy opis będzie już pełen chaosu, nie wiem jaka była kolejność czegokolwiek, a jedynie moja mama zna godziny, w których co się działo, jednak nie chciałem jej męczyć pytaniami, bo była dość zdenerwowana niańczeniem mnie - ale o tym poniżej.
W tym czasie nie byłem już w stanie zrobić nic, byłem w pełni w m-hole, chociaż czasem miałem minimalne przebłyski świadomości, w których widziałem mój pokój, albo jego część, i starałem się wtedy próbować zrozumieć co się ze mną dzieje. Czasem nawet zdarzało mi się wstać, by coś zrobić, ale nie wiedziałem po co to robię, więc jedyne co robiłem to zupełnie losowe rzeczy, tak jakbym oczekiwał na zupełnie inne rezultaty tych działań. Przykładem tego było moje wstanie, zapalenie światła, szukanie czegoś po pomieszczeniu i potem zgaszenie światła i padnięcie (zupełne odklejenie się od świata) na podłogę.
Potem zaczęły się drgawki, dodatkowo wyginało moje ciało w różne pozycje, a raczej ja je wyginałem, byłem pewien że mam nieograniczoną przestrzeń jako że nie widziałem nic, miałęm pustą przestrzeń przed oczami, turlałem się i rzucałem jak podczas egzorcyzmów, spadałem z łóżka i dużo hałasowałem. Uderzałem się o meble, wstawałem, zapalałem światło, gasiłem światło by położyć się na łóżku i znowu odkleić, żeby doświadczyć tego samego - ekstremalnej i nieuzasadnionej nadpobudliwości ruchowej.
Było około godziny 24:00 (wiem z opowiadań mamy). W pewnym momencie weszła moja mama, coś spytała, akurat siedziałem na łóżku z głową opuszczoną w dół i rękoma dotykałem podłogi. Nie wiem co spytała, nie uznałem jej za realny byt, nic nie odpowiedziałem, lub coś bełkotałem, nie pamiętam. Zrozumiałem, że to rzeczywiście moja matka dopiero około godziny 3:00. Teraz opiszę w punktach co pamiętam/udało mi się dowiedzieć od mamy, ale w porządku losowym (chronologiczny jest nie do ustalenia). Aha, i warto dodać, że była ze mną przez 3h, a ja myślałem że tylko 2 razy się z nią spotkałem.
1. Rozładowała mi się bateria w mp3, miałem chwilowy przebłysk świadomości i jakimś cudem udało mi się wyciągnąć baterię i podłączyć do ładowania. 2. Zapomniałem, że ładuje się bateria do mp3. Zniknęły mi gdzieś słuchawki, mama mówiła, że cały czas na nich leżałem. Przewaliłem pół pokoju, powyrzucałem wszystko z plecaka, przyglądałem się każdemu przedmiotowi, ale nic nie mogłem zrozumieć. Z opowiadań matki wiem, że ona układała wszystko na swoje miejsce, bo ja rzucałem/odkładałem wszystko w losowe miejsca w pokoju.
3. Mama położyła mnie do łóżka, zacząłem mieć obsesję na punkcje żyrandola, najpierw na leżąco próbowałem go chwycić (mimo, że był kilka metrów dalej, ale to typowe zaburzenia odległości po dysocjantach). Potem zacząłem bełkotać, wstałem (przewracając się po drodze) i zacząłem go szarpać.
4. Leżąc w łóżku nagle zacząłem odzyskiwać skrawki świadomości, mama po cichu pytała co brałem, próbowałem odpowiedzieć, ale po chwili cały sflaczałem (totalne odklejenie), szyja wygięła mi się do tyłu i odkleiłem się zupełnie.
5. Na leżąco próbowałem "iść" w stronę czegoś, co w rzeczywistości było ścianą, przykurwiałem kolanami z całą mocą, przez kilka dni miałem bardzo mocne bóle kolan.
6. Miałem momenty zupełnego zdziczenia, rzucałem się, wiłem, ruszałem losowo kończynami, egzorcyzmy w filmach to nic w porównaniu z tym co działo się ze mną.
7. W niektórych momentach kopałem nogami i rzucałem rękoma kołdrę i poduszki, by po chwili się uspokoić. Matka układała wszystko z powrotem na swoje miejsce.
I teraz najdziwniejsze: Po 3:00 odzyskałem na chwilę świadomość. Doczołgałem się do maszynki do papierosów i zrobiłem z wielkimi trudnościami papierosa, by po chwili wstać jak trzeźwy (tak przynajmniej opowiadała mama) i iść na dół na papierosa. Zszedłem po schodach i zacząłem palić. Mama poszła do łazienki, ale po chwili zeszła na dół. Zaczęła pytać o różne rzeczy, ale NIC nie rozumiałem, słyszałem, ale nie rozumiałem, spytałem kilka razy "co?" ale potem zrezygnowałem, powiedziałem jedynie "Przepraszam, dostałem w prezencie, nie wiedziałem, że tak zadziała". Minęło kilka chwil i nagle zrobiłem kilka szybkich wdechów i wydechów, jeden wdech iii...odkleiło mnie, szyja sflaczała, głowę wygięło mi do tyłu i osunąłem się na sofę, mama szybko wzięła papierosa, żebym nie podpalił domu. Podczas tego doświadczenia obraz został zniekształcony i zmieniony w coś innego (niestety nie pamiętam co to było), całe pomieszczenie w moich oczach przekształciło się w zupełnie inny krajobraz, straciłem kontakt w 100%, ale trwało to chwilę, tak mi się przynajmniej wydaje.
Po kilku chwilach odzyskałem świadomość ponownie, doszedłem ledwo do góry i się położyłem. CEVy i OEVy były obecne, ale nie zwracałem na nie uwagi, zupełnie jakby to było coś normalnego. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, ale wydaje mi się, że momentalnie.
Podsumowanie
Obudziłem się o godzinie 13:20. Dopiero rozmawiajac z mamą dowiedziałem się o wielu z tych rzeczy, że nie była moją wyobraźnią, tylko niańczyła mnie przez 3h. Była obecna przez praktycznie całą ekstremalną część tripa, a ja nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zaprowadzała mnie do łóżka, odkładała przedmioty na swoje miejsce itp.
Nic co tu napisałem nie było zmyślone. Wydarzyło się naprawdę, jakkolwiek dziwnie by to wszystko nie wyglądało. Dodatkowo prosiłbym o nieocenianie mnie na podstawie tego tripa. Przez wszystkie 214 tripów na DXM nigdy nie miałem żadnego tzw. "przypału" i przeważnie biorę substancje w miarę odpowiedzialnie.
Konkluzja: Uważajcie na wysokie dawki MXE. Dla osoby bez tolerancji (albo gdy tolerka już spadła do zera) może to wyglądać podobnie do mojego doświadczenia, a raczej nikt nie chce wyjść poobijany z tripa. DXM działał na mnie tak, że przy wysokich dawkach po prostu mnie odklejało i leżałem na łóżku praktycznie w bezruchu. W przypadku MXE byłem bardziej ruchliwy, a tak właściwie to ekstremalnie ruchliwy.
- 29784 odsłony
Odpowiedzi
Pozdrowienia dla mamy.
Pozdrowienia dla mamy. Pozazdrościć takiej, święta kobieta.
Mama
Zgadzam się. W czasie lektury czekałam na moment, aż wybuchnie - o jeden rzut poduszką za dużo... ;)
"I właśnie to co najlotniejsze, to, rdzeniem jest wszechświata, to rzeczywistość, to Atman. TO JESTEŚ TY..."
Na następny dzień nie była
Na następny dzień nie była zbytnio zadowolona, a nawet była dość mocno wkurwiona, jednak uważa że jestem pełnoletni, zarabiam, więc to ja decyduję o swoim życiu. A że wie dość dużo o substancjach które brałem/biorę (w większości przypadków sam jej o tym mówiłem, tak mnie nauczyła, żebyśmy nie mieli przed sobą tajemnic, to na prawdę jest dobre i zdrowe dla całej rodziny!) to jest poinformowana i wie jak postępować jak przesadzę. Najbardziej mi było przykro z tego powodu, że czuła wewnętrzną potrzebę żeby mnie niańczyć podczas gdy ja nie byłem świadom niczego. Przeze mnie nie wyspała się, a następnego dnia musiała iść na imprezę. Moja mama to wspaniała osoba, na prawdę. Sam bym nie był taki cierpliwy dla siebie samego.
Zgadzam się w 100%
To wg mnie najlepsze możliwe podejście. A co niańczenia - mamy tak mają w stosunku do swoich dzieci. Ta kwestia nigdy nie będzie podlegała u nich negocjacji.
"I właśnie to co najlotniejsze, to, rdzeniem jest wszechświata, to rzeczywistość, to Atman. TO JESTEŚ TY..."
Cieszę się, że tak sądzisz,
Cieszę się, że tak sądzisz, bo na forum [h] jak napisałem jak to u mnie wygląda, to napisali, że kompletna patologia, no cóż...
A tak w ogóle to kilka dni później mama znowu mnie spotkała jak byłem pod wpływem MXE, ale tylko spotkaliśmy się w korytarzu, co prawda opierałem się o ścianę, ale odpowiedziałem na kilka pytań i uznała, że nie potrzebuję "niańczenia", na następny dzień była zdenerwowana, że znowu to brałem, ale minęło troszkę czasu i zupełnie zapomniała o sprawie (tak po około dwóch dniach) i dalej nasze relacje są ok, bo wbrew pozorom, przynajmniej w moim przekonaniu, nie jestem jakimś podłym i fatalnym synem i staram się za wszelką cenę nie robić przykrości swoim rodzicom. A z tym opiekowaniem się podczas tripa to może i masz rację, szczególnie że jestem jej jedynym dzieckiem.
Powiedziała mi na drugi dzień po tripie z tego TRa, że mam sobie spróbować wyobrazić, jak ciężki dla niej był to widok, gdy widzi mnie w takim stanie. Bo jeżeli np. chodzę pod wpływem kodeiny, alkoholu czy jakichś lajtowych substancji to ona to w miarę ignoruje, bo nie sprawiam problemów i staram się być dobrym synem, ale rzeczywiście widok mnie wykonującego niezydentyfikowane i nieuzasadnione ruchy + zupełny brak kontaktu z zewnątrz wygląda paskudnie. I tak postanowiłem dziś, że prawdopodobnie kończę z MXE. Może kiedyś jeszcze spróbuję jakiegoś dysocjanta z ciekawości, a tak to wyczekuję jedynie momentu ozdrowienia, kiedy będę mógł rzucić leki i spokojnie tripować raz na jakiś czas na DXM, ale wtedy to już pewnie będę mieszkał we własnym mieszkaniu/domu.
Definicję patologii...
to każdy ma swoją, jak widać...
Widok dla mamy był na pewno ciężki, bo raczej nasi rodzice i im podobne roczniki nie bawlili się w młodości dysocjantami czy czym tam się możemy obecnie uraczyć. Dla nich to kompletny kosmos - mentalnie i technicznie.
Też jestem jedynaczką, ale najwięcej co zafundowałam mamie to wpadnięcie przez zamknięte drzwi do sypialni rodziców, najebana w sztok, zatrzymałam niemal w szafie. Ale tu wiedziała co robić, bo i uzywka rodzima w grze była ;)
"I właśnie to co najlotniejsze, to, rdzeniem jest wszechświata, to rzeczywistość, to Atman. TO JESTEŚ TY..."
A sam raport...
pochłonęłam jednym tchem i czoła chylę, bo wiem co to nerwica, a od niedawna także co to przypał kiedy się ją ma...
"I właśnie to co najlotniejsze, to, rdzeniem jest wszechświata, to rzeczywistość, to Atman. TO JESTEŚ TY..."