spotkanie z buddą - 27mg metoksetaminy
detale
27mg (±3mg), przyjęte podjęzykowo
MJ (dość często od kilku lat), kilka pojedynczych epizodów z jakimiś dropsami/ecstasy, różne dopalacze bardzo okazyjnie (nawet nie potrafię dokładnie powiedzieć co jadłem bo przeważnie ktoś miał i mnie częstował).
spotkanie z buddą - 27mg metoksetaminy
podobne
Zbierałem się już od jakiegoś czasu, żeby spróbować substancji, która pozwoliłaby mi zaglądnąć wewnątrz siebie, przeżyć oderwanie od rzeczywistości. Wybrałem Metoksetaminę i 4-HO-MET, gdzie pierwsze miało być delikatnym wstępem do drugiego, rozgrzewką.
Już kilka dni wcześniej ostrzegłem moją dziewczynę, że zamierzam coś wziąć. Wytłumaczyłem co to jest, jak działa, czego się można spodziewać, etc. Z podekscytowaniem wyraziła chęć zostania moim ewentualnym przewodnikiem podróży, gdybym zbaczał z właściwej ścieżki.
Muzykę ustawiłem sobie na laptopie i podłączyłem słuchawki - zamknięta akustyka i głośność ustawiona prawie na full, by móc ją lepiej "poczuć".
Jako podkład muzyczny przygotowałem sobie:
1) W Foobarze załadowane radia Hyperreal: HYPLO i HyperChill.
2) Playlistę na YouTube (głównie orientalne dźwięki do medytacji itp.)
Posiadam od niedawna wagę z dokładnością do 1 mg, lecz zrobiła mi małego psikusa. Zacząłem powoli wysypywać zawartość woreczka na powierzchnię wagi. Robiłem to powoli by wyczuć moment dla dawki 25mg (taki był plan). Gdy pojawiło się 27mg stwierdziłem, że dołożę i ściągnę na chwilę mały odważnik (5 mg) żeby sprawdzić czy waga wróci do takiej samej wartości. Waga zamiast wskazać nową zwiększoną wartość, wyzerowała się. Więc nie wiem czy to aby na pewno było 27 mg – może więcej, a może mniej... Ale bądź co bądź, błąd pomiaru: ± 3 mg.
START
T=16:30 - Zlizałem proszek z wagi zarówno górną jak i dolną powierzchnią języka. W ustach wszystko zebrałem w małą porcję śliny i umieściłem pod językiem. Położyłem się już na łóżku i włączyłem muzykę z YT. Przez 5 minut wcierałem substancję pod językiem, aż w ustach miałem wannę śliny.
T+5 min – Połknięcie wszystkiego i popicie łyczkiem wody. Odczucia: Delikatne zdrętwienie języka , warg i podniebienia. Skojarzyło mi się z wizytą u dentysty. Zamykam oczy i oddaję się muzyce, co mniej więcej 2 minuty spoglądając na postawiony zegarek.
T+17 min – Pierwsze zauważalne efekty. Po otwarciu oczu obraz zrobił się mniej płynny. Poczułem, że odpływają ode mnie siły. Ogólnie samopoczucie podobne jak po wypiciu alkoholu i następnym spaleniu MJ... Zaczynają się bardzo delikatne i subtelne CEVy – oprócz czerni po zamknięciu oczu zaczynają się pojawiać inne kolorki i stają się coraz żywsze, jaskrawe.
T+22 min – O tej godzinie ostatni raz zerknąłem na zegarek przed nastąpieniem totalnego peaku. CEVy przybrały na sile, zacząłem widzieć wirujące, płynące figury geometryczne. Od tego momentu opis dotyczy długiego CEVa, który to co chwilę się zmieniał i trwał 16 minut. Całość wizualizacji składała się ze scen przedstawionych biało-czerwoną kreską na czarnym tle.
Nagle cały obraz, który aktualnie miałem przy zamkniętych oczach zapadł się, tak jakby pękła szyba wyświetlacza, który to pokazywał. Zacząłem spadać w tę przepaść, utworzoną z pęknięć w czerwonej ziemi, tworzonych przez to spadające szkło. Spadałem zaraz za nim, CZUŁEM jak spadam, wiatr chłodził całe moje ciało. Szkło nie spadało tak przypadkowo, zdawało mi się, że są to tarcze mojej osobowości, które torują mi drogę. Mimo to co jakiś czas (pojęcie względne...) „kamera się oddalała” i widziałem siebie spadającego w dół.
Nagle wylądowałem i zacząłem biec. Tarcze w kształcie szkła zamieniły się w psy (wilki?). Ale nie była to taka szczegółowa wizja, wszystko było przedstawione bardzo prosto zwykłymi kreskami, lecz ja jakby wiedziałem i czułem , że to ma reprezentować psa. Te co jakiś czas gryzły kogoś, a właściwie pożerały. W końcu się zatrzymałem i skoczyłem w góóóóóóórę i... zacząłem lecieć. Barwy zmieniły się (interpretacja szybkiego przemieszczania się?) czerwony zniknął , teraz obraz był zbudowany z przerywanych srebrnych linii na czarnym tle. Udałem się w podróż po świecie , który to ja sam kreowałem. Pomyślałem o Paryżu , poleciałem do Paryża, wylądowałem na wieży Eiffla, wchłonąłem ją w siebie, jakby stała się moją częścią. Zleciałem na ziemię, tam chwyciłem moją dziewczynę za rękę i poleciałem przez park. Mimo, że nigdy nie byłem w Paryżu i nigdy nawet nie przyglądałem się fotografiom okolicy wieży Eiffla to byłem w tej chwili święcie przekonany, że właśnie tak wygląda ten park.
W pewnej chwili dziewczyna zniknęła, wszystko zniknęło, rozpłynęło się, poleciałem ku niebu. Zacząłem pikować w kierunku ziemi, ta rozbiła się na kawałki jakby była niewiele większa ode mnie. Wchłonąłem wszystko to co z niej zostało, poczułem się jeszcze silniejszy. Ogólnie czułem się jak Bóg, jakbym był nieśmiertelny, wszechwiedzący i wszechmocny.
Wszystkiemu temu towarzyszyła czerwona poświata. Sprawiało to , że czułem cały czas ciepło, bezpieczeństwo. Odleciałem w kosmos, poczułem że wchłonąłem już wszystko, wiem wszystko i nie mam sobie równych. Wtedy zmieniła się muzyka na liście – zdecydowanie zwolniła i stała się wyraźniejsza, dzwoneczki etc.
Zacząłem tworzyć przedmioty, jakbym sprawdzał możliwości mojej boskiej mocy. Myślałem o czymś i to coś pojawiało mi się wibrując w czarnej nicości w kolorach czerwieni i białego. Oprócz przedmiotów tworzyłem różne... efekty? Na przykład nagle zaczął padać na mnie deszcz, który normalnie czułem na sobie, był jak chłodna ulga w upalny dzień. Potem światło zaczęło latać wokół mnie i kierować się w te miejsca, które wskazałem.
Nagle sposób projekcji CEVów uległ zmianie, pojawiły się wszystkie barwy. Zobaczyłem z lotu ptaka palące się miasto i zacząłem mówić do siebie (jak się później okazało nie mówiłem na głos, działo się to tylko w mojej głowie) układając rymy. Wydawało mi się, że są takie idealne, perfekcyjne, że mógłbym zostać pisarzem. Pozwolę sobie tylko dodać, że jak na trzeźwo zacząłem je powtarzać to okazały się raczej kiepskawe, ale wszystkie dotyczyły: ciepła, symbolu trójkąta, ognia, morza i czakr.
Od tej chwili wszystko co widziałem, wydawało mi się idealne i perfekcyjne, poczułem się tak jak wszechmocny wśród ludzi, lecz ktoś inny był już bogiem. Ja patrzyłem jak on tworzy , chociaż mogłem to modyfikować.
Tutaj zapamiętałem szczegółowo wizualizację jakbym patrzył na plansze do gry w kulki (labirynt z dziurkami i kilka kulek latających w środku). Kulki były czerwone i były przez kogoś kierowane – nie spadały grawitacyjnie w dół, nawet gdy plansza została odwrócona do pionu.
Potem zacząłem lecieć przez tunel w takim labiryncie i na miejscach lecących na mnie kulek pojawiały się sześciany , który to następnie rozbijałem na kawałki.
Następnie odczułem zmianę stanu skupienia ciała, którym się poruszałem. Zacząłem zmieniać się kolejno w ciesz, gaz, ciecz, gaz by znów powrócić do ciała stałego i lecieć dalej przed siebie.
Ostatnią wizualizacja, którą dobrze zapamiętałem, to że próbowałem otworzyć oczy (nie wiem czy naprawdę czy tylko mi się wydawało – ale o tym później) i gdy udało mi się lekko uchylić powiekę po wielkich trudach, to nagle wleciałem między powiekę a oko. Czułem się jak w szybie wentylacyjnym i strzałki (ponownie czerwone...) wskazywały mi właściwy kierunek ucieczki (bo tak się czułem, jakbym uciekał). Resztę pamiętam tylko w strzępach.
Co jakiś czas widziałem na pierwszym planie urywki takiego filmiku z YT „psychodelic movie” czy coś takiego, który to oglądałem dzień wcześniej.
T+38 min – W tej chwili dopiero mogłem otworzyć oczy i tak też zrobiłem. Żałuję, bo przez to straciłem te wspaniałe CEVy! Pokój na początku wydał mi się szary w porównaniu do tego co widziałem. Poczułem, że strasznie chce mi się sikać... Najpierw chciałem to stłumić, ale nie mogłem wytrzymać, więc śmiejąc się na głos powiedziałem „Mam problem... Muszę siku!” i ruszyłem do łazienki. xD
Pierwszy kontakt z dywanem – MASAKRA! Kilkunastoletni , wytarty dywan wydał mi się niesamowicie miękki i puszysty... Mało tego! Moje stawy, moje ciało, WSZYSTKO wydało się takie „pluszowe”.
Był plus, musi być i minus: Ściągnięcie słuchawek wyrwało mnie z tego wspaniałego pluszowego świata. Wszystko wydało się szare, nudne, rutynowe, takie samo, skopiowane. To muzyka była napędem mojej podróży, ona nadawała jej tempa. To jakby muzyka była środkiem powodującym to wszystko, a nie sam proszek... Powstał dylemat – kolorowy świat, czy ten nudny. No ale niestety musiałem za potrzebą...
Bez problemu poradziłem sobie ze wszystkim, spokojnie wróciłem do pokoju i położyłem się z powrotem. Chodziło się całkiem przyjemnie, mięciutko pod stopami, wszystko się jakby uginało, nawet od samego patrzenia się na to coś.
Po powrocie do pokoju zostawiłem oczy otwarte. Widziałem jedynie na suficie jakieś świecące delikatnie kształty, plamy, ale nic nadzwyczajnego.
T+52 min – Po zamknięciu oczu pojawiły się już trochę słabsze CEVy. Głównie kolorowe figury geometryczne, fraktale wirujące w przestrzeni i migające na różne jaskrawe kolory. Co jakiś czas zapadałem się w obrazie, wnikałem w niego i pojawiało się coś nowego. Sam mogłem określić kształt nowych formacji figur etc...
T+70 min – Faza się zdecydowanie uspokoiła, lecz dalej widzę różne ciekawe, subtelne CEVy.
Otworzyłem na chwilę oczy by zmienić muzykę i naskrobałem kilka linijek w notatniku na temat moich odczuć – żeby nie zapomnieć niczego.
T+126 min – Praktycznie koniec CEVów. Ponownie poszedłem do łazienki. Ogólne problemu z koordynacją ruchową, trochę jak po większej ilości alkoholu, lecz problemy były trochę innej natury. Kłopotem była zmieniająca się grawitacja – tak bym to określił.
T+195 min – Poszedłem na małe zakupy i przy okazji zaszedłem na kawę do Starbucksa. Następnie wracając do domu zaszedłem do kumpla na chwilę. Po kilku minutach normalnej konwersacji wróciłem do domu i jeszcze przed wejściem do klatki spaliłem małego joincika z MJ. Po dosłownie jednym buchu poczułem mocne mrowienie w caluteńkim ciałe i niesamowite rozluźnienie.
Było to tak intensywne, że aż się pospieszyłem i wbiegłem na górę.
Tam otworzyłem sobie piwko i zaczepiony przez współlokatorkę zacząłem z nią rozmawiać. Nie miałem z tym większego problemu, mimo że nadal odczuwałem mrowienie w całym ciele i czułem się trochę jak z gumy. Ale nie poczułem już nic więcej z tej fazy po spaleniu MJ. No ale trudno, następnym razem.
T+ 270min – Zbieram się do pisania TR pijąc piwko. Nie odczuwam już żadnych efektów ani Metoksetaminy, ani MJ. Jedynie lekkie ogólne zakręcenie jakbym wypił trochę więcej niż te 2 piwka.
Podsumowując...
Ogólne wrażenie: MASAKRA.
Nie wiem czy dostałem inny towar niż chciałem, czy też w ten sposób reaguje na takie substancje osoba z zerowym doświadczeniem jak ja... czy też po prostu to tak działa, ale jestem bardzo zadowolony. Nie mogę porównać, bo żadnego dużego doświadczenia nie mam, nawet z DXM, ale ogólnie podsumowałbym to jako mindfuck. I co ważne… OEVów nie było praktycznie w ogóle! Za to CEVy – rewelacja! Dlatego też warto trzymać oczy jak najdłużej zamknięte. Poczucie czasu NIESAMOWICIE zaburzone – szesnastominutowy CEV wydawał się trwać godziny. Bardzo często nie wiedziałem czy mam otwarte oczy czy zamknięte – ponoć bardzo charakterystyczne dla tej substancji. Warto zaopatrzyć się w dobrą listę muzyki – można również spróbować mojego zestawu. Muzyka była w tym tripie zdecydowanie najważniejsza. Jak już zaczęły się mniej hardcore’owe CEVy to co jakiś czas otwierałem oczy na chwilę żeby tylko szybko zmienić piosenkę do medytacji. Numerek 3 na liście wysyłał mnie to krainy najmocniejszych wrażeń. Muzyka do medytacji strasznie mi się udzieliła, jak się ogarnąłem po raz pierwszy to pomyślałem, że powinienem przyjąć ich filozofię, bo przecież ona jest jedyną słuszną etc. Cały czas czułem „obecność” Buddy – nic dodać, nic ująć.
To mój pierwszy TR - nie wiem na ile warto było się tak dokładnie rozpisywać, ale mam nadzieję, że komuś pomogę. Szczególnie, że o tej substancji wiadomo jeszcze dość niewiele.
EDIT:
Po ponad roku od tego TR pozwolę sobie co nieco dodać...
To był mój pierwszy trip w życiu na jakiejkolwiek substancji.
To jest chyba jedyne sensowne wytłumaczenie dlaczego, tak mała ilość wystarczyła na tak ładnego tripa.
Po tej podróży nigdy nie wystarczało mi mniej niż 50mg żeby w ogóle coś poczuć, zaś dawki na interesującego tripa oscylowały w okolicach 90-120mg – zależnie od oczekiwanych efektów.
Dlatego też jeśli ktoś chciałby spróbować pierwszy raz MXE, a nigdy NIC nie brał to około 30mg może być OK (choć nie musi). Jednak gdy ktoś próbował już innych specyfików, lecz MXE jeszcze nie to radzę zacząć od okolic 50mg.
Pozdrawiam
Tagi: metoksetamina, methoxetamine, metoksy, metoksa
- 31234 odsłony
Odpowiedzi
Piękny lot
Piękny lot, fajna relacja. Biorę się do słuchania tej twojej muzki!
Ile ważysz?
Ile ważysz?
Outstanding!
~ 75 kg
~ 75 kg
Pierwsza trip a kolejne dawki....
Po ponad roku od tego TR pozwolę sobie co nieco dodać...
To był mój pierwszy trip w życiu na jakiejkolwiek substancji.
To jest chyba jedyne sensowne wytłumaczenie dlaczego, tak mała ilość wystarczyła na tak ładnego tripa.
Po tej podróży nigdy nie wystarczało mi mniej niż 50mg żeby w ogóle coś poczuć, zaś dawki na interesującego tripa oscylowały w okolicach 90-120mg – zależnie od oczekiwanych efektów.
Dlatego też jeśli ktoś chciałby spróbować pierwszy raz MXE, a nigdy NIC nie brał to około 30mg może być OK (choć nie musi). Jednak gdy ktoś próbował już innych specyfików, lecz MXE jeszcze nie to radzę zacząć od okolic 50mg.
Pozdrawiam