Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

pierwszy raz z cipaczem, czyli bieg jesienią w rzece uciekając przed psiarską motorówką

detale

Substancja wiodąca:
Apteka:
Dawkowanie:
2 saszetki z ekstrakcją i 3 bez
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Fascynacja i ogromna ciekawość przed tym co ukaże mi ten potężny, legendarny deliriant.
Wiek:
16 lat
Doświadczenie:
Marihuana, Haszysz, Alkohol, LSD, Kodeina, Tramadol, DXM, Amfetamina, 3-CMC

pierwszy raz z cipaczem, czyli bieg jesienią w rzece uciekając przed psiarską motorówką

Wypadałoby tu napisać coś urzekającego na wstępie, lecz myślę że w obliczu dalszej części raportu jest to zbędne.

Październik, 2022 r.
S&S: Byłem sam na piętrze, a na parterze w domu rodzice i brat. Przed zażyciem benzydaminy, nastawiłem się na nią z wielką ekscytacją i ciekawością tego czego mnie nauczy i jak poszerzy moją świadomość siebie tkwiącego w tym spaczonym i iluzorycznym świecie.

Wieczór, koło godziny 17. Wróciwszy do domu pare godzin wcześniej z całym pakietem Tantum Rosa, wreszcie zacząłem ekstrakcję. Na początku zrobiłem ją z 2 saszetek, aby zobaczyć czy coś z tego wyjdzie. Po 20 min zabawy w chemika, połknąłem 4 bombki, które w porównaniu z następnymi były całkiem "znośne". Zaraz po tym wyszedłem na wioske spotkać się ze znajomymi. Posiedziałem jakoś około 3 godzin czekając na efekty i po tym czasie nadeszło rozczarowanie w postaci wciąż trwającej "normalności". Wróciłem do domu i po 20 dorzuciłem kolejne 3 saszetki. Tym razem zirytowany wcześniejszą próbą, zrobiłem to bez ekstrakcji. Połknąłem z 8-9 bombek, czyli 1.5g benzydaminy i 30g soli. Była to najohydniejsza rzecz jaką miałem kiedykolwiek w ustach. Przy około 5 bombkach walczyłem ze sobą aby je przełknąć i koniec końców udało się, przy czym dodam, że popijane były czystą wodą, bo nie miałem nic innego pod ręką. Do dziś mimo tego, że minęły prawie 2 lata od tamtego dnia, dokładnie pamiętam ten smak. Wrył mi się on w psychike do tego stopnia, że za każdym razem jak go sobie przypomnę to zaczynam mieć mdłości i czuję że jak dalej będę o tym myślał to się zrzygam.

Ohydny posmak wreszcie przeszedł, a w jego miejsce zawitał bodyload. Najbardziej wyczuwalny był wtedy dla mnie ten specyficzny metaliczny pogłos przy oddychaniu, jakbym miał nozdrza wyłożone blachami. Mocno się wtedy podekscytowałem i z niecierpliwością czekałem na rozwój tripu, nie mając jeszcze pojęcia co mnie czeka.

Godzina około 21, zaczęło się. Leżałem na łóżku i zacząłem widzieć jak po kątach moich ścian przy suficie, przesuwają się kolorwe kulki niczym pociąg. Ten oev towarzyszył mi przez prawie całego tripa razem z pływającą poświatą i białą linią przy mruganiu, charakterystyczną dla cipacza. Zacząłem się cieszyć z tego co widzę. Od tego momentu nie jestem pewien kolejności występowania następnych cevów i oevów. Zacząłem stopniowo, z godziny na godzinę zatracać coraz bardziej kontakt z rzeczywistością. W sumie to nawet nie wiem ile czasu mijało bo za każdym razem jak patrzyłem na telefon to pokazywał inną godzinę. Równie losowo co w grze bingo, więc będę tylko szacował możliwy czas trwania. W moim pokoju zaczął pojawiać się cały zwierzyniec.

Pająki, motyle, koty, wszystko, dosłownie wszytsko. Stary teleskop bujał się na 3 nogach i popierdalał po całym pokoju razem z wijącym się przedłużaczem. Próbowałem pisać coś z kolegą na telefonie, ale niezbyt mi to wychodziło bo obraz rozmazywał się, a zamiast liter widziałem chińskie znaczki. Jakoś po godzinie obserwowania zwierząt i tańczących przedmiotów, postanowiłem zgasić światło i położyć się w łóżku, bo czytałem wcześniej że w ciemności są najmocniejsze haluny. I zaczeło się. Początek totalnego zatracenia się w delirium. Leżałem i nagle postanowiłem świecić latarką po pokoju, ponieważ nic w tej ciemności nie widziałem. Zaraz po jej włączeniu, moim oczom ukazał się skulony mężczyzna w rogu mojego łóżka. Zaczałem mu mówić, żeby wyszedł, ale nie reagował. Dopiero gdy wydarłem się do niego "wypierdalaj" to błyskawicznie wstał i wyszedł. Po tym zdarzeniu co 5 sekund przez 30 min albo dłużej ktoś wchodził do mojego pokoju, a ja wyrzucałem z siebie donośne "wypierdalaj" równie szybko co kałach naboje 7,62.

Potem (chyba potem*) zacząłem biegać po całym piętrze i włączać światła, a potem gasić bo cały czas ktoś je włączał, a ja niewiedzialem kto hehehe. Musiałem naprawdę nieźle napierdalać w te włączniki i szybko biegać, bo aż starzy przyszli na górę zobaczyć co się odkurwia. Jak tylko mnie zobaczyli, wiedzieli że czymś się naćpałem. Gdzieś na wierzchu leżała paczka z resztą benzydaminy i rzecz jasna od razu ją wypatrzyli i wzieli. Z tego co wiem to poszperali coś w necie jak to działa i jakie są tego skutki, które na szczęście nie przeraziły ich na tyle aby zadzownili po karetke czy cos tego typu bo z tego co wiem wygladłem jak zlepek żółtego gówna. I w sumie to jest to prawdopodobne bo przy 30g soli wątroba zaczyna być przeciążona toksynami i skóra żółknie. Żyły też miałem strasznie widoczne, bo mało H2O pozostało w mojej krwi. Za każdym razem jak patrzyłem w lustro to widziałem coraz bardziej ochydnego siebie, coraz bardziej zółtą twarz i coraz dziwniejsze oczy. Ciężko mi to nawet opisać. Z tego co pamiętam to gdy tarzy wzieli tą pake cipacza, ja za nimi pobiegłem i zaczłem "zbierać" jego resztki z podłogi w łazience, bo matka powiedziała mi, że spuściła go w kiblu. Niezłe zrycie. To w zasadzie cud można rzec bo z tego co wiem z czytania TR na tej cudownej platfromie to rzadko kiedy jazda po benzydaminie kończy się bez pobytu w psycholu albo szpitalu jeśli do akcji wkraczają osoby trzecie niewtajemniczone. Koniec końców wróciłem na górę, zapominając o sytuacji ze starymi. Kontynuowałem swój maraton zwiedzania pięterka. Tutaj już wyrzuce wszystkie haluny, które wtedy miały miejsce, bo nie da się określić ich kolejności. Byłem pogrążony w totalnym delirium. Wszedłem do salonu, a tam na kanapie, ćpun który wisiał mi hajs posuwał jakąś dziwkę, a ja jedynie wyszedłem i powiedziałem na dowidzienia żeby byli trochę ciszej. Widziałem caly czas jakiś ludzi biegających koło mnie, którzy cały czas się na mnie gapili. Nie pamiętam dokładnie co było dalej. Następny okres, chyba najintensywniejszy tej nocy, wydarzył się w moim pokoju, jak udało mi się wreszcie na dłużej pozostać w łóżku. Zaczęły przychodzić do mnie osoby ktore znałem, niektóre mowiły mi czego się boje, a niektóre po prostu ze mną rozmawiały.

Pamiętam że jedna z nich zapytała mnie czy zdaję sobie sprawę, że ona jest tylko w mojej głowie, na co ja jej przytaknąłem i pwoiedziałem, że i tak chcę z nią rozmawiać. Cały czas słyszałem w mojej głowie jak ktoś mnie woła. Były też epizody, w których próbowałem słuchać muzyki. To było niesamowicie dziwne przeżycie. Miałem wrażenie że ktoś mi ją wlewa przez słuchawki do uszu, przy czym wydawała mi się kompletnie rozstrojna, pozbawiona rytmu i znacznie spowolniona, coś jak na tępie 0.5x. Co ciekawe to spowolnienie utrzymywało się u mnie jeszcze przez 2 dni gdy zakładałem słuchawki. Następnie znów biegałem po całym piętrze razem z moim kolegą, który rzekomo tam był według mnie heheh. Siedział pod moim biurkiem i gadał ze mną. Jakoś koło 3 w nocy ojciec wszedł i zapytał się z kim gadam, a ja pokazałem mu na biurko i zapytałem czy jest ślepy, że nie widzi tam mojego kolegi. Nic nie odpowiedział. Po prostu wyszedł. Wcześniej- z tego co mi mówił następnego dnia- zszedłem znów na dół, na parter, i zaczałem chodzic i gadać do ścian, krzeseł i obrazów, a jak wtedy pierwszy raz zapytał mnie z kim gadam, to ja odpowiedziałem mu: "Tu są bardzo mądrzy ludzie, ale ty ich nie widzisz, bo widzą ich tylko mądrzy ludzie", po czym wyszedłem. Pamiętam jeszcze, że była pewna "osoba" , której jako jedynej nie widziałem, ale słyszałem jak do mnie mówi, i wiedziała o mnie wszystko. Była potężna, potrafiła upokorzyć mnie każdą odpowiedzią na moje pytanie. Jak potem na dniach o tym myślałem, byłem pewien, że to była moja podświadomość, albo tylko jej namiastek. Do dziś wydaje mi się że odłączyłem się wtedy na dłuższą chwilę od ciała fizycznego i prowadziłem moje życie tylko w głowie, na co by również wskazywała inna, niewytłumaczalna dla mnie do dziś sytuacja, którą mimo tego, że bardzo bym chciał to nie potrafię opisać, nie da się tego ubrać w słowa. W rzetelne słowa. Jeśli mam już spróbować to wydaje mi się, że było to coś jak lunatykowanie. Ciało poruszało się w pokoju, a ja na chwilę odpłynąłem gdzieś daleko w głowie.

Pamiętam co wtedy widziałem, doskonale pamiętam, ale nie wiem jak to nazwać. Byłoby mi dużo łatwiej okreslić co to było, gdybym wiedział, kiedy się to zaczęło albo kiedy skończyło, a tak to mógł to być sen (aczkolwiek wątpię, żebym mógł nawet nieświadomie zasnąć po benzie), a mogło to być lunatykowanie. Tak naprawdę to wszystkim to mogło być. Wiem tylko, że napewno się wydarzyło. Najgorszy halun to był chyba ten zapętlony, w którym trwałem przez ponad godzinę (chyba godzinę*). Leżałem na łóżku i co chwilę do drzwi pokoju podbiegała moja matka i uchylała drzwi, a potem odrazu uciekała, po czym ja wstawałem i je zamykałem. I tak w kółko. Darłem się co chwilę bo już pierdolca dostawałem, aż w koncu zszedlem na dół i zapytałem się mojej "realnej" matki, czy może wreszcie przestać co chwilę mi otwierać te jebane drzwi, na co ona odpowiedziała, że cały czas siedzi na dole. Wtedy trochę oprzytomniałem, ale naprawdę tylko troszkę. Była masa innych mniej istotnych halunów jak palenie wyimaginowanych szlugów, i inne cevy i skrzywione psychozy. Jakoś dotrwałem do ranka. Po 11 godzinach (21-8:00) ciągłego delirium, myślałem, że to już koniec, że pizda już minęła, a ja jestem trzeźwy, byłem tego pewien. Nic bardziej kurwa mylnego. To właśnie był wielki finał tej karuzeli spierdolenia. Ostatnie 3 godziny (8-11) pizdy i jej spektakularne zakończenie.

No więc początek końca. Wstałem z łóżka, nie pamiętałem na tamten moment że o 7 rano był u mnie w pokoju stary i powiedział że jedą do pracy, a brat do szkoły, na co ja mu przytaknałem. Nie pamiętałem tego, a było to kluczowe w tym finale. No więc wstałem i poszedłem na dół, po drodze widziałem mojego brata w istnym letargu, w stanie wegetacji, siedzącego w koncie. Chciałem pogadać ze starymi ale widziałem matkę jako takie "widmo" które przechodzi przez ściany i cały czas przede mną ucieka. A z ojcem to ubzdurałem sobie, wyjechał i nie wróci. Dopadło mnie wtedy ogromne poczucie winy, ponieważ byłem przekonany, że to był skutek mojej jazdy z przed kilku godzin, że to przeze mnie to wszystko tak wyglada. Postanowiłem więc zakończyć swój żywot, napisałem list, wsadziłem do kieszeni i poszedłem do pobliskiego lasu z żyletką pod telefonem. Gdy miałem już chlastać po żyłach, zobaczyłem coś czarnego poruszającego sie w moją stronę, i potem głos. W oddali wśród drzew zobaczyłem psy. Szły żeby mnie skuć i zabrac do psychola. Tak wtedy myślałem. Toteż nie myśląc długo, zaczałem biec przez ten las, biegłem przez 5 min i skonczyła mi się droga. Przede mną była rzeka. Nie zastanawiałem się, tylko odrazu w nią wbiegłem, w bluzie, butach i spodniach. Oczywiście szczęście mnie nie opuszczało i po drodze wypadł mi telefon, który znalazłem jak wytrzeźwiałem. Chociaż tyle dobrego. Wracając; bieglem w tej rzece chyba z 500 metrów mając wody ponad pas, gdzieś do pępka, w połowie drogi spadła ze mnie bluza i popłyneła. Była stara więc miałem wyjebane. W połowie drogi biegu, odwrociłem sie i zobaczyłem psiarską motorówkę, która mnie goniła, przebiegłem jeszcze jakies 200m i wyszedłem na drugi brzeg, przeciwny do tego, z którego wybiegłem. Po tej stronie lasu, wsród drzew przywitały mnie służby specjalne, komandosi, chuj wie jak to nazwać. Poddałem się już bo nie miałem na nic siły po rzecznym maratonie. Na migi pokazywali mi gdzie mam iść, za każdym razem jak dochodziłem w to miejsce i podskakiwałem to widziałem lodówę, za każdym razem w innym miejscu.

Po jakiejś godzinie albo dwóch biegania po tym lesie stwierdziłem, że mam wyjebane. Najwyżej mnie zastrzelą. Więc wyszedłem z tego lasu i poszedłem przez most na altanę koło tej rzeki i z 5 min siedziałem cały mokry, z rękami podniesionymi do góry i czekałem aż po mnie przyjadą. Nie doczekałem sie więc zacząłem wracać do domu. Po drodzę zoabczyłem strażaków na drabinie opartej o ten most. Zacząłem im się przypatrywać i poczułem się nagle jakby mi sam szatan lepe wyjebał o 3 w nocy. Dostrzegłem że to nie strażacy tylko zwykłe jebane żółte liście, a pare metrów dalej bordowo-brązowe liście innego drzewa, i wtedy zrozumiałem że to nie psy mnie goniły a jebane liście. Wtedy dotarło do mnie, że mój mózg mnie oszukał, że wciąż byłem na potężnym tripie. Zacząłem wracać do domu, mimo wszystko idąc drogą, profilaktycznie wciąż trzymałem ręce w górze przez dystans 200-300 metrów. Pamiętam, że mijało mnie pare aut, ale miałem wtedy w to wyjebane. Tak czy siak, musieli mieć niezłe zrycie widząc przemoczonego typa idącego drogą z rękoma w górze i głową napierdalającą 360° w koło :) Potem jakos 2-3 godziny później starzy wrócili i sie okazało, że byli w pracy. Kto by się spodziewał heheh. Gadałem z nimi chwilę i sporo rzeczy mi opowiedzieli z poprzedniej nocy. Dopiero wtedy czułem, że zaczynam znów wracać do rzeczywistości. Po tym tripie obiecałem sobie, że nigdy więcej nie tknę benzydaminy. Minęły niecałe 2 miesiące i przyjebałem jeszcze 2 razy :). Jednak wtedy już wolałem pomęczyć się trochę więcej i zrobić dobrą ekstrakcję.

Podsumowując, tej pamiętnej nocy wiele zmieniło się w moim życiu. Mam wrażenie, że nie tyle bezpośrednio co bardziej pośrednio, benzydamina ukazała mi prawdziwe oblicze tego świata. Od tamtego dnia, z każdym tygodniem dostrzegałem rzeczy, których wcześniej nie widziałem, zacząłem widzieć ten świat takim jakim jest, a nie takim jaki tworzy go mój mózg w swojej iluzji aby utrzymać mnie na granicy wejścia w totalne szaleństwo, zresztą jak każdego z nas. Za otrzymaną wiedzę zapłaciłem wysoką cenę, w postaci utracenia szczęścia. Nigdzie nie mogę go znaleźć od tamtej pory. Jednak mimo to, gdybym miał wybór i wiedział jak to się skończy, zrobiłbym to jeszcze raz. Ta wiedza jest warta swojej ceny.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
16 lat
Set and setting: 
Fascynacja i ogromna ciekawość przed tym co ukaże mi ten potężny, legendarny deliriant.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Marihuana, Haszysz, Alkohol, LSD, Kodeina, Tramadol, DXM, Amfetamina, 3-CMC
apteka: 
Dawkowanie: 
2 saszetki z ekstrakcją i 3 bez

Comments

...

Kurde stary żeby skomentować ten tr aż przekonałem się żeby utworzyć w końcu konto.Czytajac to ma się wrażenie się jest to tak absurdalne że aż nie możliwe żeby ktoś sobie to od tak wymyślił xD. Niezłe piekło co to znaczy że nie jesteś już szczęśliwy ? 

mefjuuuxD

Zrycie totalne xD. Ja sam pisałem ten tr z lekkim niedowierzaniem , ale mimo całego delirium, to te najgrubsze wydarzenia wwierciły mi się w psyche na zawsze i nie mam możliwości żeby o nich zapomnieć. A co do pytania: według psychoanalizy, której jednym z twórców był Freud, życie człowieka to zlepek wyparć i zaprzeczeń rzeczywistości, dzięki którym mózg tworzy iluzoryczne spojrzenie na ten świat, aby człowiek mógł "normalnie" funkcjonować w tym spaczonym społeczeństwie. Po 3 tripach na benzie, za każdym razem coraz bardziej ta iluzja się rozmywała. Nie pozbylem się jej całkowicie rzecz jasna bo jest to niezwykle trudne, ale rozmyła się na tyle, że dostrzegłem cały bezsens życia w dzisiejszych czasach, w tym chorym społeczeństwie. I właśnie to pwooduje ten brak szczęścia i mizantropijne podejście do ludzkości. Był taki okres ok. 1.5 roku że w żadnej czynności nie widziałem sensu, ale od niedawna po kilku potężnych tripach po bace po bardzo długim detoksie od niej, spojrzałem na swoje życie z totalnie innej perspektywy i jeszcze bardziej zacząłem zagłębiać się w psychoanalizę (nie mylić z psychologią) opisywaną przez Fredua, Beckera, Browna i kilku innych, dzięki czemu zacząłem rozumieć "sens bezsensu ludzkiego życia" że tak to ujmę. Ogólnie rzecz ujmując to skupiłem się na rozwoju duchowym, przez właśnie psychodele co daje swojego rodzaju "szczęście". Mam nadzieję, że wyczerpująco odpowiedzialem na pytanie. Pozdro :)

Pozdro kocie dawaj coś jeszcze :D czytanie Tr to już moje takie małe hobby w życiu,choć sam palę tylko baczke.kiedyś bywało grubo ale przyszedł czas żeby się ogarnąć więc wpadam tu se czasem poczytać :D 

mefjuuuxD

rozjebalo mnie to po calosci XDD

haha, moje czasy świetności mam już za sobą, ale lubię tu czasem zajrzeć żeby się pośmiać z potęgi efektów tych umilaczy xD

Pamiętam jak na 2 saszetkach poszedłem z kolegą zagotować wodę w czajniku elektrycznym na herbatę. Siedzieliśmy, gadaliśmy i nagle słyszymy, że odskoczyło, czyli że woda zagrzana. Widzimy parę, zalewamy, mieszamy, i się okazało, że czajnik nawet podłączony do prądu nie był hahaha

Tego samego dnia, koledze weszło mocniej, widział stado robaków chodzących po panelach, miał z tym grubo xD

W końcu krzyknął, pytam się się co się dzieje, a on, że go jaszczurka ugryzła. Wybuchłem śmiechem i mówię, że rozumiem wszystko, ale aż tak to nie mam xD (kolega nie miał żadnych zwierząt w domu)

nie minęło 15 minut i mnie również coś ujebało w nogę hahahah, od tamtego momentu nogi trzymałem na łóżku, pozdro xD

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media