chwila wzniosłości
detale
raporty mean
chwila wzniosłości
podobne
Luty 2020 , poniedziałek tuż po sobotniej studniówce, zerkam na telefon wiatr i brak optymistycznych prognoz.
Lecz to nie prognoza pogody trzyma mnie w napięciu, to myśl o tym dniu na, który czekałem.
Pierwsze doświadczenie psychodeliczne, a role główne grają PsilocybeCubensisMexican wyhodowane z growboxa.
Ta myśl, doświadczenie tego co inni opisywali, a jednocześnie obawa, mimo to pierwsze skrzypce grała ekscytacja na nowe doświadczenie .
A więc ruszajmy.
CJ bo tak go będę nazywał swego towarzysza i przyjaciela, staje swoim autem pod kościołem idealne miejsce parkingowe. Lekka mżawka i chłód na zewnątrz, a my obmyślamy w jakim kierunku lasów się udamy.
Wyciągam z torby dwa zawiniątka z dokładnie odmierzoną dawka 40g grzybów zważona tuż po zbiorze i oczyszczeniu.
No to smacznego!
Takie było motto, jak się szybko okazało kubki smakowe moje jak i CJa nie są przystosowane do tego smaku tak jak byśmy chcieli.
Podsumuję to tak: rozmiękła papka przeżuwana w buzi, o delikatnym posmaku pieczarki lub boczniaka, lecz profil terpenowy jest na tyle odstręczający, że nie potrafiłem się uśmiechnąć spożywając te grzyby.
Wszystko zjedzone a także wszystko spakowane, auto zamknięte i ruszamy.
Polna dróżka niedaleko las, widać delikatnie że wiosna przybyła nieco wcześniej.
Chwilowe przejaśnienie daje nadzieje na dobrą pogodę, niestety jak później się okaże było to co najwyżej litosne pożegnanie się z ładną i bezchmurną barwą nieba. Pogoda od tego miejsca naprzemiennie będzie tworzyć: mżawki, wichury, oberwania chmury, przejaśnienia, mgły, gradobicie… wymieniłem chyba większość.
Wchodzimy do lasu, CJ rozkłada na skarpie w piaskowni (poniemieckiej, opuszczonej i zarośniętej) koc.
Siadamy, a jedyny temat to kto pierwszy odczuje efekty. Towarzyszy w tej rozmowie tylko mgła, a i to nie trwa wystarczająco długo aby pomyśleć o zmianie miejsca, wejść w głębszy las na stare okopy niemieckie. Podczas trasy przez łąkę zacząłem odczuwać dziwne mrowienie w nogach, jak gdyby były z gąbki, a wręcz przysłowiowej waty i to wilgotnej, bo mżawka wróciła .
Wchodzimy w las stajemy, na jednym z kopców, zaczynam się czuć dziwnie, tak jakoś troszkę jak po MJ ale przyjemnie, bardziej wprawiło to mnie w błogostan.
Mój przyjaciel zaskoczył mnie dość ciekawa sceną, mianowicie wyciągnął papierosa tutka z nazwą Marvel, powiedział mi wtedy “Spalmy tego oto szluga i stańmy się superbohaterami!”
W tym momencie śmiałem się do rozpuku tak jak nigdy, wręcz wyobraźnia przebiła inspirację.
Zaczynają się pierwsze efekty mozaiki i zmiana intensywności kolorów, jak gdyby ktoś przerzucał filtrami koloru tyle że w moim mózgu.
To jest moment w którym zaczyna się całe piękno psychodelików, patrzysz na drzewo rozkminiasz, widzisz je, widzisz jego ekosystem, styl życia, wręcz wyczuwasz swobodę między tobą, a rozkminianą rzeczą.
Patrząc na puste pole, widzisz na ogół puste pole ale w głowie masz wrażenie, że jest w nim coś fantastycznego. To po prostu poznawanie świata na nowo w inny sposób, zupełnie jakbyś wrócił do lat dziecięcych, tyle że z wiedzą lat dzisiejszych.
Poza obserwacją próbuję intgerować w ten świat. Widzę korę drzewa, która wędruje ku górze jak gdyby zrzucało skórę, kładę na niej rękę, a ta podąża za korą.
"No i kij, systemu nie oszukasz" - pomyślałem tego co się zaczęło nie przerwiesz możesz w tym tylko trwać dalej.
Pogoda się zmienia, deszcz się nasila, a ja jestem i tak już przemoczony. Dochodzi do momentu kulminacyjnego - nawałnica. Coś co było mówione w raporcie pogodowym, coś na co nie zwróciłem uwagi, coś co zmieniło ten trip w totalny chaos.
Zaczyna się naprzemiennie deszcz, grad, deszcz, grad, wiatr zdmuchnie koc CJ, wszystko się sypie wieje tak mocno, iż muszę zasłaniać twarz kurtką, ogarnia nas totalny chaos.
O nawigacji nie mówię, bo wszędzie zaczynam widzieć mozaiki. Gdzie nie popatrzę - tam wszędzie ruch, a nawałnica przy okazji.
Moment kulminacyjny burzy minął, kierujemy się w stronę chatki nad stawem i wtedy przychodzi ono - lekkie bo lekkie ale jednak - osłabienie. Gdzieniegdzie wręcz przejaśnienie.
Przechodząc przez łąkę spoglądam na lasek brzozowy rosnący obok. Wtem odległość 20 metrów staje się kilometrem, a mały lasek przemienia się w puszczę mieniąca się purpurą, i błękitem w ciemniejszych miejscach. Przyglądam się temu z niesłychaną dotąd fascynacją. Wspólnie z CJem dochodzimy do wniosku, że grzyby to coś cudownego. Kolejne metry za nami do celu coraz bliżej, a z każdym przebytym metrem zwiększa się uczucie błogostanu, czystej egzystencji funkcjonowania bez jedzenia czy picia, po prostu bycia tu, tam, wszędzie i ze wszystkimi. Coś pięknego.
Rozgaszczamy się w chatce nad stawem. Pogoda się ustabilizowała, lekka mżawka co jakiś czas, a my ugoszczeni zaczynamy ogrzewać zmarznięte dłonie.
W tle puszczamy muzykę Audiomachine. Wprawiamy się w dyskusje ale głównie obserwujemy. Patrzyłem na sęki w deskach chaty przez jakieś 15 minut nie zauważając, że piosenka w tle jest zapętlona i odtwarza się non stop ta sama nutka. Reszta to dywagacje, błogostan i obserwacja tych pięknych poruszających się przedmiotów, roślin i zwierząt. Przypatrywanie się całemu ekosystemowi.
Z ciekawszych momentów wymienię ten, w którym wpatrzywszy w niebo, prędko przelatujące niżowe chmury tworzyły mozaikę nie twarzy, lecz istoty wszystkiego co nas otacza i miałem całkiem dobitne wrażenie, że te chmury mimo wyglądu prędkich, chaotycznych zawirowań tworzą mimo wszystko całość i wszystko jest tam, gdzie ma być i być powinno.
I z tymi słowami zakończę ten trip raport, nie ma tutaj podanego czasu trip trwał nie więcej niż 3 godziny, a afterglow utrzymywał się do wieczora
Zresztą sądzę, że psychodeliki nie potrzebują ram czasowych. Kiedy dany efekt się zaczyna to spontaniczna przygoda, która może pomóc albo zaszkodzić .
Zakończę konkluzją, iż mimo tej pogody był to mój jak dotychczas najlepszy odlot w życiu, a ta nawałnica sprawiła, że był bardzo wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.
Pozdrawiam
- 3744 odsłony
Odpowiedzi
Chwila wzniosłości
Luty 2020 , poniedziałek tuż po sobotniej studniówce zerkam na telefon wiatr i brak optymistycznych prognoz.
Lecz to nie prognoza pogody trzyma mnie w napięciu to myśl o tym dniu na, który czekałem.
Pierwsze doświadczenie psychodeliczne a role główne grają PsilocybeCubensisMexican wyhodowane z growboxa.
Ta myśl, doświadczenie tego coinni opisywali a jednocześnieobawa mimo to pierwsze skrzypce grała ekscytacja na nowe doświadczenie .
A więc ruszajmy.
CJ bo tak go będę nazywał swego towarzysza i przyjaciela ,staje swoim autem pod kościołem idealne miejsce parkingowe. Lekka mżawka i chłód na zewnątrz a my obmyślamy w jakim kierunku lasów się udamy.
Wyciągam z torby dwa zawiniątka z dokładnie odmierzoną dawka 40g grzybów zważona tuż po zbiorze i oczyszczeniu.
No to smacznego!
Takie było motto ja się szybko okazało kubki smakowe moje jak i CJa nie są przystosowane do tego smaku tak jak byśmy chcieli.
Podsumuje to tak rozmiękła papka przeżuwana w buzi o delikatnym posmaku pieczarki lub boczniaka lecz profil terpenowy jest na tyle odstręczający że nie potrafiłem się uśmiechnąć spożywając te grzyby.
Wszystko zjedzone a także wszystko spakowane ,auto zamknięte i ruszamy.
Polna dróżka niedaleko las, widać delikatnie że wiosna przybyła nieco wcześniej
Chwilowe przejaśnienie daje nadzieje na dobrą pogodę niestety jak później się okaże było to co najwyżej litosne pożegnanie się z ładną i bezchmurną barwą nieba. Pogoda od tego miejsca naprzemiennie będzie tworzyć:mżawki, wichury, oberwania chmury, przejaśnienia, mgły, gradobicie …wymieniłem chyba większość.
Wchodzimy do lasu CJ rozkłada na skarpie w piaskowni (poniemiecką opuszczoną i zarośniętą) koc.
Siadamy a jedyny temat to kto pierwszy odczuje
efekty ,towarzyszyła w tej rozmowie nam tylko mgła a i nie potrwało to długo aby pomyśleć o zmianie miejsca wejść w głębszy las na stare okopy niemieckie podczas trasy przez łąkę zacząłem odczuwać dziwne mrowienie w nogach jak gdyby były z gąbki a wręcz przysłowiowej waty i to wilgotnej bo mżawka wróciła .
Wchodzimy w las stajemy na jednym z kopców zaczynam się czuć dziwnie tak jakoś troszkę jak po MJ ale przyjemnie bardziej wprawiło to mnie w błogostan.
Mój przyjaciel zaskoczył mnie dość ciekawa sceną , mianowicie wyciągnął papierosa tutka z nazwą Marvel powiedział mi wtedy “Spalmy tego oto szluga istańmy się superbohaterami!”
W tym momencie śmiałem się do rozpuku tak jak nigdy wręcz wyobraźnia przebiła inspirację.
Zaczynają się pierwsze efekty mozaiki i zmiana intensywności kolorów jak gdyby ktoś przerzucał filtrami koloru tyle że w moim mózgu.
To jest moment w którymzaczyna się całe piękno psychodelików patrzysz na drzewo rozkminiasz widzisz je, widzisz jego ekosystem styl życia wręcz wyczuwasz swobodę między tobą a rozkninianom rzeczą.
Patrząc się na puste pole widzisz na ogół puste pole ale w głowie masz wrażenie, że jest w nim coś fantastycznego to po prostu poznawanie świata na nowo w inny sposób, zupełnie jak byś wrócił do lat dziecięcych tyle że z wiedzą lat dzisiejszych.
Poza obserwacja próbuje integrować w ten świat widzę korę drzewa która wędruje ku górze jak gdyby zrzucało skórę, kładę na nie rękę a tu moja ręka podąża za korą.
No i kij systemu nie oszukasz pomyślałem tego co się zaczęło nie przerwiesz możesz w tym tylko trwać dalej.
Pogoda się zmienia deszcz się nasilał a ja jestem i tak już przemoczony dochodzi do momentu kulminacyjnego nawałnica coś co było mówione w raporcie pogodowym coś na co nie zwróciłem uwagi coś co zmieniło ten trip w totalny chaos
Zaczyna się naprzemiennie deszcz grad deszcz grad wiatr zdmuchnie koc CJ wszystko się sypie wieje tak mocno ,iż muszę zasłaniać twarz kurtka ogarnia nas totalny chaos.
O nawigacji nie mówię bo wszędzie zaczynam widzieć mozaiki gdzie nie popatrzę tam wszędzie ruch a nawałnica przy okazji.
Moment kulminacyjny burzy miną kierujemy się w stronę chatki nad stawem i wtedy przychodzi ono lekkie bolekkie ale jednak osłabienie gdzieniegdzie wręcz przejaśnienie przechodząc przez łąkę spoglądam
na lasek brzozowy rosnący obok wtem odległość 20 metrów staje się kilometrem a mały lasek przemienia się wpuszcze mieniąca się purpura i błękitem w ciemniejszych miejscach przyglądam się tem z niesłychana dotąd fascynacja wspólnie z CJem dochodzimy do wniosku że grzyby to coś cudownego kolejne metry za nami do celu coraz bliżej a z każdym przebytym metrem zwiększa się uczucie błogostanu czystej egzystencji funkcjonowania bez jedzenia czy picia po prostu bycia tu ta wszędzie i ze wszystkimi coś pięknego.
Rozgaszczać się w chatce nad stawem pogoda się ustabilizowała lekka mżawka co jakiś czas @ my ugoszczeni zaczynamy ogrzewać zmarznięte dłonie.
W tle puszczamy muzykę Audiomachine wprawiany się w dyskusje ale głównie obserwujemy,
patrzyłem się na sęki w chatce przez jakieś 15 minut nie zauważając że piosenka w tle jest zapętlona i nie odtwarza się dalej reszta to dywagacje błogostan i obserwacja tych pięknych poruszających się przedmiotów roślin i zwierząt przypatrywanie się całemu ekosystemów
Z ciekawszych momentów wymienię ten w którymwpatrzywszy w niebo prędko przelatujące niżowe chmury tworzyły mozaikę nie twarzy lecz istoty wszystkiego co nas otacza i miałem całkiem dobitne wrażenie że te chmury mimo wyglądu prędkich zawirowaniach chaotycznych tworzą mimo wszystko całość i wszystko jest tam gdzie ma być
I z tymi słowami zakończę tego trip raportu nie ma tutaj podanego czasu trip trwał nie więcej niż 3 godziny a alterglobalistów utrzymywał się do wieczora
Zresztą sądzę, że psychodeliki nie potrzebują ram czasowych kiedy dany efekt się zaczyna to spontaniczna przygoda która może pomóc albo zaszkodzić .
Zakończę konkluzja ,iż mimo tej pogody był to mój jak dotychczas najlepszy odlot w życiu
a ta nawałnica sprawiła, że był bardzo wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.
Pozdrawiam