Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

trip w mieście

trip w mieście


data: 13.10.2001r.


zażyta trucizna: 1 tabletka Ecstasy z wyrzeźbioną kotwiczką. Cena: 30zł/szt.




Brałem XTC kilka razy na różnego typu imprezach, nigdy nie jadłem normalnie - na świeżym powietrzu. Poprzednie tripy były średnio przyjemne z powodu poczucia winy, że tworzę taki stan stosując jakieś sztuczne substancje. Tzn. nie mówię, że było źle, ale gdy drops przestawał działać, pojawiało się nagłe łup i było średnio przyjemnie, dlatego też kilka razy mówiłem sobie, że nigdy nie będę brał XTC (hehe ;-) ). Jednego dropa kupiłem wcześniej, drugiego w dzień tripa, bo wcześniej nie miałem kasy na dwa. Jedliśmy we dwóch, pozostali pytani nie chcieli, argumentowali się brakiem pieniędzy (może rzeczywiście ich nie mieli, tak jak ja teraz ... ). No ale nic to... Zjedliśmy z kumplem. Połknęliśmy dropsy na jakiejś obskórnej klatce (bo policjanty sie w bigbradera bawią), rozgryźliśmy i popiliśmy pepsi. Wyruszyliśmy na tzw. `górkę`, tj. duży park (największy w mieście). Usiedliśmy na ławce czekając na efekty, początkowo dało się zauważyć u mnie większą gadatliwość. Postanowiliśmy się przenieść na inną ławkę, kolega zauważył, że chodzenie jest bardzo przyjemne. Było :-). Ahh, wiem po co się przenieśliśmy - szukaliśmy ławki z oparciem. Po przejściu na ławkę zaczelismy rozmawiać, kumpel był wyraźnie zadowolony z efektów działania dragu (jadł pierwszy raz). Rozmawialiśmy o ludziach, o złu, o przemocy, o alkoholu - nasza kultura zupełnie nie trafiła wybierając alkohol jako "główną" używkę, alkohol wywołuje agresję. Jakoś w tym czasie kilka osób zaczęło coś krzyczeć, ale nie zdołali popsuć nam samopoczucia :-). Później dwóch kolesi, tuż obok nas szukało coś w trawie (chyba to nawet ci sami, nie wiem), podeszliśmy, spytałem "grzybów szukacie?", "- nie, lufy", "aa, a macie komputer? Bo mamy takie fajne płytki z informacjami o markotykach", "ooo no no" (nie pamiętam co dokładnie było mówione, ale mniej wiecej o to samo chodziło, płytki wziąłem z domu dwie, właśnie żeby komuś dać), później zaproponowaliśmy, żeby się do nas dosiedli. Porozmawialiśmy nie pamiętam o czym, chłopaki czymś się odurzali (brr jak to brzmi straszliwie ;-) ), jeden mówił jak to fajnie było jak zjedli kiedyś kwasy z dropsami i jedli udko kurczaka przez 30 minut, powoli oddzielając każde włókno. W międzyczasie szła jakaś para, której też dałem płytkę, wyraźnie się ucieszyli :-) ja też :-). Gdy zaczęli mówić o tym jak wleli jakimś dziewczynom płynu "ludwik" do butów, założyłem słuchawki :-) i zaproponowałem kumplowi, żeby sobie pochodzić. Kilka minut wcześniej przyszedł nasz 3 kumpel, który chciał poobserwować nasze zachowanie. Poszliśmy dalej, później jakoś wróciliśmy na tą samą ławke, gdy kolesie sobie poszli. Byliśmy śmielsi, ale kontrolowaliśmy zupełnie nasze zachowanie i potrafiliśmy je wyważyc (po alkoholu człowiek też wydaje się śmielszy, tu jest całkiem inaczej, zjedz dropa zobaczysz, bo długo tłumaczyć;-) ). Byliśmy we trójkę czymś więcej niż znajomymi (chociaż ja to tak odbierałem). XTC burzy mury stawiane przez nas samych wokół nas. Nie wiem czy to przez narkotyk, czy przez mój zryty beret, ale mało pamiętam z tej wycieczki, nie pamiętam co się działo od tej pory do momentu gdy bylismy w herbaciarni (możliwe, że nic się nie działo, możliwe że szliśmy sobie. a wiem co się działo - właśnie szliśmy sobie do herbaciarni :-) ). W herbaciarni zamieniliśmy kilka zdań z miłą panią, powąchaliśmy kilka herbat itd. . Poszliśmy na deptak, bo kumpel chciał poczytać te cenniki, jakieś dziewczyny przysiadły się do nas, choć w sumie usiedliśmy na tej ławce razem, zamieniłem z jedną z nich kilka zdań na temat włosów moich ;-), później zmieniły temat na obserwowanie deptaka przez kamery (nie rozmawiały jednak tylko ze mną), znudzony rozmową włożyłem słuchawki i spytałem czy idziemy.. poszliśmy. Kierowaliśmy sie w stronę domu kolegi który dropa nie wrzucał, ciągle było miło, chociaż powoli działanie MDMA słabło. Zajrzałem do sklepu z drobiazgami, bo pan sklepowy taki smutny był, nikt nie odwiedzał sklepu, pouśmiechałem się i popodziwiałem dzwoneczki takie na wiatr.. Wyszliśmy i dalej odporwadzaliśmy kumpla. Pod koniec drogi, w parku, usiedliśmy by odpocząć, działanie wyraźnie osłabło, miałem znowu te jazdy, że musze się czymś toksykować, żeby poczuć się OK, we trójke słuchaliśmy bitów - muzyka nadal brzmiała ładnie, chociaż mi przeszkadzało to poczucie winy (czy jak to nazwać). Zdecydowaliśmy, że się rozejdziemy, kumpel nie-jedzący poszedł do domu, my wróciliśmy, nogi mieliśmy zmęczone, wogóle byliśmy już zmęczeni, wracając rozmawialiśmy na różne tematy. Kolega kupił wafelki, jedliśmy, ale jemu coś nie smakowały, mijaliśmy jakiegoś kolesia, chciałem go poczęstować wafelkiem, ale nie chciał, jednak później jakaś pani z wózkiem wzięła jeden wafelek :-) i się usmiechnęła. Kumpel stwierdził, że nie lubi poznawać nowych ludzi, powiedziałem mu że nie tyle że nie lubi ile się boi, ma jakieś lęki raczej. Nie zaprzeczył. Później usiedliśmy na jakiejś ławce i nadal rozmawialiśmy o życiu, o ludziach, o ich charakterach, chociaż działanie dropa było ledwo odczuwalne. Kumpel poczęstował psy wafelkami. Rozeszliśmy się do domów, w domu zrobiłem sobie mate, włączyłem jakiś film i o 19 poszedłem spać, czułem się wyraźnie zmęczony, ale nie chciało mi się zbytnio spać, chociaż po ok 30 minutach zasnąłem.


Koniec chronologii, teraz opiszę o czym rozmawialiśmy.
W pewnym momencie wymyśliłem, czy dotarło do mnie, że to poczucie winy (to o czym pisałem wcześniej, że jem dragi by czuć się OK) mogło być wywołane kulturą, w której byłem wychowywany, w kulturze katolickiej, gdzie każda przyjemność jest zła, gdzie kapłani ślubują celibat (hehe... co z tego że ślubują...), gdzie narkotyki są od szatana, to przez to wychowanie miałem te nieprzyjemne odczucia. Kumpel zauważył, że dużo rzadziej klnie i postanowił ograniczać się z klnięciem "normalnie" :-). Rozmawialiśmy o praniu mózgów stróżom prawa i księżom w szkołach/seminariach. O nowiutkich garażach księży, gdy tynk ze ścian kościoła odpadał. Kumpel miał straszną chęć rozmowy, ja momentami wolałem posłuchać muzyki, czułem się trochę dziwnie, ale było nas trzech, a reszta nie sprzeciwiała się więc słuchałem... (myślę, że gdyby mieli coś przeciwko, powiedzieli by to...). Każdy mijany człowiek wyglądał tak przyjacielsko, każdemu mogłem podać rękę, porozmawiać... Gdy dawałem wafelki ludziom, kumpel powiedział, że osoby do której podszedłem pewnie myślały "debil" (nie mówił oczywiście, że ja jestem debilem). Myślę, że lepsi tacy debile (jeśli wogóle debile), niż skąpi, napojeni alkoholem złodzieje. Debil, bo inny. Gdyby było więcej takich debili - debili którzy uśmiechali by się do przechodniów, którzy by nie bili, nie kradli, kto by wtedy był debilem. Wogóle kiedyś próbowałem poczęstować jakąś spotkaną panią czekoladą (nie brałem nic wcześniej), pani wyraźnie była oburzona i stwierdziła że "czekolada pewnie jest dobra, wiec sam sobie ją zjedz". hehe. Gdy wracaliśmy, mijaliśmy jakąś grupke dzieciaków, którzy się ze mnie śmieli (z wyglądu? troche się odróżniałem), śmieli się, bo może sami boją sie odróżnić, spróbować pokolorować kawałek tej szarej masy. Piszę to dzień po, jestem zmęczony, z ludźmi rozmawia mi się już normalnie, znowu widzę jacy są posępni i smutni. Czuje się zmęczony psychicznie, ale szczęśliwy. Najmocniejsze odczucia trwały ok. 4 godzin, jednak otwartość względem kumpla utrzymywała się aż do rozejścia po domach.


Co mi dał ten trip? Radość, w sumie ta radość jest ciągle w nas, drops nie pokazał mi nic nowego, zmienił tylko mnie, rozbił te mury, nieestety na moment. Trzeba teraz wziąść kilof i rozbić te mury na dłużej... :-)
 
Tylko to takie trudne...

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media