Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

morfeusz na koksie, czyli korzeń snów i jego działanie w mojej opinii.

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Dawkowanie:
Każdego dnia niecałe pół łyżeczki od herbaty zmielonego korzenia, czyli szacunkowo 0,7-1 gram.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Mocne zmęczenie, oczekiwania neutralne
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
MJ, gałka, LSD, kodeina, DXM

morfeusz na koksie, czyli korzeń snów i jego działanie w mojej opinii.

Korzeń snów nie jest jakąś torpedą ani używką dla ludzi głodnych ekstremalnych wrażeń, aczkolwiek jest dość ciekawy w swoim działaniu, dlatego postanowiłem opisać moje doświadczenia z nim. Można podobno się nieźle ujebać, gdy zje się 3 gramy, lecz wolałem go dawkować powoli. Codziennie jadłem mniej więcej 0,7-1 gram, czyli niecałe pół łyżeczki korzenia. Przez sześć dni obserwowałem swoje reakcje. Szału, szczerze mówiąc, nie było, ale już wiem, gdzie popełniłem błąd. No i właśnie to chcę wam najbardziej przekazać- naukę na swoim błędzie, żebyście go potem wy nie musieli popełniać.

Dream Root można, według strony, na której znalazłem trochę informacji, brać w dawkach rzędu 0,7 g przez 6 dni z rzędu, a po takim cyklu należy zrobić sobie dwa miesiące przerwy. No cóż, kolejne jazdy z Silene Capensis dopiero pod koniec września. Wtedy już powinno być ciekawiej. A jak było do tej pory?

 

Dzień pierwszy

Przychodzi mi paczka ze sklepu internetowego. Wracam z nocnej zmiany, chcę się położyć spać koło godziny siódmej. Nie ma to zapewne większego wpływu na działanie korzenia, bo na dobre zmieniłem swój rytm dobowy tak, że śpię w dzień. Biorę pół łyżeczki mielonego Silene do japy i żuję, żuję, żuję... z zapachu kojarzy mi się (nie wiem dlaczego) z końskim żarciem, a w smaku jest dość gorzkie, ale i tak nie najgorsze. Jedynie połknięcie sprawia problem, bo wraz z nagromadzoną śliną, gromadzi się też gorycz. Ja to zapiłem soczkiem i było dobrze. Nic przed snem nie jadłem. Po siedmiu minutach połykam. Ogarniam lekko w pokoju, pranie chyba wtedy wstawiłem, prysznic wziąłem... no i po 15-20 minutach poczułem już zamułę. Łapie dość specyficzna ciężkość i ospałość, ale taka przyjemna. Szybko poleciałem do łóżka.

Obudziłem się usatysfakcjonowany. Wprawdzie nie miałem LD (zdarza mi się spontanicznie jakieś 2-4 razy na miesiąc), ale sen był znacząco... inny. Wielu pisze, że korzeń działa dopiero po trzech dniach. No nie wiem, być może na niektóre osoby. A na inne (w tym mnie) po jednym. Śniło mi się bowiem, że zabiłem kogoś i mnie federalni ścigali, to musiałem ukryć zwłoki. Tak wiem, trochę zakrawa pojebaniem, ale jak na razie nie odczuwam (przynajmniej świadomie :D) potrzeby zabijania, więc luzik, to tylko sen. Fabuła normalnie złożona, emocje normalne, przeżycia normalne, ale jakość snu... jakaś taka lepsza. Nie wiem jak to określić, więc użyję porównania takiego: Jak oglądacie film w 720 pixeli zazwyczaj, to jest dla was spoko. Ale Gdy zobaczycie w tysiąc ileś tam pikseli, już od razu widać, że jest lepiej. Tak właśnie korzeń mi poprawił jakość snu. Zwykle mam pewnie w 360pix, a teraz dałbym koło 600. I do tego więcej szczegółów, życia, detali w tym śnie. Gdy szedłem przez miasto, było po prostu ładne. Na żywo nie jest, a we śnie mi się podobało. Obudziłem się po 9 (DZIEWIĘCIU!) godzinach i zaskoczyło mnie to, że jestem dalej zamulony. Nie polecam więc brać korzenia, kiedy musicie wstawać szybko. Korzeń zamula. Przynajmniej mnie.

 

 

Dzień drugi

Znowu nie jadłem za dużo, znowu żułem to końskie żarcie przez jakieś siedem minut. Znowu przyjemna zamułka i żadnych problemów z zapadaniem w sen. Włączyłem jeszcze nagranie typu "binaural beats" na świadome sny. Obudziłem się jednak bez świadomego snu, ale wesoły. Wszystko dlatego, że śniło mi się coś pięknego. A raczej ktoś piękny. W objęciach Morfeusza, świecie wykreowanym przez mój własny mózg, rozmawiałem z jakąś urodziwą dziewczyną. Nie pamiętam nawet o czym. Pamiętam jednak, że była 11/10. Kompletny ideał. Pod każdym względem odpowiadająca mi aparycja, tak, jakbym świadomie nakreślił ją na płótnie umysłu boską ręką. A zrobił to za mnie mózg! Jestem pewien, że sam z siebie taki sen by mi się nie śnił, bo jakość jego była chyba w HD, a piękno kobiety najautentyczniejsze i najbardziej rzeczywiste, jakie można sobie wyobrazić. Cud po prostu. Wydawało mi się, że skądś ją znam, a w czasie rozmowy panowała luźna atmosfera, co świadczyło o tym, że faktycznie nie jest mi obca. Najdziwniejsze jest to, że absolutnie nie zwracałem uwagi na jej nogi czy piersi, co zwykle robię, bo jej twarz była po prosty tak boska, że nie mogłem oderwać oczu. Seksualnie też pewnie była ok, ale jednak widziałem w niej jakieś głębsze piękno niż tylko piękno ciała. Z jej oczu biła inteligencja. Była tak realna i tak doskonała, że cały dzień chodziłem rozpromieniony, dziękując mózgowi za to. Spałem znowu dziewięć godzin i znowu było to za mało. Zwykle starcza mi 8. Byłem podekscytowany na kolejną noc, znaczy dzień z korzeniem, bo skoro jeszcze się nie załadował na dobre, a sny już są takie miłe, to ja chcę więcej!

Dzień trzeci

Wracam z pracy i jedyne, co oprócz korzenia ląduje w żołądku, to porcja białka ryżowego na wodzie, żeby nie palić mięśni przez noc. No dobra, wypowiadam intencję "Moje wyższe ja, moja wspaniała nadświadomości, pokaż mi, co stanie się ze mną po śmierci!" i budzę się dość zadowolony, bo pamiętam trzy sny ;) Pierwszy był o tym, że dwóch gości z mojej szkoły zostało skazanych na karę śmierci i mieli ich powiesić w naszej szkole. Wszyscy jakoś tak do tego na lajcie podeszli, a ja, mimo iż tych gości szczerze nie lubię, bałem się o nich. Jakiś typek odwalił przemówienie, zapytał ich o ostatnie słowa, a oni nic nie chcieli. Nawet odmówili prawa do ostatniego posiłku. No i ich powieszono. A ja im chciałem poprawiać sznury, żeby im było wygodniej =D Dziwny sen, ale przejdźmy do drugiego- ten był zdecydowanie w jakości ponad 1000 pix. Śniło mi się, że biegam po swoim zakładzie pracy między paletami z owocami i jakieś tory nie wiadomo skąd są, a ja ogólnie bez celu większego, radośnie hasałem tu i tam. Potem zobaczyłem stawik, a nad nim gigantyczna pajęczą sieć. Na sieci były złote rybki, to je uratowałem i wrzuciłem z powrotem do stawu. I wiecie, takie krople wody połyskujące w słońcu na tej sieci dało się zobaczyć, ładnie to się prezentowało. Potem przyszedł koto-pająk (w doskonałej jakości, bo pamiętam nawet włosy na nogach tego stworzenia) i mi się przygadał. Koniec snu. A trzeci był taki, że byłem w Sztokholmie i coś kupowałem na festynie, choć nie miałem kasy. Ogólnie odkąd byłem tam na wakacjach rok temu, Sztokholm kojarzy mi się z dobrobytem i czystością. To zupełnie to innego, niż Polska, tam widać poziom rozwoju człowieka, a wszystko jest imponująco dobre. Więc to dobry znak ^^ A potem szedłem autostradą ze swoim dziadkiem i podziwiałem jadące samochody, takie luksusowe. Były piękne i oczywiście detale miały dobrze odwzorowane. Obudziłem się po 8-9 godzinach, lekko zmulony, ale dało się to pokonać. Sny były ładne. Widziałem, że korzeń jest super!

 

 

Dzień czwarty

Standardowa dawka zmielonego Dream Root'a leci na łyżce do otworu gębowego, a ja, niczym rasowy przeżuwacz, rzuję to jakieś 15 minut podczas kąpieli i niemal natychmiast łapie mnie zamułka. Popełniłem jednak srogi błąd- najadłem się. Przeczytałem, że najlepsze efekty osiąga się z pustym żołądkiem. Trzy poprzednie dni kładłem się spać stosunkowo pusty, a teraz pełny jak gacie Najmana przed walką. No i to mnie zgubiło, albowiem o przykazaniu "Nie jeść przed braniem korzenia" dowiedziałem się dopiero potem. Czyli dnia czwartego jeszcze o tym nie wiedziałem. Zapiłem korzeń calciumem. Poszedłem do łóżka, a tam zdziwienie- coś siada na bani! Tak, jakby włączała się lekka fazka! Super! Włączyłem sobie nagranie autohipnozy i czekałem na sen, aż tu nagle... nagle stało się coś, co ciężko mi opisać, ale było to jedno z ciekawszych uczuć, jakich doznałem w życiu. Zacząłem przenikać do snu. Dosłownie czułem, jak świat się "rozmywa" a ja wnikam do snu. Totalnie mnie to zszokowało, no i niestety spanikowałem i otwarłem oczy, co mnie wybudziło z owego stanu. Trwał ledwie dwie sekundy może, ale był wspaniały! Jakby cała rzeczywistość się zapadała i tworzył się nowy świat w centrum głowy, a ja byłem przy tym w stu procentach świadomy i czułem dosadnie, że przekraczam granicę! Jakbym się zatapiał i ulatywał w inny, senny świat, cały czas będąc na jawie. Pewnie, gdybym nie otwarł oczu, od razu wniknąłbym w świadomy sen, bo czytałem, że się tak da. No ale cóż, błąd popełniony się nie odpopełni ;/ Niemniej, podjarałem się i myślałem "No skoro takie coś się odwala, to ja się dzisiaj z pewnością nabawię LD!".

Guzik. Obudziłem się bez snu, co spowodowało lekkie rozczarowanie. Absolutnie nic nie pamiętałem. Spałem 11 godzin, a i tak się nie wyspałem!

 

 

Dzień piąty

Znowu wracam zmęczony z pracy, znowu jem, ile wlezie, ale tym razem nie piję calcium. Myślałem, że to wapń jakoś dezaktywował mój korzeń :D Znowu odmierzam porcję, kładę się spać z konkretną intencją i zamułką, a budzę się z niczym. Znowu nie zapamiętałem snu. No i lipa. Zaczynam wątpić w to, że coś jeszcze uda się zrobić. Idę spać i budzę się bez wspomnień z krainy Morfeusza. Jakieś tam strzępki jedynie. Wkurzam się i szukam informacji. Okazuje się, że polecają nie jeść. No to nie będę. Spałem coś około 9-10h

 

Dzień szósty

Znowu tylko białko przed snem. No i tym razem coś pamiętałem. Chyba miałem tej nocy z 4 krótkie sny, ale ich nie zapisałem w dzienniczku, to się nie podzielę. Jeden był erotyczny, więc tym bardziej bym nie opisał, co ja wyczyniałem :D Spałem znów długo, pewnie z 10 h. Ten cały niechciej i zamuła po wstaniu jest pewnie w jakimś stopniu spowodowana tym, że do pracy muszę chodzić, ale tak czy siak korzeń ewidentnie też ma działanie "usypiające" i zdecydowanie wygodniej byłoby, gdybym mógł spać po 14 godzin ;)

 

 

Dnia siódmego lekko mnie kusiło, żeby jeszcze sobie coś wrzucić, ale się opanowałem. Pewnie z korzeniem jest jak z kreatyną- za dużo bierzesz, to się przyzwyczajasz i słabiej działa. Zresztą, większość substancji tak ma. Więc poczekam te dwa miechy. 

 

Podobno po zakończonym cyklu jeszcze przez kilkanaście dni ma się lepsze sny. Od tamtej sesji minęło dwa tygodnie, no i mogę stwierdzić, że sny faktycznie mam dość niezłe, kreatywne i wymyślne, ale rzadko kiedy zaskakujące. Nie wiem, czy to placebo, czy dream root. Ale wiem za to, że popełniłem błąd. Nie dałem się załadować wspaniałemu korzeniowi przez swoje obżarstwo :D Mam jeszcze z 5 gram., więc powtórzę niebawem cały proces i podzielę się z wami wnioskami.

 

Do tej pory mogę jedynie stwierdzić, że korzeń ma spory potencjał, więc jeżeli ktoś się interere tematyką snów, jak najbardziej powinien skosztować. Tym bardziej, że to legal.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Mocne zmęczenie, oczekiwania neutralne
Ocena: 
Doświadczenie: 
MJ, gałka, LSD, kodeina, DXM
Dawkowanie: 
Każdego dnia niecałe pół łyżeczki od herbaty zmielonego korzenia, czyli szacunkowo 0,7-1 gram.
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media