life is trip in the dreams
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
life is trip in the dreams
podobne
uwaga: *[trip zostanie opisany z punktu widzenia Cogla]
Ja Cogiel i mój kumpel Tomix postanowiliśmy powitać wiosnę małym tripem,
jak zwykle bywa efekt przerósł nasze oczekiwania. Mój kumpel tripował po
raz pierwszy więc jego podniecenie oczekiwaniem efektu o którym miał
niejasne wyobrażenie sięgało zenitu. Umówiliśmy się że zakupię BABĘ2000
i zarzucimy po połówce następnego dnia na wagarach. Wielu z naszych
znajomych tripperów jadło wyłącznie w nocy, co wzbudzało u mnie
oczekiwanie na pełny nowych wrażeń i doznań niesamowity trip.
Umówiliśmy się na przystanku o godzinie 7:00, ale spotkać i tak
mieliśmy się po drodze. Niestety ja trochę zaspałem i musiałem biec na
przystanek ok.1 km, wspomnę tylko że zarzuciłem kwadrata przed wyjściem.
Kiedy spotkaliśmy się na przystanku powiedziałem Tomixowi żeby zarzucił
swojego i rozpoczęliśmy trip autobusem ku naszemu miejscu przeznaczenia,
którym był las koło naszych szkół. Pod koniec trasy busu już czułem
łagodnie wpływającego na moja świadomość kwazara, przy czym było to po
25 minutach po wzięciu! (jak sądzę wyniknęło to z tego że biegłem).
Wcześniej zaopatrzyliśmy się w sok marchwiowo-bananowy 1l, walkmany do
słuchania zapętlonej muzy, odrobinę wolnego czasu oraz "miejsce".
Tak więc wysiedliśmy na przystanku i poszliśmy naszą codzienną drogą
w kierunku szkoły, po drodze nawiązaliśmy rozmowę o wrażeniach z jazdy
miejskim autobusem, ku memu zdziwieniu Tomix też czuł już delikatną
zmianę percepcji i powiedział że o mało nie wybuchnął ze śmiechu jak
zobaczył pewnego "ludzia" w autobusie, mi natomiast wydawało się że
pewna panienka się na mnie gapi i starałem się nie patrzeć w jej kierunku,
ona stała ode mnie z metr dalej, więc pozostało mi patrzeć w szybę.
Chciałem powiedzieć o tym Tomixowi ale wydawało mi się że usłyszy i w
tym momencie zacząłem się śmiać do swych myśli. Tomix powiedział że myślał
że się śmieję z jego "ludzia" więc próbował się powstrzymywać i nie
patrzeć na mnie. Zajęci rozmową dotarliśmy do lasku między naszymi
szkołami, wybrałem ten las ze względu na jego poprzecinanie drogami
dla rowerów oczywiście wybrukowane kostką oraz drogami pożarowymi
odmiennie "wybrukowanymi" ziemią, nie mogę ominąć przeróżnych ścieżek
leśnych i torów kolejowych. Poszliśmy na wzgórze porośnięte lasem,
gdzie często paliliśmy sqna, tutaj trochę odpoczęliśmy na kamieniu i
zapytałem Tomixa czy już coś czuje odpowiedział że prawie nic (2), nie
wiedział jak rozpoznać stan zmienionej świadomości, choć coś czuł,
ja dojrzałem że coś się dzieje ze ściółką leśną, igły, brązowe liście
były ułożone w idealnym "porządku"(sic). Wyciągnąłem sok i napiliśmy
się, smak był oszałamiający, cudowny gęsty sok przepływał przez ośrodki
smakowe i drażnił je, pociągał do następnych łyków. Po wrażeniach ze
sokiem postanowiliśmy się przejść ścieżką z muzą na uszach i po drodze
dopalić. Co zabawne przed wyruszeniem w drogę powstrzymywał nas dylemat
gdzie w lesie ukryć sok! Zaczęliśmy rozpaczliwie szukać miejsce ukrycia
cudownego eliksiru, po chwili przyszła myśl "każde miejsce jest dobre",
więc "ukryliśmy", po prostu postawili na gałęzi, dopiero teraz mogliśmy
ruszyć w drogę. Szliśmy ścieżką do miejsca gdzie przecięły ją tory,
tutaj zapaliliśmy fiolet i zaczęła się prawdziwa jazda z górki, doszliśmy
do wniosku że ja jadę szybciej i wyprzedzam Tomixa przez to że zjadłem
wcześniej kwadrata i jeszcze biegłem (3). Więc Tomix zaczął biegać żeby
mnie dogonić, co za ubaw, jak wiadomo po paleniu drapie w gardle więc
postanowiliśmy iść/biec na nasz pagórek po napój bogów, kiedy byliśmy
blisko Tomix przestał biec i wchodziliśmy pod górkę, on szedł pierwszy
ja zaraz za nim, wchodziliśmy tak beztrosko i kiedy byliśmy już na górze
Tomix nagle zatrzymał się, obrócił i wyminął mnie a mi metr ode mnie
ukazał się krąg dziewczyn chyba ze 6 z korbolami paczącymi na mnie, wtedy
zrobiłem głupi uśmiech i to samo co Tomix bez zbędnych ceregieli tył zwrot
i za kumplem, uczucie jakie mi towarzyszyło było niesamowite dosłownie
weszliśmy z butami w ich wyspę rzeczywistości tak bym to opisał. Wrażenie
wejścia w ich zbiorową świadomość i tym samym to co sobą reprezentowały,
nie pamiętam ich min, ale panienka z korbolem? to nie dla mnie. I tu
zrodził się nowy problem jak dotrzeć do napoju bogów? nie wchodząc w ich
wyspę rzeczywistości? ani jej nie naruszając? ponieważ nawet "je"
obeszliśmy prawie na około to czuliśmy i widzieliśmy ich wyspę
rzeczywistości a my drażniliśmy ją po brzegach. Napój był w ich zasięgu.
Porzuciliśmy myśl o dotarciu do napoju, przynajmniej na razie, wędrując
po drodze rowerowej(hehe wyraz dwuznaczny! ale zdecydowanie nie 3znaczny!)
zeszliśmy na pożarową i tutaj zaczęliśmy zapętlać samych siebie, chodziliśmy
po lesie przecinkami pożarowymi manewrując między nimi, to z 1 w 2 na
przemian, później 3 do 4, mieszając je i nas samych. Zabawa skończyła się
kiedy Tomix zauważył że na drodze rowerowej równoległej do naszych idzie
jakiś gość, jeżeli gość był w połowie drogi za nami to musiał nas widzieć,
ale Tomix inaczej pomyślał ponieważ postanowił się mu schować za konarem
drzewa w miejscu gdzie droga pożarowa przecinała pagórek, było więc głębiej,
i tez się schowałem bo było mi głupio że zacząłem mówić do schowanego Toma
że gość nas widział na pewno (ale nie byłem pewien wydało się że paczył się
w naszą stronę) i żeby się nie chował bo pomyśli że jakieś czuby łażą po
lesie, poskutkowała dopiero myśl że chcemy go podpalić. Wstaliśmy i
wyszliśmy na drogę rowerową gdzie zbliżał się starszy już pan, Tomix
chciał "uciekać", ale ja wiedziałem że to może być początek bad tripa
a w tedy po nas, więc powiedziałem mu że idziemy w kierunku gościa, Tom
tylko na mnie spojrzał dziwnie ale poddał się mojej woli. Przejście koło
gościa było niesamowite zawsze jest tak że jak się do kogoś zbliżamy to
milkniemy i dopiero po przejściu wznawiamy rozmowę i teraz było podobnie
tylko z tym że my patrzyliśmy się na gościa a on na nas, w końcu jednak
minęliśmy się, co za ulga, po 100m gościu patrzył za nami ale później już
się nie obracał. Kiedy tak szliśmy drogą rowerową ja go znów wyprzedziłem
i szłem trochę wcześniej, naszła mnie myśl że jestem jego przewodnikiem
ponieważ mam więcej doświadczenia i mu o tym powiedziałem, abstrakcja
sytuacyjna mówiła innym językiem, postanowiłem zrównać się z nim drogą ale
Tomixa naszła chęć zboczenia znów na przecinkę pożarową, i tutaj wynikło
nieporozumienie bo ja nie chciałem już tamtędy iść, wobec czego
rozdzieliliśmy się, ale cały czas myślałem i on pewnie też że wróci i
będziemy kontynuować tripa razem, uszłem kawałek drogi myśląc przy tym
czemu tak zrobił i że on taki zajebany, wpadnie w bad tripa! muszę go
odnaleźć! odwróciłem się niema go, więc za mną nie poszedł, drogi
przecinały się i szły prawie równolegle przecinka trochę odchodziła
od mojej, przebiegłem przez chaszcze na przecinkę a tu niema Toma! myślę
gdzie on się podział? naprzód przecinką nie poszedł bo go nie ma! musiał
się wrócić za mną, rozglądam się, migła mi niebieska katana Toma za
zielonym krzakiem, podbiegam nie ma, rozglądam się, znów migła, w końcu
zacząłem się zastanawiać czy to nie przypadkiem mój umysł podkłada mi
niebieski kolor, aż tu nagle Tomix wychodzi zza krzaków z bananem na
ryju że mnie zobaczył, nie zaprzeczę również się ucieszyłem, ale ulga.
Nie było by większego bad tripa niż szukanie się po lesie wspomniałem
Tomowi, kiwnął mi głową na znak potwierdzenia, od tej chwili nie
rozdzielamy się powiedział, zgodziłem się i ruszyliśmy tą przecinką
pożarową dalej. Po pewnym czasie, nogi nas zaczęły boleć usiedliśmy w
lesie na mchu i zapodaliśmy sobie muzykę z walków, moim wrażeniem
percepcyjnym które pamiętam było zobaczenie toru pojedyńczego promyka
słońca wlatującego do mojego oka i fraktalowe chmury, praktycznie poszło
mi na oczy tzn. widziałem fraktale prawie jak po zamknięciu oczu tylko
jeszcze z bodźcami z zewnącz, moją uwagę przykuły przeźroczyste linie
przecinające się na tle lasu a muzyka nimi obracała na około mnie, coś
jakbym widział w 360 stopniach. Kiedy patrzyłem na mech falował, drgał,
ruszał się, oddychał, przelewał, później Tom mi powiedział że widzi i
słyszy jak mech oddycha! Kiedy odpoczęliśmy poszliśmy drogą rowerową
w stronę miasta, jednak zrezygnowaliśmy we wstąpienie w ten chaos
uporządkowanych rzeczy, napewno byśmy się pogubili, zaplątali, poszliśmy
się napić naszego napoju bogów, szczęście nikogo już na pagórku nie było
została myśl gdzie schowaliśmy sok? ogrom miejsc, nas przytłoczył, ale
na szczęście po wejściu w głąb zobaczyliśmy go na jednej z gałęzi!
jestem pewien że gdybyśmy go schowali gdzie indziej byłby tam do teraz.
Usiedliśmy na kamykach i napiliśmy się soku, napisaliśmy na soku i kamyku
flamastrem "od kwasiarzy" i postawiliśmy na kamyku, mieliśmy już tutaj
nie wracać, jednak pod koniec naszego Tripa wróciliśmy wypić co zostało
lecz ku naszemu zdziwieniu pozostałym sokiem ktoś oblał kamyk centralnie
na napis "od kwasiarzy" a karton zajebał! patrzyliśmy na około w krzakach
nigdzie go nie było wszędzie wałęsały się tylko butelki po jabcokach...
(2)uwaga: [dlatego nie paliliśmy na pagórku fioletu bo chciałem by
Tomix poczuł/poznał działanie samego Kwasa.]
(3)uwaga: [jak wiadomo LSD trawi żołądek i później krew tłoczy do
mózgu i innych części ciała, przez bieganie krew szybciej
zostaje tłoczona do mózgu przez co LSD w większej ilości
przedostaje się i działa z większym skutkiem, doświadczyć
można prawie synestezji]
- 7821 odsłon